Wkrótce minie pięć lat od śmierci Diego Maradony, lecz dopiero teraz rusza proces, w którym opiekującemu się byłym piłkarzem zespołowi medycznemu postawiono zarzut zabójstwa przez zaniedbanie. Przesłuchano już nawet pierwszych świadków, których zeznania mogą pogrążyć oskarżonych.
Prokuratura utrzymuje, że gdyby medycy opiekowali się Maradoną w należyty sposób, ten nie zmarłby 25 listopada 2020 roku. Właśnie w związku z wątpliwościami dotyczącymi śmierci piłkarskiej legendy śledczy uznali, że sprawę można zakwalifikować nawet jako umyślne zabójstwo przez zaniedbanie obowiązków.
Wczoraj w związku z postępowaniem przesłuchano funkcjonariuszy policji, którzy weszli do mieszkania Maradony tuż po jego śmierci: – Nie widziałem w pokoju żadnych środków medycznych. Nie widziałem żadnych śladów surowicy, które moim zdaniem powinny być obecne podczas hospitalizacji domowej – cytuje zeznania jednego z policjantów “Przegląd Sportowy”.
Inny miał potwierdzić przypuszczenia prokuratury takimi słowami: – To nie było łóżko szpitalne, tylko zwykły materac. W pokoju nie było nawet defibrylatora.
Śmierć Maradony. “Zabili mojego ojca”
Na początku ubiegłego roku wywiadu na potrzeby Mediaset Italia udzielił syn legendy futbolu, Diego Maradona Junior. W swoim oświadczeniu nie szczędził cierpkich słów. – Zabili mojego ojca. Nie jest moim zadaniem mówić, kto to zrobił. Wiem więcej, ale nie mogę powiedzieć. Zostawili go na pastwę losu, gdy można było jeszcze coś zrobić – przekonywał.
Trudno powiedzieć jakim rezultatem zakończy się rozpoczęte dopiero postępowanie, jednak sama sprawa budziła wątpliwości od wielu lat, a zeznania pierwszych świadków jasno wskazują, że coś może być na rzeczy.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Tak ma wyglądać doping na PGE Narodowym
- Kowal: Nie wiem, dlaczego Probierz powołuje Dawidowicza
- Marczuk uważa, że Legia to największy klub w Polsce
Fot. Newspix