Ani Arsenal, ani Paris Saint-Germain nigdy nie wygrały Ligi Mistrzów. W finale były zaledwie po jednym razie. Dla jednych i drugich półfinałowy dwumecz będzie przepustką do walki o piłkarską nieśmiertelność. Kanonierzy chcieliby przestać z kompleksem patrzeć na gabloty krajowych rywali, paryżanie – spuentować drogi projekt sukcesem, paradoksalnie właśnie wtedy, gdy jest on najmniej „pe-es-żetowy” w historii.
Właściwie można się zdziwić, gdy rzuci się okiem na europejskie trofea obu klubów. W przypadku Paris Saint-Germain – jasne, zaskoczenie jest mniejsze. To klub, który w skali kontynentu liczy się tak naprawdę od momentu potężnych inwestycji ze strony katarskich właścicieli. Wcześniej, jeśli w jakichś pucharach grywał, to były to raczej zawody typu Pucharu Zdobywców Pucharów lub Puchar Intertoto (choć w latach 90. dwukrotnie zakwalifikował się też do Ligi Mistrzów).
Pierwsze z wymienionych rozgrywek paryżanie wygrali w 1996 roku, pokonując w finale Rapid Wiedeń, drugie – w 2001 roku, ale o ich powadze najlepiej niech świadczy fakt, że miały one trzy… równoległe finały, których stawką był awans do Pucharu UEFA, a więc dzisiejszego odpowiednika Ligi Europy.
Arsenal – PSG. Żaden z klubów nie wygrał Ligi Mistrzów
Więcej zaskoczenia mogą budzić pustki w gablocie Arsenalu. W 1970 roku klub triumfował w Pucharze Miast Targowych, w 1994 roku zdobył Puchar Zdobywców Pucharów, a od tamtego czasu… cisza.
Z tym, że nie było do końca tak, że trofeów nie było kiedy zdobywać. Tyle, że Kanonierzy stawali się specjalistami od przegrywania finałów. W 1980 roku przegrali w karnych z Valencią (w PZP), w 1994 roku nie udało się wygrać Superpucharu Europy z Milanem (0:2), rok później w finale PZP lepszy okazał się Real Saragossa (2:1).
O poważniejsze trofea też była okazja powalczyć: w 2000 roku Arsenal dotarł do finału Pucharu UEFA, gdzie bezbramkowo zremisował z Galatasaray. Karne skuteczniej wykonywali Turcy, wygrywając 4:1. Na Parken z jedenastu metrów mylili się Davor Suker i Patrick Vieira, a jedyną jedenastkę wykorzystał Ray Parlour. Szansa na triumf w Lidze Europy pojawiła się też w 2019 roku, ale w finałowym starciu dwóch londyńskich drużyn zdecydowanie lepsza okazała się Chelsea, wygrywając 4:1 (dwie bramki strzelił Eden Hazard, po jednej Olivier Giroud i Pedro, dla Arsenalu honorowe trafienie zaliczył Alex Iwobi).
W finale Champions League Arsenal zameldował się zaledwie raz. W 2006 roku zmierzył się z Barceloną i długo wydawało się, że będzie w stanie ten finał wygrać. Choć przecież ten zaczął się dla Kanonierów w najgorszy możliwy sposób, gdy Jens Lehmann już na początku meczu zobaczył czerwoną kartkę za faul na Samuelu Eto’o. Gdy Arsene Wenger musiał posłać na plac gry Manuela Almunię, zmieniony Robert Pires opuścił boisko wyjątkowo wściekły. „To się nagrałem w finale…” – zdawał się mówić. Ale to właśnie grający w dziesiątkę Arsenal prowadził aż do 76. minuty po bramce Sola Campbella.
Kluczowe dla losów finału kazały się zmiany – Henrik Larsson po wejściu zaliczył dwie asysty, a triumf Dumie Katalonii dał Juliano Belletti.
Co więcej, nawet półfinałowe wizyty w Lidze Mistrzów nie są dla Kanonierów chlebem powszednim. Wcześniej na tym etapie grali tylko dwukrotnie – w 2006 roku przeszli Villarreal, w 2009 r lepszy okazał się Manchester United (1:3, 0:1). Regularnie odpadali za to na etapie 1/8 finału, gdzie ich katem zazwyczaj bywał Bayern Monachium. Bawarczycy eliminowali londyńczyków na tym etapie w 2005, 2013, 2014 i 2017 roku. Rok temu monachijczycy lepsi okazali się w ćwierćfinale.
Paradoksalnie częściej na etapie półfinału LM grali paryżanie, którzy meldują się już tam po raz piąty, a czwarty w ciągu sześciu ostatnich lat. Rok temu niespodziewanie przegrali z Borussią Dortmund (0:1, 0:1), cztery lata temu – lepszy okazał się Manchester City (1:2, 0:2). W zamierzchłych czasach PSG odpadało też z Milanem (0:1, 0:2) w sezonie 1994/95.
Jedynym zwycięskim półfinałem był ten z sezonu covidowego, gdy w półfinale PSG okazało się lepsze od RB Lipsk (3:0), ale w finale przegrało z Bayernem Monachium (0:1).
Ktokolwiek więc nie zagra w finale – znajdzie się tam dopiero po raz drugi w historii. I stanie przed szansą na pierwszy triumf.
Jakub Kiwior vs Ousmane Dembele
My oko szczególnie będziemy zawieszać na występie Jakuba Kiwiora. Ten od momentu kontuzji Gabriela Maghaelesa jest podstawowym zawodnikiem Kanonierów i – trzeba przyznać – spisuje się naprawdę nieźle.
– Kuba jest idealnie sprofilowany pod to co chce grać Arteta. Gdy bronią, grają czwórką i pełni rolę środkowego obrońcy, a gdy rozgrywają piłkę – pełni rolę półlewego defensora w trójce, bo lewy obrońca, czy jest nim Lewis-Skelly czy Zinczenko, zawsze przesuwa się do środka pola. W rozegraniu więc Kuba gra szerzej, bliżej lewej strony, a w defensywie myślę, że czuje się pewniej, gdy jest ustawiony już jako środkowy obrońca w czwórce. I tak właśnie gra Arsenal – analizował ostatnio w rozmowie z Weszło Marek Wasiluk, ekspert Premier League w Viaplay.
– Szczególnie mecze w Lidze Mistrzów pokazują, że Arsenal jest nawet w stanie powalczyć o końcowe zwycięstwo w Champions League. Są świetnie zorganizowaną drużyną od początku sezonu. Brakowało im może takiej ciągłości, wczoraj [w meczu z Crystal Palace 2:2 – przyp.] też potwierdziło się, że nie dobijają swoich rywali, ale w rozgrywkach pucharowych na razie nie jest to tak duży problem, bo grają bardzo rozsądnie – dodawał.
Teraz przed Kiwiorem trudne zadanie powstrzymania Osumane’a Dembele, który niespodziewanie wyrósł na topowego strzelca w skali Europy. Po odejściu Kyliana Mbappe Luis Enrique przestawił go na dziewiątkę, kosztem Goncalo Ramosa czy oddanego do Juventusu Randala Kolo Muaniego, a ten odpłaca się kolejnymi golami.
27-latek w tym sezonie zdobył już 32 bramki i zanotował 12 asyst w 42 spotkaniach. Do bramki przeciwnika trafia średnio co 92 minuty, prawdopodobnie sięgnie po koronę króla strzelców Ligue 1 (nad drugim Masonem Greenwoodem ma trzy bramki przewagi) i jest w czołówce klasyfikacji Złotego Buta.
Spokój w Paryżu, pompka w Londynie
Jest też pewnym paradoksem, że PSG szanse na triumf w Lidze Mistrzów ma dopiero wtedy, gdy zespół opuściły wszystkie największe gwiazdy – Neymar, Leo Messi, a ostatnio nawet Mbappe. Zresztą to właśnie dwa lata z triem MNM były jedynymi w ciągu ostatnich sześciu, w których PSG nie potrafiło awansować do półfinału LM. Dwukrotnie odpadało wówczas już w 1/8 finału Champions League.
W tym sezonie, gdy zespół opuścił ostatni ze wspomnianego tercetu Mbappe, wydawało się, że PSG jest najsłabsze od kilku dobrych sezonów. W rzeczywistości – może być wręcz odwrotnie. W lidze przegrało pierwszy raz dopiero, gdy zapewnione miało już mistrzostwo, w Lidze Mistrzów wyeliminowało choćby Liverpool, który w fazie ligowej okazał się najlepszy. Choć w tej fazie właściwie PSG kłopotów nie brakowało – paryżanie przegrali z Bayernem, Atletico, czy właśnie z Arsenalem.
Trener Luis Enrique przed półfinałem stara się jednak zdejmować presję ze swojej drużyny:
– Zagramy w półfinale Ligi Mistrzów, ale to będzie mecz jak każdy inny – dwa pola karne, dwóch bramkarzy. Dwie drużyny, które będą chciały wypaść lepiej od przeciwnika, a kluczem do zwycięstwa będzie zarządzanie różnymi momentami gry – mówił podczas konferencji prasowej.
Odnosił się też do pierwszego spotkania:
– To było siedem czy osiem miesięcy temu. Są ogromne różnice. Obejrzałem ten mecz ponownie i zobaczyłem ewolucję naszej drużyny. Dziś jesteśmy o wiele lepsi – ocenił Enrique.
Nieco inaczej do meczu podchodzą Kanonierzy prowadzeni przez Mikela Artetę, który swego czasu także był związany z PSG. Gdy nie przebił się w Barcelonie, ta w 2001 roku wypożyczyła go właśnie do stolicy Francji, gdzie dobrymi występami zapracował na transfer za blisko 8 mln euro do Rangers.
Podopieczny Artety, Gabriel Martinelli przyznał, że półfinał z PSG będzie dla niego najważniejszym spotkaniem w życiu. Trener londyńczyków także stara się pompować swoich piłkarzy.
– Czuje się tę energię, entuzjazm, że to coś wyjątkowego. To prawdopodobnie jeden z największych meczów na Emirates Stadium od momentu, gdy go wybudowano – twierdzi. I dodaje: – W klubie pracuje wielu ludzi, którzy nigdy nie byli w takiej sytuacji. To coś wyjątkowego i pięknego. Nigdy nie zdobyliśmy tego trofeum, ale najpierw musimy zasłużyć na awans do finału.
Które podejście okaże się lepsze? Zdejmowanie presji Enrique czy podgrzewanie atmosfery Artety? Pierwszą odpowiedź poznamy dziś, gdy mecz rozpocznie się o godzinie 21. Rewanż odbędzie się w środę 7 maja w paryskim Parku Książąt.
WOJCIECH GÓRSKI
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:
- Blackout w Hiszpanii. Co z meczami Barcelony i Igi Świątek?
- Dlaczego TVP puszcza Ligę Mistrzów we wtorek, a nie jak zwykle w środę?
- Potwierdzone: europejskie puchary wracają do Lublina
fot. Newspix.pl