Bardzo odważną decyzję podjął wczoraj Szymon Marciniak z kolegami, nie uznając bramki Alvareza w serii rzutów karnych – ćwierćfinał Ligi Mistrzów, Atletico za burtą, no i przede wszystkim pytanie, czy Argentyńczyk faktycznie dotknął piłkę dwa razy. Raczej tak, ale, no właśnie: jeśli wczoraj przy tak trudnej sytuacji sędziowie mieli pewność, to dlaczego nie mieli jej dwa tygodnie wcześniej, w spotkaniu Legii z Jagiellonią?
Należy uznać, że wspomnianą pewność mieli, bo przecież zareagował VAR. Idąc zgodnie z protokołem, technologia nie mogłaby wejść do gry, gdyby arbitrom coś się wydawało. Nie, Tomasz Kwiatkowski widząc strzał Alvareza na monitorach, musiał uznać ze stuprocentowym przekonaniem, że zawodnik Atletico zagrał nieprzepisowo.
To ciekawe, bo świat patrzy i mimo mijających godzin wciąż się zastanawia, czy to dotknięcie faktycznie było. Wiadomo, w grę wchodzą też kibicowskie emocje, ale wątpliwości i dla neutralnych obserwatorów są zasadne, ponieważ przy bardzo mocno zwolnionym tempie może być widać ten nieprzepisowy kontakt…
Alvarez dotyka piłki najpierw lewą nogą. Sytuacja klarowna. Zero kontrowersji. pic.twitter.com/8ImR3nxGjK
— Mateusz Święcicki (@matswiecicki) March 12, 2025
… ale może to być też złudzenie, coś jak tutaj:
Ten sam stadion rok temu i pilka podskakujaca na centymetry w gore bez kontaktu. Z calym szacunkiem nie jestem w stanie zaufac temu klipowi z kadru od tylu, gdzie widac jak pilka podskakuje na centymetr w gore. Nie ma jasnego dowodu na kontakt pic.twitter.com/kS3kiDZY6w
— Filippo Goatané (@MaestroZagadou) March 12, 2025
Nie wiem, jak wy, ale ja nie dałbym sobie ręki uciąć, że Alvarez złamał przepisy. To znaczy jeśli wszechwiedzące bóstwo dałoby mi wybór – jeśli trafisz, bierzesz milion euro, jeśli nie, obcinamy ci rękę, nie zdecydowałbym się na ten zakład. Bo oczywiście skłaniam się, że Alvarez dotyka piłki dwa razy, natomiast – właśnie – pewności nie mam żadnej, a ręka się przydaje.
Sędziowie pewność mieli. I też dlatego to oni są sędziami, nie ja, natomiast trudno nie wrócić do sytuacji z ręką Szkurina w Pucharze Polski, kiedy to Szymon Marciniak był na VAR-ze. Wówczas był w stanie powiedzieć tylko: – Miałem do dyspozycji ujęcia z siedmiu kamer i żadne z tych ujęć nie dowodzi, że piłka uderzyła w rękę Szkurina. Widać, że piłka po zagraniu Pululu uderzyła Szkurina w głowę. Oczywiście, że śmierdzi tym, że piłka mogła też dotknąć ręki, ale nie mam na to ani jednego dowodu.
To naprawdę ciekawe, że wczoraj wszystko było widać jak na dłoni, a wtedy nie, kiedy sytuacja była przecież sporo prostsza. Rzut karny się Jagiellonii należał, ale wówczas sędziom tylko coś śmierdziało, dowodów natomiast brakowało. A wczoraj? Pewnik, dowody wysypują się jak z rękawa.
Dla zwykłego kibica jest raczej odwrotnie – wczoraj śmierdzi, a dwa tygodnie temu jest oczywistość.
Ciekawe, z czego ta różnica w ocenie wynika, może – zupełnie nieironicznie – sędziowie VAR w Lidze Mistrzów dysponują lepszymi ujęciami niż w Pucharze Polski? Może tam wydawca nie boi się, że “kamery zostaną zniszczone”?
Dobrze byłoby kiedyś poznać odpowiedź. Dlaczego w jednej sytuacji czegoś absolutnie nie widać, a w drugiej, trudniejszej, widać jak na dłoni?
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Real znów triumfuje, Atletico znów tonie we łzach. Królewscy w ćwierćfinale LM!
- Bońkowi nie podoba się odwołany karny Alvareza? “Przepisy muszą zostać zmienione”