W derbach Madrytu Jan Oblak… przedryblował dziś Viniciusa, Thibaut Courtois spacerował po murawie z plastikową siatką rodem z dyskontu, a Endrick wjechał wślizgiem w fotoreportera. Niezależnie od tych dziwacznych wydarzeń, emocji na boisku nie brakowało – w drugiej połowie. Bo pierwsza, imienia Diego Simeone, była jednym wielkim zawodem. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów, co musiało zdenerwować Królewskich, albowiem bramkę stracili w piątej minucie doliczonego czasu gry.
Zanim będzie na poważnie, zerknijcie na tę sytuację:
Humillada histórica de Oblak a Vinicius
pic.twitter.com/O9WzX9IOVK— AtletionTop (@AtletiOnTop) September 29, 2024
Słoweński bramkarz źle przyjął piłkę, ale wyszedł na tym dobrze – filmik, na którym mija Viniciusa, stanie się zapewne viralem. Jeśli chodzi o emocje w pierwszej połowie tego meczu, to… właściwie byłoby na tyle. Może jacyś zagorzali fani taktyki mogli oglądać to spotkanie z wypiekami na twarzy, ale cała reszta kibiców, która na koniec weekendu chciała dostać od piłkarzy coś ekstra, zapewne czuła po 45 minutach zawód. Jak to ładnie podsumowali komentatorzy tego spotkania w Canal Plus – Piotr Laboga i Tomek Ćwiąkała – to był mecz taktyczny, oparty o słowo „odpowiedzialność”.
W drugiej odsłonie takowej zabrakło zagorzałym fanom Atletico, którzy zaczęli obrzucać Courtoisa czym popadnie. Belg w pewnym momencie podniósł z boiska plastikową siatkę, wypełnioną… no właśnie, czym? Strach pomyśleć. Chłop prowokował nieco kibiców gospodarzy po golu dla Realu, ale też bez przesady – żadne gesty nie usprawiedliwiają takiego burackiego zachowania.
Koke, Gimenez i Simeone starali się z rozmawiać z fanami Atleti, natomiast ci goście nie sprawiali wrażenia ludzi, którzy chcą słuchać kogokolwiek. W efekcie sędzia przerwał mecz na kwadrans.
Jak wspomnieliśmy – Real w tym czasie prowadził. Skoro nie dało się sforsować obrony Atletico atakiem pozycyjnym, Królewscy skorzystali ze stałego fragmentu gry. Ich przemyślaną akcję zakończył soczystym strzałem z prawej strony pola karnego Militao.
WHAT A GOAL MILITAO! 🤯 pic.twitter.com/YEnUGQSAGr
— TC (@totalcristiano) September 29, 2024
Po wznowieniu meczu wojownicy argentyńskiego trenera ani myśleli się poddać. Swoje szanse marnowali Lino (piękny strzał lewą nogą wybroniony przez Belga) czy Griezmann (groźne uderzenie z wolnego). Miejscowi pudłowali, więc coraz mniej wskazywało na to, że zremisują, szczególnie, że na murawie pojawił się specjalista od końcówek, pan Endrick.
Dosłownie po kilkunastu sekundach pobytu na niej walczył o piłkę z takim zapałem, że wślizgiem staranował fotoreportera. Chwilę później uderzył z dystansu w pełnym biegu, a kibice zamarli – gdyby trafił w końcówce po wejściu z ławki, byłby to trzeci taki przypadek w tym sezonie. Wcześniej Brazylijczyk dokonywał tego w starciach z VfB Stuttgart i Realem Valladolid. Tym razem przymierzył jednak minimalnie obok słupka, a bramkę w doliczonym czasie gry zdobyli miejscowi.
Obrona Królewskich liczyła, że złapie Correę na spalonym, ale cóż, nic takiego się nie stało. Argentyński rezerwowy walczył o piłkę jak o życie z Militao, i wygrał ten pojedynek, a co za tym idzie zdołał pokonać Courtoisa. 1:1 i można się rozejść? Jeszcze nie, bo ostrym faulem „popisał się” Llorente, którego sędzia Ferre Busquets pogonił z boiska. Swoją drogą warto dodać, że ten młody arbiter wytrzymał presję trudnego spotkania i poprowadził je bardzo dobrze. Jeśli ktoś regularnie śledzi LaLigę, to zdaje sobie sprawę, że rozjemca, który wie co robi, nie jest w niej czymś oczywistym. Dlatego tym większy szacunek.
Wynik tego spotkania zapewne nie satysfakcjonuje obu stron, niemniej jednak bardziej wkurzeni mogą być piłkarze Realu. Już witali się z gąską, już zakładali, że po tej kolejce ich strata do Barcy zmaleje do punktu, a tu proszę – chwila rozprężenia i cały misterny plan poszedł wiadomo gdzie.
Fot. Newspix.pl