Reklama

Cichy jęk zawodu w północnym Londynie. Arsenal i Arteta w końcu muszą coś wygrać

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

08 maja 2025, 15:12 • 6 min czytania 6 komentarzy

Tak, wiemy, że wygrali Puchar Anglii, ale dajcie spokój – nie po to rozwijany jest ten projekt, żeby Kanonierzy mieli się zadowolić Pucharem Anglii. Arsenal wrócił w końcu na europejskie salony, ale ileż można ufać procesowi, o którym regularnie opowiada Mikel Arteta? Ta drużyna ma apetyt na więcej, kibice są wręcz wyposzczeni i też chcieliby znowu zaznać smaku jakiegoś wielkiego triumfu. Obietnica uczynienia ekipy Kanonierów na nowo wielką na razie pozostaje obietnicą. I pozostanie nią do momentu, w którym londyńczycy sięgną po mistrzostwo Anglii.

Cichy jęk zawodu w północnym Londynie. Arsenal i Arteta w końcu muszą coś wygrać

Ta Liga Mistrzów i tak przecież nie była na poważnie planowana, nikt zresztą nie powie, że półfinał tych rozgrywek to żaden sukces. Problem w tym, że z Arsenalem Artety jest tak ciągle – zbierają się do ataku szczytowego i nigdy nic. Odgrażają się, że są już gotowi na sukces, ale im więcej o tym mówią, tym gotowi są mniej.

Rice twierdzi przed meczem, że zespół musi pokazać wielkie jaja. Odegaard przekonuje, że to najlepszy moment, by Arsenal wykazał się dojrzałością i tym samym udowodnił, że jest klubem ze ścisłego topu. A Arteta… temu to się zacina płyta:

Ogromny entuzjazm, ogromna energia. Wiemy, co potrafimy.

Nie przekłada się to na razie na wymierne sukcesy, a okres ochronny entuzjastycznego Hiszpana może wkrótce dobiec końca. I tak trwa zresztą długo.

Reklama

Arsenal Artety z kredytem zaufania. Ale kredyty trzeba spłacać…

To już pięć i pół roku rządów Hiszpana na Emirates Stadium. W tym czasie Arsenal wstawił do gablotki Puchar Anglii i dwie Tarcze Wspólnoty, coś więc wygrał i dał swoim kibicom odrobinę radości. Ale to samo można powiedzieć o Kanonierach u schyłku ery Arsene’a Wengera – pod wodzą Francuza zespół z Londynu też wygrał FA Cup w sezonie 2016/17, w 2015 i 2017 roku Arsenal sięgał też po krajowy superpuchar. A nie był to bynajmniej okres najlepiej wspominany w rozmowach kibiców, ekspertów i wszelkiej maści dziennikarzy.

Dominowała narracja antywengerowska i wszyscy czuli, że Kanonierom potrzeba nowego otwarcia. Teraz udało się to nowe otwarcie przeprowadzić, choć zanim na Emirates zawitał w innej roli Arteta, musiał się jeszcze przewinąć przez tamtejsze gabinety Unai Emery. I może właśnie kadencja sympatycznego pana „Gudibini” pozwala jego następcy nieco nadwyrężać cierpliwość fanów.

***

Porównanie dokonań Artety i Emery’ego w Arsenalu (ogółem)

Trofea:

  • Arteta: 3
  • Emery: 0

Punkty na mecz:

  • Arteta: 1,95
  • Emery: 1,85

Porównanie dokonań Artety i Emery’ego w Arsenalu (w ostatnim roku pracy obu)

Trofea:

Reklama
  • Arteta: 0
  • Emery: 0

Punkty na mecz:

  • Arteta: 1,98
  • Emery: 1,76

***

Arteta nadal ma prawo być uparty i cieszy się sporym zaufaniem, bo Arsenal jest drużyną wyraźnie lepszą niż wcześniej. Tego Hiszpanowi nikt nie odbiera i nawet nie powinien próbować. Problem polega jednak na tym, że czas na odniesienie z Arsenalem sukcesu wreszcie się skończy, a mimo relatywnie niezłej gry i poprawy względem wcześniejszej sytuacji Kanonierów, kibice dalej liczą na powrót ich zespołu na szczyt. A tu zawsze coś.

Wielkie mecze i wielki Arsenal. Jeszcze trochę

W tym sezonie już pokazaliśmy, że możemy się przygotować do wielkich meczów – mówi kapitan Arsenalu Martin Odegaard klubowym mediom. Wszystko na potrzeby programu meczowego. – To wynik sposobu, w jaki pracowaliśmy przez ostatnie kilka lat i sposobu, w jaki przygotowujemy się do tych wielkich momentów – tłumaczy Norweg.

Wejdziemy w polemikę na bazie dwumeczu Kanonierów z PSG. Bo to właściwie idealny przykład na to, że ekipa z Londynu jeszcze do końca nie dojrzała. Na najwyższym poziomie każdy błąd jest wyjątkowo kosztowny, ale Arsenal ma z tą regułą problem i to podwójny. Po pierwsze – nie umie wykorzystać błędów rywali i w chwilach najważniejszych brakuje mu zdecydowania, siły, może upartości albo piłkarskiej dojrzałości. Jak zwał, tak zwał – brakuje. Z drugiej strony niełatwo londyńczykom wyzbyć się także własnych błędów i one również mogą ich prześladować.

William Saliba, uznawany za jednego z najlepszych stoperów na świecie, podaje piłkę pod nogi rywali, robi się smród. Thomas Partey, stary chłop, daje się zrobić jak szkolniak, bo nie startuje do piłki i zza pleców wyskakuje mu rywal. Efekt? Gol Hakimiego. No i Saka, motorek napędowy wielu ataków Arsenalu, ale też gość, który nie trafia do pustej bramki. Może był zaskoczony, może nie był przygotowany. Ale tak nie można, nie jeśli chcesz być zwycięzcą.

Arsenal jeszcze nie dojrzał. A PSG już wie, ile to może trwać [RELACJA]

To przykłady z tego jednego meczu, ale jaskrawe. Pod tym względem widać jednak progres, z sezonu na sezon jest lepiej, Arsenal coraz mniej kojarzy się z frajerstwem. Tylko jak z zaufaniem do procesu i Artety, jak z cierpliwością? Gdzie jest próg tolerancji, po przekroczeniu którego Hiszpana uzna się za problem, a nie błogosławieństwo? W którym momencie ten wieczny mały progres zostanie uznany za… właśnie frajerstwo?

Seria niefortunnych wypowiedzi. Arteta balansuje na granicy

Wygrywanie trofeów to także bycie w odpowiednim momencie, we właściwym miejscu – twierdzi szkoleniowiec The Gunners. – Liverpool wygrał tytuł z mniejszą liczbą punktów niż my zdobyliśmy w ciągu ostatnich dwóch sezonów. Z punktami z ostatnich dwóch sezonów mielibyśmy dwa tytuły Premier League – i teraz zastanawiajcie się, o co mu dokładnie chodzi.

Ta akurat wypowiedź była na Wyspach szeroko komentowana, ale ma sens. Liverpool zapewnił sobie mistrzostwo przed końcem sezonu i minimum punktów potrzebnych The Reds do tytułu faktycznie jest wartością mniejszą od tych osiąganych przez Arsenal w ostatnich sezonach. Co jednak z tego? A no nic, to tylko takie czcze gadanie – każdy wie, że wygrywa ten, co wygrywa, a nie ten, co przekonuje, że zasłużył. – Trzeba być w odpowiednim momencie, we właściwym miejscu – powtarza Arteta. A po półfinale Ligi Mistrzów dorzuca jeszcze to:

Nie wydaje mi się, żeby w tych zawodach była jakaś lepsza drużyna od Arsenalu – wypalił Hiszpan.

Byli lepsi, byli blisko, zasłużyli na więcej. Powiedzmy sobie szczerze – cienka jest granica śmieszności w wygłaszaniu tego typu tez po porażce. Mikel Arteta tańczy na linie i coraz częściej zarzuca mu się, że zwyczajnie pieprzy od rzeczy. Ale póki zespół szedł do przodu, nie dało mu się zarzucić żadnej megalomani. Nadal idzie do przodu, czy razem z hiszpańskim sternikiem właśnie spotyka się ze ścianą?

I pytanie fundamentalne – ta ściana jest z tektury albo chociaż nidagipsu, czy mówimy jednak o solidnej, betonowej konstrukcji?

CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Rzadki “wyczyn” Tymka Puchacza. Trzy spadki w jednym sezonie!

Wojciech Górski
59
Rzadki “wyczyn” Tymka Puchacza. Trzy spadki w jednym sezonie!

Komentarze

6 komentarzy

Loading...