Śląsk Wrocław nie wygrał na Łazienkowskiej od 2013 roku, więc dlaczego akurat miałby to uczynić dziś, gdy przyjeżdżał do stolicy jako przedstawiciel dna tabeli? Nie było ani jednego powodu, aby tak sądzić, a że goście dodatkowo pomagali jak mogli Wojskowym, żeby ci jeszcze bardziej nie nabruździli sobie w lidze, podopieczni obserwującego przebieg wydarzeń z trybun Goncalo Feio wygrali dość pewnie i całkowicie zasłużenie.
Oczywiście na Dolnym Śląsku mogli się łudzić, że Legia będzie zmęczona po Pucharze Polski z Jagiellonią. I może nawet lekko była, ale nie na tyle, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie na boisku, zwłaszcza że stołeczna ekipa dopiero w najbliższy czwartek zaczyna wiosenną rywalizację w Lidze Konferencji i w przeciwieństwie do Jagi wcześniej grała sobie luksusowo, raz w tygodniu.
WKS, aby myśleć o wywiezieniu czegokolwiek, musiałby zaprezentować żelazną dyscyplinę w tyłach, wycisnąć maksimum z przodu i na koniec mieć jeszcze trochę szczęścia. Żaden z tych warunków nie został spełniony, zwłaszcza pierwszy.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 3:1. Kapitan zaszkodził gościom
Najmocniej w piersi powinien uderzać się Petr Schwarz. Jeśli jesteś kapitanem, masz dawać dobry przykład i napędzać kolegów. Tym razem jednak to noszącego opaskę czeskiego pomocnika partnerzy z zespołu musieli podbudowywać i pocieszać, gdy wyrównali tuż po tym, jak Schwarz kopnął się w czoło i nawet Gual ze Szkurinem nie mogli tego prezentu zmarnować. Oczywiście warto – a nawet trzeba – zastanowić się, czy Rafał Leszczyński, rozgrywając od bramki, wybrał rozsądnie, podając do Schwarza, który już miał rywala na plecach, ale nadal najwięcej winy jest po stronie Czecha.
To też Schwarz w trochę oldbojowym stylu próbował gonić schodzącego ze skrzydła do środka Rubena Vinagre przy golu na 2:1. Gdyby ktoś doskoczył do asekuracji, albo gdyby Al Hamlawi po prostu się nie ruszał, unikając kluczowego rykoszetu, pewnie wielu obserwatorom to zachowanie w “pressingu” by umknęło. Wyszło inaczej i teraz trzeba się tłumaczyć.
Wytłumaczyć będzie musiał się również sędzia, dlaczego Tudor Baluta już w 2. minucie nie zszedł do szatni po brutalnym ataku na nogę Morishity. Argumentacja, że tak ostre wejście wywołało trącenie przez Szkurina, z pewnością nie wszystkich przekona. Podobnie jak brak rzutu karnego dla Śląska w doliczonym czasie. Okej, Żukowski znów źle przyjął piłkę i pozbawił się szansy na zrobienie czegoś więcej, ale przecież zaraz potem pokracznie rozpędzony Biczachczjan zwyczajnie go kopnął i to nie symbolicznie.
Śląsk jak na siebie nie rozegrał jakiegoś tragicznego meczu, szczególnie do przerwy. Dość techniczna druga linia z Pozo, Ortizem i Samcem-Talarem kilka razy fajnie poklepała i wychodziła spod pressingu. Obaj Hiszpanie zbudowali akcję dającą wyrównanie (Kapuadi przysnął i wyskakujący mu zza pleców Al Hamlawi dostawił nogę). To jednak za mało, żeby nie przegrać.
A tak po prawdzie, gdyby Gual był skuteczniejszy, Paweł Wszołek kończyłby z trzema asystami i Legia świętowałaby efektowne zwycięstwo. Hiszpan zaliczył skrajny występ. Gola w końcu wcisnął, czasami świetnie otwierał lub przyspieszał grę, ale zaraz potem marnował kolejne sytuacje, nonszalanckimi zagraniami komplikował proste rzeczy i tradycyjnie robił irytujące miny (za to noty nie obniżamy, gdyby ktoś miał wątpliwości).
Goncalo Feio na pewno czuł zadowolenie, patrząc na postawę Oyedele, wreszcie nieco nawiązującego do swoich pierwszych występów, którymi zapracował sobie na błyskawiczne powołanie do reprezentacji. Opłaciło się też po raz pierwszy od września wystawić od początku Artura Jędrzejczyka, dającego w obronie więcej pewności niż Kapuadi. Francuz nie tylko nie pokrył Al Hamlawiego przy bramce, ale też w drugiej połowie popełnił fatalny błąd przy linii końcowej, z którego na jego szczęście nie skorzystał Ortiz po dograniu Samca-Talara. No i bardzo dobrą zmianę dał Wojciech Urbański, czego ukoronowanie stanowi trafienie na 3:1.
Legia dogoniła Pogoń i wskoczyła na czwarte miejsce w tabeli. Śląsk chyba walczy już głównie o to, żeby spaść w miarę honorowo. Każdy kolejny tydzień przybliża nieuniknione.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Szybko poszło. Brazylijski właściciel ewakuuje się z Pogoni Szczecin?
- Ręka była, karny był, potem już go nie było – klasyczny bałagan w Ekstraklasie
Fot. FotoPyK