Nie są to zbyt owocne tygodnie dla angielskiej piłki. Po porażkach Liverpoolu, Chelsea i Tottenhamu wydawało się, że Manchester City weźmie sprawy w swoje ręce i jako mistrz pokaże reszcie Europy, że piłka na Wyspach ma się dobrze. Niestety, o ile podopieczni Guardioli poradzili sobie znacznie lepiej niż koledzy z Premier League, to wygrać z RB Lipsk nie zdołali. Zapewnili sobie za to sobie wyjątkowo nerwowe dni i strach przed kolejną klęską w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Do siedmiu razy sztuka – taka maksyma powinna przyświecać Pepowi Guardioli w tym sezonie. Katalończyk po raz siódmy podchodzi do rywalizacji w fazie pucharowej Ligi Mistrzów jako trener Manchesteru City z nadzieją, że w końcu uda się wygrać. Tak jak Leo Messiemu do pełnego spełnienia brakowało mistrzostwa świata, tak jego byłemu trenerowi brakuje triumfu w tych najważniejszych rozgrywkach z innym klubem niż FC Barcelona. Dopóki mu się to nie uda, znajdą się malkontenci, którzy będą podważali jego wielkość.
Niemoc Guardioli w Lidze Mistrzów od czasu opuszczenia Camp Nou jest zagadką nie do rozwiązania. Czy to w Bayernie, czy teraz w City, zawsze coś idzie nie tak. Zawsze zabraknie szczęścia albo częściej – sam Pep coś przekombinuje. Champions League to jego obsesja i to skłania go zwykle do poszukiwania kwadratowych jaj, zamiast wybierania prostych rozwiązań. Tym razem ma być jednak inaczej.
Problem w tym, że słyszymy to za każdym razem. – Kocham tu być. To przywilej. Nie wiem, jak daleko zajdziemy, ale jesteśmy tutaj i naszym celem jest awans. Samo przejście przez grupę jest trudne. Widzimy ile dobrych zespołów już odpadło – mówił Guardiola przed starciem z RB Lipsk, podkreślając, że emocje związane z Ligą Mistrzów to coś zupełnie innego.
RB Lipsk – Manchester City 1:1. Zgubny spokój Guardioli
– Od razu po losowaniu czułem, że trafiliśmy na trudnego przeciwnika. Kiedy pracowałem w Niemczech, oni byli w drugiej lidze. Należy im się duży szacunek za to, co zrobili – tak Guardiola opisał z kolei rywali Manchesteru City w 1/8 finału, czyli RB Lipsk. Trafił w dziesiątkę, bo Byki napsuły mu w środowy wieczór sporo krwi.
City na Red Bull Arenie miało walczyć nie tylko o swój honor, ale także o honor całej Premier League. Byli ostatnim przedstawicielem ligi angielskiej, który podchodził do rywalizacji w 1/8 finału i mieli szansę, żeby zostać pierwszymi, który… nie przegra. Wcześniej Chelsea, Liverpool i Tottenham solidarnie dostali w łeb. Szczególnie efektownie skompromitowali się The Reds, którzy dostali lekcję futbolu od Realu Madryt.
Mistrzowie Anglii od kompromitacji byli daleko, ale łagodnie mówiąc – nie zachwycili. Los ich nie rozpieszczał jeszcze przed spotkaniem, bo z powodu choroby wypadł Kevin De Bruyne. Jednak ławkę mają na tyle silną, że było kim Belga zastąpić.
Nie wiadomo, czy wynikało to z założeń Guardioli, ale wydaje się, że The Citizens podeszli chyba do środowego meczu… zbyt spokojnie. Cierpliwie budowali ataki, nabijając posiadanie piłki, ale niewiele z tego wynikało. Dobrze odbudowywali formacje i nawet, jak zdarzyło im się stracić piłkę, to natychmiast była ona odbierana rywalom z Lipska. Brakowało jednak ognia w ofensywie.
Gospodarze mieli z kolei największy problem właśnie z tym pierwszym podaniem po odbiorze piłki. Przez to nie potrafili przeprowadzić żadnej składnej akcji.
RB Lipsk – Manchester City 1:1. Falstart w drodze do Stambułu
Mecz wyglądał tak, że City miało przewagę i kwestią czasu wydawało się strzelenie przez nich pierwszej bramki. Gospodarze byli jednak dobrze zorganizowani w obronie, więc trzeba było poczekać na błąd. Taki popełnili w 27. minucie Schlager do spółki z Laimerem. Ten pierwszy podał niedokładnie do swojego partnera, a The Citizens takich okazji nie przepuszcza. Mahrez stanął naprzeciwko bramkarza i mógł go tylko zapytać, w który róg uderzyć. Wyszło mu średnio, ale z jakiegoś powodu Janis Blaswich zrezygnował z interwencji. Na powtórkach widać, że strzał był spokojnie do obronienia.
Tak więc w tamtym momencie wydawało się, że City pójdzie za ciosem i zrobi pierwszy krok w kierunku stambulskiego finału. Guardiola zapewne chciał, żeby jego piłkarze zbudowali przewagę i dali mu odetchnąć z ulgą przed rewanżem. Problem w tym, że Lipsk nie popełniał już więcej błędów, więc trudno było przedostać się przez ich defensywę. W dodatku gospodarze po przerwie ruszyli odważniej do ataku i wtedy stała się tragedia.
Tragedia dla Pepa oczywiście.
W 70. minucie meczu naciskające Byki wywalczyły sobie rzut rożny, po którym do siatki trafił Josko Gvardiol. I tak właśnie prysnęły marzenia Guardioli o spokoju już przed rewanżem. Mecz zakończył się remisem, a rewanż jest na Etihad, więc mogło być znacznie gorzej. Jednak kataloński szkoleniowiec doświadczony wcześniejszymi katastrofami w Lidze Mistrzów wie, że nie ma czegoś takiego, jak bezpieczny wynik.
Żeby awansować, z pewnością trzeba będzie się jeszcze napocić.
RB Lipsk – Manchester City 1:1 (0:1)
Gvardiol 70′ – Mahrez 27′
Czytaj więcej o europejskich pucharach:
- Jak Real Madryt odrabia straty w Lidze Mistrzów? 27 meczów wygranych z przegranej pozycji
- Janczyk z Norwegii: Lech Poznań w Bodo? Bez strachu
- TOP10: Najlepsze pucharowe przygody polskich klubów w XXI wieku
Fot. Newspix