Ten mecz miał się po prostu odbyć. Nic wielkiego nie miało się już w nim wydarzyć. Po 4:1 w Poznaniu wszystko wydawało się pozamiatane. Trener Fiorentiny dał odpocząć kilku piłkarzom. W ataku Lecha wybiegł Artur Sobiech, bo Mikael Ishak nie był gotowy na 90 minut. Wyjdźmy, zagrajmy, może jakimś cudem zremisujmy i zacznijmy skupiać się na Radomiaku. A tymczasem…
A tymczasem dostaliśmy gigantyczne emocje, których nikt się nie spodziewał i na koniec możemy być z postawy mistrza Polski dumni, mimo że nie awansował do półfinału Ligi Konferencji. “Kolejorz” sprawił, że pralki we Florencji w czwartkowy wieczór zużyją znacznie więcej prądu niż zazwyczaj, bo wielu kibiców gospodarzy będzie musiało przeprać mokre gacie. W pewnym momencie naprawdę mogli oni zacząć się obawiać, że ten dwumecz skończy się dla ich drużyny gigantyczną kompromitacją.
Fiorentina – Lech Poznań 2:3. Mistrz Polski miał już dogrywkę
Fakty są takie, że Lech przez dziewięć minut miał dogrywkę, co oznacza, że odrobił trzybramkową stratę sprzed tygodnia. Już samo uświadomienie sobie tego stanu rzeczy brzmi kosmicznie. Piłkarzom “Violi” naprawdę strach zajrzał w oczy, a my już wizualizowaliśmy sobie drugi Real Saragossa z Wisłą Kraków.
Happy endu ostatecznie nie było, bo Murawski w stylu Venutiego podarował gola Sottilowi (inna sprawa, że idealnie mu to wpadło), a w doliczonym czasie Dagerstal popełnił juniorski błąd przy przyjęciu i Castrovilli wygrywając przebitkę z Karlstroemem zakończył te bonusowe emocje. Nasze tętno wróciło do stanu normalności.
Fiorentinie ułożyło się pierwsze spotkanie, a Lechowi drugie. Kapitalna akcja ze strony na stronę, Venuti źle wybił dośrodkowanie Skórasia i Afonso Sousa oddał kapitalny sytuacyjny strzał. Niby jeszcze nic wielkiego się nie działo, ale gra “Violi” stała się nerwowa. Wszystko potęgował jeszcze beznadziejny sędzia ze Słowenii. Mylił się w obie strony (żółta kartka dla Kwekweskiriego to jeden wielki lol), choć bardziej na jego nieudolności skorzystał nasz przedstawiciel. Bądźmy szczerzy: gdyby pan Rade Obrenović przed przerwą wyrzucił z boiska Alana Czerwińskiego za drugie “żółtko” i podyktował rzut karny dla Fiorentiny, gdy Murawski zdzielił rywala łokciem, nie moglibyśmy zgłaszać żadnych pretensji. Szczególnie zachowanie Murawskiego trudno wytłumaczyć, bo do końca oglądał się za siebie, kontrolował ustawienie Gonzaleza, a i tak uderzył go bez piłki.
Czerwiński zaraz po uniknięciu wykluczenia został zmieniony. Schodził z boiska wściekły, ale gdy ochłonie, na pewno zrozumie. Każdy następny faul w jego wykonaniu mógł oznaczać granie w dziesiątkę.
Velde i Sobiech zszokowali gospodarzy
Lech trzymał na dystans poddenerwowanych Włochów, prowadził, lecz miał problem ze stwarzaniem kolejnych szans. W drugiej odsłonie gospodarze zaczęli grać żwawiej i agresywniej. To prędzej oni mogli wyrównać niż “Kolejorz” podwyższyć. Nagle jednak Terzić przeorał nogę Skórasia i pan Słoweniec dopiero po obejrzeniu powtórek podyktował karnego. Velde wytrzymał ciśnienie, choć to, że właśnie on podszedł do piłki, a potem jeszcze musiał ją poprawiać po uwadze od arbitra nie napawało optymizmem. Cóż, wpadło bez problemu, a po chwili Sobiech (!) po świetnym zachowaniu szybko wykonującego aut Skórasia i dogrywającego Karlstroema wprawił w euforię nie tylko cały piłkarski Poznań.
Kurczę, takich emocji jak przy tym golu nie przeżywaliśmy chyba nawet podczas ostatniego mundialu z udziałem reprezentacji Polski. Nagle ta Fiorentina zrobiła się taka mała, taka łatwa do ugryzienia, wszystko wydawało się możliwe.
Wyszło jak wyszło, ale nie będziemy rozdzierać szat. Lech pokpił sprawę w Poznaniu, nie dziś. Dziś pokazał sobie i nam, że na farcie do ćwierćfinału Ligi Konferencji nie doszedł, a Vincenzo Italiano z pewnością postarzał się o ładnych parę lat. I jakoś go nie szkoda.
Lechu, dziękujemy! To była piękna przygoda.
Fiorentina – Lech Poznań 2:3 (0:1)
- 0:1 – Sousa 9′
- 0:2 – Velde 65′ karny
- 0:3 – Sobiech 69′
- 1:3 – Sottil 78′
- 2:3 – Castrovilli 90+2′
CZYTAJ WIĘCEJ O MECZU FIORENTINA – LECH POZNAŃ:
- „Grajcie w piłkę i będzie dobrze”. Lech Poznań we Florencji chce być odważny
- Ruina i dzieło sztuki. Fiorentina – więzień Stadio Artemio Franchi [REPORTAŻ]
Fot. Newspix