Łączenie gry w Ekstraklasie z europejskimi pucharami to odwieczny problem polski zespołów. Nawet jeśli którejkolwiek ekipie udaje się wejść do fazy grupowej w Europie, to gra co trzy-cztery dni tak źle wpływa na zespół, że często trener przypłaca to posadą. Lech Poznań w tym sezonie zdaje się zaprzeczać logice, którą zna aż za dobrze. To najlepsza pucharowo-ligowa jesień Kolejorza w ostatniej dekadzie.
W 29 na 40 przypadków pucharowiczów w ostatniej dekadzie zespoły notowały gorszy sezon “pucharowy” niż ten, w którym wywalczył awans do Europy. Słynny “pocałunek śmierci” kosztuje około 13% gorsze punktowanie w sezonie poprzedzającym wywalczenie miejsca, chociażby w eliminacjach do europejskich pucharów.
Van den Brom nauczył Lecha łączenia ligi z pucharami? To najlepszy taki sezon od lat
Łapanie kilku srok za ogon
Bogusław Leśnodorski stwierdził kiedyś, że jednoczesna gra w europejskich pucharach i w Ekstraklasie to dla naszych drużyn „inna dyscyplina sportu”. Wyloty, przeloty, brak tygodniowych mikrocyklów treningowych, organizmy piłkarzy nieprzyzwyczajone do gry co trzy-cztery dni, kadry niewystarczająco szerokie na tak mocne rotowanie składem… Z jednej strony – można ten stan rzeczy w jakiś sposób usprawiedliwiać i tłumaczyć to zbieraniem doświadczenia. Ale z drugiej – naprawdę trudno zaakceptować fakt, że awans do pucharów z wysokim prawdopodobieństwem sprawia pogorszenie wyników w lidze. I to nie raz, nie dwa, a niemal zawsze.
O ile jeszcze te przygody eliminacyjne trwają tak krótko, że niektórzy pucharowicze ledwie zdążą zaliczyć jeden wyjazd, a już trzeba o pucharach zapomnieć i wrócić do… walki o puchary, o tyle w przypadku awansów do fazy grupowej sytuacja robi się już naprawdę trudna. W ostatniej dekadzie siedmiokrotnie polska drużyna zagrała w fazie grupowej jakiegokolwiek europejskiego pucharu. Na siedem z tych przypadków sześciokrotnie w tym sezonie notowała gorszy wynik punktowy niż w sezonie poprzednim. Jedynym klubem, który na tyle dobrze połączył grę w lidze i fazie grupowej pucharów była Legia Warszawa w sezonie 2015/16. Wówczas wykręciła o cztery punkty więcej niż w sezonie poprzednim.
Lech zatem doskonale zna obślizgłość pucharowego pocałunku śmierci. Ale w tym roku wyjątkowo dzielnie go znosi.
Najlepszy runda pucharowa od lat
Żeby znaleźć lepszą jesień Lecha w Ekstraklasie przy jednoczesnej grze w Europie, musimy cofnąć się o ponad dekadę. Rok 2008, na ławce trenerskiej Kolejorza zasiada Franciszek Smuda, po boisku biegają, chociażby Arboleda, Djurdjević, Rengifo, Stilić, Djurdjević, Lewandowski czy Peszko. Lech wyszedł z grupy w Pucharze UEFA (trzecie miejsce za CSKA Moskwa i Deportivo La Coruna), a później wyłożył się na Udinese. W Ekstraklasie radził sobie nadspodziewanie dobrze jak na standardy pocałunku śmierci (wtedy jeszcze tak go nie nazywano), bo po trzynastu kolejkach miał 24 punkty, tylko cztery punkty straty do lidera ligi i bilans bramkowy 25:11.
Następne kampanie europejskie Lecha nie były już tak udane. Zerknijmy na liczby:
- Sezon 2010/11: 15 punktów po trzynastu kolejkach, 11 punktów straty do lidera, bilans bramkowy 17:14
- Sezon 2015/16: 9 punktów, 19 punktów straty do lidera, bilans 11:21
- Sezon 2020/21: 17 punktów, 12 punktów straty do lidera, bilans 23:21
- Obecny sezon: 22 punkty, 10 punktów straty do lidera (mecz rozegrany mniej), bilans bramkowy 14:10
Zatem fakty są takie, że ostatni raz tak udanie Lech punktował na tym etapie sezonu europejskiego wtedy, gdy Michał Skóraś chodził jeszcze do szkoły podstawowej, dyrektorem sportowym Kolejorza był Marek Pogorzelczyk, a świat nie poznał legendarnej wypowiedzi selekcjonera Smudy o tym, że rywale chuja grają i opierdolimy ich.
Z jednej strony można byłoby to zrzucić na to, że Lech zdobył doświadczenie, które pomogło mu opanować trudną sztukę gry dwóch meczów w tygodniu. Utrzymał relatywnie szeroką kadrę z poprzedniego sezonu, część zawodników znała już ten tryb pracy. Ale coś nam podpowiada, że kluczowe było coś jeszcze innego, na co klub zwrócił uwagę tego lata po odejściu Macieja Skorży. Konkretnie na to, by nowy trener znał smak pucharów i by swoim doświadczeniem potrafił okiełznać te dwa żywioły.
Punktowanie w obliczu intensywnej jesieni
Kluczowym kryterium przy zatrudnianiu zastępcy Skorży było to, by nowy szkoleniowiec grał w przeszłości ze swoimi drużynami w fazie grupowej europejskich pucharów. Stąd na rozmowach w Kolejorzu zjawili się Darko Milanić (były trener m.in. Mariboru czy Slovana Bratysława) oraz Marko Nikolić (wcześniej trener Lokomotiwu Moskwa czy Partizana Belgrad). Ostatecznie jednak konkurs CV wygrał John van den Brom, który miał za sobą dwa sezony w Lidze Mistrzów z Anderlechtem i trzy sezony w Lidze Europy (dwa z AZ Alkmaar i jeden z KRC Genk).
Celem Kolejorza była gra w pucharach. Jakichkolwiek. Oczywiście w Poznaniu marzyli o Lidze Mistrzów, ale szanse na taki obrót spraw były symboliczne. Wczesne odpadnięcie z Champions League sprawiło jednak, że lechici nie dostali drugiego życia w postaci spadku do Ligi Europy, zatem trzeba było rzucić wszystkie siły na Ligę Konferencji. Jasne, awans do fazy grupowej LKE nie przyszedł łatwo, była przecież męczarnia z Islandczykami czy wcale nie taka łatwa przeprawa z Dudelange. Ale lechici dopięli swego.
Jednak słabe w wejście w sezon (przegrany Superpuchar, porażki w lidze ze Stalą czy Wisłą Płock) zapowiadały kolejną bardzo trudną ligową jesień. W dodatku – jak pisaliśmy – w żadnym innym sezonie Kolejorz nie miał tak intensywnej jesieni jeśli chodzi o częstotliwość gry w tej rundzie. Zimowy mundial sprawił, że lechitów czekała najintensywniejsza runda od lat:
- 2015/16 – 38 meczów, 163 dni, ~4,3 dnia na spotkanie
- 2020/21 – 26 meczów, 126 dni, ~4,8 dnia na spotkanie
- 2022/23 – 34 mecze, 130 dni, ~3,8 dnia na spotkanie
I choć początki faktycznie były trudne, to udało się je okiełznać. Zobaczymy jeszcze z jakim skutkiem w Europie, choć poznaniacy są na dobrej drodze do wyjścia z grupy LKE i kontynuowania gry w pucharach też wiosną. Natomiast trzeba zadać sobie pytanie – jak to się udało?
Cierpliwość, skuteczność i minimalizm
Wśród powodów wyraźnego ustabilizowania formy Kolejorza wyróżnia się gra defensywa. Lechici potrafili seryjnie zachowywać czyste konta w lidze, co przełożyło się na skromne zwycięstwa po 1:0 z Radomiakiem, Wartą czy Piastem, ale i remisy, gdy gola strzelić się nie udało, jak z Cracovią, Legią czy Hapoelem. Widać to na wykresie formy Lecha, który stworzyliśmy. Lech po bardzo słabym początku sezonu potrafił ustabilizować grę w defensywie na tyle, że przez dłuższy okres zachowywał średni współczynnik goli oczekiwanych rywala poniżej 1.00 xG na mecz. Generalnie przyjmuje się, że jeśli tendencja xG jest wyższa niż xGA (expected goals against), to z zespołem wszystko jest okej i jedna czy dwie wpadki nie powinny przekreślać tego, że ostatecznie dana drużyna wyjdzie na plus w ligowej tabeli.
Jeśli zatem mielibyśmy szukać powodów tego, że Lech rzetelnie punktuje w Ekstraklasie mimo równoczesnej grze w Europie, to wskazywalibyśmy właśnie na bardzo dobrą grę w defensywie. Lech ma obecnie czwarte najniższe xGA w lidze – lepiej broni tylko Warta, Raków i Radomiak. Ciekawa jest statystyka średniego xG na gola, bo może ona oznaczać to, do jak klarownych sytuacji dopuszcza dana obrona atak rywali. Tutaj tylko Warta pozwala na to, by średnia jakość sytuacji strzeleckiej rywala była niższa od Kolejorza.
Językiem u wagi pozostaje natomiast Filip Bednarek. Bramkarz, który posadził na ławce Artura Rudko, przeżywa właśnie swój chyba najlepszy okres w karierze. Żaden inny golkiper w Ekstraklasie nie ma tak wysokiego współczynnika uchronionych bramek w Ekstraklasie. Według WyScouta Bednarek uchronił lechitów przed stratą dodatkowego 3,66 gola, a mówimy tutaj tylko o meczach w lidze. Drugi w tej klasyfikacji jest Ravas, dalej Niemczycki, czwarte miejsce pod względem “prevented goals” zajmuje wypożyczony z Lecha do Stali Bartosz Mrozek.
Oczywiście nie ma też co Lecha zagłaskiwać – w ostatnich tygodniach widać spadek formy Skórasia, cieniem samego siebie od początku rundy jest Amaral, forma drugiego skrzydłowego obok Skórasia to loteria (kłaniamy się tu przed maszyną losującą o nazwie “Kristoffer Velde”), zatem gra w ataku mogłaby być lepsza. Niemniej widać czarno na białym, że van den Brom solidnie wziął się w pierwszej kolejności za naprawę obrony Kolejorza po trudnych początkach sezonu. I wyszło to lechitom na dobre.
Zaczaić się za plecami Rakowa
Trudno było się spodziewać, że Lech przy takiej intensywności zdoła rozsiąść się po rundzie jesiennej na fotelu lidera. Gdyby tak się stało, to bylibyśmy nie tyle zaskoczeni, ile wręcz zszokowani. Ale scenariusz, w którym Kolejorz zimuje na podium Ekstraklasy nie wygląda już całkowicie jak fragment powieści science-fiction. Oczywiście do końca rundy trzeba jeszcze urwać punkty Rakowowi w najbliższej kolejce, później mistrzów Polski czeka jeszcze mecz z Koroną u siebie i wyjazd do Białegostoku, a zaległą kolejkę z Miedzią poznaniacy rozegrają dopiero w przyszłym roku.
Tak czy siak – sytuacja dla Lecha wydaje się nadspodziewanie dobra. Jest gra w pucharach, są szanse na awans do fazy pucharowej, a pozycja w Ekstraklasie nie jest opłakana, do czego przyzwyczaił nas Kolejorz w ostatnich latach. We wrześniu w jednym z tekstów pytaliśmy “czy Lechowi uda się oszukać lechowe przeznaczenie?”. I na ten moment dostajemy odpowiedź twierdzącą.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Nie odczarowywać bojów z Austrią Wiedeń
- Najtrudniejsza jesień w historii Lecha Poznań. Czy uda się oszukać przeznaczenie?
- Kiepskie wyniki, związek z Gazpromem i ratunek od Alaby. Co się stało z Austrią Wiedeń?
dane – WyScout
fot. NewsPix