Reklama

Oddajcie mi mój medal! Walka Jordan Chiles o krążek… igrzysk w Paryżu

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

26 listopada 2024, 12:29 • 8 min czytania 3 komentarze

Odnosisz największy sukces w sportowej karierze. Stajesz na olimpijskim podium. Pozujesz do zdjęć, które obiegają cały świat. Kilka dni później okazuje się, że tego wszystkiego mogło nie być. Jordan Chiles nie znajdowała się na dopingu, nie złamała zasad, ale straciła medal igrzysk w Paryżu. Od miesięcy walczy, aby go odzyskać.

Oddajcie mi mój medal! Walka Jordan Chiles o krążek… igrzysk w Paryżu

To historia, która prawie się nie zdarza. Relokacje miejsc na podium igrzysk olimpijskich zazwyczaj (to kluczowe słowo) zdarzają się tylko wtedy, kiedy mowa o dopingu. Dla przykładu: złota medalistka okazuje się oszustką. Srebrna staje się złotą. Jak w przypadku Anity Włodarczyk, która po latach wyprzedziła nakoksowaną w Londynie Tatjanę Łysienko.

Zamieszanie związane z Chiles w ogóle nie obraca się w dopingowej tematyce. Amerykanka była poza TOP 3. Potem do niego wskoczyła i została brązową medalistką. Aż w końcu przeżyła szok, kiedy okazało się, że krążek ostatecznie trafi jednak w ręce Rumunki Any Bărbosu.

Jak do tego doszło? I czy Chiles faktycznie ma prawo czuć się przekręcona?

Reklama

Cztery sekundy

Igrzyska dla Amerykanki były pechowe od samego początku. Najpierw zajęła czwarte miejsce w kwalifikacjach rywalizacji wieloboju indywidualnego i… nie awansowała do finału przez limit zawodniczek z jednego kraju (maksymalnie dwie mogą walczyć o medale). A potem doszło do powtórki z rozrywki. Chiles znowu była czwarta, tym razem w ćwiczeniach na równoważni, i znowu dwie rodaczki okazały się od niej lepsze.

Oczywiście, biorąc pod uwagę te okoliczności, złoto dla Amerykanek w zawodach wieloboju drużynowego były oczywistością. Chiles – podobnie jak w Tokio – sięgnęła zatem po mistrzostwo olimpijskie. Wciąż brakowało jej jednak jednego: krążka z rywalizacji indywidualnej. Wisienki na torcie na zakończenie olimpijskiej kariery – bo raczej nikt się nie spodziewa, żeby mając 27 lat (dla gimnastyczek to już właściwie wiek emerytalny) startowała na igrzyskach w Los Angeles.

Szansa pojawiła się w finale ćwiczeń wolnych. Chiles początkowo zajęła w nim piąte miejsce, ale wówczas przytomnością umysłu wykazała się trenerka USA Cécile Canqueteau-Landi. Zwróciła uwagę sędziom, że poziom trudności elementów Chiles był większy, więc powinna mieć lepszy rezultat. Ci się z tym zgodzili. Podnieśli ocenę Amerykanki o jedną dziesiątą punktu, przenosząc ją tym samym na pozycję medalową. I wywołując ogromne szczęście jednych oraz olbrzymi smutek drugich.

Niedługo później Chiles razem z Simone Biles pokłoniły się Brazylijce Rebece Andrade, złotej medalistce, kiedy ta wskakiwała na podium. Oddały tym samym hołd 25-latce, która w przeszłości mierzyła się z koszmarnymi kontuzjami. Przy okazji powstały jedne z najbardziej kultowych zdjęć igrzysk, zbierające potem milionowe zasięgi w sieci. Jak dostrzegli również amerykańscy dziennikarze: było to pierwsze podium w historii igrzysk złożone z trójki czarnoskórych gimnastyczek. Mówiono, że dokonała się historia.

Reklama

Była to jednak historia, która zakończyła się po sześciu dniach. Problemem okazały się protokoły. Interwencja Amerykanów w sprawie Chiles miał miejsce… cztery sekundy po czasie (limit składania wniosków to minuta od momentu zakończenia rywalizacji). Tyle wystarczyło, żeby Chiles spadła z powrotem na piąte miejsce. A brąz wrócił do Any Bărbosu.

Było jasne, że to rozwiązanie zadowoli tylko jedną stronę.

Kto ma rację?

