Reklama

Francuzi się doczekali. Legendarny etap Tour de France wygrał ich rodak

Sebastian Warzecha

22 lipca 2025, 17:17 • 3 min czytania 8 komentarzy

Valentin Paret-Peintre – tak od dziś nazywa się bohater Francuzów. Przynajmniej tych, którzy interesują się kolarstwem. To on bowiem wygrał 16. etap Tour de France, z podjazdem pod legendarne Mont Ventoux. To pierwsze zwycięstwo gospodarzy w tegorocznej edycji wyścigu. Trzeba przyznać, że się na nie naczekali, ale ostatecznie było warto. Bo wygraną na Mont Ventoux przechodzi się do historii kolarstwa.

Francuzi się doczekali. Legendarny etap Tour de France wygrał ich rodak

Tour de France. Francuz wygrał, a Pogačar zrobił swoje

Można by pisać o tym, co działo się od samego początku etapu 16., ale… w zasadzie nie ma takiej potrzeby. To bowiem stosunkowo płaski odcinek, na którym organizatorzy zaplanowali jedną trudność – Mont Ventoux. Legendarny podjazd, na którym peleton dziś finiszował. Góra, na której wygrywali albo najwięksi, albo najsprytniejsi. Triumfował tam więc Chris Froome (2013), najlepszy był Marco Pantani (2000), a lata temu także Eddy Merckx (1970). Ostatnim triumfatorem – do dziś – był za to Thomas De Gendt w 2016 roku, choć wtedy etap skrócono z powodu huraganu.

Reklama

Dziś wszyscy czekali przede wszystkim na rywalizację Tadeja Pogačara, lidera klasyfikacji generalnej, i ataki Jonasa Vingegaarda, który Słoweńca musiał próbować zaatakować. W generalce tracił do niego przecież ponad cztery minuty, a Mont Ventoux było jedną z ostatnich szans na odrobienie tych strat.

Okazało się jednak, że Tadej nie był dziś w najwyższej dyspozycji, choć i tak takiej wystarczającej, by Jonasa ograć na finiszu. Tyle że obaj zajęli odpowiednio piąte i szóste miejsce. A skąd wiemy, że Słoweniec chyba nie czuł się na siłach? Bo gdyby było inaczej, to dopadłby czwórkę uciekinierów, która ostatecznie rozstrzygnęła etap między sobą. A tak, choć na podjeździe minął wielu harcowników, to ostatecznie o kolejną wygraną w tegorocznej edycji Touru – ma już cztery – nie walczył. Ale główną misję – utrzymanie (a nawet powiększenie o dwie sekundy) przewagi nad najpoważniejszym rywalem – wykonał.

A co działo się przed tą dwójką?

Na podjeździe pierwotnie królował Enric Mas, który na jego początkowych kilometrach uciekał reszcie rywali – przede wszystkim Julianowi Alaphilippe’owi i Thymenowi Arensmanowi. Tę dwójkę za niedługo wyprzedzili też jednak Ben Healy, Valentin Paret-Peintre i Santiago Buitrago. I to oni zaczęli powoli zbliżać się do przewodzącego stawce Masa, choć po chwili nieco z tyłu został Buitrago. Na pięć kilometrów przed metą hiszpański kolarz nadal liderował, choć jego przewaga wynosiła już tylko 25 sekund.

I wkrótce został złapany. A że to zawodnik, który świetnie się wspina, ale nie jest przesadnie eksplozywny, to w starciu z atakującymi Healym i Paretem-Peintrem nie miał większych szans. Obaj wkrótce zostawili go za sobą, a niespodziewanie do rywalizacji o wygraną dołączył się jeszcze „zrzucony” wcześniej Buitrago. Uciekinierzy na końcowych kilometrach zaczęli się zresztą nieco czarować, musieli jednak uważać na to, co działo się dalej w stawce – tam bowiem atakować zaczęli się na zmianę Jonas Vingegaard i Tadej Pogačar, przez co szybko zbliżali się do prowadzącej czwórki.

Czwórki, bo do wymienionych wcześniej kolarzy dojechał kluczowy dla losów etapu Ilan Van Wilder.

Dlaczego kluczowy? Bo Belg znakomicie pociągnął pozostałą trójkę, ale szczególnie swojego zespołowego kolegę, czyli Pareta-Peintre’a, który tak podarowanej mu okazji na triumf nie zmarnował. Na ostatniej krótkiej ściance wyprzedził finiszującego Healy’ego i do linii mety dojechał z uniesioną ręką. Francuski kolarz wygrał więc w jednym z najbardziej legendarnych dla Touru miejsc, a przy okazji przerwał złą passę zawodników z kraju organizatora – o ile bowiem rok temu już na pierwszym etapie triumfował Romain Bardet, a potem dołożyli się też Kevin Vauquelin (etap 2.) i Anthony Turgis (etap 9.), to w tym roku francuscy fani aż do 16. odcinka Touru musieli czekać na podobną radość.

W końcu się udało. Na Mont Ventoux.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o kolarstwie:

8 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Kolarstwo

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama