Jest złotousty. Słowa wypowiada szybko. Zdania formułuje chaotycznie. Żadnej pracy się nie boi. Kieruje się górniczym etosem. Życie wyjaśnia przypowieścią o źdźbłach trawy. Wychodzi z założenia, że „zgoda buduje”, a „niezgoda rujnuje”. Do znudzenia powtarza biblijne zdanie: „po owocach ich poznacie”. Henryk Kula, wiceprezes PZPN ds. organizacyjno-finansowych i prezes Śląskiego Związki Piłki Nożnej, zajął 16. miejsce w naszym rankingu 100 najbardziej wpływowych osób polskiej piłki. To działacz w starym stylu. A to wyjątkowo szalona rozmowa.
Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki. Miejsca 25-1
Jest pan wpływowy?
Tego nie wiem.
Pogłówmy się.
Uważam, że nie.
Kurtuazja.
Jak mówiła Irena Kwiatkowska w „Czterdziestolatku”: „żadnej pracy się nie boję”. Takim jestem typem człowieka. I tyle.
Ile fachów podejmował pan w życiu?
Pracowałem w jednym zawodzie – w górnictwie. Zaczynałem od najniższych szczebli, a skończyłem jako pełnomocnik zarządu do spraw dywersyfikacji. Robota, który uczy życia. Siedemset metrów pod ziemią. Może nawet tysiąc. Pokora. Szacunek. Zrozumienie dla drugiego człowieka.
Górniczy etos.
Zdajesz sobie sprawę, że kiedy tylko coś się w kopalni stanie i znajdziesz się w sytuacji zagrożenia życia, wynieść i uratować będzie mógł cię tylko drugi człowiek. Sami słyszycie i widzicie, skromność i pokora. I zawsze w grupie. Jest nas dwóch, to nie jeden. Jest na trzech, to nie dwóch. Im więcej, tym bezpieczniej.
Na całe życie wytłumaczył mi to mój dziadek. Pokazał, co to jest rodzina, bo denerwowałem się, że muszę siedzieć z siostrą czy braćmi. Bardzo prosta sprawa. Wziął mnie na łąkę.
– Masz, wnuku, dwa źdźbła trawy.
Urwałem, zadowolony.
– Masz, wnuku, trzy źdźbła trawy.
Znów urwałem, znów zadowolony.
– Masz, wnuku, dziesięć źdźbeł trawy.
Rwałem, rwałem, tym razem się nie dało.
– Widzisz, wnuku, jak jest nas dziesięciu razem, to zawsze damy sobie radę.
Bardzo mądre.
Trzydzieści cztery lata pracowałem w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Mysłowicach. Budowaliśmy kopalnie, pracowaliśmy w kilku miejscach, potem jako szef produkcji miałem pod swoim zarządzaniem kilka punktów roboczych i wielu ludzi, dosyć dużo tego było. To wszystko uczyło solidarności międzyludzkiej. Pani profesor Symonides mawiała: „górnicy zawsze są uczuleni na drugiego człowieka”. Czy było się dyrektorem, czy ładowaczem, wiedziało się, że jak przyjdzie nieszczęście, zdarzy się tragedia, na miejscu znajdzie się ktoś, kto pomoże.
Dyrektor miał więc taki sam szacunek do ładowacza, jak do przodowego, sztygara czy szefa produkcji. Naczynia powiązane. Jeden bez drugiego nic nie znaczy. Jak w drużynie piłkarskiej! Może być gwiazda, ale jak nie będzie miała wokół siebie dziesięciu innych zaangażowanych ludzi, to nie wygra, choćby bardzo chciała. Wyjdziemy w jedenastu na samego Messiego czy Ronaldo, to przecież Messi czy Ronaldo z nami przegrają. W grupie siła. W jedności moc. Nie zgadzajmy się, ale wspierajmy się. I rozmawiajmy. Nie przez prasę, przy fleszu kamer, a w zaciszu pokoju, dogadajmy się i róbmy swoje.
Czekałem tu na pana jakiś kwadrans i słyszałem tylko: „złoty człowiek, co się z każdym dogada”. Na szyldy z takimi reklamami!
Z dzieciństwa pamiętam, że siedzieliśmy przy stole i zawsze były dwie takie makietki: „zgoda buduje” i „niezgoda rujnuje”. Gdzie pan nie siadł przy stole rodzinnym, do śniadania, do obiadu, do kolacji, wszędzie tylko te napisy, że „zgoda buduje” i „niezgoda rujnuje”. Bardzo nie chciałby pan tego widzieć, ale widział, więc wiedział, że w życiu trzeba się stosować do tej maksymy.
W środowisku piłkarskim też „zgoda buduje” i „niezgoda rujnuje”? Czy mniej jest górniczej solidarności, a więcej podziałów, polaryzacji i złośliwości?
Jak w każdym środowisku: dziesięciu idealnych, osiemdziesięciu normalnych, dziesięciu negatywnych.
Zgrabny podział.
Działacz piłkarski ma wszystkie weekendy wyjęte i zajęte. To taka robota niezapłacona, wynikająca z pasji przede wszystkim. Gdyby nie wsparcie żon i rodzin, nie byłoby działaczy piłkarskich. Tak się tylko wydaje, że to takie łatwe, przyjemne i kolorowe. Jak robota burmistrza. Nie ma wolnego. Nie ma spokoju. Nie ma czystej głowy. Pracujemy po dwadzieścia cztery godziny na dobę. I to jeszcze siedem dni w tygodniu! I przez cały miesiąc! I cały rok też!
Dużo pracujecie.
Problemy są w klubie z B-klasy i klubie z Ekstraklasy. Tam, gdzie ludzie, tam problemy. Polska piłka to ponad siedem tysięcy klubów. Czasami o tym zapominamy.
Pan jest pełnokrwistym działaczem.
Pochodzę z Woli. To mała miejscowość w w gminie Miedźna. Kopałem w lokalnym LKS Sokół Wola.
„Kopał pan”.
Kopałem, nie grałem. Bawiliśmy się w piłkę. Jeździliśmy na rowerach i wszystko organizowaliśmy. W wieku czternastu czy piętnastu lat angażowałem się już jako działacz. Dwa roczniki. Dwie klasy. Siódma i ósma. Małe podróże. Brzeszcze. Czechowice. Obrywaliśmy po 0:8 czy 0:10 od większych klubów, ale niezrażeni walczyliśmy dalej, bo sprawiało nam to radość.
W wieku dwudziestu siedmiu lat, kiedy już nie mogłem za bardzo grać, bo kolano szwankowało, zostałem kierownikiem LKS Sokół Wola. To jakiś 1983 czy 1984 rok. I się potoczyło. Wiceprezes. Prezes. Awanse. A potem już stanowisko prezesa Podokręgu Tychy, członek zarządu Śląskiego ZPN, prezes Śląskiego ZPN, no i członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej, wiceprezes do spraw organizacyjno-finansowych PZPN. Z całą Polską się spotykałem i spotykam.
Mam jedno marzenie. I z jedną rzeczą nie mogę się pogodzić. Jako młody działacz pojechałem na spotkanie przed rozgrywkami B-klasy. Leżał przed nami regulamin z przepisami gry w piłkę nożną. Dwadzieścia jeden kartek w formacie A-6. I dwie kartki maszynopisu. Tak graliśmy cały rok. Później jako działacz związkowy obserwowałem jak kartek przybywało, a format się zwiększał, bo przepisów dochodziło więcej i więcej, regulamin rósł i rósł. Całymi latami starałem się więc, żeby wrócił stary ład. Jedne przepisy dla piłki zawodowej, drugie przepisy dla piłki amatorskiej. Nie udawało się i trzeba było wygrać wybory, żeby jeszcze skuteczniej bić się o interes piłki amatorskiej i niezabijanie lokalnych działaczy rosnącymi kosztami i przepisami. Czasami śmieję się, że gdyby tego nie było, wciąż działałbym sobie w LKS Sokół Wola.
Często cytuje pan biblijne zdanie „po owocach ich poznacie”. To właściwie pana motto, tak się pan widzi i przedstawia, a przecież cały ten biznes to jeden wielki marketing.
Mam takie przeświadczenie, że przy dobrym marketingu nie muszę nic robić. Jeśli będą sprzedawali mnie z odpowiedniej strony, pokazywali na zdjęciach we właściwych miejscach, to wszyscy pomyślą, że faktycznie wykonuję ważne zadania. Są dwie postawy: albo jest się w cieniu, albo jest się w świetle reflektorów. I tak to wygląda.
Które podejście pan praktykuje?
Podejście pracy w cieniu.
Jednocześnie mówi pan, że „przy dobrym marketingu nie muszę nic robić”.
Trzeba się pokazywać. Proszę spojrzeć na profil Śląskiego Związku Piłki Nożnej na Facebooku…
Widziałem, wstęgi pan przecina.
Chodzę, jeżdżę, załatwiam, bywam. Niech inni się tym chwalą, dla mnie nie jest to żadna praca, bo w takich miejscach, gdzie są dzieci, ja po prostu wypoczywam. Bezinteresowność. Bezkompromisowość. Nie strzelą gola, płaczą. Strzelą gola, cieszą się. Przegrają, są smutni. Wygrają, są weseli. Tam nie ma żadnych problemów. I wie pan co, na tych dziecięcych turniejach nie przyznajemy statuetek dla „najlepszych piłkarzy”. To tylko niepotrzebnie budzi antagonizmy i rywalizację. Tym samym zaszczepiamy inną myśl: wygrywa drużyna.
Proszę mówić dalej o tej „pracy w cieniu”.
Mógłbym na tysiące sposobów grzać się w blasku sukcesów śląskich klubów. Spotkania, gale, kolacje, fotki. Ale wolę stanąć z boku. Bo to nie jest mój sukces. To jest sukces klubu.
Powiedział pan kiedyś, że płacenie piłkarzom w A-klasie jest jak kazirodztwo. Bardzo ciekawy dobór porównania.
Że jest jak kazirodztwo.
No tak.
Takie moje skojarzenie, powtórzę: kazirodztwo jest niedozwolone, tak jak niedozwolone powinno być płacenie piłkarzom w A-klasie.
Niektórzy ironizują, że generalnie jest pan dosyć „złotousty”.
Za szybko mówię. Niekiedy rzucam skróty myślowe. Dla mnie pewne rzeczy są po prostu „oczywistą oczywistością”, jak to mój wnuk mówi, a potem ktoś to błędnie interpretuje albo dopisuje jakąś historię. Prawda tu jest jednak niezmienna: na szczeblu amatorskim piłkarze nie powinni dostawać pieniędzy, ta kasa musi iść na szkolenie dzieci i młodzieży.
Piłkarze zarabiają za dużo?
Kiedy ktoś słyszy, że piłkarz zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, od razu reaguje alergicznie: „ałałałała”. Tylko popatrzmy, ile dostają zawodnicy w zachodnich ligach. Musimy być konkurencyjni. Jeśli zaś nie będziemy mieli trzech czy pięciu klubów z budżetami o wysokości dwustu pięćdziesięciu czy trzystu milionów złotych, żeby było ich stać na najlepszych graczy, to nie będziemy występowali w Lidze Europy.
Ale jeśli piłkarze w II czy III lidze koszą po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, to naprawdę ktoś może powiedzieć „ałałałała”.
Zazwyczaj te pensje wypłaca sponsor.
Albo miasto.
Miasto? Nie, nie są to duże pieniądze.
Nie są też małe.
Nie przykładam wagi do wartości pieniądza.
Może niesłusznie.
Pieniądz rzecz nabyta, ale takie czasy, że za wszystko trzeba płacić. Banknotami trumny się nie napcha. Niczego się z tego świata na drugą stronę nie weźmie.
Co to ma do rzeczy?!
Jeśli jako związek dokładałbym pięćdziesiąt groszy do budżetu klubu, mógłbym się wtrącać, a jeśli nie dokładam, to co ja mam do tego i dlaczego mam się komuś wtarabaniać w biznes? Tak jakbym zaglądał do pana budżetu rodzinnego. Dlaczego pan chodzi do kina pięć razy w miesiącu, a nie tylko dwa razy na kwartał? Powie pan: „zajmij się Kula swoją rodziną, a nie moją”. Wie pan, poruszamy problemy takie filozoficzne trochę.
Chyba obaj lubimy pofilozofować.
Jak klub stać, klub płaci. Każdy prezes czy dyrektor jest zarządcą gospodarczym i ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Są przecież odpowiednie organy kontrolne, finansowe i prawne. Jeśli ktoś zmalwersuje pieniądze, zostanie zamknięty, tak to działa!
Zaśmiałem się.
Ja również o tym pamiętam.
Nie martwi pana olbrzymie zadłużenie Górnika Zabrze? Aktualna strata względem miasta wynosi ponad sto trzydzieści milionów złotych, a prezydentka Małgorzata Mańka-Szulik bawi się zwalnianiem i zatrudnianiem kolejnych prezesów tego zasłużonego klubu.
W żaden sposób nie wpływam na działanie żadnego klubu. Właścicielem Górnika jest miasto Zabrze. Czy klub ma zadłużenie? Ma zadłużenie z poprzednich lat. Ile ono teraz wynosi? Nawet nie wiem. Zmiany na stanowisku prezesa? Sprawa właścicielska.
Nie martwi pana, że Małgorzata Mańka-Szulik dosyć cynicznie wykorzystuje Górnik do wygrywania kolejnych wyborów w Zabrzu?
Tak tego nie powiem.
A jak?
Inaczej: pięć lat temu był pomysł, żeby zniszczyć „stary” Ruch Chorzów i założyć „nowy” Ruch Chorzów.
Pan bronił „starego” Ruchu Chorzów.
Mówiłem, że Chorzów jest kojarzony w Polsce z Ruchu Chorzów. I tyle. Chorzów-Ruch. Fajnie? Fajnie. Proste skojarzenie. Siła legendy. Potęga tradycji. Tak się nawiązuje kontakty w całym kraju. Górnik też jest ogólnopolską wizytówką śląskiego futbolu. Jeżeli więc miasto łoży pieniądze na działanie tego klubu, to chwała ci panie, że są fundusze.
Dlaczego zaangażował się pan w chronienie tradycji „starego” Ruchu Chorzów, a nie reaguje pan, kiedy patologicznie zarządzony jest Górnik Zabrze?
Nie zgadzam się, panie redaktorze.
Niezgoda rujnuje, jak pan mówi.
Kocham wszystkie śląskie kluby. W meczach dwóch śląskich klubów nikogo nie faworyzuję, po prostu się cieszę, niech wygra lepszy. Dlaczego zaangażowałem się w Ruch? Bo zaczynałby od B-klasy. A nie było z tym klubem aż tak tragicznie, znałem właściciela i sytuację finansową, można było się dogadać i to załatwić. Niech pan zobaczy: Ruch walczy o Ekstraklasę!
Wiem przecież…
Tradycja Ruchu to Cicha 6.
Gdzie tu Górnik?
Tradycja Górnika to Roosevelta 81.
Powoli nie panuję nad chaosem tych myśli.
O tym się pamięta, tam te kluby powstały, to jest ich miejsce. Pamiętajmy, że na Śląsku dziesięć procent od każdej zarobionej kwoty powinniśmy i musimy wydawać na pielęgnowanie tradycji. Jak zapomnimy o przeszłości, to nie ma przyszłości. Dla mnie zaprzepaszczenie tego wieku historii tych wspaniałych klubów, to byłaby wielka tragedia.
Czy zaraz nie okaże się, że Górnik Zabrze znajdzie się w dużo gorszej sytuacji niż kilka lat temu Ruch Chorzów?
Czy ten samorząd, czy następny samorząd, każdy samorząd będzie inwestował pieniądze w Górnika Zabrze. Proste pytanie: z czym kojarzy się panu Zabrze?
Zna pan odpowiedź – z Górnikiem.
To jest brylant. Może jest za bardzo nerwowo, może za dużo się dzieje, ale nie jestem w środku.
Samorządy wydają jednak nasze pieniądze.
Nie, nie, nie, nie, nie.
I moje, i pana.
To są pieniądze samorządu zabrzańskiego.
Pochodzące z podatków mieszkańców i obywateli.
Jeżeli państwo pobiera podatki, a ja płacę podatki, to następnie są to pieniądze państwa, a nie pieniądze moje. Jak mi się coś nie podoba, to mogę protestować.
Aha.
Ktoś teraz napędza nagonkę na samorząd zabrzański. Jak on tak bardzo źle działa, to dlaczego prezydent Małgorzata Mańka-Szulik rządzi już czwartą kadencję?
Pewnie również dlatego, że wykorzystuje Górnik do wygrywania kolejnych wyborów.
Jakby działała tak źle, to nikt by jej nie wybrał, proszę mi wierzyć.
Samorząd Zabrza inwestuje i przepala dziesiątki milionów złotych na Górnik, którego zadłużenie tylko rośnie.
Nie interesują mnie wysokości tego zadłużenia. Patrzę tylko do swojego ogródka. Za bardzo w to nie wierzę. Powiem panu coś: kiedy zapyta mnie pan o moje prywatne sprawy finansowe, nie mam obowiązku udzielić panu odpowiedzi. Nie jestem spółką skarbu państwa. Kiedy zapyta się pan jednak o to samo samorząd czy panią prezydent, to ktoś będzie musiał panu tej samej odpowiedzi kompetentnie udzielić. Wszystko można wyczytać na stronach, w raportach, w sprawozdaniach.
Samorząd wydaje pieniądze na klub piłkarski, bo może wydawać pieniądze na klub piłkarski. Pytanie, czy tak to powinno wyglądać.
Nie chcę się bawić w politykę. Długo pracowałem na swoją pozycję na Śląsku. Dobrze znam wszystkich samorządowców. Współpracujemy i działamy. Po co tak działam? Na tym to polega, żeby móc jakiemuś klubowi pomóc, jak tylko zajdzie potrzeba, bo nie mam swoich pieniędzy na ratunek, ale mogę prosić o pomoc dla klubów.
Pomógł pan Ruchowi, może czas pomóc Górnikowi.
Nie jest na to czas. Mam swoje zasady.
Czyli wszystko pięknie i idealnie?
Górnik jest bardzo bliski mojemu sercu.
Nie wątpię.
Ile pan ma lat?
Dwadzieścia dwa.
Jak byłem w pana wieku, kibicowałem mu z całego serca, siedziałem na jego trybunach, gryzłem paznokcie na jego meczach…
Śląskie doświadczenie pokoleniowe.
Skoro wszyscy mówią, że z tym Górnikiem jest tak źle, to dlaczego na jego mecze przychodzi po dziesięć czy dwadzieścia tysięcy. Dlaczego frekwencja na stadionie jest jedną z najwyższych w lidze?
Nie ma w tym nic dziwnego, że zaangażowanie kibicowskie wynosi się ponad patologie strukturalne.
Powiem panu tak: gdyby nie samorządy, nie byłoby śląskiej piłki.
Nie jest to zdrowy układ.
Mamy dwa kluby prywatne: Raków Częstochowa i Skra Częstochowa. W Piaście jest biznes prywatny w iluś tam procentach, w Podbeskidziu sponsor też ma chyba jedną czwartą udziałów. Reszta? Kluby utrzymywane przez samorządy. Gdyby nie miasta, nie byłoby śląskiej piłki, tak tylko powtórzę. Ktoś ma z tym problem? Śląsk ma trzydzieści cztery tytuły mistrza Polski, Raków może dołożyć trzydzieste piąte trofeum. Niektórzy mówią, że to ziemia częstochowska. I tak, to prawda, ale zawsze poprawiam: przede wszystkim województwo śląskie. Tak ktoś to podzielił.
Śląska piłka ma się dobrze. Trzy zespoły w Ekstraklasie. Sześć zespołów w I lidze. Jeden zespół w II lidze. Osiem zespołów w III lidze. Nikt inny nie ma takiego potencjału piłkarskiego.
Województwo śląskie jest województwem o najwyższym stopniu urbanizacji i gęstości zaludnienia, wielu świetnych piłkarzy urodziło się w tej części kraju, ale prawda jest taka, że kluby zaskakująco często podłączone są tu pod miejskie respiratory.
Nie mam problemu z tym, że miasta wykładają pieniądze na sport. Mam już dosyć tych trotuarów, chodników, betonowych parków rozrywki i metalowych siłowni, z których dzieci nigdy nie korzystały, nie korzystają i nie będą korzystać. Więcej dzieci na boiskach, mniej dzieci w gabinetach lekarskich. A co jest droższe? Teraz jest dać dwa miliony na boisko czy kiedyś wydawać setki milionów na leki i operacje, które nie pomagają, bo coraz więcej osób nie rusza się, nie dba o swoje zdrowie i później choruje.
Mnie kiedyś trzeba było za uszy wciągać z podwórka do domu. Niekiedy o jedenastej jeszcze mama wyciągała mnie z łóżka, bo ze zmęczenia zapomniałem się umyć. A teraz? Za uszy, ale od komputera, żeby drzwi otworzył i świeżego powietrza zaznał. Tu mamy dopiero problem.
Jak to rozwiązać?
Drogi panie, jakbym miał know-how, jak tu prowadzić szkolenie piłkarskie dzieci i młodzieży, to byłbym milionerem. Założymy się?
Że pan będzie milionerem?!
Jakbym miał know-how!
Nie ma pan know-how.
Jestem już dziadkiem. Niech się głowią młodzi ludzie. Czy jakieś start-upy, jak to teraz mówią, czy jeszcze coś innego, ja nie wiem, po prostu nie wiem, ale jestem nowoczesny i otwarty na wszelkie pomysły.
Uważa pan, że „śląska piłka jest najlepsza w Polsce”.
Takie moje zdanie. Jest jeszcze jedna ciekawa sprawa.
Proszę.
