Reklama

Znakomite spotkanie o finał Ligi Narodów. Wiemy, z kim o brąz zagrają Polki

Sebastian Warzecha

26 lipca 2025, 22:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

Rok temu w półfinałach Ligi Narodów zmierzyły się ze sobą Włoszki i Polki oraz Brazylijki i Japonki. W pierwszym meczu gładko wygrały reprezentantki Italii, z kolei w drugim wszystko trwało pięć setów i ostatecznie lepsze okazały się Japonki. Brzmi znajomo? No brzmi, bo cały scenariusz niemal powtórzył się i w tym sezonie. Jedyna różnica? Tym razem do finału powędrowały reprezentantki Brazylii, z kolei zawodniczki z Azji zagrają o brązowy medal. Przeciwko Polsce.

Znakomite spotkanie o finał Ligi Narodów. Wiemy, z kim o brąz zagrają Polki

Liga Narodów siatkarek. Polki zagrają o brąz z Japonią

Po szybkim i kiepskim w wykonaniu Polski pierwszym spotkaniu dzisiejszych półfinałów ci kibice, którzy zostali w Atlas Arenie na mecz Brazylii z Japonią – czyli całkiem sporo osób – chcieli po prostu obejrzeć kawał dobrej siatkówki. I taki mecz faktycznie dostali. Japonki i Brazylijki dawały z siebie absolutnie wszystko. Te pierwsze doskonale broniły. Drugie zaciekle atakowały. A różnicy wzrostu – bo reprezentantki Japonii do najwyższych siatkarek nie należą – nie było widać.

Reklama

Obie kadry miały też swoich fanów na trybunach, również wśród… polskich kibiców. Słychać było kilku Polaków zażarcie dopingujących Brazylię, niektórzy z kolei ewidentnie trzymali kciuki za reprezentantki Kraju Kwitnącej Wiśni.

Na końcu cieszyli się ci pierwsi.

To był mecz zmiennych nastrojów. Pierwszy set – po walce, mimo początkowej przewagi – wpadł na konto Japonek, które wygrały d0 23. Ale już dwa kolejne były w ich wykonaniu stosunkowo słabe, Azjatki nie mogły dobić się do boiska, Brazylijki bowiem znacznie podniosły i jakość bloku, i pracy w obronie. Fantastycznie grały w tym okresie Gabi – a więc „standardowa” liderka Brazylii – ale też Julia Bergmann, bo ta przyjmująca również przebiła granicę 20 oczek w tym spotkaniu. One wspólnymi siłami ciągnęły zawodniczki z Ameryki Południowej ku finałowi.

Julia Bergmann. Siatkówka. Liga Narodów

W czwartym secie odżyły jednak Japonki, które na powrót imponowały wszystkim, czym imponują zazwyczaj, a więc „azjatyckim” stylem gry. Znów defensywa, znów harówka, ale też znakomita gra z kontry, tym razem znalezienie parkietu nie stanowiło bowiem dla tej ekipy trudności. A więc dość szybko okazało się, że czeka nas tie-break – dokładnie tak, jak rok temu. Wtedy 15:12 wygrały w nim Japonki. Dziś jednak Brazylijki wzięły rewanż.

Rywalkom odskoczyły bowiem już na starcie, kilkukrotnie powstrzymując Japonki w ataku. Te walczyły do końca, jednak przewagi nie tylko nie zdołały odrobić, ale ta się jeszcze powiększyła. W efekcie to z Japonią zagra Polska o brązowy medal Ligi Narodów. Czy to dla nas dobra wiadomość? Niekoniecznie. Reprezentantki Kraju Kwitnącej Wiśni pokonały nas w fazie zasadniczej tych rozgrywek (3:1), a do tego prezentują bardzo niewygodną siatkówkę. Świetnie bronią – co przy problemach Polek w ataku może być kluczowe – ale też są niezwykle ruchliwe przy siatce, często gubią blok i potrafią zaskoczyć choćby środkowe rywalek.

Z drugiej strony – Polki wygrały już z grającymi podobnie Chinkami. Po pięciu setach, ale jednak. W dodatku Japonki będą bardziej zmęczone, bo nie dość, że grały później, to o dwa sety więcej i były to dużo bardziej zażarte partie od tych naszych zawodniczek z Włoszkami. Pod tym względem, paradoksalnie, tak szybka porażka nam służy.

Możliwe więc, że Polkom uda się dostarczyć nam jutro trzeci z rzędu brąz Ligi Narodów.

Brazylia – Japonia 3:2 (23:25, 25:21, 25:18, 19:25, 15:8)

Fot. Newspix

Czytaj więcej o siatkówce na Weszło:

0 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama