Dzisiejsza walka Mateusza Masternaka (47-5, 31 KO) była reklamowana jako “najważniejsza tego roku organizowana w Polsce”. I nic dziwnego, bo ewentualny triumf Polaka w Zakopanem stawiał go w roli obowiązkowego pretendenta do starcia o pas kategorii cruiser. Na jego drodze stanął Jason Whateley (10-1, 9 KO). Młodszy, utalentowany Australijczyk. Nasz pięściarz jednak nie przestraszył się przeciwnika. Ba, wręcz go zdominował i jednogłośnie wygrał jeden z najważniejszych pojedynków w karierze!
Historia Mateusza Masternaka w ostatnich latach miała wiele zwrotów akcji. Pod koniec 2019 roku ponad trzydziestoletni pięściarz ogłosił, że wraca do boksu amatorskiego, aby zakwalifikować się na igrzyska i powalczyć o upragniony olimpijski medal. Profesjonalną karierę odstawił wówczas na bok. Jego nowy cel się jednak nie powiódł – turniej kwalifikacyjny w 2020 roku został przerwany w ostatniej chwili, a impreza w Tokio przełożona. Zanim w ogóle do niej doszło, Masternak wrócił na zawodowy ring.
We wrześniu 2020 roku Polak pokonał Taylora Mabikę (19-7-2, 10 KO). A potem jeszcze czterech kolejnych pięściarzy. I choć jeszcze niedawno wydawało się, że jego kariera chyli się ku końcowi, znalazł się na radarze poważnego boksu. W ten sposób, a także dzięki działaniom promotorów, w 2022 roku stanął przed szansą wywalczenia pozycji obowiązkowego pretendenta do tytułu IBF wagi junior ciężkiej.
Czekaliśmy zatem na jego dzisiejszą walkę z Jasonem Whateleyem. Szczególnie że nie ukrywajmy – to mogła być naprawdę ciekawa historia. Masternak swego czasu był uważany za wielki talent, nadzieję polskiego boksu, potencjalnie spadkobiercę Krzysztofa Włodarczyka czy Tomasza Adamka. Nigdy jednak nie został mistrzem w kategorii cruiser tak jak oni. Ba, nigdy nie walczył o tytuł czempiona którejś z czterech najważniejszych organizacji bokserskich.
Niespodziewanie otrzymał jednak szansę, żeby się do tego przybliżyć. Być może ostatnią. Najpierw musiał jednak na gali KnockOut Boxing Night 25 pokonać Jasona Whateleya. Młodszego o cztery lata pięściarza, który w swojej zawodowej karierze jeszcze nie przegrał.
Spokój, konsekwencja i kondycja
Trzeba było przyznać, że Masternak bardzo dobrze wszedł w walkę. Wyprowadzał skuteczne, skrupulatne kombinacje i stopniowo obijał Australijczyka. Ten natomiast szukał ciosów na głowę, ale taki styl boksowania nie przynosił mu korzyści. Narożnik Whateleya widocznie to dostrzegł i starał się wymusić na nim zmianę taktyki. “Bij w korpus” – można było usłyszeć słowa kierowane do rywala Polaka. Ale znowu – to nic nie dawało. Masternak po czterech intensywnych rundach prezentował się znacznie lepiej. Wygrywał tę walkę.
W 5. rundzie Australijczyk doprowadził jednak do rozcięcia na twarzy Mateusza. To oczywiście nie był optymistyczny sygnał. Ale z drugiej strony: z dwójki pięściarzy to zdecydowanie rywal Polaka wydawał się bardziej zmęczony. A to musiało się w końcu zemścić. Im dłużej trwała walka, tym bardziej włóczył się Whateley. Tymczasem Masternak imponował przygotowaniem fizycznym, w ogóle nie tracił szybkości w ringu. W 8. czy 9. rundzie obserwowaliśmy już wręcz dominację naszego pięściarza.
Australijczyk co prawda wciąż się trzymał. Wiedział, że przegrywa. Wiedział, że nie ma już wiele sił. Ale liczył na pojedynczą akcję, w której “zgasi światło” Mateuszowi. Do niczego takiego jednak nie doszło. Zdecydowanie bliżej nokautu był Masternak, który kilkukrotnie sprawiał, że przeciwnik chwiał się na nogach. Ostatecznie Whateley przeboksował wszystkie dwanaście rund, ale to nie miało znaczenia. Bo na kartach punktowych musiał wygrać Masternak. I wygrał zdecydowanie: 119-108, 117-110 oraz 118-109.
Co dalej?
“Era Mastera” – takie hasło pojawiło się wiele lat temu. I dzisiaj możemy je odświeżyć. W wieku 35 lat Mateusz Masternak odniósł jedno z najważniejszych zwycięstw w profesjonalnej karierze. Po walce wzruszony dziękował ludziom, dzięki którym znalazł się w tym miejscu, w którym jest. I podkreślił, że siła tkwi w spokoju. Dzisiaj też tym się kierował – walczył konsekwentnie, ofensywnie, ale ani razu się nie podpalił, nie dał przeciwnikowi “wrócić do gry”. Walkę z Jasonem Whateleyem ma już za sobą. A kolejna musi być o pas mistrzowski federacji IBF, której czempionem jest inny Australijczyk – Jai Opetaia (22-0, 17 KO).
Fot. Newspix.pl