Reklama

Światło dla Rakowa jeszcze nie zgasło. Reportaż z Sosnowca

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

23 sierpnia 2023, 13:58 • 9 min czytania 55 komentarzy

Olbrzymi niedosyt. To uczucie dominowało po wtorkowym meczu w Sosnowcu. FC Kopenhaga wygrała, ale niczym specjalnym nie zaimponowała, w żadnym elemencie nie sprawiała wrażenia drużyny z innej planety, na którą nigdy nie trafimy. Daje to nadzieje w rewanżu, choć skala wyzwania jest naprawdę duża. Piłkarze Rakowa mają pole do poprawy, natomiast egzamin pod Ligę Mistrzów na pewno zdali jego kibice.

Światło dla Rakowa jeszcze nie zgasło. Reportaż z Sosnowca

Byłem w ostatnich miesiącach na otwarciu sosnowieckiego stadionu, gdy Zagłębie podejmowało GKS Katowice. Byłem też w Gliwicach, gdy Ruch Chorzów wygrał z GKS-em Tychy i zapewnił sobie awans do Ekstraklasy. Uważam, że w porównaniu do tamtych wydarzeń kibice z Częstochowy wypadli co najmniej równie dobrze, atmosfera była naprawdę świetna.

Trybuna za bramką, na którą Raków atakował w drugiej połowie wspierała drużynę bez wytchnienia, od pierwszego do ostatniego gwizdka. A nawet dłużej, bo już podczas rozgrzewki piłkarze mogli liczyć na wsparcie. Tak to wyglądało równo na 30 minut przed startem.

Po zakończeniu meczu nie było gwizdów czy oznak niezadowolenia. Zamiast tego wszyscy na trybunach dziękowali za walkę, której nawet na moment nie zabrakło.

Reklama

Bez wątpienia egzamin zdało granie w Sosnowcu przy okazji meczów w europejskich pucharach. Doping idealnie się niesie – akustyka jest “zbita”, co tworzy jeszcze lepszy efekt.

Również w strefie dla mediów warunki pracy były bardziej komfortowe niż w lutym. Przede wszystkim zdemontowano barierki, które mocno ograniczały widok.

Wtedy wyglądało to tak:

A dziś tak:

Reklama

Jest różnica.

Dla zarządzających sosnowieckim obiektem przygotowanie go stanowiło spore wyzwanie, ale podołali. – Co do wymogów, zaskoczenia nie było, bowiem jako ArcelorMittal Park od kilku miesięcy procedujemy pozyskanie tzw. paszportu UEFA dla stadionu piłkarskiego. Wiadomo, że musimy dostać wymagane 4 gwiazdki, aby spełniać surowe wymogi federacji. Sukcesywnie więc inwestujemy i dopieszczamy obiekt, by zarówno strefa sportowa, pokłady biznesowe jak i konferencyjne oraz oczywiście strefa mediów przewyższały standardy, które znamy. Przyznam, że wymogi UEFA dotyczące kwestii reklamowych i promocyjnych, a także zapewnienia komfortu i jakości pracy wszystkich służb, to poziom dyscypliny niemalże wojskowej. I to chyba największa różnica w organizacji meczu. Nie ma pola do negocjacji, trzeba wszystko dostosować do surowych wymagań UEFA. Finalnie obiekt na tym zyska technicznie, a nasz zespół ludzi zdobędzie bezcenne doświadczenie na poziomie światowym. Raków gra w Lidze Mistrzów, więc i my gramy! Najlepiej świadczy o tym fakt, że 100 procent uwag i wymogów jesteśmy w stanie spełnić pracując na bieżąco, będąc do dyspozycji klubu i federacji niemalże 24 godziny na dobę. Raz jeszcze podkreślam: ArcelorMittal Park zachwyca nie tylko infrastrukturą na europejskim poziomie ale i obsługą pracowników. Są po prostu najlepsi – pochwaliła się Karina Skowronek, prezes zarządu spółki Zagłębiowski Park Sportowy.

Uważam, że Raków w grupie – czy to Ligi Europy, czy to Ligi Mistrzów – powinien pozostać w Sosnowcu. Coraz wyraźniejsze są głosy, że 12-tysięczny stadion jest niewystarczający, że warto rozważyć przenosiny na większy obiekt, ale moim zdaniem wtedy ten efekt “kotła” na trybunach byłby mniejszy. Zresztą, ewentualna zmiana nie byłaby taka prosta, bo umowa na rozgrywanie takich spotkań w Sosnowcu obowiązuje na najbliższe trzy lata.

 – O stuprocentowej pewności nigdy nie możemy mówić. Wierzę jednak, że nic się w tej materii nie zmieni,  choć oczywiście umowa przewiduje różne opcje najmu. Czy obawiamy się presji przenosin Rakowa jako zarządzający obiektem? Nie mamy wpływu na to, co będzie. Naszym zadaniem jest stworzyć klientowi najlepsze warunki z możliwych, żeby Raków i inni chcieli tu wracać. Na tym się koncentrujemy – komentuje Skowronek.

Nie do końca przekonują mnie komentarze piłkarzy Rakowa, że gdyby grali w Częstochowie, to na pewno by nie przegrali. W tym tonie wypowiadali się Fran Tudor i Łukasz Zwoliński. Rozumiem te głosy o znajomości każdej kępki trawy i tym podobne, ale przy Limanowskiego nie mogliby przecież liczyć na taką atmosferę, trudno byłoby poczuć, że tu jest Liga Mistrzów.

Usłyszenie na żywo hymnu Champions League było sporym przeżyciem, choć… skłamałbym, gdybym stwierdził, że poczułem ciarki na całym ciele i nie zapomnę tej chwili do końca życia. Na to podświadomie liczyłem, ale to jednak jeszcze nie to. Być może gdyby chodziło o starcie już w fazie grupowej z jakimś rywalem z najwyższej półki, udałoby się wejść na ten poziom emocji.

Symptomatyczny był moment, w którym chwilę później z nieba rozległ się potężny grzmot i widoczne zaczęły być błyskawice. Miało się dziać i się działo. Do sporej pomyłki w tym kontekście doszło podczas pomeczowej konferencji. Tłumacz z duńskiego na polski przekazał, że zdaniem trenera gości Jacoba Neestrupa mecz powinien zostać opóźniony o 15-20 minut ze względu na “przedmioty rzucane na boisko”. Wywołało to konsternację na sali, bo nikt takiego momentu nie zarejestrował. – Co on pierdoli? – pytał z niedowierzaniem ktoś z tylnego rzędu.

Mateusz Miga z TVP Sport dopytał, o jakie przedmioty chodziło i dobrze zrobił, bo w eter mógł pójść kompletnie zniekształcony przekaz trenera czepiającego się niestworzonych rzeczy. Okazało się, że Neestrupowi chodziło o warunki atmosferyczne i błyskawice. Aby mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiany, wypowiedział się po angielsku. – Część moich zawodników bała się piorunów, a przecież protokół UEFA umożliwia opóźnienie spotkania w takiej sytuacji. W Danii już wiele razy zdarzało się, że piorun trafił w zawodnika. Nie ma znaczenia, czy mówimy o meczu amatorów, czy o Lidze Mistrzów. Zdrowie piłkarzy powinno być najważniejsze – stwierdził.

 

Dawid Szwarga zapytany o tę samą kwestię tradycyjnie nie chciał rozmawiać o pogodzie.

Co do pomeczowych wypowiedzi, jedni i drudzy niby oddawali sobie szacunek, ale nie brakowało wzajemnych szpileczek.

Zwoliński: – Ostatnie 20-30 minut pokazało, że nie taka Kopenhaga straszna, więc jedziemy na rewanż po prostu wygrać mecz. Kopenhaga praktycznie nie stworzyła sobie sytuacji, a my przy odrobinie szczęścia wcale nie musieliśmy tego meczu przegrać, więc to nie są żadne odważne słowa. To realizm.

Kovacević: – Kopenhaga miała jedną czystą sytuację w tym meczu — albo nawet nie jedną — a strzeliła gola

Tudor: – Duży szacunek dla Kopenhagi, ale wydaje mi się, że Karabach to lepsza drużyna.

Z drugiej strony brzmiało to podobnie.

Grabara: – Ile Raków oddał strzałów w drugiej połowie? Może przy jednym się napracowałem. A tak nie miał żadnej klarownej sytuacji. Jego zawodnicy nie mogą teraz siedzieć w szatni i pluć sobie w brodę, bo byli blisko wygranej.

Neestrup: – To nie jest szczęśliwe zwycięstwo. Zagraliśmy bardzo dobrze. Nie dopuszczaliśmy Rakowa do sytuacji podbramkowych.

Trener gości wyraźnie się zirytował, gdy właśnie jeden z duńskich dziennikarzy zapytał go o wygraną w szczęśliwych okolicznościach. Generalnie wszystko było bardzo dobrze i wszystko mu się podobało w grze swojego zespołu, może ewentualnie poza tym, że po objęciu prowadzenia stworzył za mało sytuacji.

Dawid Szwarga również na każdym kroku podkreślał, że jest zbudowany postawą drużyny. – Czuć było bardzo dobrą energię w zespole, którą przenieśliśmy na boisko. Uważam, że plan na ten mecz zawodnicy zrealizowali na bardzo dobrym poziomie, co doprowadziło do tego, co jest trudne z Kopenhagą, czyli ograniczenia jej sytuacji i w ogóle jej wejść w nasze pole karne i trzecią tercję boiska. (…) Każdy u nas w szatni miał niedosyt po spotkaniu i będziemy ten niedosyt podsycać, żebyśmy wierzyli, że mimo iż w Kopenhadze nie wygrywały duże firmy, to Raków będzie w stanie to zrobić.

Dość ironicznie odpowiedział na pytanie, czy zawodnicy Rakowa nie powinni częściej uderzać z dystansu. – Wiem, że strzały z dystansu są lekiem na całą polską piłkę. Właściwie po każdym meczu mówimy, że ich zabrakło i przez to się przegrało lub nie zdobyło bramki. Strzały z dystansu to w tej chwili ostatnia rzecz, o której myślę – stwierdził.

Z mojej perspektywy jednak w kilku przypadkach aż się prosiło o taką próbę. Nie chodzi o jakieś nieprzygotowane, rozpaczliwe kopnięcia z trzydziestu pięciu metrów, ale gdy Fabian Piasecki ma już piłkę do strzału na dwudziestym metrze, to chyba czasem lepiej spróbować, zamiast wikłać się w bardziej skomplikowane koncepcje, na dodatek ewidentnie bez pełnego przekonania, że warto. Tak jak stałe fragmenty to jeden z elementów tej gry i nie ma sensu ich deprecjonowanie, tak podobnie jest z uderzeniami zza pola karnego. Grunt, żeby było to wykonane w należyty sposób i dawało efekt.

 

W każdym razie, pozytywów w grze Rakowa nie zabrakło, jest się do czego odnosić. Kilku piłkarzy na żywo jeszcze zyskało, zwłaszcza Gustav Berggren, który znakomicie wyczuwał moment na wysoki pressing, a w środkowej strefie świetnie balansem ciała potrafił uwolnić się spod opieki nawet kilku rywali.

 – To dość ciekawe, że szukamy pozytywów po porażce, ale to tylko pokazuje, jaki zagraliśmy mecz. Myślę, że podstawową sprawą jest to, na ile pozwoliliśmy Kopenhadze w ofensywie. Raków zawsze będzie bazował na dobrej grze w obronie na każdej wysokości na boisku i dziś było to widać. Nie chcę strzelać, ale sam jestem ciekaw, jaki inny zespół w Europie pozwolił Kopenhadze na wykreowania tak małej liczby okazji i mam tu na myśli również dużo większe drużyny niż nasza. Pozytywem są także sytuacje, które stworzyliśmy. Może nie było ich dużo, ale możemy mówić o szansie Kittela, główce Adnana Kovacevicia czy minimalnym spalonym Rundicia. W pewnym momencie potrafiliśmy zdominować przeciwnika posiadaniem piłki. Oczywiście taki był też plan rywala, żeby utrzymać rezultat i się cofnąć, ale mimo wszystko nawet ich próby wypchnięcia z obrony niskiej do wysokiej nie były skuteczne. Idąc dalej – liczba wejść w pole karne. Nawet jeśli ktoś powie, że były niecelne… Jeśli oddajesz 25-30 dośrodkowań, to skuteczność zawsze będzie przeciętna, takie są fakty, jednak każde dośrodkowanie w pole karne czy ponowienie akcji po dośrodkowaniu może skutkować sytuacją. Jeśli nie od razu, to sytuacją w drugie lub trzecie tempo. Wierzę, że tak będzie w Kopenhadze – wyliczał Szwarga.

Jak widać, jest się czego uczepić przed rewanżem. Oby wtedy już szczęście ponownie bardziej Rakowowi sprzyjało, bo trudno nie odnieść wrażenia, że “Medaliki” musiały wyjść w tej materii na zero po wcześniejszych bojach, gdy fortuna raczej była po ich stronie. Tym razem wszystko układało się na odwrót: wypadnięcie Arsenicia ze składu, pechowo stracony gol, kontuzja Jeana Carlosa po kilkunastu minutach, centymetrowy spalony przy bramce na 1:1.

Jest szansa, jest nadzieja, ale niepokoją podobne historie z nieodległej przeszłości. Gdy Lechia Gdańsk i Pogoń Szczecin rywalizowały z Broendby, po meczach u siebie wydawało się, że rywal znajduje się w zasięgu i na jego teren nasi pucharowicze nie jadą na ścięcie. W Kopenhadze jednak wszystko się sypało – obrońcy i bramkarze popełniali najprostsze błędy (Pogoń sprzed roku), a z przodu się nie układało. Pozostaje wierzyć, że bardziej zaawansowany taktycznie Raków takim wahaniom formy po prostu nie ulegnie. A wtedy wciąż wszystko możliwe, nawet jeśli uświadomimy sobie, że w zeszłym sezonie w stolicy Danii nie wygrały nawet Borussia Dortmund, Manchester City i Sevilla.

Najważniejsze, że tak czy siak pucharowe światło dla Rakowa nie zgaśnie przynajmniej aż do grudnia. Ewentualnie tylko trzeba będzie zmienić brand rozgrywek. Jakby co, w Sosnowcu mają to przećwiczone.

CZYTAJ WIĘCEJ O RAKOWIE:

Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

55 komentarzy

Loading...