Reklama

Hubert Hurkacz nie zagra w Wimbledonie. Wycofał się z turnieju

Sebastian Warzecha

27 czerwca 2025, 16:00 • 2 min czytania 5 komentarzy

Hubert Hurkacz z Wimbledonu ma najlepsze wspomnienie z kariery – wielkoszlemowy półfinał – i to najgorsze – kontuzję, jakiej doznał na tym turnieju przed rokiem. W tym sezonie nowych wspomnień nie będzie. Polak, za pośrednictwem swoich social mediów, poinformował, że w tegorocznym Szlemie na kortach trawiastych nie wystąpi.

Hubert Hurkacz nie zagra w Wimbledonie. Wycofał się z turnieju

Hubert Hurkacz wycofał się z Wimbledonu

Od poprzedniego Wimbledonu ciągną się zresztą problemy Huberta Hurkacza. Kontuzja, potem – tak się wydaje – zbyt szybki powrót, ostatecznie zmiana trenera. Z nowym szkoleniowcem widać było chęć zmiany gry na bardziej pozytywną, ofensywną, ale kolejne urazy uniemożliwiły pokazanie tego w pełni. Ostatnio Polak zmagał się z bólem pleców, przez który wycofał się po wygraniu pierwszego meczu z turnieju Libema Open.

Reklama

Jak sam jednak poinformował – rezygnacja z Wimbledonu jest w dalszym ciągu efektem urazu sprzed roku.

„Nie jest łatwo napisać ten post. Razem z moim zespołem podjęliśmy decyzję, że w tym roku wycofam się z Wimbledonu. W trakcie przygotowań moje ciało zareagowało – pojawiło się podrażnienie błony maziowej. To część procesu rekonwalescencji po operacji. Teraz potrzebuję odpoczynku i leczenia, muszę posłuchać swojego organizmu” pisał Hurkacz.

Polak w efekcie straci kolejne punkty w rankingu ATP, w którym spadł niedawno na 39. pozycję. Nie będzie ich jednak wiele, bo w zeszłorocznym Wimbledonie poddał mecz w II rundzie, a potem nie grał aż do początku sierpnia – stąd przez najbliższy (ponad) miesiąc broni ledwie 50 punktów.

I już wiemy, że ich nie obroni. Pozostaje liczyć na to, że ta dodatkowa przerwa wreszcie pozwoli mu wrócić na korty w pełni sprawnym.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

5 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama