Mecze drużyn z tego samego kraju w najważniejszych rozgrywkach w Europie to wynalazek stosunkowo nowy. Do pierwszego doszło bowiem ledwie 27 lat temu. Od tego czasu napisały jednak wiele dramatycznych rozdziałów, które z okazji francuskiego starcia w barażach o 1/8 finału Ligi Mistrzów warto przypomnieć.
Pierre Lees-Melou nie był zachwycony. Gdy po porażce jego Stade Brestois z Realem Madryt usłyszał od telewizyjnego reportera, że jego drużyna w 1/16 finału może wpaść na Paris Saint-Germain, wyraził nadzieję, że los wskaże jednak Benfikę. „Znamy PSG, gramy z nimi w Ligue 1. Kiepsko. Trochę mnie rozczarowałeś. Byłoby słabo wpaść na Paryż” – podkreślał. Dwa dni później losowanie sprawiło, że wewnątrzkrajowych starć uniknęli Holendrzy i Włosi, ale akurat Brest o 1/8 finału faktycznie powalczy z rywalem z ligi francuskiej. Będzie to 33. taka wewnętrzna rywalizacja w historii Ligi Mistrzów, ale dopiero druga z udziałem klubów z Ligue 1. Wcześniej doszło do tego w sezonie 2009/10, gdy w ćwierćfinale Olympique Lyon wyeliminował Girondins Bordeaux.
Starcia dwóch klubów z tego samego kraju na szczeblu Ligi Mistrzów to wynalazek współczesności. Przez dekady funkcjonowania Pucharu Mistrzów każdy kraj, jak wskazywała nazwa, wystawiał tylko aktualnego mistrza. Podobna zasada obowiązywała także w pierwszych latach istnienia Ligi Mistrzów. Gdy w elicie rywalizowały Legia Warszawa i Widzew Łódź, w fazie grupowej występowała maksymalnie jedna drużyna z danego kraju. Dopiero reforma z 1997 roku, która poszerzała liczbę uczestników do 24, dopuściła do Ligi Mistrzów także zespoły, które nie zdobyły mistrzostwa. Wówczas po dwa kluby wystawiły Włochy, Anglia, Hiszpania, Francja, Holandia, Portugalia i Turcja. Niemcy od razu mieli trzech uczestników. Oprócz Bayernu, który wygrał Bundesligę i Bayeru Leverkusen, który awansował do Ligi Mistrzów jako wicemistrz, w fazie grupowej zagrała też trzecia w Bundeslidze Borussia Dortmund, która sezon wcześniej zdobyła najważniejsze europejskie trofeum i z tej puli otrzymała miejsce także w kolejnej edycji.
Łącznie jednak tylko kluby z pięciu największych lig świata uczestniczyły w rywalizacjach wewnątrzkrajowych na arenie Ligi Mistrzów. Najwięcej było starć angielskich. Dziesięć razy w elitarnych rozgrywkach wpadali na siebie Hiszpanie. Włosi przeżyli pięć takich rywalizacji, Niemcy trzy, a Francuzi będą świadkami drugiej. Z tej okazji warto przypomnieć dziesięć najbardziej pamiętnych wewnętrznych rozgrywek, które obserwowała cała Europa.
BAYERN MONACHIUM – BORUSSIA DORTMUND 1998
Pamiętna, bo pierwsza w historii. Od razu w pierwszym sezonie, w którym było to możliwe, dwa kluby z tego samego kraju faktycznie na siebie wpadły. Doszło do tego w ćwierćfinale, który wówczas był pierwszym szczeblem rozgrywanym w systemie pucharowym. W fazie grupowej Bayern wyprzedził Paris Saint-Germain tylko bilansem bramkowym i dzięki temu mógł grać dalej o najważniejsze trofeum w Europie. Borussia zaś pewnie zostawiła za plecami Parmę, Galatasaray i Spartę Praga. Do wewnętrznej rywalizacji BVB przystępowała jako najlepsza drużyna Europy, Bayern natomiast jako mistrz Niemiec. Oba mecze były bardzo zacięte, ale przez 180 minut żadna ze stron nie zdołała strzelić gola. Awans Dortmundowi zapewnił w dogrywce rozgrywanej na własnym stadionie Stephane Chapuisat. Borussia rundę później nie dała rady Realowi Madryt. Bayern zaś w kolejnej edycji znów wpadł na rywala z Niemiec. Z Kaiserslautern poradził sobie jednak w ćwierćfinale znacznie lepiej, wygrywając w dwumeczu aż 6:0.
REAL MADRYT – VALENCIA 2000
W ostatniej edycji XX wieku absolutną rewelacją była Valencia. Po kolejnym poszerzeniu Ligi Mistrzów Nietoperze miały prawo wystąpić w kwalifikacjach do elitarnych rozgrywek, mimo że w lidze zajęły dopiero czwarte miejsce. Po udanej rywalizacji z Hapoelem Hajfa klub z Walencji zameldował się w 32-zespołowej już fazie grupowej i rozpoczął niezapomnianą wędrówkę. Najpierw wygrał grupę z Bayernem, Rangersami i PSV Eindhoven. Później przetrwał drugą fazę grupową z Manchesterem United, Fiorentiną i Bordeaux. W ćwierćfinale rozbił Lazio, a w półfinale ograł Barcelonę w pierwszym w dziejach wewnątrzhiszpańskim starciu w Lidze Mistrzów. Do drugiego doszło w decydującym meczu na paryskim Stade de France. Mimo że w kraju notował fatalny sezon, zajmując dopiero piąte miejsce w La Liga, Real Madryt okazał się dla Valencii za silny. Wygrał 3:0, pozbawiając ją historycznej szansy. Rok później zespół z zachodu Hiszpanii znów dotarł do finału, ale tym razem nie dał rady Bayernowi Monachium. Nigdy później nie był już równie silny.
AC MILAN – JUVENTUS 2003
Włosi pamiętną edycję mieli w 2003 roku, gdy całkowicie zdominowali najważniejsze europejskie rozgrywki. Do półfinału awansowały trzy drużyny z Serie A. Milan i Inter wpadły na siebie, rozgrywając pierwsze w dziejach Ligi Mistrzów derby miasta, zakończone absurdalnym rozstrzygnięciem – mimo że oba mecze odbywały się na tym samym stadionie i zakończyły remisami, do finału awansował Milan, bo strzelił gola jako formalny gość. Wówczas obowiązywała jeszcze bowiem zasada bramek na wyjeździe. We włoskim finale Rossoneri również okazali się lepsi, ale tylko o włos. Na Old Trafford po bezbramkowym remisie doszło do serii rzutów karnych, w których Dida obronił trzy strzały, zapewniając Milanowi szósty tytuł. Derby Mediolanu powtórzyły się w Lidze Mistrzów jeszcze w ćwierćfinałach z 2005 roku (awans Milanu) i półfinałach z 2023 (awans Interu). W tamtej edycji Rossoneri w ćwierćfinale ograli wcześniej Napoli. Co ciekawe Milan uczestniczył w każdej z pięciu wewnątrzwłoskich rywalizacji w Lidze Mistrzów.
MANCHESTER UNITED – CHELSEA 2008
Bogata historia angielskich rywalizacji w Lidze Mistrzów zaczęła się od razu od derbów, jakie w ćwierćfinałach z 2004 roku rozegrała Chelsea z Arsenalem. The Blues w kolejnych latach toczyli liczne pucharowe starcia z krajowymi rywalami, najczęściej wpadając na Liverpool. W półfinałach z 2008 roku zdołali go przejść, co otworzyło im drogę do pierwszego w historii angielskiego finału, do jakiego doszło na moskiewskich Łużnikach. Rywalem Chelsea był Manchester United. Po zaciętym spotkaniu, zakończonym 1:1, doszło do niezapomnianej serii rzutów karnych, w której John Terry stanął przed szansą na zapewnienie londyńczykom pierwszego w historii triumfu, jednak spektakularnie się pośliznął. Ostatecznie po pomyłce Nicolasa Anelki w siódmej serii jedenastek, trzeci raz tytuł najlepszej drużyny Europy pojechał do Manchesteru. Na premierową Ligę Mistrzów Chelsea musiała poczekać jeszcze cztery lata. Na pokonanie w finale zespołu z Manchesteru kilkanaście lat dłużej…
REAL MADRYT – FC BARCELONA 2011
To nie były pierwsze El Clasico w dziejach Ligi Mistrzów, ale na pewno najbardziej pamiętne. Dwaj arcyrywale wpadli na siebie po raz pierwszy w 2002 roku, gdy Barcelona była w wielkim kryzysie, ale w Europie poradziła sobie nadspodziewanie dobrze. Choć w La Liga Duma Katalonii finiszowała dopiero na czwartym miejscu, w Lidze Mistrzów dotarła do półfinału. Nie dała jednak rady galaktycznemu Realowi, który ostatecznie po ograniu Bayeru Leverkusen wygrał tamtą edycję. Dziewięć lat później układ sił był już inny. Barcelona uchodziła za najlepszą ekipę na świecie. Jose Mourinho skupił się więc na tym, by wsadzić jej kij w szprychy. Okres był wówczas szczególnie napięty, bowiem między 16 kwietnia a 3 maja obie drużyny rywalizowały aż czterokrotnie – dwa razy w Lidze Mistrzów, w lidze oraz w finale Pucharu Króla. W La Liga doszło do remisu, krajowy puchar powędrował do Madrytu, ale mecze półfinałowe Ligi Mistrzów padły łupem Barcelony, która w finale ograła Manchester United i zgarnęła najważniejsze trofeum.
BAYERN MONACHIUM – BORUSSIA DORTMUND 2013
Mieli swój finał Hiszpanie, Włosi, Anglicy, a w 2013 roku pamiętnej edycji doczekali się także Niemcy. Podczas gdy świat futbolu nastawiał się na pierwsze w dziejach El Clasico w finale Ligi Mistrzów, w półfinałach niespodzianki sprawili Niemcy. Bayern Monachium zdemolował Barcelonę, Borussia Dortmund rozbiła natomiast Real Madryt i finał na Wembley okazał się areną Der Klassikera. Także z polskiej perspektywy był to wyjątkowy finał, bo zagrało w nim w podstawowym składzie aż trzech Polaków. Drużyna Roberta Lewandowskiego, Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego, choć miała wówczas patent na Bayern, tym razem okazała się słabsza. Zwycięskiego gola dla monachijczyków strzelił w samej końcówce Arjen Robben. Nigdy później dwie niemieckie drużyny nie zmierzyły się ze sobą w Lidze Mistrzów. W tej edycji może się to zmienić, bo możliwym rywalem Bayeru Leverkusen w 1/8 finału jest właśnie Bayern Monachium.
REAL MADRYT – ATLETICO 2014
Po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów dwa finały z rzędu były sprawami wewnętrznymi klubów z tego samego kraju. Po edycji niemieckiej, przyszedł czas na hiszpańską. A wręcz madrycką, bo ekipa Diego Simeone po raz pierwszy zszokowała wówczas świat, przebijając się aż do finału. Nigdy wcześniej w finale Ligi Mistrzów nie zagrały dwie drużyny z tego samego miasta. Atletico było już w pewnym sensie zaprawione w bojach, bo w ćwierćfinale tamtej edycji wyeliminowało Barcelonę, co było jej pierwszym starciem z krajowym rywalem na poziomie Ligi Mistrzów. Finał też długo układał się dla Los Colchoneros idealnie. Po trafieniu Diego Godina mniej utytułowany klub z Madrytu prowadził przez blisko godzinę. Real uratował remis dopiero w doliczonym czasie gry za sprawą jednego z bardziej pamiętnych goli Sergio Ramosa. W dogrywce Królewscy nie dali już rywalom szans, strzelając im kolejne trzy gole. Dla Realu był to upragniony dziesiąty tytuł, La Decima, zdobyty po dwunastu latach posuchy. Atletico przegrało finał najważniejszych europejskich rozgrywek po raz drugi w historii. Ale nie ostatni…
REAL MADRYT – ATLETICO 2016
Diego Simeone ma niezwykłą moc podnoszenia się ze swoją drużyną po bolesnych ciosach. Traumatyczna porażka z Lizbony nie zatrzymała dynamiki rozwoju jego projektu. Atletico nadal było silne i po dwóch latach znów przeszło całą drogę aż do finału. Rok wcześniej odpadło wprawdzie w ćwierćfinale z Realem, ale z krajowym rywalem poradziło sobie wiosną 2016, ponownie eliminując na tym szczeblu Barcelonę. Los Colchoneros raczej nie ucieszyli się jednak, gdy w finale znów czekali na nich Królewscy, którzy w tamtych latach jako pierwsi w dziejach zdołali wygrać Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu i sposobili się do trzeciego triumfu. Tym razem dramaturgii było chyba jeszcze więcej. Znów trafił do siatki Ramos, ale tym razem to faworyt przez większość meczu był na prowadzeniu. Atletico doprowadziło do dogrywki za sprawą Yannicka Carrasco. W serii rzutów karnych rozgrywanej na mediolańskim San Siro Real nie pomylił się ani razu. Jeden nieudany strzał Juanfrana wystarczył więc, by Atletico znów uległo w najważniejszym meczu. Marzenie Diego Simeone o wygraniu Ligi Mistrzów do dziś pozostaje niezrealizowane. Jego drużyna wpadła na Real także w półfinale kolejnej edycji i znów nie dała mu rady.
LIVERPOOL – TOTTENHAM 2019
„Ja jedną tylko taką wiosnę miałem w życiu” – mogą dziś mówić kibice Tottenhamu o wspaniałych dniach z 2019 roku. Najpierw po niesamowitych meczach ich drużyna wyrzuciła w ćwierćfinale za burtę Manchester City. A po wygranych półfinałach z Ajaksem Amsterdam wpadła w decydującym meczu na Liverpool Juergena Kloppa. Na madryckim stadionie Metropolitano faworyt nie pozostawił jednak większych wątpliwości, kto jest lepszy. Już w 2. minucie The Reds objęli prowadzenie za sprawą Mohameda Salaha, a w końcówce ich trumf przypieczętował Divock Origi. Liverpool zgarnął w tych okolicznościach szóste trofeum w historii. Kibice Spurs prawdopodobnie już wówczas czuli, że ich klubowi przeszła koło nosa niepowtarzalna szansa. I faktycznie. Nigdy później nie byli już tak blisko tak wielkiego sukcesu.
CHELSEA – MANCHESTER CITY 2021
Drugi angielski finał nie był jednak ostatnim, bo dwa lata po rywalizacji Liverpoolu i Tottenhamu do najważniejszego meczu w europejskiej piłce klubowej dotarł inny zestaw klubów z Wielkiej Brytanii. Tym razem najsilniejsze na kontynencie okazały się Chelsea i Manchester City. Za wielkiego faworyta uchodzili The Citizens, którzy po latach niepowodzeń wreszcie mieli być gotowi na ukoronowanie projektu Pepa Guardioli. The Blues przeżywali wówczas kryzysowy rok. Zwolnili trenera w połowie sezonu i mieli trudną sytuację w lidze. Thomas Tuchel, który sezon wcześniej przegrał w Lizbonie finał jako trener Paris Saint-Germain, tym razem miał w tym samym mieście poprowadzić Chelsea. Niespodziewanie udało mu się przechytrzyć silniejszego kadrowo rywala i po trafieniu Kaia Havertza zgarnąć drugi w historii klubu tytuł najlepszej drużyny Europy. Dyskusję po tamtym spotkaniu zdominowały wybory personalne Guardioli, który zdecydował się pozostawić na ławce Rodriego, już wówczas uznawanego za kluczowego piłkarza ekipy z Manchesteru. W trzeciej obecności w finale, Chelsea drugi raz wpadła na przeciwnika z Manchesteru. Za pierwszym razem z United przegrała, od City okazała się lepsza. Guardiola na zdobycie tego trofeum musiał poczekać jeszcze rok.
Fot. Newspix