Erling Braut Haaland zakpił z bluz założonych przez piłkarzy Lipska i wbił im pięć goli. Manchester City rozjechał Byki, wygrywając 7:0, co jest najwyższym zwycięstwem w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Lecący na rewanżowe spotkanie do Manchesteru piłkarze RB Lipsk założyli jednakowe bluzy. Na każdej z nich widniał napis: “Boss”. Zdjęcia zawodników w połączeniu z zaczepnymi opisami opublikowane w mediach społecznościowych miały prowokatorski charakter. Byki zapomniały jednak, że nie drażni się lwa, a szczególnie tak niebezpiecznego, jak Erling Braut Haaland. Norweg pokazał rywalom, kto jest prawdziwym bossem, szczególnie w Lidze Mistrzów, którą zjada kawałek po kawałku, bijąc kolejne rekordy.
Manchester City – RB Lipsk 7:0. Popis Erlinga Haalanda
Już do przerwy skompletował klasycznego hat-tricka. Po godzinie miał już pięć goli na swoim koncie. Stał się tym samym trzecim w historii Champions League piłkarzem, który popisał się pięcioma trafieniami w jednym meczu. Przed nim dokonali tego wyłącznie Leo Messi w meczu z Bayerem Leverkusen i Luiz Adriano w starciu z BATE Borysów. Norweg zrobił to jednak najszybciej z nich. Już po skompletowaniu dubletu Haaland awansował na 25. miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Ligi Mistrzów. Miał wtedy 30 trafień, czego dokonał najszybciej w historii. Dzięki kolejnym trzem bramkom zrównał się w zestawieniu z Fernando Morientesem, plasującym się na 23. pozycji, a także podwoił swój dorobek z tego sezonu, który aktualnie liczy sobie dziesięć goli.
Gdy po godzinie Pep Guardiola ściągał Norwega z boiska, napastnik był wyraźnie niepocieszony. Miał chrapkę na kolejne trafienia, tym bardziej że przychodziły mu z ogromną łatwością. Raz wykorzystał rzut karny, dwukrotnie dobijał strzały kolegów, a także doskonale odnajdywał się w zamieszaniach przed bramką po rzutach rożnych. Haaland widział bezsilność obrony Lipska, która sama prosiła się o kłopoty. Janis Blaswich, który w Lidze Mistrzów zadebiutował kilka miesięcy temu, mając 31 lat, nie potrafił wyprowadzić piłki. Nie można mieć jednak do niego o to pretensji, skoro jeszcze pięć lat temu występował w takich prestiżowych rozgrywkach jak… Puchar Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Większe pretensje powinno się mieć do Willy’ego Orbana czy Josko Gvardiola, którzy nie potrafili upilnować Norwega, dawali mu mnóstwo miejsca i nie radzili sobie z jego niebywałą szybkością. A największe do sędziego Slavko Vincicia.
Sędzia czarną postacią
Słoweński arbiter był czarną postacią w strzeleckiej bajce Norwega. Z niezrozumiałych powodów podyktował rzut karny po niemal niezauważalnym dotknięciu piłki ręką przez Benjamina Henrichsa. Chwilę później w równie kontrowersyjnych okolicznościach nie dał rzutu wolnego Lipskowi za faul Edersona na Konradzie Laimerze, przy okazji pokazując żółtą kartkę Timo Wernerowi. Szczególnie ta pierwsza sytuacja wywołała burzę w Niemczech i była szeroko komentowana.
– J***ć VAR – napisał Lukas Podolski, napastnik Górnika Zabrze.
– Potrzebujemy zmiany w decyzjach o rzutach karnych po zagraniach ręką. Zmierza to w bardzo złą stronę – stwierdził Mats Hummels, obrońca Borussii Dortmund.
– Po prostu groteska!!! Ręce ułożone w całkowicie naturalnej pozycji na odpowiedniej wysokości. Zagranie z tyłu i jeszcze minimalny kontakt... – wyjaśnił niemiecki sędzia Manuel Graefe.
Biorąc pod uwagę, co się działo później, raczej nie można jednak mówić o wypaczeniu wyniku. Haaland nie patrzył się na to, co robią obrońcy, bramkarz czy sędzia. Po prostu strzelał, strzelał i strzelał. Robił to, co umie najlepiej, co doprowadzało do jeszcze większych konwulsji działaczy Lipska. Kilka lat temu Byki nie zdołały sprowadzić Norwega do Saksonii. Red Bull Salzburg i RB Lipsk współpracują niemal synergicznie, lecz w przypadku tego napastnika nie doprowadzono do wewnątrzkoncernowego transferu. Choć przed podjęciem decyzji Haaland i jego ojciec odwiedzili zarówno Dortmund, jak i Lipsk, to wybór padł na Borussię. O fiasku rozmów Byków trzy lata temu opowiedział Ralf Rangnick.
Kompromitacja Lipska
– To duża kompromitacja, że akurat Haaland jest pierwszym piłkarzem z Salzburga, którego Lipsk przegapił, odkąd występuje w Bundeslidze. To wstyd, bo pasowałby idealnie do zespołu i sposobu grania. Nie było łatwo go przekonać do przyjścia. Głównym powodem, dla którego wybrał Dortmund była gwarancja regularnej gry. Akurat w tamtym okresie Borussia miał jednego napastnika – Paco Alcacera, który dodatkowo był często kontuzjowany – opowiedział dla MDR Rangnick, ówczesny dyrektor sportowy Lipska.
We wtorkowy wieczór Lipsk mógł się ponownie wstydzić. Nie dość, że Byki dały strzelić Haalandowi pięć goli, to finalnie przegrały 0:7. To druga najwyższa w historii przegrana w Lidze Mistrzów. Tylko jedna bramka dzieliła ekipę Marco Rosego do zapisania się niechlubnym rekordem w annałach Champions League. Jeszcze żaden zespół nie poniósł tak wysokiej porażki w fazie pucharowej. Przegrane 0:8 zdarzały się, choćby Besiktasowi i Malmoe, ale w grupie. Lipsk dołączył natomiast do Basel, Szachtara Donieck i Schalke, które na wiosnę w Lidze Mistrzów przyjęły “siódemkę” od rywali. Natomiast Haaland i spółka mogą już myśleć o ćwierćfinałowym rywalu.
Manchester City – RB Lipsk 7:0 (3:0)
Bramki: Haaland 22′ z karnego, 24′, 45+2′, 54′, 57′, Guendogan 49′, De Bruyne 90+2′
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Rudzki: Prywatna wojna Gary’ego Linekera. Jak gwiazda BBC rozpętała polityczną burzę w Anglii
- Rudzki: Jak Arsenal stał się nowym Liverpoolem. Długa droga Artety i jego drużyny
- Od producenta pornosów po arabskiego księcia. Kto rządzi w Premier League?
Fot. Newspix