Reklama

Na kłopoty Velde i Marchwiński

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

23 września 2023, 22:52 • 3 min czytania 64 komentarzy

Żadnego „ale, ale, ale” z bródnowskim zaśpiewem Kowala. Nie da się dłużej zaprzeczać. W 2023 roku Filip Marchwiński i Kristoffer Velde są czołowymi postaciami Lecha Poznań. Bez nich Kolejorz ugrzązłby w problemach, a John van den Brom powoli mógłby rozglądać się za biletem powrotnym do Holandii. 

Na kłopoty Velde i Marchwiński

Może trochę przesadzamy. Hiperbolizujemy dla efektu. Ale może też nie, któż to wie. Polak strzelił już cztery gole w siedmiu występach w tym sezonie, Norweg zdobył tyle samo bramek w sześciu ostatnich spotkaniach Lecha. Końcówkę wiosny tak wiele razy wcześniej mniej lub bardziej zasłużenie wyśmiewany i wyszydzany duet Marchwiński-Velde również miał wystrzałową. Właściwie: gdzie się nie spojrzy, tam liczby, popisy, konkrety. Nie inaczej było ze Stalą.

Duet Marchwiński-Velde lepszy niż wszyscy inni

Choćby gol na 1:1. Velde zagrał ze skrzydła do Afonso Sousy, ten przekazał piłkę Marchwińskiemu, a młodzieżowy (może niedługo ten człon będzie można wykreślić) reprezentant Polski dzióbnął futbolówkę w stronę wbiegającego w pole karne rywala kadrowicza Norwegii, który minął sobie niezdarnego Marco Ehmanna i z zimną krwią pokonał dobrze dysponowanego Mateusza Kochalskiego. Albo ten na 2:1. Velde nawija sobie Michała Trąbkę, strzela na bramkę Stali, instynktownie interweniuje Kochalski, ale zaraz Marchwiński dobija w absolutnie mistrzowski sposób: w tłoku, odwrócony bokiem/tyłem do kierunku gry, spod siebie. Ma coś w sobie ta dwójka.

Bez nich w Lechu zrobiłoby się gorąco. Rok temu Kolejorz przegrał u siebie ze Stalą 0:2, a pomeczową relację tytułowaliśmy „Hello mokra szmata, my old friend”, co mówi pewnie więcej niż tysiąc słów. I tym razem mogło być podobnie, bo John van den Brom nie trafił ze składem, czego najlepszym dowodem wycofanie na ławkę młodziutkiego Michała Gurgula po zaledwie półgodzinnym potruchtaniu i wymuszona boiskowymi wydarzeniami zmiana ustawienia z trójosobowego bloku defensywnego na klasyczny czteroosobowy.

W międzyczasie Stal wyszła bowiem na prowadzenie po fenomenalnym prostopadłym podaniu Ilji Szkurina i jeszcze lepszym wykończeniu Macieja Domańskiego. Później goście mogli coś do swojego dorobku jeszcze dołożyć, w samej końcówce bliski szczęścia był na przykład Guillaumier, ale nic z tego nie wyszło.

Reklama

Po meczu Radosław Murawski stanął zaś przed kamerami Canal+Sport i powiedział, że Velde dostanie od szatni „po łbie” za kilka zmarnowanych okazji, bo przez to Lech o wynik drżeć musiał do samego końca. Żarcik jak żarcik,  bo Norweg faktycznie swoje zmarnował, de facto spotkanie mógłby kończyć z hat-trickiem, a nie tylko z pojedynczym trafieniem na koncie i kilkoma pudłami. Inna sprawa, że przyjacielski kuksaniec należy się bardziej innym piłkarzom Lecha. Gdyby wszyscy zagrali jak duet Marchwiński-Velde albo Joel Pereira (klasowa zmiana), zamiast włóczyć się po murawie przy Bułgarskiej w zwolnionym tempie, nie byłoby poczucia wymęczonego zwycięstwa. A takie poczucie jest.

Lech wrócił do wygrywania, dopiero w derbach pokonał Wartę, teraz trzy punkty inkasuje ze Stalą, ale wciąż ta drużyna wygląda jak drogi samochód, który na autostradę wyjeżdża z zaciągniętym hamulcem ręcznym.

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

64 komentarzy

Loading...