Reklama

Dziewczyny lubią brąz. Aleksandra Król-Walas znów na podium mistrzostw świata!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 marca 2025, 14:31 • 4 min czytania 8 komentarzy

Przed dwoma laty Aleksandra Król-Walas i Oskar Kwiatkowski napisali historię polskiego snowboardu. Ona na mistrzostwach świata zdobyła brąz, on kilkanaście minut później poprawił złotem. W tym roku Oskar złapał kontuzję i nie mógł obronić tytułu. Ale Ola pojawiła się na starcie mistrzostw, choć jeszcze nieco ponad rok wcześniej była w ciąży. I po raz drugi z rzędu stanęła na podium. Polka znów jest brązowa!

Dziewczyny lubią brąz. Aleksandra Król-Walas znów na podium mistrzostw świata!

Najpierw medal, potem dziecko

– To była po prostu wszechogarniająca radość. Ja naprawdę bardzo długo marzyłam o tym medalu. Już nieważne było, czy on będzie z igrzysk, czy z mistrzostw świata. Śmieję się, że dla mnie ten brązowy medal jest taki, jakby to było złoto. Czułam się spełniona, zapomniałam o tych latach i trudzie trenowania – mówiła „Dziennikowi Polskiemu” Ola, gdy dwa lata temu wywalczyła pierwszy w karierze medal mistrzostw świata. Wraz ze złotym Oskarem Kwiatkowskim przysłużyła się wtedy polskiemu snowboardowi, który zyskał zainteresowanie fanów i mediów. A niedługo potem Adam Małysz postanowił nawet postarać się o zawody Pucharu Świata w naszym kraju.

I te faktycznie tu trafiły. W dużej mierze za sprawą tamtego sukcesu.

CZYTAJ TEŻ: ALEKSANDRA KRÓL-WALAS. MATKA NA DESCE MARZY O OLIMPIJSKIM MEDALU

Ola w pierwszej edycji zmagań w Krynicy jednak nie wystartowała. Nie mogła, była w ciąży. Zresztą po medalu dużo się w jej życiu pozmieniało, bo wcześniej wzięła jeszcze ślub z wieloletnim narzeczonym. Prawdziwe góralskie wesele, nie byle co. A potem ciąża, poród, kilka miesięcy nie tyle przerwy – bo trenowała, na ile mogła, głównie na siłowni – ale względnego odpoczynku. A po narodzinach córeczki, Hani, nowa motywacja – jeździć i wygrywać dla niej.

Reklama

Szybsza niż kiedykolwiek wcześniej

Jeździła więc… chyba najszybciej w karierze. Już w pierwszym starcie w Pucharze Świata stanęła na podium. Potem zaliczyła jeszcze kilka takich. W szwajcarskim Scuol wygrała drugie w życiu zawody Pucharu Świata. Ale potem przypałętało się nieco problemów, w tym uraz ręki i wyniki się pogorszyły. Straciła żółtą koszulkę liderki Pucharu Świata w slalomie gigancie, którą przez jakiś czas nosiła, skończyła sezon na czwartym miejscu. Została jednak jeszcze jedna, najważniejsza impreza.

Mistrzostwa świata. To na nich miała bronić brązowego medalu… a może i powalczyć o więcej?

W Engadin już w kwalifikacjach pokazała, że jest w formie. Zajęła w nich szóste miejsce, a więc znalazła się wśród zawodniczek wyżej rozstawionych i w 1/8 finału mogła wybrać swój tor. A to ważne – zwykle jest tak, że jeden z nich jest po prostu szybszy. Ola, jak wiele koleżanek, postawiła na niebieski i na nim spokojnie dojechała do mety, podczas gdy jej rywalka – Chinka Xinhui Bai – upadła właściwie jeszcze w pierwszej części trasy. Trudniej było w ćwierćfinale. Tam Polka jechała na czerwonym torze, a za rywalkę miała Szwajcarkę Julie Zogg – trzecią zawodniczkę eliminacji. Obie “cięły się” do końca, ale na finiszu minimalnie lepsza – o 5 setnych sekundy – okazała się Król-Walas!

Jak dwa lata temu

Była więc w strefie medalowej. Ale miała chrapkę na więcej. W walce o wielki finał jej rywalką była Japonka Tsubaki Miki, czyli triumfatorka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w slalomie gigancie. Obie od początku jechały niesamowicie równo. Pierwszy punkt pomiaru czasu? Idealny remis. Drugi? Również. Trzeci był już na mecie i do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, która z nich okaże się lepsza. Ostatecznie padło na Japonkę. O jedną setną sekundy…

Ola nie mogła jednak tego niepowodzenia rozpamiętywać, bo na snowboardowym stoku wydarzenia toczą się bardzo szybko. Trzeba było się pozbierać i ruszyć – jak w Bakuriani – do walki o brąz z reprezentantką gospodarzy, Ladiną Caviezel. Tu też było równo, Szwajcarka nie pozwalała odjechać Oli, momentami wydawało się nawet, że prowadzi – ba, na kilka skrętów przed finiszem nadal tak było. Ale na ostatnich metrach Król-Walas odskoczyła przeciwniczce i triumfowała.

Reklama

Zdobyła więc drugi brąz z rzędu. I drugi w karierze. Równocześnie potwierdzając, że – obok reprezentantów łyżwiarstwa – jest naszą największą medalową nadzieją na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie.

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O SPORTACH ZIMOWYCH:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane