Reklama

Jak Donald Trump wykorzystał sport w USA do wygranej?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

06 listopada 2024, 13:59 • 11 min czytania 26 komentarzy

Wybory prezydenckie w USA jak zwykle rozemocjonowały cały świat. W wyścigu o fotel przywódcy największego mocarstwa na świecie Donald Trump zwyciężył z Kamalą Harris. Jednak co jest interesujące z naszej perspektywy, kandydaci obu partii chętnie sięgali po wsparcie gwiazd i osobowości amerykańskiego sportu – a te nie raz ochoczo im go udzielały. Kibiców koszykówki do głosowania na Harris zachęcał sam LeBron James. Fanów UFC do poparcia Trumpa skłaniał właściciel federacji Dana White, a także wiele gwiazd futbolu amerykańskiego. Ostatecznie to kandydat republikanów bardziej przekonał do siebie fanów sportu. Jak się okazało, tak zwane „bro vote” stanowiło ważną część jego elektoratu.

Jak Donald Trump wykorzystał sport w USA do wygranej?

KOSZYKÓWKA ZA KAMALĄ

O co w świecie sportu walczyli Harris i Trump? Prosta i oczywista odpowiedź brzmi: o głosy. My jednak postaramy się wam odpowiedzieć na pytanie, o czyje konkretnie poparcie poprzez sport starali się kandydaci na urząd prezydenta USA. Sytuacja jest bowiem niejednoznaczna. Mnogość „typowo amerykańskich” sportów odpowiada różnorodności kulturowej tego kraju. Niektóre rejony USA słyną z zamiłowania do konkretnych dyscyplin. Sport wpisuje się w ich styl życia. A co za tym idzie – światopogląd.

Generalnie jednak, niezależnie od stanu, klasy majątkowej oraz dyscypliny, widzów sportowych widowisk łączy jeden mianownik. To z reguły mężczyźni w młodym i średnim wieku. W przypadku stanów, w których poparcie dla określonego kandydata się waha (tak zwane „swing states”,) ta pokaźna grupa należy do jednej z najbardziej niezdecydowanych wyborców. Według sztabu wyborczego Donalda Trumpa, w stanach kluczowych do zwycięstwa, stanowili oni około 11% elektoratu. Ze względu na wspólne zainteresowania (wydarzenia sportowe) oraz koleżeńskie relacje i tę samą płeć, wyborców tych nazwano grupą „bro vote”.

Podobnie jak to ma miejsce w Polsce, za Oceanem także istnieje podział na okręgi, które są wręcz bastionami jednej z dwóch największych ugrupowań politycznych. Partia Demokratyczna od dawna może liczyć na głosy elektorskie Kalifornii, Massachusetts czy Nowego Jorku. Z kolei republikanie od lat wspierani są przez Teksas, a także szereg stanów z centrum kraju.

Reklama

Podobna sytuacja ma miejsce w najpopularniejszych sportach Ameryki. Według opracowania „Power Games: How sports help to elect Presidents, run campaigns and promote wars” z 2012 roku autorstwa Daniela Matamali, demokraci mogli liczyć na największe wsparcie wśród fanów tenisa, MLS, NBA oraz WNBA. Z czego mogą wynikać takie preferencje polityczne kibiców tych sportów? Chociażby z tego, że tenis przyciąga na trybuny sporo kobiet, które z reguły posiadają bardziej liberalne poglądy. Koszykówka skupia z kolei zainteresowanie znacznej części Afroamerykanów. W wersji damskiej ogląda ją też spora część płci pięknej. Damska odmiana koszykówki w USA skupia na sobie także uwagę mniejszości seksualnych. Według badania z 2022 roku, aż 38% koszykarek WNBA identyfikuje się jako osoby homoseksualne.

Steph Curry i Kamala Harris

A co z MLS? Przecież piłka nożna na trybunach gromadzi większość facetów. Grupy ultrasów posiadają przy tym bardzo prawicowe poglądy. Do tego stopnia, że skrajnie lewicowe St. Pauli zyskało w kibicowskim świecie rozpoznawalność właśnie ze względu na swoją odmienność. Ale za Oceanem wygląda to inaczej. Futbol jest tam znacznie popularniejszy wśród kobiet. Różni się sama kultura kibicowania, która jest bardziej przyjazna rodzinnej atmosferze. Nie bez znaczenia są też sukcesy odnoszone przez żeńską reprezentację USA. Amerykańskie piłkarki są czterokrotnymi mistrzyniami świata. W tym roku po raz piąty wywalczyły też olimpijskie złoto.

NASCAR ZA TRUMPEM

Po drugiej stronie politycznej barykady znajdziemy NASCAR. Wśród kibiców amerykańskiej odpowiedzi na Formułę 1, ogromna liczba to wyborcy republikanów. Pojawianie się na najważniejszych wydarzeniach tego sportu kandydatów na prezydentów (lub urzędujących głów państwa) z ramienia Partii Republikańskiej, to ważny element wizerunkowy.

Na wyścigach NASCAR regularnie widziany był m.in. George W. Bush. Do historii przejdzie jego występ (tak, to najtrafniejsze określenie) podczas Daytona 500 w 2004 roku. To wyścig, który odbywa się na Florydzie. To jeden z kluczowych stanów w każdych wyborach, w którym do zgarnięcia jest spora liczba głosów elektorskich. Jak opisuje Matamala, dwadzieścia lat temu prezydent USA był tam traktowany niczym gwiazda rocka. Oklaskiwało go 170 tysięcy kibiców, zasiadających na trybunach. Bush przed wyścigiem przechadzał się wraz z żoną po alei serwisowej, gdzie zajrzał do samochodu, który był sponsorowany przez Gwardię Narodową. Ściskał dłonie fanów, robił sobie fotki z oddziałem Rangersów.

Reklama

Mało „Ameryczki”? Podczas ceremonii otwarcia, na torze wylądował mężczyzna z plecakiem odrzutowym. Zaraz po nim przyleciał ogromny bielik amerykański, który dumnie spoczął na ramieniu swojego trenera. Fajerwerki strzelały na wszystkie strony, cheerleaderki wymachiwały pomponami, a Leann Rimes zaśpiewała kawałek „R.O.C.K. In The U.S.A.”. Podczas hymnu nad torem przeleciał bombowiec B-2 Spirit w towarzystwie myśliwców F-15. Całość ceremonii otwarcia uświetnił oczywiście Bush, który wygłosił tradycyjną formułę „Kierowcy, włączcie swoje silniki”.

Oczywiście, Daytona 500 nie bez kozery nazywana jest Super Bowlem w świecie NASCAR. Wiele z powyższych manifestacji amerykańskiego patriotyzmu i tak by się tam odbyło. Ale istotą jest to, że George Bush, który toczył zażartą walkę o prezydenturę z Johnem Kerrym, znalazł się w samym centrum tej otoczki, oklaskiwany i uwielbiany przez tłum.

Był on przy tym drugim prezydentem (po Ronaldzie Reaganie), który dostąpił zaszczytu otwarcia wyścigów NASCAR. Ale nie ostatnim. W 2020 roku udział w Daytonie wziął także Donald Trump. Za to 45. prezydent Stanów Zjednoczonych był pierwszym, który przejechał kilka kółek, mając za sobą cały peleton kierowców, którzy mieli wystąpić w tym wyścigu. Dokonał tego w słynnej Bestii – limuzynie Cadillaca produkowanej specjalnie dla głowy amerykańskiego mocarstwa.

Oczywiście, nie tylko na amerykańskich torach wyścigowych znajdziemy fanów partii ze słoniem w logotypie. W kręgu zainteresowań republikańskich wyborców znajdują się także NHL czy golf (z którym Trump ma spore koneksje). Wyborcy Trumpa przeważają też wśród widowni UFC, wrestlingu i przede wszystkim NFL. Ten ostatni jest szczególnie ważny – mowa bowiem o najpopularniejszym sporcie Ameryki. Trudno zatem dziwić się Trumpowi, że na dwa tygodnie przed wyborami był obecny w Pensylwanii na meczu tamtejszego Pittsburgh Steelers z New York Jets.

Pensylwania była jednym ze stanów wahających się, w którym do zdobycia było aż 19 głosów elektorskich. Donald Trump zwyciężył tam, zdobywając 50,7% głosów. Pojawienie się na dużym wydarzeniu sportowym, wśród fanów skandujących „USA! USA!”, których grupka przyniosła transparent „Trump Nation”, z pewnością zapewniło mu choć ułamki procent bezcennej przewagi.

KTO KOGO POPARŁ?

Sportowcy w przeważającej większości są ludźmi, którzy starają się nie zabierać głosu na tematy polityczne. W ostatnim czasie najgłośniejszym przykładem z polskiego podwórka był Wojciech Szczęsny. Bramkarz Barcelony, pytany w wywiadzie przez Kubę Wojewódzkiego, dlaczego nie określi się po jednej ze stron politycznego obozu w Polsce, odpowiedział dziennikarzowi pytaniem – A ty wiesz, czym jest dobro? – Skutecznie zamknął tym próbę zaszufladkowania się po jednej ze stron barykady.

W Stanach Zjednoczonych obserwujemy jednak odwrotny trend. Coraz więcej gwiazd sportu decyduje się na zabranie głosu w ważnych dla nich sprawach społecznych. Najlepszy przykład do NBA, której mnóstwo koszykarzy jest zaangażowanych w ruch Black Lives Matter. A jako że ruchy społeczne od polityki dzieli tylko mały krok, to wielu ludzi sportu zaczyna udzielać poparcia „swoim” kandydatom.

Jednak analizując to, które osobistości agitowały za kim, naszła nas jedna myśl. Oczywiście nie wątpimy w to, że poglądy polityczne ludzi świata sportu wynikają z ich własnych przekonań i doświadczeń. Trudno jednak nie zauważyć trendu, że ci ludzie znają swoją publiczność i fanów. I to ich w pierwszej kolejności starają się zadowolić.

W NBA jest mnóstwo przykładów graczy, którzy udzielili wsparcia Kamali Harris. Na czele z LeBronem Jamesem. Legenda koszykówki od lat wspiera demokratów. Wcześniej zachęcał do głosowania na Joe Bidena, Hillary Clinton czy Baracka Obamę. Donalda Trumpa nazwał zaś nieudacznikiem, co chyba mówi wszystko o jego stosunku do tego polityka. Głośno za Harris opowiedzieli się także Steph Curry, trenerzy Steve Kerr i Gregg Popovich czy Caitlin Clark, jedna z największych gwiazd WNBA. Wiele byłych i obecnych legend kosza dołączyło do programu „Sportowcy dla Harris”. Wśród nich znaleźli się między innymi Magic Johnson, Chris Paul czy trener Milwaukee Bucks Doc Rivers.

Steve Kerr i Kamala Harris

Nie znaczy to jednak, że każda persona amerykańskiej koszykówki wspierała kandydatkę demokratów. Za Trumpem opowiadał się Jonathan Isaac, gracz Orlando Magic. – Naprawdę nie rozumiem waszego straszenia Trumpem. Ten człowiek JUŻ BYŁ prezydentem – argumentował Isaac na portalu X.

Zgodnie z preferencjami wyborczymi kibiców poszczególnych sportów, Kamala Harris mogła liczyć na wsparcie amerykańskich legend tenisa: Andy’ego Roddicka, Billie Jean King czy Martiny Navratilovej. Demokratkę wsparły także piłkarki Megan Rapinoe i Ali Krieger, były wielki szachista, a dziś polityk Garri Kasparow czy też piętnastu członków Galerii Sław NFL.

CZYTAJ TEŻ: KASPAROW: JESTEM TERRORYSTĄ, BO WALCZĘ ZE ZBRODNIARZEM PUTINEM

Jeżeli jednak chodzi o ostatni z wymienionych sportów, to Trump odniósł w nim miażdżące zwycięstwo. To jego wsparła większość futbolistów, którzy zdecydowali się zabrać głos w sprawie wyborów. Należeli do nich Lawrence Taylor (dwukrotny zdobywca Super Bowl oraz MVP sezonu 1986), Brett Favre (mistrz z 1997 roku oraz trzykrotny MVP ligi), Antonio Brown (triumfator NFL z 2020 roku), Le’Veon Bell, Nick Bosa czy Harrison Butker. Ostatni z wymienionych, trzykrotny mistrz NFL z Kansas City Chiefs, wygłaszał nawet przemówienia na wiecach Donalda Trumpa.

Podobnie czynili przedstawiciele sportów walki – jeżeli za taki uznamy też wrestling. Wsparcia 78-latkowi udzieliły legendy WWE: Undertaker oraz Hulk Hogan. Zwycięzca tegorocznych wyborów miał też silne oparcie w UFC. Opowiedział się za nim szef organizacji Dana White, a także wielu zawodników, m.in. Justin Gaethje, Beneil Dariush, Henry Cejudo i Colby Ray Covington. Poparły go też gwiazdy boksu: Mike Tyson i Ryan Garcia. Trudno dziwić się temu, że reprezentanci sportów walki tak pochlebnie się o nim wypowiadali. Na przestrzeni lat, w hotelach i kasynach należących do Trumpa organizowano wiele gal boksu czy właśnie UFC.

Hulk Hogan podczas wiecu poparcia Donalda Trumpa

Wychodząc do amerykańskich fanów sportu, Donald Trump pragnął zaskarbić sobie sympatię mężczyzn w młodym i średnim wieku. Za republikaninem opowiedziało się środowisko skupione wokół NASCAR, co nie powinno nikogo dziwić. Ale znalazła się tam też Danica Patrick. To pierwsza kobieta, która wygrała wyścig serii Indy, a także wywalczyła pole position w wyścigach NASCAR. Patrick była o tyle istotna, że łamała stereotyp. Pokazywała, że płeć przeciwna także wspiera kandydata republikanów.

Donald Trump nie osiągnąłby wyborczego sukcesu bez ogromnego wsparcia finansowego. W to zaangażowało się wielu właścicieli amerykańskich klubów sportowych. Na pewną ironię zakrawa fakt, że jedną z największych sponsorek kampanii wyborczej Trumpa została kobieta… związana z NBA. Mowa o 79-letniej Miriam Adelson, jednej z najbogatszych dam Ameryki, której majątek opiewa na około 35,6 miliarda dolarów. Posiadając tak ogromne fundusze, Adelson mogła pozwolić sobie na przekazanie Trumpowi aż stu milionów dolarów. Jeżeli zaś chodzi o sport, Miriam od 2023 roku jest właścicielką Dallas Mavericks.

W 2018 roku Donald Trump jako uhonorował Miriam Adelson Prezydenckim Medalem Wolności – najwyższym odznaczeniem cywilnym w Stanach Zjednoczonych. Sześć lat później Adelson wsparła kampanię Trumpa kwotą stu milionów dolarów.

W znacznie mniejszym stopniu, bo wydając „tylko” 2,8 miliona dolarów, republikanów wsparł Charles Johnson, właściciel drużyny baseballowej San Francisco Giants. Z kolei rodzina Rickettsów, do której należy Chicago Cubs, grała na dwa fronty i wspierała obu kandydatów. Trump mógł też liczyć na pieniądze właścicieli klubów NFL: Davida Teppera (Carolina Panthers), Roba Waltona (Denver Broncos) i Woody’ego Johnsona (New York Jets).

ZASADA REDSKINS

Zakończmy ten sportowo-wyborczy szał ciekawostką. Przesądy istnieją pod każdą szerokością geograficzną i jeżeli dobrze poszukać, mogą dotyczyć wszystkich elementów życia. W tym polityki. W Stanach Zjednoczonych jedno z takich wierzeń oparte jest na… wynikach drużyny sportowej.

Przesąd ten jest nazywany „Zasadą Redskins”. Amerykanie zauważyli bowiem pewną prawidłowość względem wyników wyborów prezydenckich a rezultatami zespołu futbolu amerykańskiego Washington Commanders. Do 2020 roku drużyna ta nosiła nazwę Washington Redskins. Została ona zmieniona, gdyż spora część rdzennych Amerykanów uważała ją za obraźliwą, lecz roztrząsanie tej kwestii to temat na osobny artykuł. By jednak nie wprowadzać chaosu związanego z nazewnictwem, a także odnieść się bezpośrednio do nazwy omawianego przesądu, będziemy tu stosować starą nazwę.

Zespół powstał w 1932 roku w Bostonie, a rok później obrał właśnie przydomek Redskins. Z kolei od 1937 roku drużyna przeniosła się do Waszyngtonu. Zależność jej wyników od rezultatu wyborów głowy państwa polegała na tym, że jeśli Redskins wygrywali ostatni mecz domowy przed wyborami, to elekcję wygrywał urzędujący prezydent lub następca z jego partii. Jeśli zaś Redskins przegrywali spotkanie u siebie, stołek obejmował kandydat dotychczasowej opozycji. Od wyborów w 1940 roku zasada ta sprawdziła się w 17 spośród 22 przypadków.

Jednak w ostatnich latach „zasada Redskins” zdaje się stracić swą moc. W 2012 roku ich porażka zwiastowała przegraną Baracka Obamy. Tymczasem urzędujący prezydent pewnie sięgnął po drugą kadencję. Cztery lata później mecz Redskins zwiastował wygraną Hillary Clinton, a jednak kandydatka demokratów została pokonana przez Trumpa. Ten z kolei w 2020 roku mógł cieszyć się na wieść, że Redskins (występujący już pod nową nazwą) pokonali u siebie Dallas Cowboys aż 25:3. I znowu nie pykło, bowiem republikanin musiał oddać stołek Joe Bidenowi.

Podczas tegorocznych wyborów Redskins wygrali 27:22 z New York Giants. To z kolei oznaczało, że prezydentem powinna zostać Kamala Harris. Jednak ponownie, po raz piąty z rzędu wyszło odwrotnie. Czy to wpłynęło na popularność tego przesądu za Oceanem? Ani trochę! W końcu jeżeli dochodzi do odwrotnej prawidłowości, to Amerykanie doszli do wniosku, że zasada działa, tylko odwrotnie. Ot, cała logika przesądów.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o USA:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

NBA

Komentarze

26 komentarzy

Loading...