W Manchesterze nikt, ale to naprawdę nikt, nie ma powodów do radości. Do cieniującej ostatnimi czasy ekipy Czerwonych Diabłów w tym sezonie z zaskoczenia postanowili dołączyć Obywatele. City jest w ogromnym kryzysie i niewiele przesłanek daje ekipie Pepa Guardioli szanse na rychłe przełamanie. Cierpią na tym także poszczególni zawodnicy The Citizens – Erling Haaland tak wielkiego dołka jeszcze w swojej karierze nie miał.
24-latek przyzwyczaił nas raczej do tego, że częściej strzela, niż nie strzela. Początek sezonu też wyglądał obiecująco. Norweg w pierwszych pięciu ligowych meczach zanotował bowiem aż dziesięć trafień i wielu przekonywało, że jest na dobrej drodze do wyśrubowania jakiegoś szalonego rekordu. Nic bardziej mylnego – od września Haaland zdobył w Premier League tylko trzy bramki. Napastnik miewał jeszcze przebłyski swojej dobrej dyspozycji w meczach reprezentacji (hat-trick z Kazachstanem, dublet ze Słowenią) czy w rozgrywkach Ligi Mistrzów (pięć goli w sześciu kolejkach fazy ligowej), ale kolejne spotkania ligi angielskiej mogą tylko budzić coraz większą frustrację. I jego, i kibiców The Citizens.
Haaland nie jest oczywiście wielkim problemem Manchesteru City i głównym winowajcą kiepskich wyników osiąganych przez zespół, ale nie da się nie zauważyć, że przeżywa trudne chwile. Ostatni raz, gdy Norweg zdobył trzy gole lub mniej w trzynastu kolejnych ligowych spotkaniach, miał miejsce w 2017 roku, gdy siedemnastoletni wówczas napastnik dopiero dobijał się do składu Molde. Dość powiedzieć, że tylko trzy razy Haaland zagrał w tamtym sezonie od pierwszej minuty…
Haaland’s downfall after saying “stay humble eh” needs to be documented in history books and taught in nursery rhymes
— Mod (@CFCMods) December 26, 2024
Czy to jakaś klątwa? Haaland naruszył porządek wszechświata
Niektórzy twierdzą, że Haalanda dopadła sprawiedliwość dziejowa czy, jak kto woli, karma. Jego problemy zaczęły się od zremisowanego w piątej kolejce meczu z Arsenalem (2:2), po którym Norweg musiał się tłumaczyć z niezbyt eleganckiego zachowania. Szeroko komentowane były jego słowa kierowane do trenera Kanonierów, Mikela Artety. Haaland po ostatnim gwizdku sędziego rzucił do Hiszpana osławione już: – Stay humble!
Napastnik The Citizens domagał się od rywali pokory, której jemu samemu też chyba w tamtym momencie trochę zabrakło. Tym bardziej że w trakcie rywalizacji, tuż po golu ustalającym wynik meczu, Haalandowi też na chwilę odcięło prąd – rzucił on piłką w głowę Gabriela Magalhaesa, a potem przekonywał, że niczego nie żałuje i było to zwykłe boiskowe zachowanie.
“I don’t regret much in life”
Manchester City’s Erling Haaland says he has no regrets about throwing a ball at the head of Arsenal’s Gabriel during the draw with Arsenal. pic.twitter.com/ATXJV6ejR8
— Sky Sports Premier League (@SkySportsPL) October 9, 2024
Wygląda jednak na to, że coś jest na rzeczy i na Norwega rzucono po spotkaniu z Kanonierami jakiś urok. Wiecie, jak to się mówi – przypadków nie ma, są tylko znaki.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Nasz środek pomocy: piętnastu solidnych, żadnego kozaka
- Szok: da się karać za licencyjne jaja! Lechia i Kotwica w tarapatach
- Futbolowe twarze syryjskiej wojny. Reżim, tortury, śmierć i nowa nadzieja
Fot. Newspix