To sytuacja, której nie sposób obiektywnie rozstrzygnąć. Jedna osoba powie, że przepisy to przepisy i skoro protest nie został złożony w czasie, to był nieważny. Druga stwierdzi, że skoro na macie gimnastycznej Chiles ostatecznie została oceniona lepiej od Rumunek, to czy naprawdę powinny obchodzić nas marne cztery sekundy spóźnienia? A jeszcze ktoś inny może nie zgodzić się ze zmianą decyzji sędziów, uważając, że Chiles wcale nie wypadła lepiej od dwójki Rumunów.

Na koniec warto też podkreślić, że według Amerykanów żadne spóźnienie nie miało miejsca. Sama Chiles natomiast opublikowała oświadczenie na social mediach dopiero tydzień po odebraniu jej medalu (wcześniej przekazała tylko, że potrzebuje czasu na siebie).

– Nie mam słów. Ta decyzja wydaje się niesprawiedliwa i jest znaczącym ciosem nie tylko dla mnie, ale i każdego, kto był ze mną w trakcie mojej kariery. Co tylko jeszcze bardziej łamie mi serce, nieuzasadnione ataki na tle rasowym w moim kierunku w social mediach są złe oraz bardzo krzywdzące. Oddałam temu sportu wszystko i jestem dumna, że mogę reprezentować moją kulturę oraz mój kraj. […] Podejdę do tego wyzwania, jak do każdego innego. Pokonam każdy krok, żeby nastała sprawiedliwość. Wierzę, że na koniec tego wszystkiego ludzie u władzy zrobią właściwą rzecz.

Powyższe słowa padły 15 sierpnia, a więc minęły od nich ponad trzy miesiące. W tym czasie amerykańska federacja gimnastyczna złożyła odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (czyli agencji rozjemczej dla sporów powstałych na igrzyskach olimpijskich, działającej od 1984 roku), który podjął pierwotną decyzję o odebraniu Chiles brązowego medalu. To działanie Stanów skończyło się… na niczym. “CAS” poinformował, że nie będzie go rozpatrywać.

Do akcji wkroczyli wówczas prawnicy Chiles. Ci wytknęli jednostce asystującej MKOl-owi dwie kwestie. Po pierwsze, “CAS” miał nie wziąć pod uwagę wideo, które przedstawiało inną wersję wydarzeń: na nim protest Amerykanów został złożony w odpowiednim czasie. Po drugie, Hamid G. Gharavi – czyli szef olimpijskiego Trybunału – miał mieć powody do faworyzowania Any Bărbosu, jako prawnik przez lata pracujący w Rumunii i aktywnie reprezentujący ją w składzie “CAS”.

To wszystko jednak nie przyniosło skutku. Stało się jasne, że Amerykanie muszą szukać ostatniej deski ratunku. Czyli Federalnego Sądu Najwyższego Szwajcarii, który jako jedyny może wpłynąć na decyzję Trybunału z Lozanny.

Jak obliczył niedawno Reuters – jego decyzja powinna zostać podjęta w ciągu następnych czterech do sześciu miesięcy. Chiles zatem dalej walczy. I czeka. W listopadzie postanowiła też przerwać medialne milczenie. Pojawiła się w amerykańskim talkshow “Today”, w którym rozmawiała z dziennikarką Hodą Kotb. Ze łzami w oczach.

– Szczerze, trudno jest przetrawić to, co się działo. Dopiero teraz jestem w stanie poczuć się na tyle komfortowo, żeby o tym rozmawiać. Przez ostatnie cztery miesiące starałam się po prostu zrozumieć, że jest ze mną okej. To bardzo, bardzo trudny czas. […] Nie zrobiliśmy niczego źle. Wszystko było właściwe. Wszystko zostało zrobione w takim czasie, jaki był potrzebny. Powiedzieli nam, że spóźniliśmy się cztery sekundy. A przecież mamy dowód i możemy pokazać, że tak nie było.

– Wiem, jaka jest prawda. Wiem, że mieliśmy rację w tym, co robiliśmy – podsumowywała Jordan.

Numer osiem

Gdzie w tym wszystkim jest Rumunia, która wyszła “zwycięsko” z całego zamieszania? Ana Bărbosu wypowiadała się ciepło o Chiles (oraz Sabrinie Voinei, która miała taką samą ocenę co Barbosu, ale przegrała tie-break i zajęła czwarte miejsce), mówiąc, że rozumie jej ból. Stwierdziła też, że jej marzeniem jest to, aby cała trójka gimnastyczek mogła stanąć na trzecim miejscu podium. Podobnie jak Chiles: zaledwie 18-letnia Rumunka stała się też ofiarą internetowego hejtu.

Nie ma co ukrywać, że sytuacja, w której po miesiącach negocjacji zarówno Bărbosu, jak i Chiles okazałyby się brązowymi medalistkami igrzysk, zadowoliłaby niemal wszystkich (przypomnieć można tu, jak medalistą mistrzostw świata w lekkoatletyce w 2019 roku został Wojciech Nowicki, który pierwotnie zajął czwarte miejsce – po proteście złożonym przez Polaków okazało się, że jeden z rzutów Bence Halasza nie powinien zostać uznany, ale że było po konkursie i wyniki zostały już oficjalnie zapisane, to próby nie anulowano i brązowe medale wręczono i Nowickiemu, i Halaszowi). Same gimnastyczki zresztą niczym nie zawiniły, po prostu wykonywały swoją pracę. I jeśli ktoś jest w tym wszystkim może mieć coś na sumieniu, to jury, któremu zapewne zabrakło zdecydowania i stanowczości. I które może nie rozumiało, jaką wagę ma “żonglowanie medalami”.

Trudno natomiast wyobrazić sobie sytuację, w której nastoletnia rumuńska gimnastyczka po kilku miesiącach (!) jednak straci swój krążek. To byłaby sytuacja absolutnie bez precedensu, w skali historycznej (jeśli odejmiemy wszystkie przypadki zabierania krążków z przyczyn dopingowych). Czy jednak “ukoronowanie” wszystkich zainteresowanych byłoby w duchu sportowej rywalizacji? Tu też można się kłócić.

Odpowiedzmy sobie jeszcze na jedno pytanie: jak często medale igrzysk były odbierane czy też ponownie wręczane nie-dopingowiczom? Jeśli chodzie o letnie edycje, mówimy o zaledwie ośmiu przypadkach (w tym Chiles).

Pierwszy miał miejsce w 1904 roku. Pięściarz Jack Egan stracił dwa krążki przez to, że walczył pod przybranym nazwiskiem (naprawdę nazywał się Frank Joseph Floyd). 88 lat później, w Barcelonie, medalu został pozbawiony zapaśnik Ibragim Samadov, przez to, że nie ukłonił się na podium, biorąc krążek w ręce i opuszczając ceremonię. W 2000 roku natomiast miejsce w TOP 3 straciła drużyna chińskich gimnastyków, przez to, że Dong Fangxiao oszukiwał w sprawie swojego wieku, aby wystąpić na IO (był o trzy lata starszy, niż podawał).

Inne sytuacje “cofnięcia podium” dotyczą Jima Thorpe’a (odebrano mu dwa medale za złamanie statusu amatora – zarabiał w lidze baseballowej, MKOl złamał zresztą wówczas… własny regulamin, bo rozpatrzył sprawę Thorpe’a zbyt późno), Ingemara Johanssona (został zdyskwalifikowany za pasywność w trakcie finałowej walki bokserskiej, ale jego srebrny medal został przywrócony 30 lat później), Gehnälla Perssona (nie miał wystarczająco wysokiego stopnia wojskowego w zawodach jeździeckich) oraz Ary Abrahamiany (zdobył brąz w zapasach, ale przez kontrowersje z półfinału odmówił jego przyjęcia, przez co został zdyskwalifikowany).

Jak widzimy: przypadek Jordan Chiles oraz Any Barbosu jest absolutnie wyjątkowy w skali olimpijskich dziejów. Wkrótce powinniśmy przekonać się, jaki ta historia będzie miała finał.

Czytaj więcej o igrzyskach:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Luiz Fernandez trenuje z trzecioligowcem. “Byłby dla nas dobrym nabytkiem”

Patryk Stec
3
Luiz Fernandez trenuje z trzecioligowcem. “Byłby dla nas dobrym nabytkiem”
Anglia

Boniek mocno o Mattym Cashu. “Te stwierdzenia świadczą o nie najwyższej inteligencji”

Patryk Stec
22
Boniek mocno o Mattym Cashu. “Te stwierdzenia świadczą o nie najwyższej inteligencji”

Igrzyska

Anglia

Boniek mocno o Mattym Cashu. “Te stwierdzenia świadczą o nie najwyższej inteligencji”

Patryk Stec
22
Boniek mocno o Mattym Cashu. “Te stwierdzenia świadczą o nie najwyższej inteligencji”
Anglia

Czy to początek końca wielkiego Manchesteru City Pepa Guardioli?

Szymon Piórek
19
Czy to początek końca wielkiego Manchesteru City Pepa Guardioli?

Komentarze

3 komentarze

Loading...