Hiszpania nie zawiodła. Wyszła na boisko i bawiła się piłką. Totalna dominacja – ponad 90 minut klepania futbolówki – ty do mnie, ja do ciebie. Można rzec, że Kostarykanie przyszli do teatru i podziwiali to, co robi La Furia Roja. Los Ticos byli statystami w tym spektaklu. A tiki-taka dalej żyje, ma się dobrze i jest przyjemna dla oka. To był nokaut.
Zawodnicy selekcjonera Luisa Enrique wychodząc na mecz z Kostaryką, byli świadomi tego, że Niemcy sensacyjnie przegrali z Japonią 1:2, dlatego nie mogli sobie pozwolić na zlekceważenie rywala. Wyszli w pełni skoncentrowani i skupieni. Nie pozwolili przeciwnikom na nic, a kibicom dali sporo radości. Skończyło się 7:0. Z kolei już w najbliższą niedzielę zmierzą się z naszymi zachodnimi sąsiadami, którzy muszą odnieść zwycięstwo, żeby pozostać w turnieju. Mecz o wszystko. Już ostrzymy sobie zęby na to spotkanie. Liczymy na świetne widowisko.
Hiszpania – Kostaryka 7:0. Nie było, co zbierać
Hiszpania zagrała dzisiaj perfekcyjne spotkanie. Nie ma się do czego doczepić. To był koncert, mogliśmy podziwiać świetnie dysponowaną drużynę. Luis Enrique obiecał, że jego zespół nie będzie miał litości do żadnego rywala i będzie chciał wygrywać jak najwyżej z każdym. Oglądając to starcie, mieliśmy kilka razy takie myśli, żeby Hiszpanie nie znęcali się już nad Kostarykanami, bo przykro patrzyło się na to, jak zawodnicy drużyny przeciwnej męczyli się na tym boisku. Chciałoby się rzec: “Hiszpanie dajcie im spokój, oni mają po 13 lat”.
Rywale z Ameryki Środkowej byli bezradni. Mieli posiadanie piłki na poziomie 18%. Nie oddali ani jednego strzału (nawet niecelnego) na bramkę Unaia Simona, z którego dzisiaj nie popłynęła nawet jedna kropla potu. Gdyby nie uprzejmość kolegów z drużyny, nie miałby w tym spotkaniu w ogóle piłki przy nodze. Kostaryka nie wykreowała nawet pół sytuacji do zdobycia gola. Nie miała również ani jednego rzutu rożnego. Bardzo rzadko była na połowie Hiszpanów. Wyglądała jak reprezentacja San Marino czy Gibraltaru. Brakowało jej jakichkolwiek argumentów.
Współczujemy Keylorowi Navasowi. Siedem celnych strzałów na jego bramkę i wszystkie wylądowały w sieci. Kapitan, legenda kostarykańskiej piłki był po prostu bezradny. Nie pomógł. Nie ma co go winić za stratę tych bramek, bo nawet gdyby znajdował się w życiowej formie, nie dałby rady w pojedynkę zatrzymać Hiszpanów. Nie chcemy znęcać się nad zawodnikami Kostaryki. Zostali zmieceni z planszy. Każdy z nich zagrał słabo, bardzo słabo lub tragicznie. To nie ta liga. To nie jest poziom mistrzostw świata. Zostali zjedzeni, przeżuci i wypluci przez La Furia Roja.
Tiki-taka wiecznie żywa
W pierwszej połowie Hiszpanie wymienili 549 celnych podań. To jest najlepszy wynik w historii mistrzostw świata. Pobili rekord, który należał do… Niemców z dzisiejszego meczu z Japonią – 422. La Furia Roja w całym spotkaniu wykonała takich podań niemal tysiąc – 976. Skuteczność w tym elemencie wyniosła 94%. Nieprawdopodobne statystyki. Dominatorzy w pełnej krasie.
Nie było za wiele przestojów w grze. Cały czas piłka chodziła od nogi do nogi. Trudno wyróżnić kogoś indywidualnie za to spotkanie. Gdyby była taka możliwość, to przy wyborze MVP optowalibyśmy za całą drużyną. To był kolektyw. Ci ludzie wyglądali jakby całe życie grali ze sobą w piłkę. Rozumieli się bez słów. Świetnie poruszali się po boisku. Wykorzystywali wolne przestrzenie. Bazowali na ruchu bez piłki, pokazywali się na pozycjach. Byli w ciągłym ruchu. Hiszpania? Top.
Czy to materiał na mistrza świata? Takich osądów nie wydaje się po jednym meczu z tak słabym rywalem, ale na pewno zaimponowali swoim profesjonalizmem i podejściem do spotkania. Nie oszczędzali sił. Mimo że wysoko prowadzili, to wchodzący na boisko zmiennicy dawali jakość i chcieli wpisywać się na listę strzelców. Morata – gol i asysta. Carlos Soler również z trafieniem, a Alejandro Balde z asystą drugiego stopnia i kilkoma świetnymi wejściami w pole karne, a był to jego debiut w kadrze.
Luis Enrique mocno odmłodził tę kadrę. Na ostatnim mundialu Hiszpania miała jedną z najstarszych ekip, a teraz ma jedną z najmłodszych. I to też widać na boisku – polot, przebojowość i finezja u młodych zawodników. Tiki-taka wraca do łask. Cieszy oko, a zawodnikom sprawia radość. To nie jest tylko klepanie piłki do samego klepania.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Mundial Blog: Alimenciarz bohaterem. Cóż, jakie MŚ, taki ich heros
- Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu
- Najgorsze drużyny w historii mistrzostw świata. Katar nawiąże do tych ekip?
- Blatter: Infantino chce przenieść siedzibę FIFA do Kataru
- Czy Bereszyński na lewej obronie to najlepszy wybór dla kadry?
Fot. Newspix