Po meczu z Litwą łatwego życia nie ma właściwie prawie każdy polski piłkarz poza Łukaszem Skorupskim i Robertem Lewandowskim. Eksperci nie oszczędzają szczególnie obrońców, którzy na tle ostatniego rywala reprezentacji w wielu fragmentach meczu wyglądali na przestraszonych. Marek Koźmiński, były kandydat na prezesa PZPN, zwrócił szczególną uwagę na jedną postać.
Chodzi o Jakuba Kiwiora. Koźmiński na łamach Kanału Sportowego nie hamował się z negatywną opinią na temat piłkarza Arsenalu: – Nie wiem, czy pamiętacie dwa kontrataki Litwy. Jeden z nich został przecięty na połowie boiska przez Bednarka, takim bardzo, bardzo ryzykownym wślizgiem. Wychodzili czterech na dwóch. Chciałem się zapytać, gdzie wtedy był kolega Kiwior, który biega dla mnie jak Żyd po pustym sklepie.
W tamtej sytuacji faktycznie można było się zastanawiać, co robił Kiwior. I nie tylko wtedy, bo to generalnie nie był występ, który nasz stoper mógłby zaliczyć do udanych.
Koźmiński dał do zrozumienia, że to nie dzięki pracy linii obrony wygraliśmy mecz. Zwrócił uwagę na Skorupskiego i Lewandowskiego: – Zwycięstwo zawdzięczamy dwóm zawodnikom. Skorupskiemu – wspaniała interwencja, ale napastnik reprezentacji Litwy był kompletnie sam. I kunsztowi Roberta Lewandowskiego, który z piłki – może nie łatwej – ale takiej sobie, strzelił zwycięską bramkę.
Z byłym działaczem PZPN za kadencji Zbigniewa Bońka trudno się nie zgodzić. Obyśmy po dzisiejszym wieczorze nie musieli powtarzać podobnych zdań. Ani o bramkarzu w sensie pozytywnym, ani o środkowych w negatywnym.