Mam takie niejasne wrażenie, że ten klasyk dziś nie grzeje tak, jak ostatnie. Pewnie, kibice dobijają się ze wszystkich stron do wszystkich znajomych, byle tylko jakoś wcisnąć się jeszcze na stadion, pełna mobilizacja. Ale nie oni są tu problemem, to nie jest to. Czegoś brakuje, nie ma z obu stron odpowiedniej stawki, coś nie gra. Legia nie gra, na pewno nie tak, jak zakładała przed startem ligi. Widzew też nie gra – szybko skończył się efekt nowej miotły i czołgają się łodzianie do końca sezonu, podekscytowani w sumie już rozpoczętym okienkiem. Efekt? Szanse na to, że zapamiętamy ten mecz z czegokolwiek są raczej niewielkie, bo brakuje jakiegoś dodatkowego tła sportowego. Skoro ten klasyk po latach przerwy powrócił do Ekstraklasy, to teraz pora, by na nowo zaczął znaczyć coś więcej także dla całej ligi.

Pewnie się na tej opinii przejadę, ale na to się zanosi, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie będziemy dziś świadkami wielkiego, pamiętanego latami widowiska. Dobrze o tyle, że oba zespoły zamiast grać o nic do końca sezonu, dostały jeszcze szansę na podkręcenie emocji i może, kto wie, spróbują wysilić się trochę bardziej niż na mecze z rywalami bardziej im obojętnymi. Końcówka sezonu ma zwykle dwie twarze – jedna to elektryzująca walka o najwyższe cele albo ligowy byt do samego końca. Druga to, niestety, mecze o pietruszkę.
A po ubiegłorocznej wygranej Widzewa z Legią nie ma już nawet takiego wielkiego głodu łodzian, którzy wcześniej potrzebowali zwycięstwa w klasyku jak kania dżdżu.
Widzew kontra Legia. Smakowity kąsek w niesmakowitym momencie sezonu
No i tu, bardzo szybko w sumie, dochodzimy do sedna. Liga ułożyła się w ten sposób, że tak naprawdę i Widzew, i Legia mogą, i może powinny, do tematu podejść na spokojnie. Bez wielkiej napinki, która towarzyszyła choćby temu wspomnianemu 1:0 po golu Alvareza. Brak dziś tła. Spokój w przygotowaniach i względna cisza w klubowych mediach z obu stron nie są przypadkowe – gdy Widzew pałętał się po mapie piłkarskiej Polski regionalnej, Legia czekała na szczytach Ekstraklasy, dało się wyczuć jakąś pustkę, lukę po czymś fajnym i potrzebnym polskiej piłce. Dobrze więc smakowały pierwsze po reaktywacji mecze z Legią w Ekstraklasie. Teraz, a wiele na to wskazuje, obie drużyny przez długi czas, co roku będą miały co najmniej dwie okazje do starcia i ten klasyk będzie klasykiem, ale nie tak utęsknionym i nie tak wyczekiwanym przez kibiców.
Spowszednieje, choć to nic złego.
Zamiast celebrowania każdego meczu Legii z Widzewem czeka nas raczej nieco bardziej wybredne podejście. Podział na klasyki o jakąkolwiek stawkę i takie, jak ten dzisiejszy – o nic więcej niż dobre humory i honor. Bo tu też problemem jest niezbyt udany sezon obu drużyn, które koniec końców nie wypełniły stawianych przed nimi celów i zostawiają po sobie spory niedosyt. Są w innym miejscu, jasne – Legia wygrała Puchar Polski, Widzew figę z makiem – ale to nie znaczy, że w Warszawie i Łodzi da się wyczuć na trybunach jakiekolwiek zadowolenie. Przeciwnie, wszyscy raczej czekają na zamontowanie w klubowych budynkach obrotowych drzwi i wielkie wietrzenie.
Casus Feio. Żewłakow puszcza oko, ale decyzja w zawieszeniu
To w sumie fajny wątek – Goncalo Feio może po meczu z Widzewem dowiedzieć się, że straci pracę na nowy sezon. Czyli jednak jest jakaś stawka! Nie no, żart, starcie z Widzewem nie ma raczej żadnego wpływu na decyzje władz Legii w sprawie zatrudnienia Portugalczyka. To, co miało się popsuć, już popsuło się wcześniej i żaden wynik w dzisiejszym spotkaniu tego nie zmieni. Michał Żewłakow i spółka uznali chyba po prostu, że z szacunku dla trenera nie powinien on być przedmiotem otwartych dywagacji i nie powinno się wprost kwestionować jego pozycji, póki gra i ma przed sobą najpierw prestiżowe starcie z Lechem, a później, mimo okoliczności, równie prestiżowe spotkanie z Widzewem. Takich komunikatów nie podaje się tuż przed tego typu meczem – plan na informowanie można dobrać w fajny sposób i ewentualne pożegnanie poparte zwycięstwem z Widzewem będzie po prostu milsze niż informacja o przesądzonym rozstaniu w momencie przygotowań do tej rywalizacji w Łodzi.

Goncalo Feio zagra z Widzewem o pełną pulę. Jak zawsze zresztą…
– Chcemy spotkać się z Goncalo Feio i przedstawić mu swoje argumenty. Są rzeczy, w których się sprawdził, a są takie, w których się nie sprawdził. I cele, których nie zrealizował, a to widać gołym okiem – mówił cytowany przez portal legia.net Żewłakow na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami. Podał też wprost, jakie mocne strony widzi u portugalskiego trenera i jakie ma on mankamenty. – U Feio bardzo lubię podejście do przeciwnika, on zawsze chce wygrać i zawsze do tego dąży. Proces treningowy jest super zorganizowany, kontakt z piłkarzami jest pozytywny, on sam się bardzo angażuje. To mi się podoba w Goncalo. A co bym zmienił w trenerze? Potrzeba jest więcej chłodnej głowy i dyplomacji, spokoju.
Żewłakow odkrywa kilka kart. “To mi się podoba w Goncalo” [CZYTAJ WIĘCEJ]
Łódzka melodia przyszłości
Kibice Legii, jeśli Feio faktycznie odejdzie, będą mieli w sumie kilka powodów, by zapamiętać go dobrze i zanosi się też na to, że dziś dostaną kolejny. Tak mówi tabela i każdy, kto oglądał Legię i Widzew przez ostatnie tygodnie, powinien sobie zdawać sprawę, że podopieczni Zeljko Sopicia nie mają dziś zbyt wielu argumentów po swojej stronie. Widzew marzy raczej o świetlanej przyszłości, a nie mocnym wejściu w teraźniejszość. Zbyt wiele już na ten temat napisałem, żeby teraz kolejny raz rozbudowywać wątek „nowego Widzewa” – w Łodzi po prostu pachnie wielkim wyczekiwaniem, ale nie na ten dzisiejszy mecz z Legią, tylko na starcia z Wojskowymi w niedalekiej przyszłości. Za dwa sezony. Może za pięć.

Zeljko Sopić ma świadomość słabości swojego zespołu – w końcówce sezonu robi jednak wszystko, by jakoś je ukryć. Z różnym skutkiem
Teraz to tam jakieś popłuczyny, nikt o nic nie gra, nudy. W głowach kibiców Widzewa rozgrywają się już spotkania z Legią o większym ciężarze gatunkowym i większej stawce.
Fajnie, zagrajmy, stańmy się dziś częścią fajnego widowiska, ale ze świadomością, że to nie jest jeszcze to, że najlepsze przed nami. Kogo grzeje mecz piątego zespołu z trzynastym? Lepiej by było, gdybyśmy mówili o starciu pierwszego z drugim, jak kiedyś.
To w ogóle śmieszny paradoks – przyszłość ma nabrać kształtów przeszłości i basta. Nic to, że warunki się zmieniły i powrotu do dawnych klasyków nie ma. Chociaż…
Nowy wspaniały świat Widzewa [KOMENTARZ]
Dość marudzenia. Dobrze, że jest!
Ja tu się naprodukowałem, nagadałem o tym, że ten klasyk to dziś w sumie taki jakiś nudnawy, ale prawda jest taka, że ogólnie dobrze Ekstraklasie ze starciami Widzewa z Legią. Takiego kolorytu potrzeba naszej piłce klubowej i na emocjach takich spotkań można wychowywać kolejnych jej fanów. W czwartkowy wieczór pewnie żaden berbeć nie zakocha się w piłce nożnej, ale gdyby tak to wszystko zebrać do kupy, od razu widać, że ta rywalizacja jest potrzebna, szczególnie w swojej najlepszej formie. I wielu berbeciów na niej wyrosło.

Takie starcia mają zawsze swoją wysoką temperaturę, ale wymiar sportowy też ma znaczenie
Teraz – i pewnie cieszą się z tego kibice z Łodzi, wreszcie w Ekstraklasie – starcia Legii z Widzewem po prostu na nowo zaczną nam powszednieć. A bo tam klasyk, zaraz będzie następny! I kolejny, i jeszcze kolejny. Widzew raczej nie ma zamiaru mieszać się w kolejnych sezonach w walkę o utrzymanie, Legii spadek nie grozi tym bardziej. Rok po roku będziemy więc dostawać kolejną dawkę klasyków i trzeba je będzie zacząć na nowo szufladkować. Ten był o coś, tamten był o nic, ten był fajny, a tego to nawet nie pamiętam.
Ale pamiętam, jak Widzew zmierzył z Legią po sześciu latach przerwy w Pucharze Polski. Jak Igor Lewczuk zagrał w pinballa i pokonał Wojciecha Pawłowskiego strzelając w Łodzi na wagę zwycięstwa gości. Wtedy czerwono-biało-czerwoni byli na długiej drodze do powrotu z martwych, nie mieli wręcz prawa postawić się Legii, spotkanie miało swoją historię, w gruncie rzeczy fajną stawkę. Teraz? Teraz z martwych wrócili i historie, a wraz z nimi wielkie emocje, trzeba do tych starć z Legią na nowo dopisać. Sam klasyk to mało, bo grają go regularnie, jak ulubiony serial. Obu stronom przydałoby się już coś ekstra, tak w sam raz na ożywienie tej lekko przykurzonej w oczach ogółu piłkarskich fanów rywalizacji.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Grosicki wrócił i zrobił robotę w najważniejszym momencie
- Komisja Ligi ukarała Raków po Jagiellonii i anulowała kartkę Repki
- Oyedele odrzuca zainteresowanie Szachtara Donieck!
- Piast ma już następcę Vukovicia?
- Rekord Śląska Wrocław: w Polsce nikt nie spadł sezon po sezonie tak nisko, w Europie mało kto
Fot. Newspix