Pierwszy i – z tego co wiemy – póki co jedyny wywiad Luki Elsnera w polskich mediach. Do tej pory można było go poznać tylko z opowieści innych, zatem niech trener przedstawi się sam, bo to naprawdę ciekawe, że facet z tak mocną przeszłością trafił do Ekstraklasy. Zapraszamy!

Ma pan w CV francuskie i belgijskie kluby, więc naturalne jest pytanie: co pan robi w Polsce?
Kiedy jesteś trenerem, musisz mieć instynkt i gdy szukasz nowego projektu, musisz wziąć ten instynkt pod uwagę. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem grę Cracovii, poczułem coś pozytywnego. Byłem w kilku dobrych klubach i dobrych ligach, ale zaczynałem w Słowenii, która jest bardzo małym krajem w świecie piłki nożnej, więc potrafię podchodzić do futbolu z pokorą i myślę, że Kraków jest dobrym miejscem dla mnie. Podobały mi się te mecze, które widziałem – piłkarze, atmosfera, ponadto mój pierwszy kontakt z zarządem też był pozytywny. Ludzie we Francji mogą widzieć tylko Francję, Anglię, Niemcy, Hiszpanię, ale ja nie jestem z Francji. Polska liga wydała mi się bardzo konkurencyjna.
Ale szczerze mówiąc – to musi być krok w tył w pana karierze.
Nie, nie uważam tak. Patrzę na to jak na nowe wyzwanie. Lubię sprawdzać nowe rzeczy, robić postępy i kiedy odkrywasz inne konteksty, stajesz się bogatszy i lepszy. Dlatego zdecydowanie nie określam tego jako kroku wstecz, tylko jako okazję do zrobienia czegoś dobrego, wywarcia wpływu na klub i mam nadzieję, że sprawię ludziom wiele radości.
Jaka była chronologia? Cracovia znalazła pana, czy może pana agent znalazł Cracovię?
Polski agent zasugerował, że ten klub mógłby być dla mnie interesujący. Powiedziałem, że warto na to spojrzeć. Dostałem informacje, co Cracovia chce osiągnąć i jak jest zorganizowana, a potem zacząłem się przyglądać drużynie. Zainteresowałem się kilkoma zawodnikami, jakością, jaka posiada cały zespół i to mnie zaciekawiło. Potem zaczęliśmy rozmawiać. Przeprowadziłem prezentację dla klubu na temat tego, co moim zdaniem moglibyśmy zrobić, jak ja bym to zrobił i to spodobało się zarządowi. Przyjechałem do Krakowa, utwierdziłem się w tym, że projekt mi się podoba i doszliśmy do porozumienia.
Może pan powiedzieć, kim był ten agent?
Nie, nie podam nazwiska.
Rozumiem, zatem: jakie były pierwsze pytania, które zadał pan władzom klubu na temat Cracovii, co pana interesowało w pierwszej kolejności?
Dla mnie zawsze trzeba zacząć od zawodników. Pytałem, jakich piłkarzy klub chce mieć, o jakiej osobowości, mentalności, jaki futbol chce grać. Potem oczywiście przyglądałem się i pytałem o strukturę klubu, sposobu, w jaki zbudowane są poszczególne działy, interesował mnie stadion, centrum treningowe, które na co dzień jest bardzo, bardzo ważne. Ale jak powiedziałem: moim pierwszym filtrem byli zawodnicy. Co możemy z nimi zrobić, jak mogę być pomocny, czy pasują do sposobu, w jaki klub chce grać, do tożsamości tego klubu? Czy ja do tego pasuję? To jest ważne – czy ja pasuję do tych ludzi, do tego klubu, miasta. I myślę, że tak.
Ile czasu potrzebował pan na podjęcie decyzji, że chce być w Cracovii?
Jestem na etapie życie, kiedy muszę podejmować szybkie decyzje, które muszą wynikać z doświadczenia i instynktu. Nie lubię trzymać spraw w niepewności, lubię być bezpośredni, więc nie trwało to wszystko zbyt długo.
Były inne oferty?
Rozmawiałem z kilkoma klubami w tym samym momencie. Miałem też oferty bardzo wcześnie, kiedy opuściłem Reims, ale odmawiałem, bo nie czułem, że to były właściwie projekty dla mnie. Z Cracovią było więc zupełnie inaczej.
Ile meczów Cracovii obejrzał pan do swojej prezentacji?
Zanim przedstawiłem swój pomysł, obejrzałem sześć meczów. A potem obejrzałem jeszcze ostatnie dwa ligowe. Mój asystent obejrzał z kolei około dziesięciu. Tak więc ja i on omówiliśmy razem sporą część sezonu.
I jakie plusy dostrzegł pan w grze Cracovii, a jakie minusy?
Podoba mi się tempo, organizacja zespołu, a uwielbiam stałe fragmenty gry – Cracovia była naprawdę, naprawdę mocna w kreowaniu szans ze stojącej piłki. Wiadomo, to może czasem nie być zbyt ekscytujące dla kibiców, ale jest kluczowym elementem futbolu. Widziałem też interesujące wzorce w pewnych momentach fazy ataku, szczególnie wykorzystanie wahadłowego, a także spory talent do gry kreatywnej. Z drugiej strony – mam poczucie, że drużyna może lepiej bronić pola karnego oraz lepiej przyspieszać grę, gdy przejmuje piłkę. Natomiast niekomfortowo jest mówić o tym, co drużyna robiła wcześniej. Na pewno stoi na dobrym fundamencie, również dzięki poprzedniemu trenerowi.
Pewnie się pan zgodzi, że to będzie jednak całkiem nowa drużyna bez Källmana.
Myślę, że my jako klub musimy włożyć bardzo dużo energii, zasobów i mądrości w zastępstwo Källmana, ponieważ był kluczowym zawodnikiem gwarantującym liczby. 26 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej? Duża sprawa. Natomiast robił też wiele pod względem pressingu, dyscypliny, by utrzymać pierwszą linię defensywny w dobrej organizacji. Więc tak – to będzie wielka zmiana i to decyzja o następcy będzie tą, którą trzeba podjąć bardzo, bardzo ostrożnie, ponieważ to będzie ogromna część naszego przyszłego sukcesu.
Ma pan już kogoś w głowie, kto mógłby go zastąpić, czy to nie pana zadanie?
Przedstawianie pomysłów, które uważam za wartościowe, to część mojej pracy. W poprzednim projekcie, który prowadziłem, było kilku interesujących napastników, ale nie sądzę, by byli realnymi kandydatami do gry w Cracovii. Moim głównym zadaniem jest jednak trenowanie zespołu, a od spraw rekrutacyjnych mamy w klubie kompetentnych specjalistów. Oczywiście zawsze dzielę się swoją opinią, mając na względzie dobro drużyny.
Mówił pan też o talencie do kreowania, ten posiada Filip Rózga, który chce odejść. Będzie pan próbował sprawić, by zmienił zdanie?
Ma duży potencjał, zwłaszcza jeśli chodzi o starcia jeden na jeden, potrafi dodać do gry trochę szybkości, jego lewa noga jest interesująca. Myślę, że w tym momencie swojej kariery musi być mądry, wiedzieć, co chce robić dalej, ale decyzje dotyczące przyszłości musi podejmować samodzielnie. Jeśli ma ochotę zrobić kolejny krok – w porządku. Jeśli jednak będzie zainteresowany pozostaniem, tym, żebym mu pomógł stać się lepszym i wydajnym graczem – też dobrze. Jedno jest dla mnie kluczowe – chcę by w Cracovii grali piłkarze, którzy w pełni zaangażowani i zmotywowani do reprezentowania tego klubu.
A rozmawiał pan już z władzami klubu, na której pozycji warto się wzmocnić? Oczywiście poza napastnikiem.
Mamy bardzo dobrą bazę zawodników, na której możemy budować. Myślę, że warto dodać trochę jakości w pomocy, a w przypadku odejścia kogokolwiek z defensywy, trzeba będzie uzupełnić tę lukę. Możliwe, że przyda się też dodatkowa opcja na wahadle, by zwiększyć konkurencję. To wstępne przemyślenia, gdyż, tak jak powiedziałem, zespół ma mocny fundament.
Ma pan założone jakieś cele, choćby w kontrakcie, jakie wyniki musi osiągać Cracovia? Czyli na przykład – teraz TOP6, za rok TOP4, coś w tym stylu.
W klubie widać wyraźną ambicję do działania – władze wyraziły chęć walki o miejsca, które mogą otworzyć drogę do europejskich pucharów. Ja koncentruję się na codziennej pracy: lubię wygrywać mecz po meczu i potwierdzać cele przede wszystkim działaniami. Jednocześnie jestem osobą ambitną i wymagającą – zarówno wobec siebie, jak i wobec zespołu oraz staram się utrzymywać wysokie standardy. Chcę, żeby nasza wspólna praca dawała satysfakcję, ale wiem też, że będzie wymagała dużego zaangażowania i wysiłku. Jeśli wszyscy damy z siebie sto procent i dopisze nam trochę szczęścia, możemy poprawić miejsce z minionego sezonu. Natomiast nie chodzi tylko o wyniki i o to, gdzie stoisz w tabeli, ale też o to, jak grasz, czy rozwijasz zawodników, czy twój styl jest interesujący. Wszystko to jest brane pod uwagę i mogę zapewnić, że zespół będzie zdeterminowany i gotowy do ciężkiej pracy.
Pytam, bo pewnie zdaje sobie pan sprawę, że Cracovia od wielu lat jest uwięziona w przeciętnych wynikach.
Myślę, że dlatego klub chciał zmienić perspektywę i sprowadzić kogoś z zewnątrz. Biorąc pod uwagę wszystkie elementy funkcjonowania Cracovii, widzę potencjał, by zrobić krok do przodu i jestem tu po to, żeby w tym pomóc. Muszę jednak przyznać, że nie należę do osób, które potrafią się zatrzymać i powiedzieć: „jest dobrze, niczego nie zmieniajmy”. Takiego momentu właściwie nie ma. Czasem może być to trudne dla zawodników czy pracowników klubu, ale ja zawsze szukam przestrzeni, by poprawiać kolejne elementy.

Niektórzy się zastanawiają, nawet pana brat został o to zapytany w swoim wywiadzie, czy Cracovia będzie grała defensywnie?
Patrząc na moją karierę, widać, że pracowałem w różnych modelach gry, a każdy z nich był dostosowany zarówno do specyfiki ligi, jak i możliwości drużyny. W przypadku Cracovii zakładam, że kluczowa będzie dobra organizacja w defensywie. To istotna zmiana, ale dla mnie fundamentalna. Nie wierzę, że można seryjnie wygrywać i budować stabilność wyników jeśli nie jesteś poukładany w tyłach. Drużyna musi być trudna do pokonania i wtedy z tej pewności siebie rodzi się odwaga, by grać bardziej ofensywnie i podejmować ryzyko. Wiesz wtedy, że sobie poradzisz, nawet jeśli stracisz piłkę. Idealny sezon był ten ze Le Havre w drugiej lidze, kiedy awansowaliśmy do Ligue 1 – graliśmy ofensywnie, wywieraliśmy dużą presję na rywalu, budowaliśmy akcje od tyłu. Nie sądzę, byśmy wówczas wyglądali bardzo defensywnie. Myślę, że możemy dojść do tego tutaj, ale trzeba wszystko zrobić krok po kroku.
Było też 10 gier z rzędu z Domzale bez straconej bramki. To szalona statystyka.
Mieliśmy drużynę, która była dobrze przygotowana do gry przejściowej. Mieliśmy również bardzo pracowitych graczy i bardzo dobrą dyscyplinę, a także bramkarza, który w tamtym momencie dosłownie latał. Jeden mecz, drugi i zaczynasz budować pewność siebie. Często jestem o to pytany. Pewnie, mieliśmy także trochę szczęścia, ale to była ciekawa seria. Muszę też dodać, że na początku mojej kariery wiele się uczyłem, oglądając Diego Simeone. Myślę, że wtedy jego podejście miało na mnie spory wpływ.
Czy on nadal jest pana wzorem trenera?
Nie. Staram się brać coś od każdego trenera, aby zobaczyć, co robi najlepiej i zrozumieć, dlaczego on jest najlepszy. Więc kiedy patrzysz na formę defensywną, nastawienie zawodników, może chcesz spojrzeć na Diego Simeone, ponieważ jest ekspertem w tej dziedzinie. Ale to nie znaczy, że to jest piłka nożna, którą chcesz grać. Bo możesz też patrzeć na Bielsę i wtedy możesz obserwować krycie indywidualne albo wysoki pressing. Albo obserwować Guardiolę pod kątem gry pozycyjnej lub De Zerbiego. Mówisz sobie: okej, moim celem jest, żebyśmy byli skuteczni w każdej fazie gry. A jeśli naprawdę chcesz to osiągnąć, musisz umieć wydobyć z każdego zawodnika to, co najlepsze. Nie mam konkretnego trenera, którego chciałbym naśladować. Mam własną perspektywę i pomysły, ale wybieram elementy, jeśli widzę, że są naprawdę dobre i działają.
U Pochettino też coś udało się podpatrzeć, prawda?
Tak – zarządzanie ludźmi. Mieliśmy okazję się poznać. Pojechałem na tydzień do Tottenhamu, żeby śledzić jego pracę, bo mam przyjaciela, który grał tam w tamtym czasie. I tak, nauczyłem się tego od niego. Ale wielu, wielu różnych trenerów miało na mnie wpływ.
A propos wspomnianego Le Havre – nie żałuje pan przejście do Reims? Ich, podobnie jak i pana, nie ma już w Ligue 1, a Le Havre jest.
Nie, zresztą ja w ogóle nie jestem osobą, która rozpamiętuje przeszłość z poczuciem żalu. Oczywiście, w trakcie kariery wielokrotnie popełniałem błędy, ale staram się brać to na siebie i wyciągać wnioski na przyszłość. Odejście z Le Havre było wówczas właściwą decyzją, ponieważ pracowaliśmy przy bardzo ograniczonych zasobach, co wymagało ogromnego zaangażowania i energii od całego zespołu. Większość piłkarzy nie ściągaliśmy za wysoką opłatę transferową i wiele osób powiedziałaby, że dokonaliśmy dwóch cudów przez dwa sezony – najpierw awans, a potem utrzymanie. To był trudny czas i w pewnym momencie wiesz, że trudno będzie kontynuować pracę w taki sam sposób, wkładając w to tyle samo energii. Bardzo dobrze wspominam ten czas, ale chciałem zamknąć ten rozdział w pozytywny sposób. Trenerzy zazwyczaj odchodzą, gdy coś się nie układa, a u mnie było inaczej. Skończyłem pracę sukcesem, uznałem, że to odpowiedni moment, i nie mam czego żałować.
Ale co poszło nie tak w Reims, że został pan pożegnany?
Początek był obiecujący i liczyliśmy, że uda się zbudować stabilną drużynę środka tabeli. Niestety, sytuacja finansowa klubu się zmieniła. Aby zbilansować budżet, sprzedawano kolejnych zawodników, co ostatecznie przyniosło Reims 60 milionów euro, ale odbiło się na jakości zespołu. Z czasem zespół znalazł się w walce o utrzymanie. Ja nadal wierzyłem, że możemy sobie poradzić, jednak klub podjął inną decyzję, mimo że wciąż byliśmy na bezpiecznym miejscu.
Czyli uważa pan, że zwolnienie przyszło zbyt szybko?
Tak.

Przed meczami skupia się pan bardziej na swojej drużynie, czy też poświęca wiele czasu swoim przeciwnikom?
Z Cracovią musimy dojść do momentu, w którym skupiamy się na sobie, bo mamy zbudowaną strukturę, system. I wtedy pojawia się miejsce na dostosowanie się do przeciwnika, ale w ramach opcji, jakie nam pasują. Chcemy mieć swój sposób, a w jego ramach dwa lub trzy scenariusze, które możemy dostosować do rywala. We współczesnej piłce, jeśli nie patrzysz na przeciwnika, nie dostosowujesz się trochę do jego struktury, zmniejszasz swoje szanse na sukces. Sądzę, że każdy to robi, nawet PSG. W ramach ich silnego systemu mają rotacje i opcje dostosowania się do drużyny przeciwnej. Analizując rywali, patrzę z perspektywy struktury i tego, jak możemy ją wykorzystać na swoją korzyść. Ale nigdy nie będę pracować z moim zespołem w ten sposób, że powiem: musimy całkowicie zająć się tylko rywalem, zmieniając wszystko to, co robiliśmy do tej pory. Mam silne zasady. 75% tego, co robimy, musi być powiązane z tym, kim chcemy być i co chcemy robić. 25% trzeba pozostawić na adaptację.
I z rywali Cracovii, których pan oglądał, kto zwrócił pańską uwagę?
Myślę, że Lech Poznań zrobił na mnie wrażenie. Jego organizacja, pewność siebie, taka pojemność drużyny – to było imponujące.
Rozmawialiśmy z Urosem Korunem i Erikiem Janżą, powiedzieli nam, że piłkarze z Krakowa muszą być przygotowani na naprawdę ciężką pracę, ponieważ wymaga pan dużej intensywności, tempa i tak dalej. Więc letni obóz będzie ciężki?
Będzie trudny, ale też ma sprawić przyjemność. Gdy dochodzisz do punktu, kiedy widzisz, że twoja ciężka praca przynosi efekty, ma sens, to wszystko jest łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące. Wierzę, że jeśli nie przekroczysz swoich limitów podczas treningu, nie osiągniesz w grze tego, co chcesz. Wtedy będziesz zmuszony wejść do gry przeciwnika, a nie do swojej. Chce się więc upewnić, że możemy wytrzymać 95 minut gry na dobrej intensywności, że wszyscy są gotowi. Nie tylko pierwsza jedenastka, ale każdy, kto wchodzi na boisko. Lubię ciężką pracę, ponieważ uważam, że to jedyna droga do sukcesu. Ale to nie ma być styl wojskowy, w którym jesteś zobowiązany robić wszystko, nawet jeśli tego nie chcesz. Nie, chcę, żeby wszyscy widzieli, że robimy to i to, bo będzie to z korzyścią dla nich i zespołu.
W Polsce z 20 lat temu niektóre obozy były związane tylko z bieganiem, niektórzy trenerzy nawet nie zabierali ze sobą piłek. Pewnie nie będzie pan aż tak drastyczny.
Myślę, że jeśli nie włożysz taktycznej i technicznej perspektywy w pracę, którą wykonujesz nad częścią sportową, to trochę tracisz czas. Mamy tylko krótki okres przedsezonowy, który możemy wykorzystać, aby stać się lepszymi piłkarzami, więc oznacza to, że piłka musi być w użyciu. Oczywiście, będą części sesji treningowych, gdzie skupimy się na atletyce, bo to się przyda w przyszłości. Na przykład, jeśli masz piłkę pod polem karnym rywala, tracisz ją i jest kontratak z bardzo dużą otwartą przestrzenią, wtedy po prostu musisz sprintować z powrotem przez 60-70 metrów. Tego wymaga gra i do tego musimy się przygotować.
Słyszałem, że używa pan kilku motywujących sztuczek, jak na przykład puszczanie fragmentów filmów. Czemu to służy?
Myślę, że czasami warto przekazać pewne rzeczy w inny sposób. Jeśli rozmawiamy codziennie, a ja ciągle mówię i tłumaczę, w pewnym momencie zawodnik może pomyśleć: „to już było”, „ciągle to samo” i przestaje słuchać. Dlatego jeśli mogę skorzystać z innego kanału przekazu, to czemu nie? Może to być ktoś ze sztabu, może to być coś, co przeczytasz, usłyszysz albo zobaczysz. To nie jest coś, co dzieje się codziennie, ale w trakcie sezonu przychodzi taki moment, że nie chcesz być zmęczony słuchaniem trenera. A ja mam tendencję do mówienia trochę za dużo, więc dobrze czasem sięgnąć po coś innego i użyć innego sposobu dotarcia do zawodników. Jedynym wyzwaniem jest to, że trochę się starzeję i nie zawsze mam te same filmowe odniesienia co zawodnicy w wieku 18–19 lat… Ale dostosuję się.
Jakie filmy lecą? To jakiś kliszowy „Gladiator” czy coś innego?
Jeśli mówisz o czasach z Janżą czy Korunem, to rzeczywiście sięgałem wtedy po „Gladiatora” czy „300”. Ale korzystam też z cytatów pisarzy, filozofów, scen filmowych. Lubię pisać i w moich ostatnich klubach regularnie przygotowywałem takie cytaty dla zawodników, aby przekazać im pewne przesłanie, które pomoże im lepiej i skuteczniej wykonywać swoją pracę. Oczywiście, niektóre rzeczy mogą wydawać się banalne, ale są też takie, które wychodzą poza banał i naprawdę poruszają. Kluczowe jest wyczucie i poznanie wrażliwości graczy. Niektórzy mają bardzo otwarte umysły, są ciekawi, potrafią się zmotywować dzięki takim bodźcom. Innych to zupełnie nie interesuje. Każdy z nas jest inny, dlatego staram się docierać do zawodników w sposób, który do nich trafia i który rozumieją.
Jest pan spokojnym trenerem?
Powiedziałbym, że jestem mieszanką. Myślę, że nigdy nie tracę rozsądku ani rozumowania i zawsze myślę. Nigdy nie jestem przesadnie podekscytowany, że nie rozumiem już, co dzieje się w mojej głowie, ale jestem jednocześnie tak nastawiony na rywalizację, że wiem, że też moja energia musi wpłynąć na zespół. Natomiast w większości sytuacji powiedziałbym, że jestem spokojny i mam wszystko pod kontrolą.
Pytam, bo czytałem opinie kibiców na temat pana pracy, że być może jest pan zbyt spokojny, aby być trenerem na najwyższym poziomie.
Cóż, myślę, perspektywa fanów to jedno, a perspektywa zawodników to drugie.
Janża powiedział nam, że raz rzucił pan butelką, więc może nie jest pan taki spokojny.
No właśnie, może nie!
A nie czuje pan braku stabilności w życiu, skoro Cracovia będzie dziesiątym klubem w pana karierze?
To prawda, że w mojej karierze było sporo zmian i ten temat pojawił się również w rozmowach z zarządem. W zasadzie każdy klub, z którym rozmawiałem w ostatnich latach, zadawał to pytanie. Ale jeśli prześledzimy te decyzje, to każda z nich miała swoje racjonalne uzasadnienie. W każdym klubie starałem się pracować w sposób systemowy, nie tylko z myślą o tu i teraz, ale z perspektywą długofalowego rozwoju. Wyjechałem ze Słowenii, która jest moim domem. Bardzo trudno jest ją opuścić i pracować za granicą. Jest nas, słoweńskich trenerów, bardzo niewielu poza granicami kraju, więc trzeba umieć się przebić. Później przyszedł czas na Pafos, bardzo trudny projekt w wymagających warunkach. Następnie, kiedy pracowałem w drugiej lidze w Belgii i pojawiła się możliwość objęcia zespołu w Ligue 1, trudno odmówić, ponieważ takie oferty trafiają się naprawdę bardzo rzadko. Zdarzało się też, że to kluby mnie żegnały, trzeba o tym pamiętać. Pewnie były momenty, w których nie powinienem był zmieniać pracy, ale to doświadczenia, które czegoś mnie nauczyły. Dziś z większą rozwagą analizuję sytuację i staram się podejmować lepsze decyzje. Szukam stabilizacji, dla siebie i mojej rodziny, bo ciągłe przeprowadzki naprawdę nie są przyjemne.
Czy zabierasz rodzinę do Krakowa?
Tak. To dla mnie ważne, tak.
Okej, a członków sztabu?
Dołączy do mnie asystent, który pracuje teraz w reprezentacji. Równolegle prowadzimy rozmowy dotyczące uzupełnienia sztabu szkoleniowego, ale skupiamy się na osobach dobrze znających polską ligę, które są ekspertami w swoim fachu. Polska to duży kraj z dużym potencjałem trenerskim. Nawet jeśli potrzebujemy czasu, by się lepiej poznać i zbudować wzajemne zrozumienie, wierzę, że to najlepsze rozwiązanie.
Jest pan poliglotą, prawda?
Mówię po słoweńsku, moim ojczystym języku i po serbsko-chorwacku, francusku, angielsku, włosku. Jeśli mam gracza hiszpańskiego lub niemieckiego, możemy się porozumieć. Ale nie jestem w żaden sposób biegły w tych dwóch językach. Natomiast mam nadzieję, że na koniec sezonu będziemy mogli przeprowadzić drugi wywiad po polsku. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ, powtórzę, jestem komunikatywny.
Bierze pan lekcje, kiedy uczy się języka?
Tak.
Więc spotkajmy się po sezonie i porozmawiajmy po polsku.
Oczywiście. Mam nadzieję, że będziesz mógł zapytać, czy zrobiłem to, do czego się przygotowywałem. I ja będę mógł opowiedzieć po polsku, że tak.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Pululu z drobnym urazem. “Nadal bez debiutu w reprezentacji”
- Szybkie odejście z Rakowa? Napastnik wystawiony na sprzedaż [NEWS]
- Żewłakow spotkał się z Vukoviciem. To on obejmie Legię?
Fot. Newspix