W jednym z odcinków “Świata według Kiepskich” popularny Ferdek zadaje niezwykle ważne, iście filozoficzne pytanie, proste, ale trudne zarazem… po co?
No, właśnie. Po co, panie Ferdku selekcjonerze Czesławie Michniewiczu? Po co wysyłać kolejny niesmaczny sygnał do świata zewnętrznego, dokładać kolejną cegiełkę w myśl motywu oblężonej twierdzy? Już pal licho, że nie czyta pan mediów. Albo bardziej udaje, że tak jest. Tak czy siak, albo ktoś zapragnął postrzelać ślepakami bez opamiętania, albo ma doskonałe rozeznanie, kto, co i jak. W obu przypadkach nie daje to dobrego świadectwa, nawet jeśli próbujemy doszukać się tutaj jakiegoś sensu. Przede wszystkim nie pokazuje, żeby selekcjoner miał chłodne, zdystansowane spojrzenie. A to, jak wiemy z przeszłości, jest jednym z pierwszych kroków do upadku.
Jeżeli ten upadek się zbliża, jego ostatnie rozdziały nie zestarzeją się zbyt dobrze. Afery wokół premii dla reprezentacji, kontrująca i raczej bezrefleksyjna postawa w wywiadach, za mało merytorycznych rozmów o piłce. Bardziej postawa reakcyjna niż kreacyjna. Michniewicz zatrzymał się w pewnym punkcie, utknął w bagnie. Nie powiemy, że w pełni sam je stworzył, ale też można odnieść wrażenie, że robi za mało, żeby z niego wyjść. Ba, zamiast zakopywać topór, dolewa oliwy do ognia. Teraz w sposób subtelny, ale jednak.
Blokowanie poszczególnych dziennikarzy na Twitterze to akt… Cholera, czego? Chcemy znaleźć właściwe wytłumaczenie, ale jedyne, jakie przychodzi na myśl, to po prostu pokazanie focha. I niejako powiedzenie “ty, ty i ty – nie znacie się”, bo przecież nie tępienie chamstwa. Tacy Mateusz Rokuszewski, Marek Wawrzynowski czy Wojciech Bąkowicz raczej nie zasłynęli z obraźliwych haseł w stronę selekcjonera. Nie rzucali go na stos przy każdej możliwej okazji, a jeśli już czymś rzucali, to niewinnymi żarcikami. Słowem: nie przekroczyli granicy dobrego smaku, ot, na “czarną listę” trafili za byle co. Nie są żadnymi wrogami selekcjonera, tak jak wielu z nas.
***
Po co budować sobie taki wizerunek? Nie lepiej pokazać, że stoi się ponad komentarzami w social mediach, o ile nie przedstawiają jakichś skrajności, szczególnie z perspektywy tak wystawionej na strzały postaci, jaką jest selekcjoner? To nie trzyma się kupy. Budzi też śmiech, drwiny, wątpliwości. Nie daje absolutnie nic pozytywnego. I szkoda, bo Michniewicz jest postacią, którą naprawdę da się polubić.
Co warto zaznaczyć, Czesław Michniewicz już w ten sposób kiedyś postępował. Gdy odchodził z Pogoni Szczecin, zablokował część dziennikarskiego środowiska z tamtych stron. Wysłał klarowny sygnał. Teraz, jeśli jego dni są policzone, można doszukiwać się podobieństwa. Tutaj logika występuje, mamy jakieś porównanie. Ale nie zrozumiemy, dlaczego taka a nie inna postawa musi mieć miejsce. Przecież Czesław Michniewicz ani nie kupuje sobie spokojniejszej teraźniejszości, ani nie buduje podwalin pod lepszą przyszłość. Działa tak, jakby za chwilę miał wyskoczyć z domu zszarganego przez pożar. Zbliża się do wyskoku z okna z drugiego piętra, nie drzwi i bezpieczniejszego wyjścia ewakuacyjnego. Cało z tej sytuacji i tak nie wyjdzie, ale może chociaż minimalizować straty. Właśnie te wizerunkowe. Nie zniżył się do poziomu Jerzego Brzęczka, ma jeszcze trochę do stracenia.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że widzimy kolejny przykład działania “selekcjonerozy”. Kolejny polski trener na tym stanowisku nie wytrzymuje ciśnienia, mimo że w przeciwieństwie do niektórych poprzedników ma w rękach sukces. Okej, okupiony nietypową ceną, ale jednak. To wszystko można by rozegrać inaczej. A tak (stan na popołudnie 12 grudnia) mamy syf wokół PZPN-u, Michniewicza, piłkarzy, wyników. Teraz trzeba bomby, żeby atmosferę oczyścić, a chyba nie musimy mówić, kto w takich okolicznościach zawsze jest najłatwiejszym celem. Tym razem – również poniekąd słusznym.
Niech to będzie nauczka dla ewentualnego następcy Michniewicza. Lekcja, jak nie postępować, jak nie konsumować historycznego awansu do 1/8 finału na mundialu. Dziś przecież – czy trenerzy tego chcą, czy nie – ogromną rolę odgrywa PR. On potrafi ulżyć w gorszych chwilach, zagwarantować dodatkowe koło ratunkowe. A gdy idzie świetnie na boisku, wręcz przeciwnie: gdy wizerunek jest wątpliwy, można przymykać oko na pewne sprawy. Tacy jesteśmy, tak jako ludzie działamy wszędzie. Sęk w tym, że obecny selekcjoner nie potrafił tego dobrze wykorzystać. Na początku zapowiadało się, że to mu się da. Ale czas pokazał, że to bardzo trudna sztuka. Cholernie trudna, a na pewno ponad możliwości Czesława Michniewicza. Sztuka, która – jako jedna z kluczowych składowych pracy selekcjonera – może pogrzebać jego sens istnienia w realiach reprezentacji Polski.
Właśnie nad sensem istnienia zastanawiał się Ferdynand Kiepski, kiedy zadawał pytanie “po co?”. Odpowiedzi nie znalazł, ale niewykluczone, że za niedługo będzie mógł podać Michniewiczowi rękę. Zaprosić na piwo, obejrzeć telewizję, pogadać o bezrobociu.
Czytaj więcej o mundialu w Katarze:
- Arabskie święto. Sukces, który ma powiedzieć światu o Palestynie
- Nie wierzymy w hidżab. O piekle irańskich kobiet
- Dzień wielkich miłości. Do Rosji, Ronaldo i praw człowieka
- Japończycy i sprzątanie stadionu. „Taką mamy kulturę”
- Schowani czy docenieni? Robotnicza strefa kibica
- Airport? This way! Jak odpadła Brazylia
Fot. Newspix