Na pewno nie było to spotkanie, dla którego warto było odłożyć ciekawe plany na sobotę i nawet za 5 zł udać się na stadion. Na pewno nie był to też taki mecz, przy którym popołudniowy obiad dawno zdążyłby wystygnąć, bo tak zaangażowalibyśmy się w oglądanie. Absolutnie nie. Lepiej było pójść na ryby czy nawet skusić się na poradnik z szydełkowania. A zresztą – po prostu każde inne zajęcie okazałoby się cenniejszą inwestycją. Starcie Piasta z Wartą to z miejsca kandydat na najnudniejszy mecz tej kolejki.
Niewiele da się powiedzieć o samym meczu w kontekście ciekawych wydarzeń. Bo o czym? Że Kirejczyk to polska podróbka Petera Croucha? Że Warta kontynuuje znakomitą passę na wyjazdach? Że Piast wciąż wygląda jak zespół chętny na zmianę poziomu rozgrywkowego?
Piast słabiutki, Warta do bólu skuteczna
Na początku odnotujmy to, co odnotować trzeba. W pierwszej połowie Chrapek ustrzelił poprzeczkę po przytomnym podaniu Kirejczyka, ale kilka chwil później Warta właściwie z niczego wpakowała piłkę do bramki Placha. Niezbyt wyszukanym sposobem Szmyt znalazł sobie miejsce na dośrodkowanie, pojedynek główkowy przegrał Pyrka, a Miguel Luis zrobił, co trzeba. To była 31. minuta.
Kolejne 50 minut spokojnie można było przewinąć. To informacja dla tych, którzy dopiero chcieliby obejrzeć ten mecz z odtworzenia. Oczywiście nie polecamy, wystarczy skrót, ale masochistów przecież nie brakuje. Hardcorowych fanów Ekstraklasy albo nas, którzy od dechy do dechy muszą takie widowiska konsumować i komentować.
W 80. minucie Warta zadała kończący cios. Znów musiała zrobić niewiele, znów zawiodło krycie w polu karnym Piasta i trochę jednak bramkarz. Zrelak poszukał z rzutu rożnego głowę Stavropoulosa, “atakowanego” przez Felixa, który dla Greka nie był jednak żadnym wyzwaniem. Nie wiemy, jak przeanalizuje tę sytuację trener Vuković ze swoim sztabem, ale podpowiemy: wśród zawodników Piasta brakuje życia. Ani wtedy, ani wcześniej czy później gospodarze nie wykazywali się szeroko pojmowaną werwą. Byli jakby totalnie obojętni, że znów dostają w łeb. Nie oddali nawet celnego strzału, chociaż Canal+ w swoich statystykach zaliczył im jeden.
Nie ma efektu nowej miotły
Gliwiczanie ostatni mecz w Ekstraklasie wygrali równo dwa miesiące temu. To dramat, którego swoją miotełką chociaż na chwilę nie potrafił zamieść trener Vuković. Jeśli ktoś w klubie pragnął impulsu za sprawą nowego szkoleniowca już teraz, to musiał srogo się zawieść. Tu reanimacja nie pomoże. Tu trzeba poskładać pacjenta na nowo.
Piast na pewno chciałby mieć tyle punktów, ile ma Warta (24). Taką pozycję w tabeli, jaką ma Warta (siódmą). I taką łatwość w wygrywaniu mimo nierozgrywania wielkich zawodów. Ale chcieć to nie móc – obecnie ekipa z Gliwic może co najwyżej liczyć na wyjście ze strefy spadkowej w ostatniej kolejce rundy jesiennej. Nic więcej. A potem mieć nadzieję, że runda wiosenna będzie autostradą do utrzymania, nie do 1. ligi.
WIĘCEJ O ESKTRAKLASIE:
Fot. Newspix