Krytykuje pan tego Górnika Zabrze, a jego drużyny U-17 i U-19 walczą o mistrzostwo Polski. Ładnie działa akademia, rozrasta się infrastruktura, baza jest już dużo lepsza niż była, boiska powstały i powstają piękne, profesjonalne i nowoczesne „training center”. Miasta dba nie tylko o samą seniorską drużynę, ale też o młodzieżową piłkę. Renowacje. Remonty. Zawalił się balon, ale przecież to nie wina miasta, a wykonawcy. Ktoś tak zrobił i trzeba winić samorząd? Nie, takie prawo, że trzeba było podpisać umowę z najtańszym wykonawcą. Tym, co wygrał przetarg, proste: zamówienia publiczne. Bywa.
Śląska piłka jest najlepsza w Polsce, ma olbrzymi potencjał, ale jest też jedna rzecz, która mnie martwi. Mamy ponad tysiąc zespołów U-11, ale między U-12 a U-15 już ponad dwa razy mniej. Potem: coraz mniej i mniej. Nie potrafimy zatrzymać dzieci w piłce nożnej. Temu trzeba przeciwdziałać.
Czy widzi pan jakąś realną zmianę w kadencji Cezarego Kuleszy względem rządów Zbigniewa Bońka? Janusz Filipiak powiedział mi kiedyś, że Kulesza lepiej rozumie potrzeby klubów, bo Boniek skupiał się przede wszystkim na reprezentacji.
Nie bądź sędzią w swojej sprawie.
Słucham?
O zarządzie PZPN mogę mówić tylko dobrze. Nie mam oceny obiektywnej.
Dlatego pytam o subiektywną.
Cezary Kulesza też nie lubi chwalić się swoją działalnością. Proszę zwrócić uwagę, że on był wszędzie. Na meczach B-klasowych i A-klasowych. Na II lidze, I lidze i Ekstraklasie. Na Lidze Konferencji. Na reprezentacji Polski. Po cichu i po swojemu. Prezes Boniek prowadził inny styl szefowania. Nie wiem, czy gorszy, czy lepszy. Uważam, że obydwa sposoby rządzenia są dobre.
Kadencja Kuleszy to nieustanne gaszenie pożarów.
Gdyby nie odważna decyzja o niegraniu z Rosją na przekór całego piłkarskiego świata, to czy na pewno zagralibyśmy w Katarze? Nie wiadomo. Albo cała sprawa Czesława Michniewicza. Prezes Kulesza podejmuje dużo decyzji. I to są decyzje skuteczne, proszę pana. Nie jest wcale łatwo. Bo media patrzą nam uważnie na ręce. Naturalnie więcej jest ocen negatywnych niż pozytywnych naszej działalności. Ale zaczynamy się bronić. Powiem tak: jeżeli nasze reprezentacje młodzieżowe będą regularnie występować na mistrzostwach świata i kontynentu, przejdziemy do pierwszej dziesiątki globu. Wszyscy chcemy zwycięstw biało-czerwonych, ale to proces, spokojnie. Najtrudniejszą rzeczą w tym kraju zawsze była praca u podstaw. Pisali o tym już pozytywiści w którymś tam wieku…
Dziewiętnastym.
Nie zakopujmy wszystkiego, co było złe, bo to bezsensowne działanie. Poprawiajmy, poprawiajmy i jeszcze raz poprawiajmy. Jako prezes Śląskiego Związku Piłki Nożnej miałem różne nowatorskie pomysły. Spotykałem się z przedstawicielami dwudziestu topowych akademii w regionie i w kraju. Mistrzostwa, wicemistrzostwa, sukcesy. Chciałem im różne rzeczy proponować i narzucać. Co się działo? Spory, dyskusje, awantury na sali, jak jasna cholera. Następne spotkanie? Wy mówcie, ja słucham. Wszyscy odmienieni. Tak trzeba działać. To ich rozgrywki, ma być tak, jak oni chcą. Związek musi zrozumieć, że ma rozwiązywać problemy klubów, a nie generować nowe kłopoty i tylko utrudniać wszystkim życie. Może przekonywać, ale nie powinien niczego narzucać.
Słyszę w środowisku, że nasz ranking „Najbardziej Wpływowych Ludzi Polskiego Futbolu” budzi dyskusję. Że ten na takiej pozycji, a ten na takim miejscu. Jeden z działaczy napisał mi, że wśród wiceprezesów PZPN będzie „wojna”. Żyjcie w dobrych relacjach czy rywalizujecie o wpływy?
Nie ma to tak, że ktoś ma większe wpływy.
Pan jest wiceprezesem ds. organizacyjno-finansowych. Maciej Mateńko – wiceprezesem ds. szkoleniowych. Mieczysław Golba – wiceprezesem ds. zagranicznych. Adam Kaźmierczak – wiceprezesem ds. piłkarstwa amatorskiego. Wojciech Cygan – wiceprezesem ds. piłkarstwa profesjonalnego. Nie ma żadnej gradacji?
Prezes Kulesza wszystkich dzieli równo. Każdy ma swoje poletko. Każdy ma swoją działkę. Każdy za coś odpowiada. Między każdym są jakieś spory i niesnaski, ale spotykamy się, rozmawiamy, na dłuższą metę jest zgoda. Czasami coś tam wypłynie i się środowisko cieszy, że się wiceprezesi pokłócili, ale jakie to ma znaczenie? Każdy jest inaczej wychowany, każdy ma inne poglądy, każdy inaczej myśli. Trochę mnie pan poznał i pewnie zastanawia się pan: czy mówię prawdę, czy się zgrywam trochę? Trzeba byłoby trochę dłużej ze mną pobyć. Zawsze pamiętam jedną rzecz: z drugiej strony jest człowiek. Ma myśli, uczucia, emocje, problemy. Jeśli zarządzam ludźmi, to wszystko o wszystkich staram się wiedzieć. To jest bardzo ważne. Jako wiceprezes nie mam takiej możliwości. To jest konsorcjum. Niech pan zwróci uwagę, półtora roku kadencji minęło, były jakieś spory z Ekstraklasą czy I ligą? Słyszał pan o czymś takim?
Na szybko nic mi nie przychodzi do głowy.
Widzi pan, jeden z filarów naszego programu. Czy pomagamy klubom?
Nie wiem, pewnie tak.
Pomagamy. Zmieniamy szkolenie dzieci i młodzieży. Przez lata przyjęło się, że w Polsce można grać tylko i wyłącznie z kontry. I co? Młodzieżówki operują piłką i wysokim pressingiem. W szkole średniej rodzice pana pilnowali, że „Jasiu, musisz to” czy „Jasiu, musisz tamto”. Za trzydzieści lat rodzice dalej będą mówić: „Jasiu, musisz to” czy „Jasiu, musisz tamto”. Choć już ten sam Jaś będzie miał kolejnego małego Jasia. Rozumie pan? Transformacja mentalności narodowej to nie jest projekt na rok czy dwa. To jest projekt nieskończony.
Już widać efekty. Reprezentacje U-17 kobiet i mężczyzn i kadra U1-9 mężczyzn awansowały do mistrzostw Europy. I to nie jest sukces Polskiego Związku Piłki Nożnej. To jest sukces polskiej piłki. Tak to nazywam. Jako działacze działamy, moderujemy, wspieramy, kłócimy się, różnie to bywa, może czasami nawet na kogoś odburkniemy nieładnie, ale na koniec łączy nas jedność, łączy nas piłka.
Jest szansa, żeby Polski Związek Piłki Nożnej przestał być traktowany przez kibiców w kategoriach złej siły, którą stadionowo i kulturowo trzeba „jebać”?
Mógłbym udzielić odpowiedzi wymijającej, krzywdzącej i na skróty: z kibicami się nie rozmawia. Ale to nieprawda. Piłka nożna łączy ludzi od prezesów, premierów i profesorów po najprostszych niewykwalikowanych robotników, bez których pracy nie byłoby niczego, zawsze będę o tym przypominał.
Czyli z kibicami trzeba rozmawiać.
Nie boję się takich rozmów, choć niektórzy pytają: po co? Trzeba jednak wierzyć, że w każdym człowieku jest dobro. Naprawdę sądzę bowiem, że w każdym jest go więcej niż zła. Inna sprawa, że jak wszyscy będą mi cały czas mówić, że jestem zły, to w końcu faktycznie pomyślę, że jestem zły i zły na zawsze. Jest szansa, że kibice w końcu uwierzą, iż mecz reprezentacji to święto. Tak jak bramkarz Tomasz Loska powiedział kiedyś o spotkaniach Górnika: święto. Wszyscy jednoczymy się w jedną siłę. I nie ma tego „jebać PZPN”.
Jeszcze coś. Czym różnił się doping na Stadionie Śląskim podczas barażu ze Szwecją od kibicowania na Stadionie Narodowym podczas meczów reprezentacji Polski?
Proszę mnie oświecić.
Na Śląsku, jak to się mówi, „jadymy durś”. Mamy tu trzy hobby. „Fusbal”, czyli piłka nożna. „Skat”, czyli gra karciana à la brydż. „Pulty”, czyli gołębie. To jest w naszej krwi. Płynie w nas ta pasja.
Chciałby pan większej liczby meczów reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim?
Serce by chciało, ale bądźmy realistyczni i pragmatyczni: nie ma lepszego stadionu dla reprezentacji niż Stadion Narodowy.
Można lepiej wykorzystywać Stadion Śląski?
Uważam, że Urząd Marszałkowski dobrze wykorzystuje wielofunkcyjność Stadionu Śląskiego. Nie ma się do czego przyczepić.
Widzi pan tam Ruch Chorzów?
Widzę, ale jest jeszcze odpowiedzialność kibiców.
Czyli jest strach jednak.
Rozumiem, że władze Stadionu Śląskiego boją się ewentualnych meczów Ruchu. Na dzień dzisiejszy nie mamy panowania nad kibicami. A jeżeli tylko coś zostałoby uszkodzone czy zmienione, oj, byłoby bardzo trudne. Pewnie bardziej prawdopodobny jest scenariusz okazjonalny. Wie pan, ja jestem śląskim tradycjonalistą, hajmatem Ruchu jest Cicha 6. Zmodernizować. I działać. Da się.
Ile klubów z województwa śląskiego powinno być w Ekstraklasie?
Nie dożyję czasów, kiedy tych klubów będzie osiem, jak za dawnych czasów. Mamy trzy…
Piast, Górnik, Raków. Może być Ruch. Dalej: Podbeskidzie, GKS Katowice, GKS Tychy, Zagłębie Sosnowiec…
Widzi pan? Nikt tego nie mówi, ale samorządy nie tylko większość z tych klubów utrzymują, ale też budują najpiękniejszą infrastrukturę w Polsce. No naprawdę. Sosnowiec, Katowice, Bytom, Tychy, Bielsko-Biała, zaraz Chorzów. Gliwice tak samo, tylko murawy nie ma, niestety. Moglibyśmy zrobić Euro na samym Śląsku. Zresztą: mamy cały kraj cudownych obiektów.
Dlaczego mówi pan przy tym, że nie ma narzędzi kontroli nad kibicami?
Kibice to nie jest niezidentyfikowany byt, a stowarzyszenia o osobowości prawnej, zgadza się? Zgadza się. Trzeba z nimi rozmawiać. I powiem tak: na dzień dzisiejszy nie mamy na stadionach jakichś wielkich kibicowskich zadym. Nowe pokolenie fanów jest spokojniejsze. Nie ma już tych ustawek w lasach, zatrzymywania autokarów, mordobicia. Byłem pierwszym przeciwnikiem zamykania kibiców gości w klatkach. Przecież jak się człowieka zamyka do klatki, to robi się z niego zwierzę. Ktoś to wymyślił, myśmy to znieśli, przecież można bez eskort policyjnych i armatek wodnych, po ludzku.
Nie boję się kibiców. Dopiero Ruch awansował do I ligi. Staliśmy ze Zbyszkiem Bartnikiem. Wpadli w nas kibice. Cała masa. Trochę oblali nas szampanem. Tyle. Grzecznie i miło. Ja mam do nich szacunek, oni mają do mnie szacunek.
Wie pan co, siedzi pan tak tu ponad godzinę, senność już pana pewnie ogarnia, jakie jest na to rozwiązanie? Ja to zawsze mówię: na boisko! I trzeba się wybiegać i wykrzyczeć.
I jeszcze jedno: urodziłem się jako Henryk Kula i jako Henryk Kula umrę. Nie będzie przecież na moim grobie napisane, co tam osiągnąłem, bo to nikogo nie interesuje!
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Czytaj więcej o wpływowych ludziach polskiego futbolu:
- Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 100-76 [część 1/4]
- Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 75-51 [część 2/4]
- Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 50-26 [część 3/4]
- Ranking 100 najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki – miejsca 25-1 [część 4/4]
- Boniek: Zmiana przepisu o młodzieżowcu nie była decyzją kolegialną. To robota przedstawiciela Rakowa
- Wojciech Cygan: – „Działacz” ma złą konotację, a przecież to zawód jak każdy inny
- Tomasz Poręba: – Stal Mielec ma drużynę na spokojny środek tabeli
- Maciej Chorążyk: – Chorążyk: W bazie mamy ponad 1500 piłkarzy i piłkarek z polskimi korzeniami
- Marcin Janicki: – Pierwsza liga marzeń? Liga o standardach Ekstraklasy, ale z nieco mniejszymi budżetami
- „Nie musimy mieć kompleksów względem żadnej agencji – europejskiej czy światowej”
Fot. 400mm.pl