Reklama

W „polskim” meczu górą Dawidowicz. Sensacja w Bolonii! [WIDEO]

Paweł Wojciechowski

Opracowanie:Paweł Wojciechowski

30 grudnia 2024, 22:57 • 3 min czytania 3 komentarze

“Polski” mecz w Serie A przyniósł nieoczekiwanie dużo emocji. Nieoczekiwanie – bo siódma w tabeli Bologna mierzyła się z balansującym na krawędzi strefy spadkowej Hellasem Verona. Nic jednak w tym meczu nie było oczywiste, a ostateczny rezultat zaskoczył nie mniej niż przebieg tego starcia.

W „polskim” meczu górą Dawidowicz. Sensacja w Bolonii! [WIDEO]

Ostatni mecz Serie A w tym roku kalendarzowym rozpoczął się planowo. Gospodarze z Łukaszem Skorupskim w bramce panowali niepodzielnie na boisku i swoją przewagę na tym etapie spotkania udokumentowali debiutanckim ligowym trafieniem młodego argentyńskiego skrzydłowego Benjamina Domingueza. Spokojne zarządzanie wynikiem przez faworyta i zamknięcie meczu w drugiej połowie? Nic z tych rzeczy.

Dwa momenty dekoncentracji w obronie i ligowy kopciuszek nie tylko wyrównał, ale nawet wyszedł na prowadzenie. Szczególnie ta pierwsza bramka dla Hellasu po katastrofalnym błędzie defensywy Bologny podcięła skrzydła świetnie do tej pory grającym gospodarzom.

Reklama

W drugiej połowie faworyt miał wreszcie wziąć się do roboty i udowodnić swoją wyższość. Tymczasem motywacja gospodarzy poszła nie w tę stronę, co trzeba, bo kilka minut po wznowieniu gry po zmianie stron Tommaso Pobega dał się sprowokować i swoim bezsensownym faulem na czerwoną kartkę sprawił, że odrabianie strat stało się jeszcze trudniejsze.

Tymczasem gra w “10” niejako pomogła gospodarzom. Bohaterem znów okazał się Dominguez, który w pierwszej połowie cieszył się z debiutanckiego gola w Serie A, a w drugiej już z premierowego dubletu. 21-letni Argentyńczyk wykorzystał błąd obrońców Hellasu, którzy zaspali przy rzucie wolnym i nie zdążyli zablokować dobitki. Mieliśmy więc na tablicy wyników 2:2 i obietnicę ciekawej końcówki.

Ta jednak nie okazała się aż tak obfitująca w emocje, jak się zapowiadało i wydawało się, że do końca wynik już się nie zmieni. Nieoczekiwanych zwrotów akcji nie zabrakło jednak w ostatnich minutach. Słabo grający w drugiej połowie goście z Werony sensacyjnie bowiem wyszli na prowadzenie w 88. minucie po kompletnie przypadkowym ping-pongu w polu karnym i samobójczym golu Santiago Castro.

Szok na trybunach i szał radości w okolicach ławki rezerwowych gości. Gracze Bolonii rzucili się do ataku, ale nie dali rady już nic zrobić. Trzy punkty pojechały do Werony, a z trójki Polaków najbardziej ucieszył się ten, który najmniej mógł się tego spodziewać przed pierwszym gwizdkiem.

Reklama

Polacy zresztą w tym meczu niczym specjalnym się nie wyróżnili. Skorupski, choć nie zawinił przy żadnej z bramek, nie wyciągnął nic ponad to co musiał i do czego przyzwyczaił kibiców ze Stadio Dall’Ara. Dawidowicz na murawie spędził 59 minut i zszedł z żółtą kartką na koncie i też ani nie błysnął na plus, ani na minus. Kacper Urbański z kolei na boisku się nie pojawił.

Bologna wciąż jest na siódmym miejscu w tabeli ze stratą czterech punktów do wyprzedzających ją Juventusu i Fiorentiny, a Hellas wypunktował faworyta i dzięki temu nowy rok spędzi z czteropunktową przewagą nad strefą spadkową.

FC Bologna – Hellas Verona 2:3 (1:2)

  • 1:0 – Dominguez 20′
  • 1:1 – Sarr 38′
  • 1:2 – Tengstedt 45+2′
  • 2:2 – Dominguez 58′
  • 2:3 – Castro 88′ (gol samobójczy)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

3 komentarze

Loading...