“Czy leci z nami pilot?” – to pytanie zadają sobie obecnie wszyscy kibice Chelsea. Sytuacja na Stamford Bridge od kilku miesięcy jest daleka nawet od stabilnej. Drużyna pogrąża się w coraz większym kryzysie, a towarzyszą temu coraz bardziej niezrozumiałe ruchy transferowe. Zdaje się, że zarówno właściciel Todd Boehly, jak i trener Graham Potter, nad niczym nie panują. I na razie nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się zmienić…
Czwartkowa porażka z Manchesterem City przyniosła kilka pozytywów, ale co z tego, skoro po raz kolejny nie zgadza się wynik. Okazja do przełamania była idealna, bo The Citizens byli cieniem samych siebie. Przez większość meczu słaniali się na boisku, zupełnie niewidoczny był Erling Haaland. Piłkarze Chelsea potrafili przejąć inicjatywę i zdominować mistrzów Anglii. Spotkanie mogłoby się ułożyć zupełnie inaczej, gdyby piłka po strzale Chukwuemeki odbiła się od słupka nieco inaczej. Ale się nie odbiła. Guardiola znów przeprowadził fantastyczne zmiany i to właśnie zawodnicy, którzy weszli z ławki, przesądzili o wyniku spotkania. 1:0 dla City i Chelsea ląduje na 10. miejscu w tabeli…
Plaga kontuzji
Większość kryzysów zaczyna się właśnie od tego. Przychodzi moment, kiedy kolejni najważniejsi zawodnicy w drużynie zaczynają wypadać z gry przez urazy, a nie ma ich kim zastępować. Pamiętamy tego typu przykłady z poprzednich sezonów, kiedy z takim problemem mierzył się choćby Juergen Klopp. Był taki sezon, kiedy w defensywie Liverpoolu grał duet Ozan Kabak – Nathaniel Phillips i to w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
W Chelsea może nie będzie aż tak źle, ale sytuacja jest “rozwojowa”. Tylko w spotkaniu z Manchesterem City boisko z kontuzjami opuściło aż dwóch zawodników i to jeszcze w pierwszej połowie. Mowa tu o Christianie Pulisiciu i Raheemie Sterlingu. Na razie nie wiadomo, jak groźne są to urazy, ale wszystko wskazuje na to, że obaj szybko nie wrócą na boisko.
Lista grozy Grahama Pottera powiększyła się już do dziewięciu zawodników, co nie napawa optymizmem przed walką o top 4. Oprócz Sterlinga i Pulisicia są na niej jeszcze: Armando Broja, Wesley Fofana, Edouard Mendy, N’Golo Kante, Mason Mount, Ben Chilwell i Reece James. Robi wrażenie… Każdy zawodnik z tej listy prawdopodobnie stanowiłby o sile większości drużyn w Premier League.
Szczególnie bolesna dla Pottera jest strata tych dwóch ostatnich zawodników. Kiedy Chilwell i James są zdrowi, to na nich opiera się gra Chelsea. System, który opracował Thomas Tuchel, sprawdzał się doskonale także po jego zwolnieniu. Jakość, jaką dawali dwaj boczni obrońcy była nie do przecenienia. Szczególnie dotyczy to Jamesa, który od dłuższego czasu jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem The Blues i to on stanowi o sile zespołu.
Cesar Azpilicueta zupełnie nie radzi sobie jako jego zastępca. Ma już 33-lata na karku i zdecydowanie brakuje mu dynamiki. O ile daje sobie radę w defensywie, to do przodu jest już znacznie trudniej i to sprawia, że Chelsea stwarza zbyt mało zagrożenia. Dodając do tego fatalną formę całej linii ataku, jest to przepis na katastrofę. Podobnie wygląda sytuacja po drugiej stronie. Kibice już od samego początku nie byli przekonani do Marca Cucurelli, który został kupiony za 65 milionów funtów, ale teraz potwierdzają się wszystkie obawy. Hiszpan cały czas wygląda, jakby nie radził sobie z presją. Jest wyjątkowo elektryczny i każdy jego kontakt z piłką zwiększa ryzyko zawału serca u trenera.
Trener bez doświadczenia
James i Chilwell to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Równie ważni dla drużyny byli przecież Mount i Kante, bez których środek pola The Blues momentami wygląda wręcz komicznie. O ile Kovacić wygląda nieźle, pomimo słabszych momentów, to już Zakarii ewidentnie brakuje jakości. Szwajcar miewa przebłyski jak choćby właśnie w czwartkowym starciu z City, ale wydaje się, że ma podobny problem co Cucurella.
Tak naprawdę trudno powiedzieć o którymkolwiek zawodniku Chelsea, że jest w formie. Kepa potrafił zastąpić w jedenastce Mendy’ego, ale nie opuściły go dawne demony. Silva wygląda w miarę solidnie, ale koledzy mu nie pomagają. Szczególnie Koulibaly, który jest cieniem samego siebie z czasów gry z Napoli. Zdecydowanie nie tego oczekiwali od niego w Londynie, kiedy przychodził za bagatela 38 milionów euro.
O ofensywie nie ma już nawet co wspominać, bo tam sytuacja wygląda chyba najnędzniej. Aubameyang wszedł wczoraj za kontuzjowanego Sterlinga, ale skompromitował się i już w 63. minucie dostał “wędkę”. Gabończyk nie ukrywał swojego niezadowolenia, ale trudno się dziwić Potterowi, że podjął taką, a nie inną decyzję. Trener twierdził na konferencji, że napastnik był po prostu zmęczony, ale raczej nikt w to nie uwierzy.
W ogóle wydaje się, że w poczynaniach Pottera brakuje jeszcze odpowiedniej konsekwencji. Widać ewidentnie, że jak na razie Anglik trochę się miota i Chelsea jest dla niego poligonem doświadczalnym. Jego praca w Ostersunds, Swansea i Brighton była wzorowa, ale to zupełnie inny poziom oczekiwań niż na Stamford Bridge. Trudno go oczywiście obwiniać o kontuzje czy słabą formę większości graczy, więc nie jest to moment na przekreślanie jego pracy. Pytanie tylko, ile cierpliwości będzie miał w sobie Todd Boehly.
Fantazja właściciela
No właśnie, w tym momencie wypadałoby przejść do tego, czy problem jest tylko w drużynie. Todd Boehly i jego wspólnicy przejęli Chelsea od Romana Abramowicza, zapowiadając zmiany, ale też utrzymanie wielkości klubu. Wątpliwości zaczyna jednak budzić to, czy Amerykanin nieco nie przesadził z ambicją. Chciał zacząć od czegoś wielkiego, więc początek jego działań to głośne doniesienia możliwym transferze Cristiano Ronaldo, co niejako zdefiniowało kolejne miesiące jego rządów.
Dziś wiadomo już, że faktycznie Boehly zafiksował się na punkcie sprowadzenia Ronaldo, ale ruch ten zablokował mu Thomas Tuchel. Jak to się skończyło? Na Stamford Bridge nie ma już Niemca, a Portugalczyk również tam nie zawitał. Pomiędzy Tuchelem a właścicielem klubu nie zaiskrzyło od samego początku, więc w Londynie wszyscy wiedzieli już po kilku dniach, że ich współpraca długo nie potrwa. Tym dziwniejsze jest to, że poprzedniemu trenerowi pozwolono przepracować całe okienko transferowe i mieć wpływ na kupowanie kolejnych zawodników. Dziś trudno powiedzieć, czy byłyby to też wymarzone wzmocnienia dla Grahama Pottera.
Boehly chciał mieć swojego człowieka w szatni, więc trenera zmienił. Ale wygląda też na to, że chce wymienić stopniowo cały skład. Problem w tym, że wszystko zdaje się robić trochę nieporadnie. Poza dziwnym pomysłem sprowadzenia Ronaldo i w dodatku wymyśleniem sobie, że zorganizuje mecz gwiazd Premier League wzorem tego z NBA, to teraz dał się wszystkim poznać, jako niespecjalnie uczciwy negocjator. Sam pomysł sprowadzenia Enzo Fernandeza z Benfiki za niemal 130 milionów euro sprawiał, że kibice łapali się za głowę, ale to jak to zostało rozegrane, również pozostawia sporo do życzenia.
Najpierw Boehly miał zaproponować, że zapłaci nawet trochę więcej, niż wynosi klauzula odstępnego w kontrakcie Fernandeza, tylko po to, żeby mógł zapłacić w ratach. Portugalczycy przystali na tę propozycję i myśleli już, że zrobią kolejny znakomity interes, wciskając komuś zawodnika z niespełna półrocznym doświadczeniem na europejskich boiskach za ponad 100 baniek, ale wtedy Amerykanin zaczął kręcić. Na właściciela Chelsea posypały się gromy ze strony przedstawicieli portugalskiego klubu, więc transferu nie będzie.
Tak więc skoro tego nie dało się spektakularnie załatwić, to trzeba było znaleźć sobie inny cel i stał się nim Mychajło Mudryk, którego Boehly chce teraz sprzątnąć sprzed nosa Arsenalowi. I tak to się kręci. Wygląda to trochę tak, jakby właściciel Chelsea chciał za wszelką cenę robić ciągle coś spektakularnego, ale jak na razie średnio mu to wychodzi. Europejskie realia ewidentnie różnią się od tych amerykańskich.
Na ten moment w Chelsea zdaje się nic nie zgadzać, a kolejne zaskakujące ruchy właściciela nie napawają optymizmem. Ponad 300 milionów euro wydane na transfery to zdecydowanie najwięcej spośród wszystkich europejskich klubów, a efektów brak. Trener jest zmuszony do gaszenia kolejnych pożarów, ale brakuje mu doświadczenia, żeby to wszystko udźwignąć i jeszcze poprawić wyniki. Na ten moment trudno mówić w przypadku Chelsea nawet o awansie do Ligi Mistrzów, a to może tylko pogłębić kryzys.
Można się było spodziewać, że w Londynie szybko zaczną tęsknić za Romanem Abramowiczem, pomimo jego obrzydliwej działalności pozapiłkarskiej, ale nikt nie spodziewał się, że stanie się to aż tak szybko.
Czytaj więcej o Premier League:
- Brentford i duńska rewolucja Thomasa Franka
- Co się dzieje z Jadonem Sancho?
- Po co Liverpoolowi Cody Gakpo?
Fot. Newspix