Od dawna czekamy na to, by Polacy w tym sezonie Pucharu Świata złapali formę, która pozwalałaby im na przynajmniej solidne latanie, dające regularne miejsca w TOP 20. Bo, bądźmy realistami, na więcej liczyć trudno, gdy – poza przebłyskami Pawła Wąska – właściwie żaden nie jest w stanie zaliczyć kilku takich zawodów z rzędu. Dziś dowiedzieliśmy się, że zmiana kontynentu akurat w tej kwestii niewiele zmieni – w drugiej serii znalazło się trzech Polaków. Ale w czołowej “20” tylko dwóch, z czego jeden na styku. Jest więc, jak i przez całą zimę, po prostu słabo.
Gdybyśmy mieli założyć, że forma z treningów przeniesie się na konkurs, to Aleksander Zniszczoł miałby dziś walczyć o najlepszą “10”, a reszta Polaków… no cóż, powiedzmy po prostu, że jeśli już miałaby trwać w ich wykonaniu walka, to raczej ta o przetrwanie. Na szczęście dla Pawła Wąska – okazało się, że już w najważniejszych seriach da się skakać lepiej niż przed nim. Zresztą w przypadku ustroniaka to akurat w tym sezonie norma. Natomiast reszta Polaków pozytywnie na ten konkurs patrzyć raczej nie może.
Bo tak: już w pierwszej serii odpadli Piotr Żyła, który we wszystkich dotychczasowych seriach w Lake Placid się nie popisywał, oraz Jakub Wolny. Ten drugi akurat polatać całkiem nieźle – jak na siebie – potrafił, choćby w serii próbnej przed konkursem, ale już w jego trakcie trafił na jedne ze słabszych warunków, nie zdołał odlecieć, no i tyle było z jego szans na kolejne w tym sezonie punkty. Do drugiej serii weszli za to Dawid Kubacki (118 metrów, 26. miejsce), Paweł Wąsek (120.5 m, 16. miejsce) i Aleksander Zniszczoł, który w pierwszej serii faktycznie potwierdził, że jest w USA w dobrej formie (123 m, 12. miejsce).
Problem w tym, co stało się w jego drugim skoku.
Tę do udanych mogą bowiem zaliczyć i Kubacki, i Wąsek. Ten pierwszy w ostatnich tygodniach powoli odżywa – poza lotami w Oberstdorfie, gdzie go nie było, to dla niego szósty z rzędu konkurs z punktami. I tak, jesteśmy w takim miejscu, że musimy się cieszyć i z tego. Dawid w drugiej serii skoczył więc 119 metrów i podniósł się o sześć lokat – ostatecznie zajmując miejsce 20., czyli – tak to nazwijmy – minimum przyzwoitości. Wąsek z kolei dodał do wyniku z pierwszej serii cztery metry. 124.5 m dało mu awans na lokatę tuż za czołową dyszką – ostatecznie Paweł skończył konkurs na 11. pozycji.
A co z Olkiem Zniszczołem? No ten kolejny raz w tym sezonie pokazał, że ma problem z byciem liderem kadry. Bo gdy już znajduje się w takiej sytuacji, psychika często nie dźwiga tego ciężaru. I dziś znów oddał skok, który kompletnie zawalił mu to, co wypracował w pierwszej serii. Odległość? 108.5 metra. W rezultacie z kolei spadek o 13 pozycji, na 25. miejsce.
Konkurs wygrał Johann Andre Forfang. I można tu w przypadku Norwega napisać: no w końcu. W tym sezonie bowiem już czterokrotnie stał na podium i… zawsze był drugi. Teraz udało mu się wygrać i wyprzedzić Austriaków – drugie miejsce zajął bowiem Jan Hoerl, a trzeci był lider Pucharu Świata, Daniel Tschofenig. Dziś jeszcze oni wszyscy oddadzą najpewniej kolejne skoki – o 23:00 polskiego czasu czeka nas konkurs drużyn mieszanych.
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O SKOKACH: