– Trzeba po prostu stworzyć modę na koszykówkę. Pokazać ją jako coś atrakcyjnego, sexi. Ona znowu musi stać się czymś fajnym – mówi nam Michał Latoś. Były prezes Panthers Wrocław od grudnia jest dyrektorem do spraw marketingu i PR w PZKosz. Co zamierza zmienić w polskim baskecie i w jaki sposób? Dowiecie się z naszego wywiadu.
KACPER MARCINIAK: Polska koszykówka nie wykorzystała swoich sukcesów w ostatnich latach. Zgadza się pan z tym często powtarzanym zarzutem?
MICHAŁ LATOŚ: Trudno się z nim nie zgodzić. Nie zgodzę się tylko, że te sukcesy nie zostały w ogóle wykorzystane. Tak daleko bym nie szedł.
Czwarte miejsce w Europie oraz ósme na świecie to jednak było coś niewiarygodnego. Jakbyś ktoś mi powiedział dziesięć lat temu, że polska reprezentacja w koszykówce będzie osiągać takie wyniki, to bym się pewnie szeroko uśmiechnął i nie uwierzył. A jednak…
A jakieś konkrety? Co można było zrobić, a nie zostało zrobione?
Wie pan, dopiero teraz widzę od środka, jakie możliwości ma PZKosz, jeżeli chodzi o promocję. Natomiast umówmy się, obecnie żyjemy w internecie i każdy młody człowiek jest skupiony na swoim smartfonie. Myślę, że to jest główny obszar, który można było wykorzystać i sprawić, żeby ta informacja o sukcesie koszykarzy dotarła się do szerszego grona odbiorców.
Bo to, że ja czy pan, ludzie interesujący się koszykówką, słyszeli, że mamy czwartą drużynę w Europie, to ja wiem. To, że PZKosz całkiem nieźle komunikuje się do wewnątrz, do środowiska, też wiem. Natomiast ja chciałbym, żeby osoby, które na co dzień w ogóle nie oglądają basketu, zostały zbombardowane taką informacją, że koszykówka w Polsce ma się dobrze. Co konkretnie można było zrobić inaczej? Nie chciałbym o tym mówić, bo nie było mnie w tamtym czasie w PZKoszu. Uważam, że ocenianie przeszłości nie byłoby profesjonalne. Ja mogę mieć swoje zdanie na ten temat, ale nie jestem od tego, aby dokonywać wielkiej oceny.
Chciałbym przede wszystkim rozmawiać o tym, co było już po pierwszym grudnia 2024 roku, kiedy objąłem stanowisko dyrektora do spraw marketingu i PR-u w PZKoszu. Szczególnie że zmienił się też zarząd.
To prawda, ale z drugiej strony: jak się przychodzi do nowego środowiska, warto popatrzeć na przeszłość, żeby nie popełniać tego samego błędu co poprzednicy.
Tak, ale my mamy też zbyt mało danych. Mogło się wydarzyć wiele rzeczy, ale nie ma co gdybać. Ostateczny wynik był prosty, o czym sam pan powiedział. Koszykówka marketingowo ma ogromny potencjał i na tym chciałbym się skupić w mojej pracy i całego zespołu.
To idźmy dalej. Dlaczego człowiek, który był prezesem klubu sportowego, objął stanowisko, które jednak trochę odbiega od tego, czym zajmował się wcześniej?
Zacznijmy od tego, że ja się wywodzę z koszykówki. Grałem w koszykówkę we Wrocławiu, w Śląsku, byłem w reprezentacji Polski U-16. Pojechałem nawet jako kapitan na mistrzostwa Europy dywizji A do Hiszpanii. Jestem z rocznika 1989, który reprezentowali też Kamil Łączyński, Karol Gruszecki czy Adam Waczyński. To są moi kumple z boiska.
Basket więc zawsze był mi bliski. Potem trafiłem do futbolu amerykańskiego. Zostałem prezesem spółki w Panthers Wrocław. Zajmowałem się zarówno sprawami sportowymi, jak i właśnie marketingiem. To zawsze w mojej głowie był obszar, którym potrafiłem się zająć. Myślę, że dowodem tego jest pozycja, w jakiej obecnie znajdują się Panthers. Z klubu futbolu amerykańskiego, sportu który w Polsce był totalnie niszowy, zrobiliśmy topową organizację w tej dyscyplinie w Europie. Oczywiście nie osiągnąłem tego sam, bo muszę wspomnieć o właścicielu, całym sztabie ludzi którzy ze mną pracowali, sponsorach, miastu.
Marketing to natomiast szeroki dział, w który wchodzą PR, dział komunikacji, pozyskiwanie sponsorów, szeroko pojęta sprzedaż i relacyjność. I to wszystko są płaszczyzny, w których czuję się bardzo dobrze. A od tych płaszczyzn, na których nie czułem się dobrze, miałem ludzi. Bo nie mam problemu z otaczaniem się mądrzejszymi osobami. Na przykład wiem, że nie jestem świetny w sprawach księgowo-prawnych. Stąd zajmowali się tym inni.
Więc tak, ja jestem osobą, która w marketingu funkcjonuje już od dłuższego czasu. Mam też doświadczenie w organizacji eventów. Natomiast przyjęcie oferty od PZKosza nie było powiązane z odejściem z Panthers Wrocław.
Po prostu – moja współpraca z Panthers się zakończyła. Kiedy w PZKoszu został wybrany nowy zarząd, zaczęliśmy rozmawiać tej pracy. Pomyślałem wtedy, tak samo jak pan: że tam pewne rzeczy się nie wydarzały. Zobaczyłem też oczami wyobraźni wielkie napisy “szansa” i „wyzwanie”. Ponieważ uważam, że koszykówka to przestrzeń, w której marketingowo można zrobić naprawdę wiele fajnych rzeczy.
To jedna z niewielu dyscyplin, które można połączyć bezpośrednio z kulturą. Popatrzmy, jak pan jest dzisiaj ubrany – ma pan na sobie bluzę Jordana. Do tego obstawiam, że lubi pan czasem posłuchać rapu. I do tego lubi pan koszykówkę, więc wszystko się składa w całość. Wokół basketu, wykorzystując też kulturę hip-hop, można stworzyć naprawdę fajny marketing. Szczególnie że pewne elementy – jak noszenie szerokich spodni – wracają teraz do mody. Ja widzę w tym szansę.
Zahaczając o Panthers Wrocław – na pewno znacząco wyprzedziliście konkurencję. Jeśli przeciętny kibic sportu miałby wymienić jakiś zespół futbolu amerykańskiego w Polsce, to na 99 procent wspomniałby właśnie o tym.
Dziękuję, to bardzo miłe. Jak mówiłem, nie dokonałem tego sam, ale byłem bardzo ważnym ogniwem grupy, w której pracowałem. Uważam, że koszykówka i futbol mają wiele wspólnych cech. Oba sporty są amerykańskie i moim zdaniem w taki sposób powinno się je sprzedawać. Oczywiście koszykówka europejska jest trochę inna niż ta za oceanem. Ale jestem fanem czerpania z rzeczy, które działają i które można przełożyć na nasz rynek.
Jakie cele zostały przedstawione przed panem w PZKoszu? Myślicie długoterminowo? Czy wszystko jest skoncentrowane wokół tegorocznego Eurobasketu?
Są to cele złożone. Musimy zająć się tym, co wydarzy się już niedługo, bo przecież 21 lutego do gry wróci reprezentacja Polski seniorów, gra też kadra kobiet, jesteśmy tuż po Pucharze Polski Kobiet. Oczywiście głównym punktem tego roku jest organizacja Eurobasketu. Rozpromowanie Eurobasketu. Przyciągnięcie do niego biznesu. Natomiast długofalowy plan to “make basketball great again”. Nawet nie ma co z tym dyskutować.
Trzeba po prostu stworzyć modę na koszykówkę. Pokazać ją jako coś atrakcyjnego, sexi. Ona znowu musi stać się czymś fajnym. Dyscypliną, na którą będą chciały przychodzić osoby, które nawet niespecjalnie interesują się basketem czy sportem. Ja wiem, że to jest do zrobienia. I wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale taki “case” mieliśmy w futbolu amerykańskim.
Nasze mecze przyciągały osoby, które niekoniecznie interesowała sama warstwa sportowa. One przychodziły dla otoczki, dla widowiska, dla eventu, który się dzieje wokół meczu. Z ich perspektywy: warto było po prostu się pojawić na Panthers. Mam nadzieję, że rozumie pan, o co mi chodzi. Celebryci na spotkania NBA też niekoniecznie przychodzą po to, żeby je oglądać. Ale żeby się pokazać, być w fajnym miejscu, które promuje przy okazji fajną muzykę, taniec, modę.
Więc zbudowanie takiej otoczki – myślę, że to jest nasze zadanie. Człowiekiem w PZKosz od eventów jest Przemysław Żółtkowski – specjalista naprawdę z najwyższej półki, dlatego jestem przekonany, że to wszystko jest do zrobienia. Natomiast żeby zacząć robić fajne rzeczy, trzeba najpierw wylać fundamenty. Na to jest potrzebny czas, na to są potrzebne środki. Gdybym miał panu opowiedzieć o wszystkich planach, pomysłach w jednym posiedzeniu, to byśmy zamienili nasz wywiad na prezentację i minimum dwugodzinną rozmowę. Mogę jednak zapewnić, że wszyscy w dziale marketingu będziemy zasuwać, bo każdy z nas kocha koszykówkę.
Rozumiem, że będziecie polować na osoby, które meczów nie oglądają, ale podążają za modą albo słuchają muzyki, która przewija się w świecie basketu czy NBA.
Dokładnie. Koszykówka jest częścią kultury. Możemy sobie wyobrazić młodą dziewczynę w szerokich spodniach i białym t-shircie, na który ma wrzuconą meczówkę jakiekolwiek drużyny NBA. Czy ona musi być kibicką, powiedzmy, Utah Jazz, żeby ją nosić? Nie, wystarczy, że będzie jej fitować z niebieskimi Nike’ami, które ma na nogach.
Natomiast potem można taką osobę skonwertować na kibica, która z ciekawości przyjdzie na mecz, a potem odkryje nasz świat. Tak samo uważam, że można byłoby zachęcić kibiców NBA, których w Polsce jest bardzo dużo, do tego, żeby zaczęli interesować się polską koszykówką. A już na pewno polską reprezentacją.
Dostrzegam to od lat. Samych fanów NBA jest w Polsce znacznie więcej niż kibiców konkretnie polskiej koszykówki.
A ja uważam, że to nie jest kwestia upodobań, tylko podania produktu. Jeżeli produkt, jakim jest PLK czy polska reprezentacja, będzie dobrze opakowany i dobrze podany, to też zacznie przyciągać kibiców. Myślę, że świetnym przykładem jest tutaj piłkarska ekstraklasa i to w jaki sposób jest pokazywana na przykład w telewizji.
Poziomu sportowego nie ma, ale zainteresowanie jest.
Bo produkt jest podany naprawdę lepiej niż w przypadku wielu zagranicznych lig. Ja uważam, że powinniśmy po prostu iść w tą stronę. I nie bać się takiego mentalu.
Chciałbym jednak przypomnieć wszystkim, że ten marketing to nie są tylko social media. Marketing to bardzo szerokie pojęcie, w które wchodzą komunikacja, pod którą można rozpisać całą gałąź, a także sponsoring czy PR, które również można jeszcze bardziej rozszerzyć. Więc tych zadań jest bardzo dużo. Stąd na pewno potrzebna jest chwila cierpliwości i czasu.
Natomiast ja myślę, że najważniejszym, pozytywnym sygnałem jest to, że PZKosz dał mi szansę. To na dzień dobry pokazuje, że chcemy się zająć tym tematem.
Zdążył pan już jasno stwierdzić, że koszykówka w Polsce ma niewykorzystany potencjał.
Nie tyle co niewykorzystany, co ma jeszcze bardzo dużo do sufitu. To różni nas od siatkówki. Bo co musiałaby zrobić siatkówka, żeby zyskać jeszcze więcej popularności w Polsce? Chyba wygrać jakieś intergalaktyczne mistrzostwo. Tam bardzo dużo rzeczy zostało już zrobionych, również pod kątem osiągnięć sportowych.
Wyświetl ten post na Instagramie
Do tego koszykówka jest w odróżnieniu do siatkówki dyscypliną totalnie globalną. Jeśli chodzi o sporty drużynowe: zajmuje drugie miejsce na świecie, tuż po piłce nożnej. Gdzie nie pojedziemy, tam będziemy mieć kosz do rzucania piłką. Gdzie nie pojedziemy, tam znajdziemy kogoś kto interesuje się “basketball”. Można wyjść z domu samemu, ze znajomymi i porzucać do kosza.
Więc uważam, że ten potencjał jest naprawdę ogromny.
Ale to nie jest trochę tak, że bez poprawy wyników oraz pojawienia się nowych gwiazd pewnego poziomu w Polsce się nie przeskoczy? Potrzebujemy jeszcze drugiego, trzeciego, czwartego Sochana?
Sukcesy i gwiazdy na pewno zmieniają to, jak dyscyplina jest postrzegana. Dobrym przykładem są tutaj skoki narciarskie. Teraz, kiedy już tak nie wygrywamy, o dyscyplinie mówi się nieco mniej. Natomiast to właśnie zwycięstwa sprawiły, że skoki znalazły się w tym miejscu, w którym obecnie są. Uważam, że to samo można było zrobić ze wspomnianym czwartym czy ósmym miejscem koszykarzy. Tak, żebyśmy byli sklasyfikowani nieco wyżej w kraju. Żeby mówiło się o nas jednak trochę więcej.
Natomiast to nie tak, że tylko wynik sportowy wpływa na to, jak postrzegamy daną dyscyplinę. Bo wiele można zrobić działaniami oddolnymi, działaniami marketingowymi, szkoleniem. Trzeba zajmować się też produkowaniem tych nowych gwiazd – i to nie tylko w seniorskiej reprezentacji mężczyzn, bo nie zapominajmy też o kobietach czy zawodnikach w baskecie 3×3.
Ale zobaczmy też, jak poszliśmy do góry. Jesteśmy w dywizji A w prawie każdej kategorii młodzieżowej. Ja jeszcze byłem członkiem drużyny, która spadła do dywizji B. I wówczas granie na tym najwyższym poziomie było czymś “wow”. Teraz to już normalne.
Natomiast uważam również, że poziom koszykówki się cały czas globalnie podnosi. Nie można zostawać w tyle. My mamy ogromny potencjał jako naród. Czemu mielibyśmy nie osiągać wyników takich, jakie obecnie osiągają kraje znacznie mniejsze od nas? Jak Łotwa, Litwa czy Słowenia.
Obecnie wyzwaniem przed każdą dyscypliną jest walka o dzieciaka. Pojawia się pytanie: kto go wyciągnie, kto poda produkt, który mu się spodoba? Ja sam nie zacząłem grać w koszykówkę dlatego, że nie miałem innych dyscyplin do wyboru. Miałem. Tylko byłem dzieciakiem lat dziewięćdziesiątych, wychowanym we Wrocławiu. W moim życiu był obecny Michael Jordan oraz koszykarski Śląsk. Wszyscy wokół mnie grali w basket.
Na parkiecie szaleli Adam Wójcik, Maciej Zieliński, Lynn Greer, Dominik Tomczyk. Miałem jasny przekaz, żeby zacząć uprawiać koszykówkę. Tak jak pan powiedział o “kolejnych Sochanach” – my musimy wykreować takich “local heroes”. To nawet niekoniecznie muszą być zawodnicy NBA. Bo przecież Mateusz Ponitka też jest świetnym zawodnikiem, który występował w wielkich klubach. Olek Balcerowski również jest w trakcie kariery w mocnych europejskich markach oraz wielu innych.
Natomiast trzeba ich kreować na te gwiazdy. Jako Związek – to jest nasze zadanie. Do tego mamy kilka naprawdę świetnych koszykarskich infduencerów z którymi chcemy pracować bardzo blisko.
Nie ma jednak co ukrywać, że popularność Sochana jest nieporównywalna z jakimkolwiek innym polskim koszykarzem. Pamiętam szał, jaki wywołał, gdy w poprzednim roku pojawił się na parę dni w Polsce. Tylko tu powstaje pytanie: czy marketing PZKosz może być oparty na zawodniku, który w kadrze gra tylko w okresie letnim?
Na pewno nie powinniśmy opierać promocji tylko na jednym zawodniku. To jest odpowiedź. Czy powinniśmy wykorzystywać Jeremy’ego Sochana? Oczywiście, że tak. Natomiast nie możemy zapominać o innych gwiazdach, które mamy w kadrze.
Przez “opieranie” mam na myśli uczynienie go główną twarzą w marketingowej układance. A nie jedyną twarzą. Tylko czy to miałoby sens, skoro będzie grał w dwudziestu, trzydziestu procentach możliwych spotkań?
Jeżeli się komunikujemy na zewnątrz, czyli do ludzi, którzy generalnie nie siedzą w baskecie, to trzeba się zastanowić: czy oni wiedzą, że Sochan będzie grał tylko w trzydziestu procentach meczów reprezentacji? No nie. A komunikując się do wewnątrz, wszyscy zrozumieją, że wykorzystujemy Jeremy’ego Sochana ze względów zasięgowych, jego historii oraz tego, że to jest nasz jedyny reprezentant obecnie w NBA.
W marketingu i przy tego typu pytaniach nie ma dobrych odpowiedzi. Marketing nie jest biały albo czarny. Wszędzie są szarości. I trzeba wybrać to, co w danym momencie jest dla nas, jako federacji, najlepsze. Do tego mamy też wskazania sponsorskie. Jeżeli promujemy się przy okazji współpracy z jakimś partnerem, a on wskazuje nam zawodnika, którego chce gdzieś umieścić, to oczywiście możemy dyskutować, ale na końcu musimy też odpowiedzieć na potrzeby firm oraz instytucji, które dają nam pieniądze.
W Katowicach został odsłonięty w grudniu mural, który ma promować EuroBasket. Widnieje na nim Mateusz Ponitka. Mam rozumieć, że to dopiero początek i wkrótce ta kampania reklamowa, kampania promocyjna ruszy pełną parą?
Taki jest plan. Jeśli chodzi o ten mural – jego realizacja miała miejsce, zanim jeszcze trafiłem do PZKosz. Natomiast byłem na miejscu i pojawił się tam też sam Mateusz Ponitka, żeby go odsłonić i spotkać z dzieciakami, z kibicami. A to nie jest obecnie oczywiste w świecie sportu, żeby wsiąść w samolot, przylecieć na kilka godzin do Polski, po czym wrócić. Więc za to dla niego wielki szacunek.
Natomiast, wracając do promocji. Tak, to jest ten moment, kiedy musimy wystartować z mocnym atakiem w internecie, z promocją outdoorową w polskich miastach. A także zaskoczyć paroma działaniami, o których nie chcę teraz głośno mówić, żeby ich nie spalić.
Kolejnym wydarzeniem, które może nas trochę napędzić, będzie też moment losowania. Kiedy poznamy dokładnie rywali oraz drużyny, które przyjadą do Polski. Ten czas do Eurobasketu można zatem podzielić na parę momentów.
Wasze podejście jest trochę takie, że Eurobasket to okazja, której potem długo nie będzie i której po prostu nie można zmarnować?
To na pewno okazja, którą trzeba wykorzystać. Czy podobna nadejdzie za rok, czy za kilka lat? Trzeba się skupić na tym co dla nas jest ważne tu i teraz. Organizacja imprezy, jaką są mistrzostwa Europy to rzecz, której po prostu nie można zaniedbać. To powinno być naszym standardem, a nie pytaniem, czy my to zrobimy, czy nie.
Mieliśmy za bardzo nie rozmawiać o przeszłości. Ale muszę jeszcze zapytać, czy według pana jest coś w tematach PR-owych czy marketingowych, co w przeszłości PZKosz robił źle? Mnie przypomina się sprawa Adama Waczyńskiego. Ze strony federacji kompletnie zabrakło wówczas jakiekolwiek transparentności.
Ja jestem fanem transparentności, jestem fanem dialogu i tak teraz będziemy działać. Nie chciałbym oceniać przeszłości, to nie moja rola. Natomiast uważam, że polska koszykówka jest w takim momencie, że nie powinna sobie pozwalać na tego typu kryzysy PR-owe. Tego typu rzeczy muszą zostać załatwione wewnętrznie. My nie musimy się wszyscy w środowisku kochać, ale powinniśmy się szanować. I nie powinno być takiego problemu, żeby na meczu reprezentacji Polski nie mogli usiąść obok siebie Adam Waczyński, Andrzej Pluta, Marcin Gortat, Maciej Lampe, Maciej Zieliński i tak dalej. Część wymienionych osób była np. zaproszona do Włocławka na mecz – nie wszystkim obowiązki zawodowe pozwoliły na pojawienie się.
Nie chcę też wracać do starych konflików, bo ja osobiście nimi nie żyłem. Nie rzucę fajnym clickbaitem. Natomiast tak jak mówię: nie jestem fanem publicznych strzelanin, na dodatek w obrębie jednej federacji.
Ale nie ma co ukrywać, że różne wojenki były. Ba, mieliśmy nawet serie wojenek. Co chwilę pojawiało się coś nowego. I to jeszcze w trakcie okresu, kiedy polska koszykówka naprawdę miała dobre wyniki.
I kto na tym stracił? Właśnie polska koszykówka. Nikt więcej. Zresztą może nawet nie tyle co polska koszykówka, a jej wizerunek.
Znam dosyć długo prezesa Grzegorza Bachańskiego. To jest bardzo racjonalny człowiek, profesjonalista, który zjadł zęby na polskiej koszykówce. To nie jest facet, który będzie szukał konfliktów. A jeśli jakieś się pojawią, to będzie starał się je załatwić wewnętrznie, rozmawiając.
To oczywiście nie leży do końca w zakresie pana możliwości. Ale czy według pana reprezentacja musi zawitać do większych miast w Polsce? I wyjść trochę z Lublina czy Sosnowca, które obecnie kadrę przyjmują najczęściej?
Ja uważam, że polska koszykówka musi być w całym kraju. I nie powinna być przypisana do jednego województwa, czy północy, południa, wschodu, zachodu Polski.
Jak pan ocenia obecne funkcjonowanie social mediów oraz Youtube’a w PZKosz?
Uważam, że jest wiele obszarów do poprawy w tym zakresie. Powiem tak: “wyróżnij się albo zgiń”. My musimy dawać takie treści, które będą klikalne i które będą zatrzymywały widza na dłużej niż sekundę. Nie zrobimy tego wrzucając grafiki z wynikami.
Jeżeli chodzi o YouTube’a – musi się pojawiać więcej treści, które będą grały na emocjach, więcej insajderskich tematów. Aczkolwiek uważam, że Michał Fałkowski, jeżeli chodzi o kadrę, robi super robotę, którą jeszcze podkręcimy wraz z całym zespołem.
Tak jak mówię, nie chciałbym przypisywać, że ktoś robi coś dobrze, a ktoś źle. Bo w ogóle nie o to chodzi. Chcielibyśmy wszyscy w dziale komunikacji, na czele z dyrektor Joanną Kuziorą, zmienić “look” polskiej koszykówki w internecie.
Dodałbym jeszcze, że w PZKoszu naprawdę jest pełno ludzi, którzy kochają basket, którzy są młodzi i którzy chcą robić fajne rzeczy. Co nie było dla mnie oczywiste, zanim się tutaj pojawiłem, ale co szybko dostrzegłem. Jestem podekscytowany, że będziemy razem pracować dla dyscypliny w naszym kraju. Chociaż muszę przyznać, że jesteśmy dalej na etapie poznawania się – co jest oczywiste.
A czy problemem nie jest istnienie kilku osobnych kanałów komunikacji medialnej w social mediach? Mamy profile PZKosz, Koszkadry czy koszykówki 3×3. Jeśli ktoś wyszuka w google polską koszykówkę, to pewnie zaobserwuje jeden i na tym skończy.
I tak, i nie. Ja rozumiem ten podział. Bo PZKosz to bardzo duża federacja, która prowadzi wiele działań. Nie wyobrażam sobie, żeby na jednym profilu była koszykówka męska, żeńska i koszykówka na wózkach.
Ale tak jest na przykład w PZPN czy PZPS. Z małymi wyjątkami – rzucają wszystko na ten sam profil.
Rozumiem. Ale ja chciałbym, żeby sposób podania na tych profilach był różny. O ile PZKosz ma być profilem, który będzie wszystko spinał, to jeśli ktoś będzie chciał dostać więcej contentu, to zostanie odesłany do kolejnego profilu. W którym dane treści będą znacznie bardziej rozbudowane.
Czyli głównym graczem ma być domyślnie profil PZKosz, a nie Koszkadra?
Jeżeli miałbym postawić akcenty, to tak. Na samej górze byłby profil PZKosz. Oczywiście obecnie Koszkadra ma największe zasięgi, bo męska reprezentacja budzi największe zainteresowanie. Nie mam z tym problemu. Ten podział został stworzony w ten sposób i nie uważam, że powinienem w niego bardzo ingerować.
Wyświetl ten post na Instagramie
Natomiast sposób linkowania – czyli przeprowadzenia konsumenta w ten sposób, żeby on dotarł do tych profili – musi być zaprojektowany w inny sposób. Nie wspominając o tym, że musimy mieć odpowiedź na młodszych fanów, którą jest obecnie Tiktok.
W ogóle nie prowadzicie obecnie Tiktoka.
O tym mówię. To też jest kanał, na którym chcemy pokazywać materiały młodzieżowe, materiały kadrowe. Nie wiem, czy oglądał pan wizytę u Mateusza Ponitka w Belgradzie.
Przewinęła mi się.
Ja uważam, że na Youtube powinny być takie rzeczy, które jeszcze bardziej odkrywają nam każdego kadrowicza. Idąc dalej: Facebook to chyba działa jeszcze tylko w Polsce, bo cała Europa już się przerzuciła na Instagrama. Osoby plus czterdzieści dalej tam wchodzą, ale patrząc na profile NBA: dla mnie znacznie atrakcyjniejszy jest shorts z fajną akcją, po przeswipe’owaniu którego dopiero pokazują się wynik czy statystyki. Niż sama grafika, która dla niektórych będzie wyglądać bardziej jak reklama na słupie ogłoszeniowym.
Na Facebooku dalej można docierać do starszych odbiorców.
Jasne. Znam osoby, które siedzą na Facebooku i wszystko tam sprawdzają. To jest generalnie bardzo szeroki temat, która tak naprawdę wpada pod dział komunikacji.
Z czym musimy więc teraz działać? Na pewno zrobić parę badań i sprawdzić parę rzeczy, które działają lub nie. A także stworzyć cały nowy plan komunikowania się z fanami oraz plan wizerunkowy. Dotyczący tego, jak chcemy wyglądać i jak chcemy podawać ten basket.
Ja wiem, że mówię trochę naokoło i pan by chciał wyciągnąć ode mnie mięso. Ale ja tego mięsa nie podam, bo nawet nie jestem dwa miesiące w federacji. I byłbym samobójcą, gdybym to zrobił.
Chciałbym jeszcze wrócić do tego rozwarstwienia profili. Niektóre z nich są przez długi czas martwe, bo nawet nie ma co na nie wrzucać. Kiedy algorytymy czy nawet odbiorcy przede wszystkim cenią sobie w social mediach regularność.
Tak jak powiedziałem: tych obszarów jest na tyle wiele, że nieprowadzenie dedykowanych kanałów niekoniecznie byłoby dla nas dobre. Kluczowa jest lepsza segmentacja treści. Tak, żebym kogoś zainteresowanego basketem 3×3 mógł przez profil PZKosz poprowadzić właśnie do profilu kadry 3×3. Kolejną sprawą będą lepsze kampanie reklamowe. Czy wyskoczyliśmy kiedyś panu na Youtubie czy Mecie?
Chyba nie.
No właśnie. A to też kolejny sposób, dzięki któremu będę mógł użytkownika prowadzić na te różne profile. Mam rację, prawda?
Tak.
Mamy więc drogi, które będą zapewniać nam lepszą widoczność.
Ja też uważam, że segmentacja profili da nam większą przestrzeń na eksperymenty. Przykładowo: będziemy mogli zbudować kompletnie inną otoczkę wokół profilu kadry 3×3, która może być bardziej hip-hop – mówiąc bardzo obrazowo. Inne ramy mam za to na seniorską kadrę, która wpada nam pod obostrzenia FIBA, przez które nie mogę pokazać więcej niż kilka sekund akcji z parkietu. A jeszcze inne obostrzenia występują w przypadku koszykówki żeńskiej, młodzieżowej czy na wózkach.
Oczywiście najlepsze, najładniejsze treści muszą być też na profilu PZKoszu. Ten powinien być naszą wizytówką. Natomiast jak ktoś będzie chciał odkrywać nasz świat, to będzie mógł przejść na różne profile. A jeśli te będą prowadzone dobrze, to myślę, że w ostatecznym rozrachunku dadzą nam lepszą widoczność w sieci. Niż w przypadku gdybyśmy zajmowali się tylko jednym kanałem.
Rozumiem to podejście. Choć jak powiedziałem: PZPN i PZPS postawiły na coś innego.
Ale czy robienie wszystkiego jak inne sporty to faktycznie dobre rozwiązanie? My musimy się wyróżnić. Wiem, że taka strategia wymaga spójności w przekazie i odpowiedniego zarządzania. Natomiast myślę, że da nam o wiele lepsze możliwości w budowaniu społeczności wokół koszykówki. Plus, o czym jeszcze nie wspomniałem – dodatkową przestrzeń dla sponsora. Jeśli ten będzie chciał reklamować się przy okazji konkretnej drużyny, na przykład kadry 3×3, to będę miał dla niego dedykowany kanał.
Ja bym chciał zrobić coś inaczej, bo tylko tak możemy wygrać. Tak naprawdę walczymy teraz o podium w sportach drużynowych w Polsce. Bo wiadomo – numerem jeden i dwa są piłka nożna oraz siatkówka. Mam świetny, zaangażowany zespół dlatego jestem gotowy na to wyzwanie.
Mamy też piłkę ręczną.
Tak. I między nimi a nami rozgrywa się walka o podium.
ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o koszykówce: