W tym meczu było wszystko. Przepiękne bramki, zaskakujące zwroty akcji, bramkarskie błędy, ostre faule, sędziowskie kontrowersje, boiskowe prowokacje. Pełen zestaw wrażeń, jakie potrafi dostarczyć tylko El Clasico. Przez moment wydawało się, że Real Madryt przełamie dziś niemoc w starciach z Barcelonę i zgarnie jej Puchar Króla sprzed nosa, odbierając jej tym samym szansę na wywalczenie potrójnej korony. Ale – no właśnie – tylko przez moment. Ostatecznie to Królewscy skończyli na deskach, znokautowani w końcówce dogrywki przez Julesa Kounde.
Niesmak pozostawia jednak to, w jaki sposób Los Blancos przyjęli tę porażkę. A raczej – jak nie potrafili się z nią pogodzić.
Pokazali dziś bowiem sporo pięknego futbolu, byli w stanie zaskoczyć Blaugranę, postawić ją pod ścianą. Ale obrazkiem z tego meczu, jaki najmocniej utkwi wszystkim w pamięci, nie będą spektakularne dryblingi Jude’a Bellinghama czy efektowne rajdy Kyliana Mbappe, tylko rozjuszona, wyrażająca nienawiść twarz Antonio Rudigera, który – naprawdę, tak to wyglądało – był bliski tego, by tuż przed końcem dogrywki wbiec na boisko i rzucić się sędziemu do gardła. Totalna odklejka, niegodna zawodowego sportowca. Ohydna puenta fantastycznego widowiska. To stwierdziwszy, wróćmy do samego meczu.
FC Barcelona – Real Madryt 3:2. Pasjonujący finał Pucharu Króla
Pierwsza połowa była – powiedzmy to wprost – kompromitująca dla Realu.
Nie można inaczej podsumować postawy zespołu o takim potencjale, który na boisku ogranicza się do przeszkadzania, faulowania, prowokowania i oburzania na decyzje sędziego. Tak to sobie może grać – dajmy na to – Getafe, a nie Królewscy. Barcelona przeważała nad ekipą z Madrytu właściwie pod każdym względem. Intensywność, pressing, błyskawiczne przejścia z obrony do ataku, kreatywność w rozegraniu, organizacja w defensywie – no nie było takiej płaszczyzny, na której Los Blancos pozytywnie by się wyróżniali na tle swoich oponentów. Dość powiedzieć, że przed przerwą Real uciułał zaledwie trzy kontakty z piłką w szesnastce rywala.
Dla porównania Barcelona – piętnaście. Choć, jak na ironię, gol na 1:0 dla Katalończyków padł akurat po uderzeniu zza pola karnego. Cóż to był zresztą za fenomenalny strzał Pedriego! Należał się Hiszpanowi ten magiczny moment w finale Pucharu Króla. 22-latek często bywa przyćmiewany bramkami i asystami partnerów z linii ataku, ale to nie powinno nikogo zmylić. Pedri rozgrywa bowiem równie genialny sezon co Raphinha czy Lamine Yamal.
𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐆𝐎𝐋 𝐏𝐄𝐃𝐑𝐈𝐄𝐆𝐎❗
🔴📲 Trwa transmisja #ElClasico online ▶️ https://t.co/TOJ7xGEnG8 pic.twitter.com/QwgnyVrlNY
— TVP SPORT (@sport_tvppl) April 26, 2025
Królewscy mogli się cieszyć, że zeszli do szatni z zaledwie jednobramkową stratą do Blaugrany. Skorzystali też zauważalnie na pobłażliwości arbitra, poddanego dzień wcześniej ogromnej medialnej presji ze strony działaczy Realu. Pan Ricardo De Burgos Bengoetxea przymknął oko na co najmniej dwa-trzy przewinienia graczy Los Blancos, za które należało pokazać żółty kartonik. Można było zresztą odnieść wrażenie, że gracze z Madrytu tylko czekają na jakiś pretekst do awantury z arbitrem.
A zatem Real osiągnął to, na czym mu zapewne zależało – wszedł sędziemu do głowy. Wpłynął na jego ogląd sytuacji.
Zwroty akcji w El Clasico
Na swoje szczęście po zmianie stron podopieczni Carlo Ancelottiego skupili się już na futbolu, w czym wydatnie pomogło im wejście na boisko Kyliana Mbappe. Francuz swoją dynamiką natychmiast wprowadził potężne zamieszanie w szeregach obronnych Barcelony i nagle w centrum uwagi znalazł się Wojciech Szczęsny, który w pierwszej połowie nie miał właściwie nic do roboty. Polak popisał się paroma fenomenalnymi interwencjami, utrzymując swój zespół na prowadzeniu. No ale opieranie swoich nadziei na dowiezienie jednobramkowej zaliczki jedynie na bramkarskich paradach to jest prawie zawsze ryzyko, którego nie warto podejmować.
Barcelona się dziś o tym przekonała. W 70. minucie do jej bramki trafił bowiem wspomniany Mbappe, po raz pierwszy w karierze bezpośrednio z rzutu wolnego, który zresztą osobiście wywalczył kolejnym kapitalnym zrywem. A niedługo potem Królewscy cieszyli się już z przewagi, ponieważ serię błędów Katalończyków w kryciu przy rzucie rożnym bez litości wykorzystał Aurelien Tchouameni. I trzeba zaznaczyć, że Real na te trafienia naprawdę rzetelnie zapracował.
Choć miał też furę farta, ponieważ dwie wyśmienite okazje strzeleckie po kontratakach w popisowy sposób spartolił słabiutko dziś dysponowany Raphinha.
𝐌𝐁𝐀𝐏𝐏𝐄 𝐙 𝐖𝐎𝐋𝐍𝐄𝐆𝐎 𝐎𝐁𝐎𝐊 𝐁𝐄𝐙𝐑𝐀𝐃𝐍𝐄𝐆𝐎 𝐒𝐙𝐂𝐙𝐄̨𝐒𝐍𝐄𝐆𝐎
🔴📲 Trwa transmisja #ElClasico online ▶️ https://t.co/TOJ7xGEnG8 pic.twitter.com/38wFXnw8c6
— TVP SPORT (@sport_tvppl) April 26, 2025
Barcelona wyglądała na mocno oszołomioną i – tak po prostu – zdumioną odrodzeniem Realu. Katalończycy chyba zbyt wcześnie uwierzyli, że czeka ich kolejne efektowne zwycięstwo w Klasyku. Blaugrana znalazła jednak nieoczekiwanego sojusznika w osobie… Thibauta Courtoisa. Belgijski golkiper najpierw popisał się kapitalną robinsonadą po uderzeniu Yamala, by zaraz potem zaliczyć beznadziejne wejście na przedpole, po którym Ferran Torres wturlał piłkę do pustej bramki.
Niesamowite, jak wiele ten mecz pomieścił piłkarskiej jakości, emocji, zwrotów akcji i kontrowersji.
El Clasico w najlepszym wydaniu.
Nokautujący cios w dogrywce
Skoro jednak o kontrowersjach mowa, to w doliczonym czasie gry zapachniało rzutem karnym dla Blaugrany. Ba, sędzia wskazał nawet na wapno, ale po długiej konsultacji z VAR-em skorygował swoją decyzję i ostatecznie Raphinha obejrzał żółty kartonik za padolino. Zresztą – słusznie. Problem w tym, że chwilę wcześniej Antonio Rudiger zahaczył w polu karnym Ferrana Torresa. Wtedy jednak arbiter jedenastki nie odgwizdał, a VAR nie interweniował.
Skandal? To za mocne określenie. Ale na pewno będzie o czym dyskutować i co analizować.
W dogrywce obie strony – trzeba im to oddać – absolutnie się nie oszczędzały. Kotłowało się pod obiema bramkami i jakoś tak podskórnie się czuło, że ten finał wcale nie musi się zakończyć konkursem jedenastek. Jednak konia z rzędem temu, kto przewidział, że o triumfie Barcelony zadecyduje strzał z dystansu w wykonaniu Julesa Kounde i to po asyście… Luki Modricia. Tak jest – w 116. minucie spotkania chorwacki weteran popełnił fatalny błąd w rozegraniu, a Kounde zapisał na swoim koncie z pewnością jedno z najpiękniejszych i najważniejszych trafień w swojej karierze. Trafienie na wagę triumfu w Copa del Rey.
Barcelona wciąż marzy o potrójnej koronie. A Real chyba chciałby, żeby ten sezon już po prostu się skończył.
FC BARCELONA – REAL MADRYT 3:2 (1:0) po dogrywce
- 1:0 – Pedri 28′
- 1:1 – Mbappe 70′
- 1:2 – Tchouameni 77′
- 2:2 – Torres 84′
- 3:2 – Kounde 116′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Real, Barcelona i sędziowie. Bezcelowa telenowela pokrzywdzonych
- Czapka Yamala. Dochodzenie internautów przed El Clasico
- Florentino Perez miażdżąco skrytykowany. “On chce własnego futbolu”
- Kowal: Real przed Pucharem Króla zachowuje się jak rozpieszczone dziecko
fot. NewsPix.pl