Przez lata jako jednego z faworytów mistrzostw świata w snookerze wymieniano Dinga Junhuia. Ale ojcowi chrzestnemu chińskiego snookera – który rozpętał tamtejsze szaleństwo na punkcie tego sportu – nigdy wygrać najważniejszego turnieju się nie udało, choć raz był w finale. Zhao Xintong kariery na miarę Dinga do tej pory nie miał. Ale teraz, za sprawą jednego turnieju, już go przerósł. 28-letni snookerzysta został mistrzem świata, po drodze pokonując dwóch spośród największych zawodników w historii – Ronniego O’Sullivana i Marka Williamsa.
Snooker ma mistrza z Chin. Państwo Środka się doczekało
Xintong do turnieju przystępował jako amator. Przynajmniej oficjalnie, bo kartę na występy w Main Tourze zdobył już w styczniu. Nie był też anonimem – już w 2021 roku wygrał UK Championship i German Masters, ale potem wyleciał z dyskwalifikacją za udział w ustawianiu meczów – sam nie ustawiał, ale jak dziad ze znanej rymowanki: “wiedział, nie powiedział”. Mimo tego niezmiennie jego grę chwalili Jimmy White, Stephen Hendry czy Ronnie O’Sullivan, z którym zresztą często trenował i którego nazywał swoim idolem.
Gra Zhao zresztą od zawsze była bliska tej Ronniego, może nieco mniej ofensywna, ale piekielnie kreatywna. Chińczyk fenomenalnie wyszukiwał miejsca do zagrania bili, ścieżki dla poprowadzenia białej, genialnie operował też na długich wbiciach. Brakowało mu tylko nieco rozsądku i umiejętności defensywnych, które jednak w czasie dyskwalifikacji ewidentnie rozwinął. Sam zresztą przyznawał, że trenował wówczas każdego dnia.
Dziś to więc tak naprawdę pełen pakiet.
Droga do finału
W tych mistrzostwach to pokazał. Przeszedł przez kwalifikacje, choć nie miał łatwo. Swojego rodaka, Longa Zehuanga, oraz Anglika Elliota Slessora pokonał 10:8. Nie grał deciderów, ale musiał pokazać odporność psychiczną. A potem już poszedł po swoje. Na pierwszy ogień w głównej drabince turnieju zeszłoroczny finalista – Jak Jones – i wygrana 10:4. Potem trudniejszy mecz z kolejnym rodakiem, Lei Peifanem i triumf 13:10. Chrisa Wakelina rozbił za to w sposób wręcz niespodziewany – 13:5.
Ale najbardziej poniosło się to, co zrobił w półfinale, gdzie nie tylko wygrał 17:7 z Ronniem O’Sullivanem, ale jedną z sesji rozstrzygnął wynikiem… 8:0. Anglik, owszem, grał fatalnie, popełniał proste błędy. Ale Chińczyk w najważniejszym – wówczas – meczu swojego życia ani na moment się nie zawahał. Robił, co musiał, grał znakomicie.
Dla Marka Williamsa z kolei, wiadomo, to był po prostu kolejny taki turniej. Walijczyk cztery razy grał o mistrzostwo świata, trzy razy je wygrał. To weteran, członek tej genialnej generacji roku 1992, może najgorszy z tej trójki tworzonej z Johnem Higginsem i Ronniem O’Sullivanem, ale na tle wielu innych zawodników i tak absolutnie wybitny. W dodatku gra znakomicie wtedy, gdy mało kto na niego stawia. I tak było też w tym turnieju. Wu Yize z Chin pokonany 10:8. Hossein Vafaei z Iranu 13:10. A potem mecz ze wspomnianym Higginsem, spore prowadzenie Williamsa, genialna pogoń ze strony Szkota i decider, w którym to Higgins miał przewagę, ale popełnił błąd. Skorzystał Williams, wyczyścił stół i awansował do półfinału.
Tam ograł Judda Trumpa, grając fantastyczny, momentami porywający snooker – skończyło się 17:14. I to weteran miał zagrać z Zhao. Faworytem był, bo być musiał, Williams, ale nie można było zlekceważyć Xintonga. I ten szybko pokazał, dlaczego.
Zaczął od trzech wygranych frejmów, przy czym w jednym zrobił brejka stupunktowego. Dopiero wtedy Williams wpisał się na tablicę wyników, ale… był to jego jedyny frejm w pierwszej sesji. Zhao już na start spotkania wyszedł więc na prowadzenie 7:1 i ustawił sobie tym samym mecz. Druga sesja – wczoraj wieczorem – zakończyła się wynikiem 5:4 dla Walijczyka i dała nam nadzieję, że weteran nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ale dziś o 14 znów to Chińczyk grał wspaniale, a Williams – który potem mówił, że miał problemy ze wzrokiem – nie był w stanie nawiązać z nim rywalizacji. Wynik sesji? 6:2 dla Zhao. Wynik meczu? 17:8.
Chińczyk był ledwie o frejma od wielkiego triumfu.
Mark walczył, ale Zhao wytrzymał presję
Gdy wyszli na wieczorną sesję, podejrzewaliśmy, że wszystko może zakończyć się szybko. I tak to przez moment wyglądało, Xintong miał bowiem swoje szanse. Jednak Chińczyk, który wcześniej był niemal bezbłędny, teraz zaczął się mylić. Raz nie trafił czerwonej, w innym przypadku źle spozycjonował białą bilę. Popełniał błędy, po prostu. Wpuszczał tym samym Williamsa do meczu. A ten wykradł jedną partię, w innej zrobił setkę, w dwóch kolejnych zbudował niezłe podejścia. I nagle okazało się, że dobiliśmy do regulaminowej przerwy po czterech rozegranych frejmach.
Four frames in a row…
He couldn’t win six more, could he?#HaloWorldChampionship pic.twitter.com/5tXTbWowkF
— WST (@WeAreWST) May 5, 2025
Walijczyk się nie poddawał. Dbał o show, dawał z siebie wszystko. Choćby dla fanów, którzy na starcie ostatniej sesji oklaskiwali go na stojąco, a jemu zaszkliły się w oczy. Chciał zrekompensować im kiepską grę z poprzednich sesji. I robił to w pełni. W dodatku widać było, że dobrze się przy tym bawi, wbijał pewnie, skutecznie. Tak, jak nie był w stanie tego robić właściwie przez cały mecz wcześniej. Eksperci w studiu Eurosportu w przerwie zaczęli się nawet zastanawiać czy “możliwe jest niemożliwe”? Bo przecież jeśli Williams miałby wygrać to spotkanie, musiałby zdobyć jeszcze sześć kolejnych frejmów. Łącznie 10 z rzędu.
Niemniej, to właśnie z tym pytaniem wychodziliśmy na ostatnią sesję. I mieliśmy wielką nadzieję, że Walijczyk faktycznie da nam jeszcze trochę emocji.
I miał na to szansę. Co prawda to Xintong jako pierwszy zajął się wbijaniem w kolejnym frejmie, ale spudłował czerwoną do zielonej kieszeni. Williams podszedł do stołu, wbił czerwoną, wbił czarną i… wyłożył się na kolejnej, stosunkowo łatwej czerwonej. A to sprawiło, że Chińczyk dostał układ na skończenie i zostanie mistrzem świata. Jedyne, co mogło go zgubić, to jego własne nerwy. A że je czuje, dało się dostrzec – zwolnił wbijanie, ewidentnie bardziej skupiał się na każdym zagraniu, starał się odetchnąć, skontrolować emocje. Nie popełnić kolejnego błędu.
Udało mu się.
ZHAO XINTONG IS THE CHAMPION OF THE WORLD! 🏆#HaloWorldChampionship pic.twitter.com/z8xyRzHHZ2
— WST (@WeAreWST) May 5, 2025
Wytrzymał presję. Wytrzymał napięcie. Tylko jedna bila z całego brejka była niepewna. Mistrzostwa zakończył podejściem na ponad 90 punktów, klasowym, tak jak cała jego gra w tym turnieju. Zasłużył na ten tytuł, zasłużył na owacje na stojąco po finale. Był najlepszy, nie da się temu zaprzeczyć.
Fot. Newspix