Wczoraj zobaczyliśmy naprawdę mocne, ale też dziwne starcie w Lidze Mistrzów. Po jednej stronie było Atletico, które aż do rzutów karnych zasługiwało na awans, a po drugiej Real, który nawet mimo problemów potrafił wyjść z opresji i pokonać największego rywala. Wszystko dzięki mikroskopijnemu błędowi Juliana Alvareza i dobremu wykonaniu jedenastek przez “Królewskich”, choć, co ciekawe, wytypowana piątka strzelających miała być inna.
Początkowo Carlo Ancelotti chciał, żeby ewentualny koniec serii rzutów karnych spoczywał w nogach Endricka. Ale włoski szkoleniowiec nie widział po nim entuzjazmu i pewnie zwątpił, czy nastolatek jest w ogóle gotowy na taki ładunek emocjonalny.
– Chcieliśmy, żeby to Endrick był piąty. Na końcu pomyśleliśmy, że Rüdiger ma więcej spokoju, że jest chłodniejszy. Porozmawialiśmy i mówimy: Endrick może strzelisz piątego? Ale nie widziałem u niego radości. Dlatego daliśmy rzut karny Antonio – przyznał na konferencji pomeczowej Ancelotti.
Endrick wszedł na boisko w końcówce dogrywki za Viniciusa. Nie miał jednak okazji, żeby zostać jednym z bohaterów, co ogółem może rzutować na jego dalsze poczynania. Do tej pory Brazylijczyk nie zagrał nawet 500 minut w barwach Realu.
Real znów triumfuje, Atletico znów tonie we łzach. Królewscy w ćwierćfinale LM!
Fot. Newspix