Reklama

Koniec z sentymentami. Reprezentacja zweryfikowała tych, którzy nie grają

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

09 września 2024, 14:40 • 11 min czytania 27 komentarzy

Już na pierwszej konferencji prasowej Michał Probierz poinformował, że podczas wrześniowego zgrupowania reprezentacji Polski wyciągnął pomocną dłoń do zawodników, którzy nie grają. Ma być to jednak jednorazowy akt dobroci i gest podziękowania za poświęcenie m.in. dla Kacpra Urbańskiego i Jakuba Modera, którzy podczas Euro 2024 doznali kontuzji i stracili okres przygotowawczy. W październiku nie powinno być miejsca na sentymenty i piłkarzom bez gry selekcjoner powinien podziękować. Mecze ze Szkocją i Chorwacją ich bowiem zweryfikowały.

Koniec z sentymentami. Reprezentacja zweryfikowała tych, którzy nie grają

Na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski Michał Probierz zabrał niemal taki sam skład jak na Euro 2024. Jak wyliczył nasz redakcyjny kolega AbsurDB, na Lidze Narodów stawili się zawodnicy, którzy byli odpowiedzialni za rozegranie 88% wszystkich możliwych minut podczas mistrzostw Europy. Pod tym względem mniej zmian dokonały jedynie Hiszpania i Francja. Już na pierwszej konferencji prasowej selekcjoner wytłumaczył się z tej decyzji.

Siedmiu z problemami

W Lidze Narodów na pewno chcemy wygrać każde spotkanie, grać dobrze, ale nie będziemy robić też jakiejś wielkiej rewolucji. Mamy możliwość wprowadzenia niektórych nowych elementów i spróbowania nowych rzeczy. Mimo to trzeba pamiętać, że po Euro niektórzy zawodnicy borykali się z różnymi problemami, dlatego też podaliśmy im rękę. Tak jak Kuba Moder, złapał na mistrzostwach Europy kontuzję, dlatego go powołaliśmy. Jeżeli będzie zdrowy, jest ważnym elementem tej drużyny. To samo Kacper Urbański, który w ostatnim czasie dopiero wrócił do grania, bo miał uraz. Dlatego postaramy się tak szachować siłami piłkarzy, żeby szansę dostali ci, którzy dużo grają w klubach i są w formie, ale czasami wystawić też tych, którzy w klubach mają swoje problemy – przekazał Michał Probierz podczas swojej pierwszej konferencji w trakcie wrześniowego zgrupowania reprezentacji Polski.

Reklama

Później temat wystawiania w przyszłości tylko grających zawodników przewijał się kilkukrotnie, m.in. w kontekście obsady bramki. Pokazuje to, jakie wysokie standardy wyznaczył sobie selekcjoner w polskiej kadrze. Chce pracować jedynie z tymi piłkarzami, którzy gwarantują mu jakość potwierdzoną w klubie. Wrześniowe zgrupowanie było jednak drobnym odstępstwem od normy i podziękowaniem za poświęcenie niektórych graczy podczas Euro 2024. W październiku nie powinno być już miejsca na sentymenty, bo mecze ze Szkocją i Chorwacją dokonały niekiedy brutalnej weryfikacji tych zawodników, którzy nie grają. Poniżej zestawienie, o jakich piłkarzy chodzi.

Zawodnicy powołani na wrześniowe zgrupowanie, którzy nie rozegrali nawet jednej połowy w klubie w tym sezonie:

  • Jakub Kiwior: 0 minut w Arsenalu
  • Kacper Urbański: 8 minut w Bolonii
  • Piotr Zieliński: 0 minut w Interze Mediolan
  • Jakub Moder: 0 minut w Brighton

Zawodnicy powołani na wrześniowe zgrupowanie, którzy nie rozegrali więcej niż połowy dotychczasowych możliwych minut w klubie w tym sezonie:

  • Tymoteusz Puchacz: 110 minut w Holstein Kiel (40% wszystkich możliwych minut)
  • Mateusz Wieteska: 180 minut w Cagliari (50%)
  • Przemysław Frankowski: 206 minut w Lens (46%)

Spośród wszystkich wymienionych zawodników najbardziej doświadczony w kadrze jest Piotr Zieliński. Zawodnik Interu Mediolan w starciu z Chorwacją rozegrał 95. mecz z orzełkiem na piersi. Po wrześniowym zgrupowaniu mamy jednak odczucia, jakby pomocnik cofnął się w reprezentacji co najmniej o rok. Gdy w październiku 2023 roku zabrakło w drużynie narodowej Roberta Lewandowskiego, to on otrzymał opaskę kapitańską. Pisaliśmy, że 30-latek może ją spokojnie przejąć na dłużej. Było to jednak w momencie, kiedy regularnie występował w Napoli. W związku z nieprzedłużeniem umowy łapał coraz mniej minut, ale na Euro 2024 pokazał, że nadal możemy na niego liczyć i pod nieobecność “Lewego” podczas dwóch pierwszych spotkań mistrzostw Europy, to on wyprowadzał drużynę na murawę.

Brak gry Piotra Zielińskiego to największa bolączka reprezentacji Polski

Zanikanie Zielińskiego

Po zmianie klubu na Inter Mediolan nic się jednak nie poprawiło i tym razem odbiło się to na formie Zielińskiego, szczególnie że musiał sobie jeszcze radzić na nietypowej dla siebie pozycji – “szóstce”. Choć od występu Polski na Euro 2024 minęły niespełna trzy miesiące, to regres udziału 30-latka w grze widać również w danych, a przecież mierzyliśmy się ze zdecydowanie mocniejszymi rywalami niż w Lidze Narodów.

Piotr Zieliński w meczach Euro 2024 i Lidze Narodów:

Euro 2024:

  • Holandia: 51 kontaktów z piłką, 41 podań (86,8% celnych), 1 kluczowe podanie, asysta, 1 strzał, 1 celny
  • Austria: 67 kontaktów z piłką, 50 podań (79,5% celnych), 3 kluczowe podania, 6 strzałów, 1 celny
  • Francja: 63 kontakty z piłką, 59 podań (87,7% celnych), 2 kluczowe podania, 1 strzał, 1 celny

Liga Narodów:

Reklama
  • Szkocja: 53 kontakty z piłką, 46 podań (86,7% celnych), 0 kluczowych podań, 0 strzałów
  • Chorwacja: 47 kontaktów z piłką, 41 podań (84,2% celnych), 1 kluczowe podanie, 1 strzał, 0 celnych

Średnio dziesięć kontaktów z piłką mniej, a do tego gorsze o siedem, w tym dwa kluczowe, statystyki podań są odczuwalne na boisku, szczególnie jeśli jesteś reprezentacją Polski, która ma mało momentów kontrolowania gry. Zanikanie lidera kreatywności będzie niekorzystnie odbijało się na wszystkich ofensywnych zapędach biało-czerwonych. We wrześniu przykrywał to jeszcze swoimi rajdami Nicola Zalewski, ale prędzej, czy później rywale zauważą, skąd pochodzi nasze największe zagrożenie i odpowiednio się na to przygotują.

Niepowołanie Zielińskiego byłoby największą bolączką dla Probierza i prawdopodobnie się to nie wydarzy, nawet jeśli 30-latek przesiedziałby kolejny miesiąc na ławce Interu. Ciężko wyobrazić sobie jednak taki scenariusz, szczególnie że ekipa z Mediolanu dopiero rozpoczyna zmagania na trzech frontach i rotacja będzie nieunikniona. Dodatkowo pomocnik zmagał się ostatnio z problemami zdrowotnymi i to one wpłynęły na jego brak gry. Gdyby jednak najczarniejszy scenariusz się wydarzył i Zieliński rzeczywiście przegra rywalizację o miejsce w składzie Nerrazurrich, to mówilibyśmy nie tylko o jednym z najgorszych transferów w historii, bo oprócz straty sportowej, Polak porzucił przyjemne życie w ukochanym Neapolu, to dodatkowo kadra stanęłaby przed sytuacją powstania groźnego precedensu powoływania zawodnika za zasługi. A tak mogłoby się wydarzyć, gdyby 95-krotny reprezentant dalej nie radził sobie w Interze.

Angielska pogoda dla Polaków

O ile jednak o Zielińskiego jesteśmy stosunkowo spokojni, o tyle przy pozostałych zawodnikach nie ma w nas tyle optymizmu. Jakub Kiwior dramatycznie spadł w hierarchii Arsenalu. Nie dość, że od dawna nie liczy się w rywalizacji jako stoper, to dodatkowo teraz można go rozpatrywać dopiero jako trzeciego do gry lewego obrońcę Kanonierów. Londyńczycy znowu zainwestowali grube pieniądze, by wzmocnić defensywę, co stało się kosztem Polaka. Na domiar złego, 24-latek uwierzył w zapewnienia Mikela Artety, że będzie ważną postacią zespoły i został na Emirates Stadium.

Być może Kiwior naiwnie liczył, że przydarzy się podobnie katastrofalny rok dla zespołu pod względem personalnym. Gdyby nie to, już w poprzednim sezonie, odgniótłby sobie tyłek od siedzenia na ławce, jak działo się to przez pierwsze pół roku, gdy tylko sześć razy wyszedł w podstawowym składzie Kanonierów. Później urazy otworzyły mu drogę do regularnej gry, ale nie utrzymał tego nawet do końca sezonu. 18 spotkań w wyjściowej jedenastce na 30 rozegranych starć nie daje poczucia wielkiej systematyczności występów, biorąc pod uwagę, że zawodnicy toczą teraz w jednym roku piłkarskim około 50 meczów.

