Drugi, drugi, czwarty, pierwszy. To miejsca Joela Pereiry w naszym rankingu najlepszych prawych obrońców w Ekstraklasie. Portugalczyk jest jednym z najbardziej jakościowych transferów do polskiej ligi w ostatnich latach, jej czołowym piłkarzem bez podziału na pozycje. Jeśli ktoś taki siada na ławce, to kim musi być facet, który wskakuje do składu za niego? Rasmus Carstensen w pół roku zapracował na uznanie, jednak Lech Poznań postanowił, że od teraz konkurentem Pereiry będzie Robert Gumny. Kto lepiej pasuje do tej roli — Carstensen czy wracający do klubu wychowanek? Sprawdzamy.

Czterdzieści cztery wypracowane bramki — gole, asysty, asysty drugiego stopnia. To dorobek Joela Pereiry w Lechu Poznań, mowa tu tylko o Ekstraklasie. W naszych warunkach ciężko znaleźć równie kreatywnego i produktywnego bocznego obrońcę, więc kompletnie nie dziwi, że klub zrobił wiele, żeby przedłużyć umowę z Portugalczykiem. Tomasz Rząsa opowiadał nam o tym, jak w takich sprawach pomaga opieka nad zawodnikami i warunki, które oferuje Lech.
Również finansowe, bo mówi się o tym, że Pereira dostał w Poznaniu topowy kontrakt i sporą premię za podpis.
Tomasz Rząsa i kulisy mistrzostwa Lecha. “Nie zabraknie odwagi” [WYWIAD]
Wyczarowanie kogoś takiego to absolutny majstersztyk. Wyczarowanie, bo gdy Joel przyszedł do Lecha, miał życiorys sugerujący, że może skończyć jak typowy ligowy dżemik. Tylko sezon w portugalskiej elicie, szczęśliwe utrzymanie w cypryjskiej ekstraklasie, ledwie kilka gier w najmłodszej kategorii wiekowej drużyny narodowej. Gdybyśmy oceniali tylko ścieżkę kariery, zarówno Rasmus Carstensen jak i Robert Gumny mieliby Pereirę w kieszeni.
- Carstensen — ćwierćfinał młodzieżowego Euro, sezon w Bundeslidze;
- Gumny — ponad sto gier w Bundeslidze, sześć meczów w seniorskiej reprezentacji kraju.
Joel na boisku sprawia jednak, że ciężko uwierzyć, że ktokolwiek może go wygryźć ze składu. Aczkolwiek, skoro raz się udało, to i Robert Gumny musi mieć na to szanse. Prawda?
Ekstraklasa. Robert Gumny czy Rasmus Carstensen – kto byłby lepszym transferem Lecha Poznań?
Okoliczności temu sprzyjają, to na pewno. Lech Poznań to jeden z kilku klubów, które według profilu Football Meets Data mają 99% szans na awans do fazy ligowej któregokolwiek z europejskich pucharów. Oznacza to, że zespół rozegra przynajmniej trzydzieści dwa spotkania w pierwszej części sezonu. W teorii Paweł Wszołek udowodnił, że da się przebrnąć przez taką rundę z jednym bocznym obrońcą, lecz w praktyce rotacja jest konieczna, więc dla utrzymania odpowiedniego poziomu potrzebny jest drugi równie dobry prawy defensor.
Rasmus Carstensen nim był, bez dwóch zdań. Odłóżmy na bok to, że w pewnym momencie po prostu posadził Joela Pereirę na ławce rezerwowych — to efekt, trzeba jeszcze zgłębić przyczyny. Radar Hudl StatsBomb pokazuje, że obaj piłkarze należeli do ligowej czołówki na swojej pozycji. Carstensen świetnie prezentował się w akcjach defensywnych, które zwiększały szanse drużyny na zdobycie bramki. Był także lepszy w pressingu oraz częściej wygrywał pojedynki w powietrzu. Do atutów Pereiry należało wszystko, co wiąże się z posiadaniem piłki – podania i wejścia z piłką w tercję ataku, zwiększenie szans na bramkę poprzez podania, przewidywane asysty, mniejsza liczba strat, rzadsze faule, ale też spora skuteczność w powstrzymywaniu rywali.

Najlepszą wiadomością dla Lecha Poznań było jednak to, że obaj prawi obrońcy deklasowali resztę ligi pod wieloma względami. Hudl StatsBomb klasyfikuje ponad trzydziestu ligowców grających na prawej stronie defensywy lub na wahadle. Carstensen i Pereira są w czołówce tego zestawienia pod względem:
- przewidywanych asyst (Pereira pierwszy, Carstensen drugi),
- odebranych piłek na połowie rywala (Pereira czwarty, Carstensen ósmy),
- odbiorów i przejęć (Pereira szósty, Carstensen dziewiąty),
- piłek odzyskanych po pressingu (Carstensen piąty, Pereira jedenasty),
- podań w pole karne (Pereira pierwszy, Carstensen siódmy),
- podań w polu karnym (Carstensen drugi, Pereira jedenasty),
- udanych dośrodkowań (Pereira czwarty, Carstensen ósmy).
I tak dalej, i tak dalej. Joel Pereira częściej piłkę w pole karne dostarczał, Rasmus Carstensen chętnie sam się w nim meldował. Duńczyk przede wszystkim jednak wybitnie pasował do pomysłu trenera Nielsa Frederiksena, który na każdym kroku podkreśla, jak ważna jest intensywność. Żaden boczny obrońca w lidze nie notował tak wielu skoków pressingowych. Tylko piłkarz Lecha oraz Norbert Wojtuszek przekroczyli barierę dwudziestu w przeliczeniu na 90 minut.
Zdolności motoryczne Carstensena czyniły go tak dobrym, że w Poznaniu wątpiono, że kiedykolwiek znajdą równie wybieganego i intensywnego piłkarza na tę pozycję — oczywiście takiego, który dorzuca do tego jakość piłkarską. Według danych Hudl Performance żaden boczny obrońca nie miał lepszego wyniku, jeśli chodzi o przebiegnięte metry na minutę. Jedynie Hubert Zwoźny wyprzedził Rasmusa w innej statystyce — dystans pokonany z prędkością powyżej 19,8 km/h, czyli high intensity distance.
Lech Poznań biega jak szalony. Rekordy, które dały mistrzostwo? [ANALIZA]
Duńczyk nie jest sprinterem, lecz ma najlepszy wynik w Ekstraklasie pod względem HSR — dystansu pokonanego z prędkością minimum 19,8 km/h i maksimum 25,1 km/h. Gdy mierzymy same sprinty, Joel Pereira wypada bardzo podobnie do niego, lecz różnicę robi właśnie to, że gdy mówimy o pułapie tuż poniżej najszybszych biegów, Carstensen wykazuje się motoryką, która sprawiła, że znalazł się w Bundeslidze, mimo że w belgijskim Genk pełnił rolę zmiennika.
Rasmus Carstensen to koń do biegania. Motoryką pasuje do najlepszych lig w Europie
Pamiętam zresztą, gdy podczas odwiedzin w Koninklijke Racing Club spytałem Dirka Schoofsa, szefa rekrutacji tego klubu, o to, co sprawiło, że Rasmus Carstensen wylądował w Belgii. Uznaję, że jeśli pion sportowy Genku zwraca na kogoś uwagę, ten ktoś ma predyspozycje do bycia kozakiem. Nie wszyscy nimi zostaną, ale mówimy o ludziach, którzy operując dość skromnym budżetem ściągali Kalidou Koulibaly’ego, Leona Baileya, Sandera Berge, Joakima Maehle czy Mike’a Tresora.
Tacy fachowcy widzą więcej, w czym utwierdziła mnie odpowiedź Schoofsa, który zwrócił mi uwagę na nietypowy atut duńskiego piłkarza. — Rasmus ma osobowość lidera, co nie jest częste i łatwe u zawodników grających na boku boiska. Zwykle są nimi piłkarze ustawieni centralnie, ale gdy oglądałem go w Silkeborg IF, zwróciłem uwagę, że to on ustawia kolegów, nadzorował linię obrony — stwierdził, po czym skomplementował Carstensena już za to, jak gra w piłkę.
Tanio kupić, drogo sprzedać. Genk – jak zarobić ćwierć miliarda w małym klubie?
— Ma świetną wydolność, potrafi zagrać 90 minut na takiej samej, wysokiej intensywności. Jest też użyteczny w ostatniej tercji boiska – ma dobre dośrodkowanie, podanie, zalicza asysty. Rzeczą, nad którą musiał popracować, były pojedynki, ale to powtarza się w zasadzie u każdego bocznego obrońcy lub wahadłowego, którego ściągamy. Gra w obronie – to też rozwija się poprzez doświadczenie na boisku.
Tego doświadczenia w Genku akurat brakowało, bo Carstensen wystąpił w pierwszym zespole ledwie cztery razy. W tym miejscu można byłoby stawiać tezę o tym, że Rasmus po prostu się od Belgii odbił, był za słaby. To jednak gryzie się z faktem, że w zasadzie z rezerw tego klubu trafił do Bundesligi, do FC Koeln. Dirk Schoofs wyjaśnił mi, dlaczego w KRC Genk Carstensenowi nie wyszło.
— Liczy się timing. Potrzebujemy mieć po dwóch piłkarzy na pozycję. Spodziewaliśmy się, że Angelo Preciado lub Daniel Munoz latem odejdą, ale nie otrzymaliśmy za nich satysfakcjonującej oferty. Rasmusa zaklepaliśmy już w kwietniu czy maju, bo było nim duże zainteresowanie. Nieczęsto podejmujemy takie ryzyko, ale zdecydowaliśmy, że któryś z prawych wahadłowych odejdzie. Obaj jednak zostali w klubie, w dodatku nie graliśmy w pucharach i to był problem Rasmusa.
Genk ma zasadę, że nie robi piłkarzom pod górkę. Dziwiło ich, że nikt przez długi czas nie zgłasza się po Munoza, ale skoro tak, to po prostu pozwolili odejść i Rasmusowi, i Preciado. Obaj w kolejnych klubach grali regularnie, potwierdzając swoją jakość. Jak wyjaśnił mi szef rekrutacji KRC, FC Koeln nie musiał wykupić Carstensena po wypożyczeniu, jednak nawet po spadku niemiecki klub zdecydował się na taki ruch.
Fakt, Niemcy później go odpalili, to dlatego w ogóle Duńczyk miał szansę trafić do Lecha Poznań. Niemniej historia Carstensena wskazuje, że jest to piłkarz, który krąży bliziutko poziomu pięciu czołowych lig w Europie i ma predyspozycje, żeby zaczepić w nich na dłużej. Czyli zrobić to, co udało się Robertowi Gumnemu, co do którego jednak Niels Frederiksen miał pewne wątpliwości.
Robert Gumny i braki biegowe. Intensywnością bliżej mu do Joela Pereiry niż Carstensena
Pięć lat w Bundeslidze to szmat czasu, porządna kariera. Fakt, ostatnie dwa upłynęły Robertowi Gumnemu głównie na oglądaniu, jak w piłkę grają jego koledzy, lecz bez tych kilku gier w tym okresie, nie przebiłby granicy stu występów w lidze niemieckiej, co jednak jest synonimem jakości. Inna sprawa, że gdy śledziliśmy karierę wychowanka Lecha za Odrą, słyszeliśmy głównie o tym, że furory nie robi, że Augsburg szuka lepszych opcji i żaden z niego pewny punkt zespołu.
To jednak perspektywa czołowej europejskiej ligi. Nawet jeśli Gumny był tam zakurzoną książką na półce, dla Ekstraklasy transfer byłego reprezentanta kraju ze setką występów w rozgrywkach na tym poziomie to wydarzenie. Żeby właściwie odczuć, co to znaczy, musimy zakryć nazwisko i spojrzeć na sam życiorys, potraktować Roberta jak Roberto — ściągasz Hiszpana z takimi statystykami i każdy trąbi o absolutnym hicie.
Dlaczego więc Niels Frederiksen nie pędził w podskokach do gabinetu, żeby przywitać nowego piłkarza, lecz chciał go zobaczyć w treningu, przetestować? — Rozmawiałem o nim z trenerami Augsburga, wypowiadali się bardzo pozytywnie. O tym, jakim jest człowiekiem, jak ciężko pracuje na treningach, wspominali o wysokiej jakości — mówił dziennikarzom, pytany o prawdziwość historii o weryfikowaniu tego, czy Gumny spełni jego wymagania motoryczne.
Gumny: Taka diagnoza to trauma. Wydawało się, że to jakaś drobnostka [WYWIAD]
Patrząc na suche liczby, duński trener faktycznie mógł się nad tym głowić. Dane SkillCorner wskazują na przepaść pomiędzy możliwościami motorycznymi Roberta i Carstensena. Porównaliśmy występy obydwu zawodników na boku obrony — Gumnego w ostatnim sezonie, w którym regularnie grał w Bundeslidze, Rasmusa w minionych miesiącach w Poznaniu. Wypożyczony z FC Koeln zawodnik miał niemal dwukrotnie lepsze wyniki w większości kategorii.

Takie porównania trzeba przepuścić przez sito szczegółów dotyczących gry zespołu, poziomu ligi i tak dalej, lecz przy tak dużej różnicy na pewno nie mamy do czynienia z przekłamaniem wynikającym z tego, że Carstensen grał w topowym zespole w stawce, podczas gdy Gumny skupiał się na obronie w drużynie w najlepszym przypadku przeciętnej. Zresztą, zerkając na dane Rasmusa z Silkeborg IF czy na kilka występów w Kolonii po spadku, przed transferem do Lecha, wszystko się potwierdza, za każdym razem różnica jest porównywalnie duża.
To największy problem i największa potencjalna pułapka dla mistrzów Polski. Sięgają po piłkarza zbliżonego motorycznie do Joela Pereiry, co trochę ogranicza wachlarz możliwości trenera, który bardzo liczył na rozwój w kierunku intensywności. Podobnie jest zresztą z Mateuszem Skrzypczakiem — on także nie gwarantuje przeskoku pod tym względem, bliżej mu do Antonio Milicia niż do Aleksa Douglasa. Można więc stwierdzić, że Lech postawił na słabszą wersję Rasmusa Carstensena w roli rywala dla Joela Pereiry.
Nie oznacza to jednak, że Robert Gumny jest piłkarzem słabym, ba, nie oznacza nawet, że w Poznaniu dokonano złego wyboru.
Robert Gumny – gorszy Carstensen, ale dobry piłkarz. Lech stratny nie będzie
Jakość, na pierwszym miejscu zawsze jest piłkarska jakość. Robert Gumny może i biega mniej czy gorzej niż Rasmus Carstensen, lecz skoro jego liczby w tym zakresie są zbliżone do Joela Pereiry, to przecież wciąż oznacza poziom podstawowego piłkarza najlepszego zespołu w Polsce. Gdy natomiast zmierzymy to, jak obaj zawodnicy wyglądali w danych skupiających się na grze, nie tylko na bieganiu, wychowanek Lecha prezentuje podobny poziom do kolegi po fachu. Skorzystałem z portalu FBRef.com, który zbiera dane z Bundesligi od firmy Opta, z których wynika, że:
- Carstensen lepiej spisywał się w ofensywie, częściej włączał się do akcji ofensywnych, lepiej transportował piłkę do przodu, miał więcej kluczowych podań, lepiej blokował podania i strzały;
- Gumny wygrywał więcej pojedynków w powietrzu, zaliczał więcej przejęć, popełniał mniej błędów, rzadziej tracił piłkę;
- obaj mieli podobne statystyki odbiorów, odzyskanych piłek czy wybić.
Gdy Robert Gumny wyjeżdżał z Ekstraklasy, nie był może największym talentem, lecz był topowym piłkarzem ligi na swojej pozycji. Świetnie spisywał się przede wszystkim w obronie – miał bardzo dobre statystyki pojedynków, był w czołówce pod względem przejęć, dobrze wyglądał pod względem wprowadzania piłki do gry i udziału w budowaniu akcji ofensywnych. Podobnie było we wcześniejszym sezonie, wtedy też Gumny świetnie bronił i wyróżniał się na tle całych rozgrywek.
Oto plany transferowe Lecha Poznań! Kontrakt dla gwiazdy, odejścia i wzmocnienia
Jego największym problemem zawsze były urazy, te mniej oraz bardziej poważnie. Jeśli chodzi tylko o piłkarskie walory, Lech ściąga dobrego zawodnika i — co w tym przypadku bardzo istotne — robi to bez konieczności płacenia kwoty odstępnego. Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy klubu, mówił mi wprost: pieniądze na wzmocnienia są, w dodatku spore, lecz priorytetem jest wydanie ich na dokooptowanie do składu ofensywnych zawodników.
Właśnie dlatego dwa miliony euro, których oczekiwał FC Koeln, uznano za przesadę. Niemcy negocjować nie chcieli i możliwe, że się na tym przejadą, lecz w Poznaniu pomyśleli rozsądnie. Jasne, Gumny oferuje co innego niż Carstensen, może nawet nie do końca to, na czym mistrzom Polski zależało, lecz w kieszeni zostaje kilka milionów euro — pamiętajmy, że poza kwotą odstępnego trzeba byłoby liczyć także wysoki kontrakt, bardzo prawdopodobne, że wyższy niż w przypadku powrotu Roberta.
Można to nazwać skąpstwem, można też planowaniem kadry. Łatwo rzucić, że Lech powinien pieniądze dołożyć, i tyle, w końcu gra o Ligę Mistrzów. Rozsądne zarządzanie budżetem sprawia jednak, że w Poznaniu zbudowali stabilne struktury, poduszkę finansową i nie drżą za każdym razem, gdy powinie im się noga. Poza tym punkt widzenia może się jeszcze zmienić, bo jeśli działacze sypną na konkretne nazwiska w ataku, większość przestanie pewnie utyskiwać, że nie wydano tych pieniędzy na Carstensena.
Zwłaszcza że Robert Gumny na wstępie zaprezentował się nieźle, rozbudził nadzieje. Sentyment gra tu pewną rolę, lecz pochodzenie jest też istotne w kontekście budowania kadry. Trzeba spełnić pewne limity, dostosować się do regulaminów, więc każdy polski zawodnik na dobrym poziomie jest na wagę złota, pozwala zatrudnić klasowego obcokrajowca na innej pozycji. Tak, to pewnie gorsza opcja od Rasmusa, ale gorsza nie oznacza zła. Lech powinien być z tego ruchu zadowolony.
WIĘCEJ O TRANSFERACH W EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Berggren się żegna, następca się wita. Zmiany w Rakowie [NEWS]
- Sensacyjny ruch w Ekstraklasie? Zagłębie chce piłkarza Rakowa! [NEWS]
- Wisła Kraków blisko kolejnego transferu. Trwają rozmowy ze skrzydłowym [NEWS]
- Reprezentant Japonii w Jagiellonii? Temat był sondowany [NEWS]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix