Reklama

Z piekła do nieba. ŁKS ograł u siebie Arkę

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

30 października 2022, 15:55 • 5 min czytania 13 komentarzy

Dziś w Łodzi oglądaliśmy hit kolejki na zapleczu Ekstraklasy. Przed pierwszym gwizdkiem ŁKS zajmował trzecie miejsce w lidze, Arka była czwarta. Zespół z centrum Polski specjalizuje się w meczach rozgrywanych u siebie, drużynie z Trójmiasta zdecydowanie lepiej idzie na wyjazdach, ale każde spotkanie to nowa historia i dziś mogliśmy znów powiedzieć „sprawdzam”. Obserwowaliśmy mieszankę nieporadności z jakością w rozsądnych proporcjach, które z każdą minutą ulegały poprawie.

Z piekła do nieba. ŁKS ograł u siebie Arkę

Mecz miał różne fazy, nie zabrakło zwrotów akcji i ostatecznie gospodarze dopisali do swojego dorobku komplet punktów, choć po pierwszych minutach nic się na to nie zanosiło.

Gospodarze zostali w szatni

Z pozoru wszystko wydawało się proste i klarowne. Piłkarze Kazimierza Moskala planowali grać od początku wysoko, a goście mając to na uwadze, skupiać się na wykorzystaniu szybkich pomykaczy z przodu. Dziś szansę gry w Arce otrzymał Mateusz Żebrowski, który miał godnie zastąpić Karola Czubaka i wraz z Haydarym ścigać się z defensorami ŁKS-u.

Plan na „dzień dobry” okazał się piekielnie skuteczny.

Błyskawicznie ŁKS przekonał się, jak groźna potrafi być Arka na wyjazdach. Wystarczył moment nieuwagi i przegrany pojedynek w środku pola, by gospodarze stracili gola. Żebrowski wyłożył piłkę Haydaremu, który efektownie dzióbnął nad Bobkiem i zapakował do sieci. Piotr Lasyk czekał jeszcze na podpowiedzi asystentów, bo w momencie podania doszło do klasycznej mijanki. Panowie za monitorami grzebali się ze sprawdzeniem, czy nie było w tym przypadku spalonego, ale ostatecznie decyzja o zaliczeniu bramki została podtrzymana.

Reklama

Gospodarze dostali klapsa na początku, ale no właśnie – mieli mnóstwo czasu na pozbieranie się i rozstrzygnięcie meczu na swoją korzyść. To zadanie wydawało się jeszcze wtedy dość trudne, bo Arka szła za ciosem. Miała dużą łatwość w zdobywaniu przestrzeni, a apatia piłkarzy Kazimierza Moskala była tak zaawansowana, że doganiała od drugiej strony ciężką harówkę.

ŁKS wstawał stopniowo z kolan po nerwowym początku. Zaczęły pojawiać się zagrania na wolne pole do Balongo, była wymienność pozycji w środku pola, ale Arka była na tym etapie czujna, zwłaszcza w okolicach koła środkowego, gdzie ŁKS-owi brakowało zdecydowania. Mecz zaczął nieco nudzić. Obie ekipy próbowały coś wyrzeźbić, ale były w swoich poczynaniach dość nieporadne.

Już po dwóch kwadransach nastąpiła pierwsza zmiana. W pewnym momencie Nowacki i Monsalve wzięli w kleszcze Żebrowskiego i ten pierwszy w walce o piłkę przywalił zawodnikowi Arki z łokcia. Najpierw kartkę dostał Hiszpan, ale sędzia Lasyk zmienił decyzję i pokazał ją właściwej osobie. Warto podkreślić, że zawodnik faulowany nie był w stanie kontynuować gry. Żebrowski musiał zejść i zmienił go Kuzimski.

Niewykorzystane sytuacje…

Minęła dosłownie chwila od zejścia Żebrowskiego i weszliśmy w fazę, która odmieniła ten mecz. Ziemann podał do Skóry, który uderzył z pierwszej piłki. Jego strzał został przecięty przez Adama Marciniaka, który rozłożył ręce niczym bramkarz i zatrzymał piłkę w nieprzepisowy sposób.

Wydawało się, że Arka może zaraz zyskać jeszcze większą kontrolę. Gol na 0:2 powiększyłby znacznie bufor bezpieczeństwa.

Do karnego podszedł Haydary, który stanął przed szansą zdobycia swojego drugiego gola w meczu. Tym razem zawiódł na całej linii. Kopnął na odwal, w środek i bez jakiejkolwiek inwencji twórczej. Bardziej uderzył w Bobka, niż ten obronił strzał i dzięki temu gospodarze pozostali przy życiu. Ba, zaczęli przeważać!

Reklama

Ważną rolę odgrywał już wtedy Ochrończuk. Gola nie strzelił, ale zasuwał jak wół i wypracował rzut rożny, który przyniósł wyrównanie. Z narożnik dogrywał Michał Trąbka, a Krzepisza i Stolca uprzedził Nacho Monsalve. Hiszpan znów pokazał, że jest bardzo dobry w grze w powietrzu, ale najważniejsza była zmiana wyniku.

Optyczna przewaga ŁKS-u zaczęła się powiększać, choć ostatnie minuty pierwszej połowy nie przyniosły czystych sytuacji. Z perspektywy dalszy losów meczu, istotna okazała się również kontuzja Nelsona Balongo. Napastnik gospodarzy nie grał najgorzej, ale miał dziś trening biegowy i zajmował się głównie walką z obrońcami. Zmienił go Bartosz Szeliga, który pokazał zdecydowanie więcej.

Zatopiona Arka

W drugiej części meczu przewaga ŁKS-u była olbrzymia. Już na przywitanie gospodarze dwa razy wjechali w pole karne Arki. Przy pierwszej z okazji znów ważną rolę odegrał odbiór Ochrończuka, który rósł z minuty na minutę. Zdecydowanie lepiej zaczął grac też Trąbka. To on wykorzystał drzemkę defensorów Arki i obsłużył długim podaniem prostopadłym Szeligę, któremu już wtedy niewiele zabrakło do szczęścia.

Arka coraz mocniej się gubiła. Przykładowo Stolc wsadził na konia Krzepisza, co omal nie skończyło się trafieniem samobójczym – był za to rzut rożny. Co więcej, podobna sytuacja miała miejsce już w pierwszej połowie, więc po stronie gości zabrakło autorefleksji.

Gospodarze urządzali sobie autostradę po prawej stronie, ale i ze stojącej piłki potrafili stwarzać zagrożenie. Choćby wrzutka Dankowskiego po rzucie wolnym na głowę Marciniaka omal nie skończyła się golem na 2:1 – defensor uderzył za bardzo do lewej. W końcu i tak ŁKS udokumentował przewagę. Po prostu musiał.

Wszystko wzięło się z ataku prawą stroną. Trąbka uruchomił Dankowskiego, a ten wyłożył Szelidze, który doczekał się upragnionego trafienia. Koniec emocji? A gdzie tam! I zanosiło się na kolejne trafienia ŁKS-u, bo Arka pomimo zmian wciąż była bezbarwna, a Hubert Adamczyk właściwie wyłączony z gry.

Kwadrans przed końcem znów dogrywał Dankowski i blisko trafienia był Szeliga, który po raz n-ty uprzedził Tomala, ale tym razem nie wpadło. Czekaliśmy na jakąś heroiczną szarżę Arki, akcję pod kryptonimem „wszystko albo nic”, ale się nie doczekaliśmy. Mało tego, to ŁKS w doliczonym czasie gry postawił kropkę nad „i”. Ochrończuk zagrał fenomenalną piłkę do Stipe Juricia, ten miał świeże nogi – wszedł w ostatnim kwadransie – ruszył z kopyta i dobił Arkę.

Tym samym odnotowaliśmy trzecią wygraną z rzędu zawodników Kazimierza Moskala, którzy rozsiedli się właśnie w fotelu lidera. Wyprzedzili o jeden punkt Puszczę Niepołomice, która swój mecz rozegra dopiero jutro.

ŁKS – Arka Gdynia 3:1 (1:1)

N. Monsalve 36′, B. Szeliga 66′, S.Jurić 90’+3 – O. Haydary 2′

WIĘCEJ O 1. LIDZE

Fot. 400mm.pl

 

 

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
18
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Betclic 1 liga

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
18
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
Ekstraklasa

Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Kamil Warzocha
0
Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Komentarze

13 komentarzy

Loading...