Wiadomo było, że przed Igą ogromna szansa. Ale jak ogromna – okazało się dopiero wtedy, gdy Amanda Anisimova wyeliminowała w pierwszym półfinale Wimbledonu Arynę Sabalenkę. Iga Świątek wychodziła na swój mecz półfinałowy wiedząc, że dwa mecze dzielą ją od tytułu wielkoszlemowego na trawie. Tytułu, który przed tym turniejem wydawał się nierealny. A teraz jest już o krok, bo Świątek w półfinale okazała się o wiele lepsza od Bencic.

Iga Świątek w finale! Historyczny Wimbledon
Przed Wimbledonem wychodziło, że będzie tak: trzecia runda – Marta Kostiuk. Raczej do ogrania, ale zawodniczka, która na trawie może sprawić problemy, bo jej gra bywa niekonwencjonalna. Czwarta – Jelena Rybakina, była mistrzyni tego turnieju. Nawet jeśli ostatnio bez formy, to groźna na trawie, bo jej gra idealnie pod tę nawierzchnię pasuje. W ćwierćfinale miała być Coco Gauff, niedawna mistrzyni Roland Garros, więc nikomu nie trzeba pisać, jaka to klasa. W półfinale z kolei Mirra Andriejewa, nastoletni fenomen, który dwukrotnie już Igę Świątek w tym turnieju ograł.
Jak wyszło? No zupełnie inaczej:
- III runda – Danielle Collins (WTA 54.) – Iga wygrała 6:2, 6:3.
- IV runda – Clara Tauson (WTA 22.) – Dunka była chora, Iga wygrała przez to łatwo, 6:4, 6:1.
- 1/4 finału – Liudmiła Samsonowa (WTA 19.) – Iga wygrała 6:2, 7:5.
I w półfinale Belinda Bencic, Szwajcarka, która nieco ponad rok temu urodziła dziecko i dopiero późną jesienią ubiegłego roku wróciła na korty. Ale rywalka bardzo groźna, zwłaszcza na ukochanej przez nią trawie. Szwajcarka ma już w tym roku tytuł – z kortów twardych w Abu Zabi, ma też życiowy sukces, bo na Wimbledonie jeszcze w półfinale nie była. W genialnym stylu wyeliminowała rundę temu wspomnianą Andriejewą, pokazując, na co tak naprawdę ją stać.
Ale równocześnie Szwajcarka, która musiała być tym turniejem zmęczona – pierwszy raz od ponad trzech lat miała zagrać sześć meczów w jednej imprezie – i to solidnie. A przy tym rywalka, której gra na pewno Idze leży bardziej niż ta proponowana przez Andriejewą. W przeszłości spotkały się czterokrotnie, trzy razy wygrała Iga. Ich ostatni pojedynek? IV runda Wimbledonu, dwa lata temu. Dwa tie-breaki i Świątek, która wyciągnęła ten mecz z niebytu, by ostatecznie wygrać po trzysetowym starciu.
Belinda mogła więc wziąć rewanż. Ale to Iga – mimo że na ekspertką od trawy nadal nie jest – była faworytką.
W dodatku faworytką, która kilkadziesiąt minut wcześniej mogła zobaczyć, jak z turnieju odpada Aryna Sabalenka. Białorusinkę pokonała Amanda Anisimova, która zresztą miała z nią pozytywny bilans meczów jeszcze przed tym spotkaniem (5:3, teraz 6:3). A więc odpadła liderka rankingu, najlepsza w tym roku zawodniczka. Otworzyła się drabinka – nawet jeśli styl gry Anisimovej też jest na trawie niezwykle groźny. Iga musiała czerpać z tego motywację, ale równocześnie nie zatracić się w myśli o tamtym wyniku. Bo nawet Roger Federer – na Roland Garros 2009 – mówił, jak trudno było mu się skupić, gdy Rafa Nadal odpadł z turnieju i Szwajcar wiedział, że to jego szansa.
Iga też tę szansę dostała. Jak Agnieszka Radwańska w 2013 roku, kiedy drabinka się przeczyściła i do finału doszła Marion Bartoli. Polka nie sprostała wtedy presji, odpadła ze stosunkowo słabą Sabine Lisicki. A Niemka nie miała potem nic do powiedzenia w meczu o tytuł. Świadomość tego, że ma się szansę, może więc zaszkodzić.
Pozostawało liczyć, że Idze – tak doświadczonej, z pięcioma tytułami na korcie – nie przeszkodzi to w sięgnięciu po zwycięstwo.
Jak po swoje
Pierwszy set zaczął się najlepiej, jak tylko mógł. Najpierw pewnie wygrany własny gem serwisowy, a potem, myk, z miejsca po przełamanie. Pierwszy break point w meczu – od razu wykorzystany. Iga nie dała Belindzie Bencic nawet chwili na oddech. W dodatku Szwajcarka jeszcze się przewróciła, a zdjęcia z tego upadku pokazują, że blisko było tam do poważnego urazu. A że Belinda historię kontuzji ma obszerną – no to pojawił się strach. Pewnie po obu stronach siatki, bo co jak co, ale wygrywać za sprawą kontuzji rywalki, to jednak mało kto chce.
Ouch 🤕😭 pic.twitter.com/5PLzNZccqf
— Owen (@kostekcanu) July 10, 2025
Takie momenty potrafią też wybić z rytmu tego, kto akurat prowadzi grę. Ale Iga nie pozwoliła sobie na chwilę dekoncentracji. Ba, wydawała się skoncentrowana tak, jak chyba nigdy wcześniej na tym turnieju, na którym regularnie chwaliliśmy ją przecież za spokój, opanowanie, chłodną głowę. A w tym pierwszym secie – tym bardziej. Bo po trzecim gemie – wygranym przez Igę – doszła jeszcze dłuższa przerwa (ponad osiem minut) spowodowana czymś, co stało się na trybunach.
I znów: to może wybić z rytmu. Ale Igi nie wybiło.
Całego seta przeszła bowiem bez potrzeby obrony choćby jednego break pointa. Ba, przy jej serwisie nie było nawet równowagi – nawet wtedy, gdy serwowała zużytymi już nieco piłkami. Wszystko się zgadzało. Działało podanie, działał forehand, gdy chodziła do siatki, to wygrywała każdy punkt (4/4), a i z returnu potrafiła przyłożyć. Pokazała to w ostatnim gemie tego seta – Belinda Bencic serwowała nowymi piłkami. Szwajcarka ma do tego całkiem dobre podanie. I co? I cztery punkty z rzędu zdobyła Iga, przełamując rywalkę po raz drugi i to do zera.
6:2, set Świątek. Doskonały początek meczu. I jeden krok do finału.
Drugi Iga postawiła wyjątkowo szybko. Belinda Bencic co prawda powalczyła w pierwszych kilku gemach, ale im dalej w mecz, tym bardziej odbiegała poziomem od Igi. Drugi set właściwie nie miał więc historii – Świątek wygrała 6:0. Rozniosła wręcz Belindę. I awansowała do meczu o tytuł.
Sensational Swiatek strikes on Centre Court ✨
Iga Swiatek produces a remarkable performance against Belinda Bencic to win 6-2, 6-0 and reach her first #Wimbledon final 👏
A defiant semi-final showing from the No.8 seed 👊 pic.twitter.com/NGGOI62uIk
— Wimbledon (@Wimbledon) July 10, 2025
O krok od historii
Sama obecność Igi Świątek w finale Wimbledonu to nie tylko niespodzianka, ale wręcz sensacja. Obecność w tym konkretnym sezonie – tym bardziej. Ale Iga była nieco oddalona od tego najjaśniejszego blasku reflektorów. Raczej mało kto na nią stawiał, więc miała pewną swobodę, mniejszą presję niż w ostatnich latach. I może to pomogło. Do tego dołożyła się drabinka. To wszystko razem sprawiło, że Świątek najpierw ustanowiła wimbledonową życiówkę, a dziś ją poprawiła.
W sobotę może za to ustanowić tę polską – bo w finale przecież była już Agnieszka Radwańska w 2012 roku. Polskie triumfy na londyńskich kortach mieliśmy za to albo w juniorskim tenisie – dołożyła się sama Iga w 2018 roku – albo w deblu, gdy Łukasz Kubot w parze z Marcelo Melo wygrali tę imprezę w 2017 roku.
Zatrzymać Igę spróbuje Amanda Anisimova. Amerykańska tenisistka, która zaliczyła półfinał Rolanda Garrosa w wieku niespełna 18 lat, ale potem przeszła przez wiele problemów i jej kariera mocno wyhamowała. Mimo wszystko – potencjał zawsze w niej tkwił. A do tego jej gra jest naprawdę dobrze dopasowana na trawę. Dobrze się porusza, gra bezpośrednio, uderza mocno i płasko. Będzie groźna, to na pewno.
Ale nie tak, jak najpewniej byłaby Aryna Sabalenka.
Iga jest o krok od historii. Jeden mały, ale wielki kroczek. Była już w takich sytuacjach wielokrotnie, po prostu na innych turniejach. I sobie radziła, oby zrobiła to po raz kolejny. Ta wielka szansa już w sobotę.
Iga Świątek – Belinda Bencic 6:2, 6:0
Fot. Newspix