Osiem dni pompowania balonika i osiem dni odgrażania się, że uda się wygrać wszystko do końca. Wreszcie osiem dni, w których wszystko zależało od piłkarzy Lecha i nie trzeba było oglądać się na potknięcia rywali. Ale od teraz znowu trzeba. Lechici jeszcze w szatni powinni włączyć sobie mecz Legii i zacząć trzymać kciuki za Śląsk. Taka jest właśnie naturalna konsekwencja żenady, jaką dziś odstawili na boisku.
A przecież Jagiellonia nie grała jakiegoś wybitnego meczu. Goście świetnie bronili i kilka razy zapuścili się pod bramkę rywala, co dziś w zupełności im wystarczyło. A nie zapominajmy, że podopiecznym Probierza udało się pokonać nie tylko Lecha, ale też arbitra, który w oburzający sposób ciągnął gospodarzy za uszy. Gol stracony z kilometrowego spalonego mógłby podłamać niejedną drużynę. Ale nie Jagiellonię, która została dziś przekręcona po raz trzynasty w tym sezonie i – jak widać – nauczyła się z tym żyć.
1:3, i to w takich okolicznościach po prostu musi stanowić potężne ostrzeżenie dla innych drużyn. Jagiellonia pokazała dziś, że stać ją w tym sezonie na wszystko i trudno przewidzieć, jak ta historia się zakończy. Klasę pokazał Patryk Tuszyński, który w pierwszej części gry nie był zbyt często pod grą, ale kiedy było trzeba, zrobił swoje. Napastnik Jagiellonii nie panikował i przy obydwu golach zrobił dokładnie to, co chciał. Sto procent skuteczności w takim meczu to jedna z odpowiedzi, dlaczego w Jagiellonii można upatrywać jednego z głównych faworytów do zdobycia tytułu.
Patryk Tuszyński – Prędzej czy później znowu wsiądę na traktor
Jagiellonia wygrała ten mecz organizacją gry, walką i świetną postawą w defensywie, której przewodził dziś Michał Pazdan. Lech mógł sobie klepać w środku pola, ale pod bramką Drągowskiego goście nie zostawiali przeciwnikom ani centymetra wolnej przestrzeni. A przy tym cały czas wyczekiwali na kontry i stałe fragmenty gry pod bramką rywala, co ostatecznie przyniosło im trzy gole. Za trzy dni wyjazd do Warszawy, a przy takiej dyspozycji ekipy Probierza wcale nie zdziwilibyśmy się, gdyby i stamtąd udało się wywieźć trzy punkty. A wtedy droga do mistrzostwa stanie przed nimi otworem.
Wracając do Lecha, czy to presja spętała nogi piłkarzom Skorży? Przed meczem to właśnie to słowo było odmieniane przez wszystkie przypadki. Co więcej, ostateczne rozstrzygnięcie uzależniono wyłącznie od tego, jak zawodnicy “Kolejorza” wytrzymają ciśnienie. Mecz miał rozegrać się w głowach piłkarzy Skorży, a dyspozycja gości wydawała się nie mieć znaczenia. Piłkarze Jagiellonii szybko udowodnili jednak, że tego typu lekceważenie ich nikomu nie może się opłacać.
Warto podkreślić, że Lech bez pomocy sędziego nie stworzył sobie praktycznie żadnej klarownej sytuacji, a w całym meczu oddał ledwie trzy celne strzały na bramkę. “Nie powinno nam się to przytrafiać, jeśli gramy o to mistrzostwo” – mówił przed kamerami smutny Marcin Kamiński. Piłkarze Lecha muszą więc sobie odpowiedzieć, czy oni naprawdę chcą powalczyć o to mistrzostwo, czy jednak boją się presji i nie są jeszcze gotowi. Rachunek sumienia musi też zrobić Maciej Skorża, bo póki co zapowiada się, że może w podobny sposób zaprzepaścić tytuł, jak zrobił to w swoim ostatnim sezonie w polskiej lidze.
Fot. FotoPyk