Reklama

Piastelona rozjeżdża Bełchatów. Wilcze apetyty.

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2015, 22:02 • 2 min czytania 0 komentarzy

Co tu się stało, to my nawet za bardzo nie wiemy. No bo wyobraźcie sobie – Wilczek strzela w pół godziny cztery gole, z czego przy ostatnim sam zalicza asystę piętą. Po czym uderza wolejem. Dwa trafienia dokłada Vassiljev, który w kilka minut dwa razy pokonuje Trelę bezpośrednio z rzut wolnego. Bełchatów odszczekuje się trzema golami, ale to wynik wyłącznie radosnego futbolu w ostatnich minutach, gdy oba zespoły odpuściły sobie zupełnie takie głupoty jak gra defensywna czy próby odbioru piłki.

Piastelona rozjeżdża Bełchatów. Wilcze apetyty.

Piastelona. Van Wilkstelrooy. Wilczy apetyt. Można się tak bawić dalej, a i tak nie oddamy do końca tego jak szeroko rozdziawiliśmy szczęki oglądając kolejne ataki gliwiczan. Powiedzmy, że początek był dyskretny: oba gole dla Piasta to zasługa niemal wyłącznie prawej nogi Vassiljeva, której towarzyszyły: głupota Barana (dwa faule w niebezpiecznej strefie) oraz brak refleksu Treli (przy pierwszym golu zachował się tragicznie). Swoją drogą, Vassiljev jeszcze przed pierwszym golem sprawdził ze stałego fragmentu bramkarza Bełchatowa, który dość niepewnie wybił centrostrzał z dość sporej odległości.

Piast poczuł wówczas krew, ale po jednej z – przyznajmy – całkiem nieźle wyprowadzanych dziś kontr GKS-u padł kontaktowy gol. Warto tu zaznaczyć – Wacławczyk czy Małkowski naprawdę grali dziś przyzwoicie. Zanim jednak ich błyskotliwe zagrania zdążyły przynieść jakikolwiek efekt (no bo słusznie nieuznanego gola Telichowskiego z drugiej minuty nie liczymy), Vassiljev cieszył się już z drugiego gola.

Od piętnastej do sześćdziesiątej minuty mogliśmy jednak spokojnie przełączyć na Cracovię. Nie działo się nic, ale – jak się miało później okazać – była to jedynie cisza przed burzą. Po godzinie gry na murawie wreszcie pojawił się bowiem przygaszony do tej pory Wilczek. Z opaską kapitana oraz potężnym wkurwieniem po niewykorzystanej setce sprzed kilku minut. Jeden gol. Znakomity instynkt, dziabnięcie dwóch rywali i pewny strzał. Drugi gol – zimna krew, położenie rywala przed strzałem. Ręce same składają się do oklasków. Trzeci gol – pewnie wykonany karny. Czwarty gol… To już jazda bez trzymanki. Próba podania piętą nie wychodzi, piłka zamiast do kolegi z drużyny zostaje podbita do góry, co skrzętnie wykorzystuje Wilczek. Bomba za kołnierz. Szóste trafienie Piasta. Czwarte w meczu, dwudzieste w sezonie napastnika z Gliwic. Nokaut.

GKS odwinął się jeszcze dwukrotnie w doliczonym czasie gry, ale to już niczego nie zmienia. Z taką defensywą bełchatowianie mogliby dzisiaj rywalizować z Widzewem, albo w najlepszym razie z Bytovią Bytów, ale nie z rozpędzonym Piastem-Piasteloną. 6:3. W dodatku nieuznany sztych “Telicha”. Od groma okazji, sytuacji, no i ten fantastyczny popis Wilczka.

Reklama

Pana piłkarza Wilczka.

https://i.imgur.com/1IguHO9.jpg

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...