Miedź Legnica fatalnie punktowała przez większość rundy jesiennej, ale dwa zwycięstwa na koniec roku dają jej nadzieje na utrzymanie w Ekstraklasie. Z właścicielem klubu Andrzejem Dadełło rozmawiamy o ostatnim półroczu i wyciągniętych wnioskach. Jakie błędy popełniono przy konstruowaniu drużyny i dlaczego nie chodzi o liczbę obcokrajowców? Czy będą jeszcze jakieś transfery po Kamilu Drygasie? Co broni Juricha Carolinę, który latem przyjechał z dużą nadwagą? Czy Wojciech Łobodziński nie został zwolniony za późno? Czy Miedź zimą szarżowała finansowo? Zapraszamy.
Wiadomo było, że Miedź raczej czeka walka o utrzymanie, ale czy skala trudności i problemów w trakcie rundy jesiennej mimo wszystko was zaskoczyła?
Można tak powiedzieć. Wydawało się, że mamy zespół lepiej przygotowany do Ekstraklasy. Wywalczyliśmy awans z wielką przewagą. Latem co prawda straciliśmy Patryka Makucha, ale uzupełniliśmy kadrę. Początek w naszym wykonaniu stanowił duże rozczarowanie, nie ukrywam.
Czy w pewnym sensie nie powtórzono błędów po poprzednim awansie? I Dominik Nowak wtedy, i Wojciech Łobodziński teraz chciał grać to samo co w I lidze, a ekstraklasowa praktyka zweryfikowała te założenia.
Na pewno Ekstraklasa to zupełnie inny poziom i jeśli chcesz grać otwarty, ofensywny futbol musisz mieć odpowiednią jakość – i z przodu, i z tyłu. Jeżeli tę jakość masz niższą, a w tej lidze większość klubów jest bogatsza od nas i ma lepszych piłkarzy, to taka taktyka okazuje się zgubna i tutaj muszę przyznać panu rację. Mówiłbym tu jednak bardziej o błędach trenerskich niż całego klubu. W klubie chcemy być wsparciem dla trenerów i nie nakreślamy im, w jaki sposób kształtują zespół. Jest odwrotnie – spełniamy ich oczekiwania pod konkretną strategię. Ta, o której mówimy, niestety okazała się błędna.
Wojciech Łobodziński przy letnich transferach nie patrzył na narodowość piłkarzy, sugerując, że liczy się tylko ich jakość i nastawienie, ale po fakcie wydaje się, że te proporcje w kadrze zostały zaburzone. Pojawiło się zbyt wielu obcokrajowców w krótkim czasie. Niektórzy, jak Naveda czy Cacciabue, nigdy wcześniej nie grali w Europie. Indywidualnie większość z nich sprawiała niezłe wrażenie, ale długo nie tworzyli zespołu.
Do proporcji Polacy-obcokrajowcy nie przywiązujemy większej wagi. Mamy XXI wiek i profesjonalizm. Po prostu zabrakło nam ogólnej jakości. Drużyna została źle skonstruowana, ale raczej nie w kwestii narodowościowej, tylko pod kątem tego, czego potrzebowała do rywalizacji w Ekstraklasie. Mieliśmy najniższy zespół w lidze, a co za tym idzie, najsłabszy pod względem fizycznym. We współczesnym futbolu praktycznie wszyscy w fazie defensywnej bronią całą jedenastką, a myśmy bronili mniejszą liczbą zawodników, bo trener chciał grać bardzo odważnie. Zabrakło równowagi, zbyt wiele akcentów skierowano w stronę ofensywną. W defensywie nie mieliśmy ani organizacji gry, ani jakości.
Te elementy sprawiały, że bardzo trudno zdobywało nam się punkty, nawet przy dużym potencjale ofensywnym i sporej liczbie sytuacji, które w wielu meczach stwarzaliśmy. Gra w obronie była katastrofalna, ale przyczyną nie był czyjś paszport, ani liczba transferów. Do Stali Mielec przyszło bodajże osiemnastu nowych piłkarzy i nie przeszkodziło jej to w osiąganiu dobrych wyników.
Te obawy były zawczasu poruszane z trenerem Łobodzińskim, od razu widzieliście potencjalne zagrożenia w tych kwestiach?
Tak. Obawialiśmy się, czy tak niski zespół, z ograniczonymi atutami fizycznymi, będzie w stanie skutecznie walczyć o ligowe punkty. Odejście Makucha osłabiło nas również w tym względzie, bo to wysoki i silny napastnik. Za niego przyszedł Angelo Henriquez – też bardzo dobry zawodnik, ale niższy, o innej charakterystyce. Jeśli w każdej formacji masz niskich zawodników, nawet w bramce, to rodzą się pewne obawy.
Co do proporcji, w pierwszej kolejności odnosiło się wrażenie, że brakuje wam trochę polskiego doświadczenia. Transfery Andrzeja Niewulisa i, prawdopodobnie, Kamila Drygasa [rozmawialiśmy we wtorek wieczorem, PM] pokazują, że chyba doszliście do podobnych wniosków.
Tutaj zgoda, ale proszę też zauważyć, że to właśnie zawodnicy o określonych parametrach fizycznych. Takich teraz szukaliśmy, w Polsce i w Europie. Jeżeli mamy w kraju kogoś, kto spełnia te wymagania, chcemy go sprowadzić, choć ciągle dają o sobie znać nasze finansowe ograniczenia. Rzadko dokonujemy transferów gotówkowych, a takim będzie transfer Drygasa, jeśli ostatecznie dojdzie do skutku. Najczęściej szukamy piłkarzy “za darmo” i takich za granicą łatwiej nam znaleźć.
No właśnie, jak wygląda sprawa z Drygasem? Pojawiały się różne wersje w ostatnich dniach.
Na wtorek o godzinie 18:35 wygląda na to, że wszystkie komplikacje zostały usunięte i dopniemy tę transakcję. Mam nadzieję, że nowych problemów już nie będzie. Zależy nam na Kamilu i sądzę, że jemu też zależy, żeby trafić do Miedzi. Widzi naszą determinację i wie, że ten zespół stać na wywalczenie utrzymania w Ekstraklasie.
Rozumiem, że poza dłuższymi umowami i niezłymi pensjami przekonaliście Niewulisa i Drygasa perspektywą odgrywania kluczowej roli w drużynie? Tego im od dłuższego czasu brakowało w poprzednich klubach.
Myślę, że Miedź ma już swoją markę i to dobre miejsce do gry w piłkę dla ambitnych zawodników, którzy nie chcą siedzieć na ławce. Kamilowi i Andrzejowi nie musieliśmy obiecywać miejsca w składzie. Oni je sobie wywalczą. Jestem o tym przekonany, bo posiadają atuty, których nam dotychczas brakowało. Poza siłą fizyczną mam na myśli boiskowy charakter.
Kilka dni temu w rozmowie z oficjalnym kanałem Miedzi stwierdził pan, że jesteście przegranymi zimowego okna transferowego. Dosadne słowa.
W momencie, gdy nagrywaliśmy ten wywiad, mieliśmy pozyskanego tylko jednego piłkarza. Stąd takie wnioski. Po paru dniach mamy już trzech zawodników i za chwilę powinniśmy mieć czwartego, natomiast to nigdy nie jest pożądana sytuacja, gdy nowi piłkarze przychodzą na kilka dni przed pierwszym meczem. Chcieliśmy się wzmocnić 3-4 tygodnie przed startem ligi, ale to okazało się niemożliwe. Proces namawiania i pozyskiwania zawodników trwał dłużej, w większości obowiązywały ich też kontrakty w poprzednich klubach. Na tamtą chwilę byliśmy przegrani. Teraz, gdy dopniemy transfer Kamila, będziemy wygranymi. Pozyskaliśmy graczy, których naprawdę potrzebowaliśmy.
Po Drygasie planujecie jeszcze jakieś zakupy?
Na musiku już nie będziemy, natomiast trwają różne rozmowy i być może ktoś jeszcze do nas dołączy. Piłkarze, o których mówiliśmy, wypełnią nam pozycje bezwzględnie wymagające wzmocnień. Reszta może się wydarzyć, ale nie musi. Wiem, że zawodnicy uważnie obserwują początek rundy, chcą zobaczyć, jak Miedź wystartuje. Nikt nie lubi przychodzić do ostatniego zespołu w tabeli. Jeśli jednak od pierwszego meczu pokażemy, że stać nas na wiele wiosną, szanse na kolejny transfer wzrosną. Kandydaci do niego są.
Wzmocnienie w bramce opóźniło się ze względu na to, że nie udało się nikogo ściągnąć z Legii. Byliście łączeni najpierw z Cezarym Misztą, później z Dominikiem Hładunem.
Był tylko temat Miszty. On długo stanowił dla nas cel numer jeden na tej pozycji, rozmawialiśmy, ale ostatecznie zawodnik się nie zdecydował. Hładun to już wyłącznie medialna plotka. Z naszej strony nie było zainteresowania.
Zimą testowaliście pomocników Davide Petrucciego i Alexa Lopeza. Okazali się za słabi?
Szukamy piłkarzy, którzy mają wzmocnić drużynę, a nie tylko ją uzupełnić i zwiększyć rywalizację. Potrzebowaliśmy jakości. W tym kontekście byli za słabi.
Co ze stoperem Maritimo, Leo Andrade?
Był jednym z naszych głównych celów w tym okienku. Nie udało się go ściągnąć – nie tylko nam, bo przymierzano go także do innych, bogatszych klubów. Tutaj jak najbardziej temat istniał i może w przyszłości powróci. Na pewno ten zawodnik odpowiada nam swoim profilem.
Odszedł od was Jeronimo Cacciabue. Miał ciekawe CV, wrażenie robiła jego wycena na Transfermarkcie, ale na boisku nie błyszczał. To wasze największe rozczarowanie za ostatnie miesiące?
Myślę, że tak. Mieliśmy pewne obawy przed jego zatrudnieniem. Mierzy tylko 173 cm wzrostu, co oznaczało, że nasz środek pomocy będzie bardzo niski i słaby fizycznie. W wewnętrznych rozmowach zastanawialiśmy się, czy nie lepiej sprowadzić klasycznego defensywnego pomocnika. Zaryzykowaliśmy i w tym przypadku nie opłaciło się to. Być może w innej drużynie, przy innych piłkarzach Cacciabue by sobie poradził, potencjał ma. W tak skonstruowanej Miedzi nie dał rady.
U niego jeszcze doszły problemy z aklimatyzacją, mimo że miał z kim porozmawiać po hiszpańsku.
I po angielsku. Wszyscy piłkarze Miedzi mówią w tym języku, to jeden z istotnych punktów w naszym procesie transferowym. Generalnie jednak Cacciabue źle się czuł w Polsce, daleko od ojczyzny. Jego aklimatyzacja przebiegała opornie, dlatego nie robiliśmy mu problemów z powrotem do Argentyny.
Jon Aurtenetxe jest jeszcze brany pod uwagę przy ustalaniu składu, ma przyszłość w Miedzi?
Szukamy dla niego nowego klubu. Jakieś oferty mamy. Na razie trenuje z rezerwami. Jesteśmy mu wdzięczni za to, co zrobił dla Miedzi, ale ten rozdział w jego karierze jest zakończony.
Ktoś istotniejszy może od was odejść? Maxime Dominguez nie ma najwyższych notowań u trenera Grzegorza Mokrego, a na brak zainteresowania nigdy nie narzekał.
W Ekstraklasie grał słabiej, trzeba to sobie uczciwie powiedzieć. Obecnie wyżej stoją akcje innych pomocników, ale Maxime nadal jest w kadrze i walczy. Na ten moment nie zapowiada się, żeby ktoś miał od nas odejść tej zimy.
Miedź odpuściła nieco rynek hiszpański? Polskie kluby coraz mocniej go eksplorują, co chyba osłabiło waszą przewagę, którą mieliście w poprzednich latach dzięki dobrej znajomości tamtych lig.
Nadal mamy tam mocne kontakty i przyglądamy się. Przed sezonem pozyskaliśmy Koldo Obietę po niezłym sezonie w Segunda Division. Mamy też jednak coraz lepsze rozeznanie nie tylko na innych rynkach europejskich, ale nawet światowych i korzystamy z tego. Sięgamy, gdzie tylko się da. W Ekstraklasie trudniej o piłkarzy jakościowych będących w naszym zasięgu. Inne kluby też rozwijają skauting, coraz lepiej ogarniają rynek hiszpański. Na pewno Miedzi ciężej niż kiedyś pozyskać na nim dobrego zawodnika, to fakt.
Obieta wiosną pokaże na co go stać?
Jesienią dostawał mało szans, a jak już wchodził, to często w trudnych momentach. Teraz na pewno będzie mógł się bardziej wykazać, trener Mokry jest zwolennikiem tego zawodnika. W sparingach grał w wyjściowej jedenastce. Sądzę, że najlepsze co zostało po Wojtku Łobodzińskim to ci piłkarze ofensywni. Wydaje się, że również Narsingh i Henriquez są w stanie grać jeszcze lepiej, podobnie Olaf Kobacki, dla którego były to pierwsze miesiące w Ekstraklasie. Mocno liczymy na nasz atak.
Dodatkowym utrudnieniem dla was była sytuacja z Jurichem Caroliną, którego przewidywano do podstawowego składu na lewej obronie. Wrócił z urlopu z bardzo dużą nadwagą i długo dochodził do formy.
W jego przypadku nie chodzi tylko o złe odżywianie się. Carolina ma wrodzoną tendencję do tycia. Przeprowadzamy szczegółowe badania, jest teraz uważnie pilnowany jeśli chodzi o trening i dietę. Standardowe zalecenia w tych kwestiach u niego nie wystarczą. Lekko bym go więc usprawiedliwiał. Gdyby nie te okoliczności, nie dostałby drugiej szansy w Miedzi. Co nie zmienia faktu, że powinien też wtedy bardziej o siebie zadbać, z tym nie będę polemizował. Najważniejsze, że teraz jest gotowy do gry.
W kontekście wiosny uratowały was dwa ostatnie jesienne mecze. Gdybyście ich nie wygrali, dziś chyba musielibyście już planować przyszłość drużyny pod kątem I ligi.
Zaglądaliśmy w terminarz, wiedzieliśmy, że z Pogonią trudno będzie nam zapunktować, dlatego mocno liczyliśmy na dobry wynik ze Śląskiem i Górnikiem Zabrze. Chodziło także o to, żeby nieco ułatwić sobie zadanie w temacie zimowych wzmocnień. Gdybyśmy mieli dziś sześć punktów zamiast dwunastu, transfery Niewulisa czy Drygasa nie byłyby możliwe. Dzięki tym zwycięstwom dostaliśmy tlen i trzeba iść za ciosem.
Po zimowych przygotowaniach pana optymizm wzrósł?
Tak. Mieliśmy swoje niedociągnięcia, ale w sparingach graliśmy nieźle. Tak też postrzegali nas inni, trenerom rywali postawa Miedzi się podobała. Z dobrej strony pokazywał się Giannis Masouras. On z kolei dawał nam szybkość, jest najszybszym piłkarzem Miedzi. To kolejny fizyczny parametr, którego nam brakowało. Jesienią był bez klubu, tylko trenował, dlatego liczymy, że w następnych tygodniach będzie jeszcze lepszy.
Patrząc na ostatnie mecze nie przeszło panu przez myśl, że mógł dokonać trenerskiej roszady wcześniej?
Nie mogę myśleć w takich kategoriach. Wojtek Łobodziński wywalczył wspaniały awans i trzeba było być sprawiedliwym. Musiał mieć szansę na przeprowadzenie korekt. Wcześniejsze zwolnienie byłoby po prostu niesprawiedliwe. Wojtek zawsze był w porządku wobec klubu, więc my też chcieliśmy być w porządku wobec niego. Dalsza historia potoczyła się tak, że tracimy dziś pięć punktów do miejsca bezpiecznego, mamy mecz zaległy i jeśli wszyscy wykonają swoją pracę jak należy, to możemy powalczyć o utrzymanie.
A gdyby chodziło o trenera mniej zasłużonego dla klubu, w którego wcześniej tyle nie zainwestowano, zmiana nadeszłaby szybciej?
Też chyba nie. Którykolwiek trener wywalczyłby awans, otrzymałby później spory kredyt zaufania. Podobnie było z Dominikiem Nowakiem. Pracował dalej, nawet gdy w Ekstraklasie przegrywaliśmy u siebie już po 0:4 czy 0:5. Uważam, że jeśli ktoś wprowadza drużynę do Ekstraklasy, musi dostać szansę i to nie do pierwszego błędu, pierwszego kryzysu, tylko dłużej. Taką politykę prowadzimy, z tego w Polsce słyniemy. To na dłuższą metę powoduje, że ludzie chcą z nami współpracować. Tak chcemy ten klub budować, stawiając na jego długofalową jakość. Uważam, że to ważniejsze niż doraźne korzyści. Możemy spaść, potem możemy awansować, ale Miedź ma już swoją renomę, także w Europie, kolejni piłkarze są zadowoleni z gry dla klubu i to będzie procentować.
Wracając do transferów, zimą ewidentnie się spięliście. Czy to oznacza, że finansowo doszliście do granicy swoich możliwości?
Budżet musiał wzrosnąć, to oczywiste, natomiast on już latem był wyższy. Rozbieżności finansowych nie ma dużych. Jedyna różnica jest taka, że teraz przeprowadzimy transfer gotówkowy, ale nadal mówimy o przedziale wydatków, w którym już się obracaliśmy. Generalnie budżet Miedzi cały czas rośnie, możemy wydać więcej niż trzy lata temu i mam nadzieję, że ten trend zostanie utrzymany. Na razie nadal odstajemy od ekstraklasowej konkurencji, nie tylko u nas płace rosną.
W każdym razie, nie ryzykujecie z zakupami, nie przekraczacie granicy rozsądku?
Nie. Nie ma takiego pomysłu. Nie działamy w ten sposób i nie będziemy. Wiem, że są kluby, które tak funkcjonują i to się czasami udaje. Pamiętam Odrę Wodzisław, która latami trzymała się Ekstraklasy, była jej sensacją i w zasadzie nikt nie wiedział, dlaczego. Dziś jednak Odra rywalizuje z naszymi rezerwami o utrzymanie w III lidze. My tą drogą iść nie zamierzamy. Mamy ugruntowaną pozycję jako klub, od lat funkcjonujemy między Ekstraklasą a czołówką I ligi i ciężką pracą trzeba dążyć do tego, żeby to przeskoczyć i wejść na wyższy poziom. Musi się to jednak stać ewolucyjnie, naturalnie, bez zbędnego ryzyka.
Nigdy pana nie korciło, żeby poszarżować finansowo?
Nie, ponieważ to prawdopodobnie od razu uruchomiłoby negatywne zjawiska wewnątrz drużyny i zakłóciłoby strukturę szatni. Zawsze pilnowaliśmy, żeby takich zagrożeń unikać. Wszyscy najlepsi zawodnicy Miedzi grają na zbliżonych warunkach i tego pilnujemy. Oczywiście korekta płacowa w górę rzędu 10-20 procent w naszej sytuacji jest normalna, ale kominów płacowych w Miedzi nie ma i nigdy nie będzie.
No to na koniec, nie ma pan wyjścia: Miedź się utrzyma czy nie?
Będzie walczyć do końca i Miedź się utrzyma, oczywiście. Po to wszyscy teraz pracujemy. Jesteśmy w zupełnie innej sytuacji niż cztery lata temu. Wtedy praktycznie cały czas znajdowaliśmy się nad strefą spadkową, co być może nas uśpiło. Pod kreską znaleźliśmy się dopiero na sam koniec. Teraz prawie od początku jesteśmy pod wodą, co sprawia, że determinacja jest większa. Goniąc może być łatwiej o utrzymanie.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:
- Miedź wygrywa w Turcji. „Oni naprawdę są najgorsi w waszej lidze?
- Kamil Drygas trafi do Miedzi! Znamy kulisy rekordowego transferu
Fot. Newspix/Archiwum DSA