O tym, jak mocno brak regularności wpływa na grę obrońcy Arsenalu, przekonaliśmy się ze Szkocją. Rozkojarzenie, brak pewności, lekkomyślność w wyprowadzeniu – to wszystko dało się zauważyć, nawet gdy Kiwior łapał minuty na wyspach, a teraz doprowadziło to nas niemal do katastrofy. To, że w pierwszej połowie nie straciliśmy gola, można traktować w kategoriach cudu. To znaczy straciliśmy, ale nie został uznany. A w centrum zamieszania zawsze był 24-latek, który już w przerwie otrzymał wędkę od Probierza i na drugą odsłonę meczu nie wyszedł. Z Chorwacją oglądał mecz z ławki.

Odgrażanie Modera

Mógł się zatem poczuć, jak w klubie, bo akurat on łapie się do kadry meczowej Arsenalu i nawet jeśli nie będzie grał, to futbol na najwyższym poziomie poogląda sobie z ławki. Moderowi zostaje co najwyżej telewizor. W tym sezonie ani razu nie załapał się do 18-tki Mew na jakiekolwiek spotkanie. Już na początku sierpnia “The Athletic” trąbił, że nowy menedżer Fabian Hürzeler zrezygnuje z dwóch zawodników: Mahmouda Dahouda i Modera, stawiając odważniej na piłkarzy z akademii – jednym z nich jest 20-letni Yasin Ayari, który zaliczył już cztery występy w tym sezonie. Niemiec potraktował to jako sygnał i odszedł do Eintrachtu Frankfurt. Polak natomiast nie porozumiał się z Leicester City i prawdopodobnie utkwi w matni Brighton co najmniej do zimy.

Mimo fatalnego występu przeciwko Chorwacji, ocenionego przez nas na 2, odgryza się jednak, że zasługuje na grę w reprezentacji. W rozmowie z TVP Sport nie zgodził się bowiem ze słowami Mateusza Borka, że kadra to nie Caritas, który powinien pomagać niegrającym.

Nie zgadzam się z tym. Są zawodnicy, którzy w danym okresie mają problemy z występami. Ja nie byłem jedynym, który nie grał, ale tak jak zawsze mówię, przez dwa miesiące nie zapomniałem, jak się gra w piłkę. Dalej jestem dobrym zawodnikiem, brakowało mi rytmu meczowego, więc nie patrzyłbym na to tak, że za darmo dostałem powołanie. Oczywiście teraz mam cel, żeby występować jak najwięcej i to powołanie wywalczyć na boisku – odgrażał się Moder.

Michał Probierz raz wyciągnął pomocną dłoń. Czy zrobi to ponownie?

Początek problemów Urbańskiego?

Czwartym niegrającym zawodnikiem pozostaje natomiast Kacper Urbański. Obecności w tym zestawieniu wciąż nieopierzonego w kadrze pomocnika nie należy się jednak przesadnie dziwić. W poprzednim sezonie dopiero na poważnie wchodził do składu Bolonii. Do końca balansował na granicy podstawowego składu i ławki rezerwowych. Do reprezentacji Probierz powołał go jako ciekawostkę, swoistego rodzaju novum, które niespodziewanie przerodziło się w odkrycie świetnego, zupełnie nieznanego polskiemu kibicowi zawodnika. 20-latek nie ma jednak ugruntowanej pozycji w klubie, a przez problemy zdrowotne stracił początek sezonu.

A mogą się one tylko nawarstwić. Bologna nie zgłosiła go do Ligi Mistrzów z listy A. Wrzucono go do zestawienia B, gdzie znajdują się piłkarze akademii. Można to traktować jako sprytne zagranie klubu, który oszczędził miejsce dla innego zawodnika, a i Urbańskiego udało się zmieścić. Ale gdyby 20-latek był realną wartością dla zespołu, nikt nie rozważałby takiej opcji. W końcu Jan Faberski, który nie doczekał się jeszcze debiutu w Ajaksie Amsterdam, znalazł się na liście A.

Mieliśmy już kilku zawodników w historii reprezentacji, którzy wpadali do niej na chwilę, by zaraz z niej zniknąć na dłużej, jak Patryk Peda i Filip Marchwiński za kadencji Probierza. Niemniej jednak Urbański pojawił się już cztery razy w wyjściowej jedenastce reprezentacji i pokazał kilka atutów, z których nie chcielibyśmy tak łatwo rezygnować. Jego brak mógłby zostać zauważony, szczególnie że ma przebłyski świetnej gry, jak choćby ze Szkocją, gdy zaliczył asystę drugiej stopnia skutecznym odbiorem w wysokim pressingu. W tej kadrze jest natomiast kilku mniej rokujących piłkarzy, a pierwsze symptomy regresu zauważyliśmy we wrześniu u Przemysława Frankowskiego.

Bez regularności nie ma solidności

“Franek” został na nowo zbudowany w kadrze przez Probierza. Tylko Rafał Grzyb rozegrał więcej meczów (180) pod wodzą tego trenera niż prawy wahadłowy (141). To dla niego selekcjoner zdecydował się poświęcić Matty’ego Casha, który łącznie u aktualnego szkoleniowca spędził na murawie 70 minut, a ostatni raz na zgrupowaniu pojawił się w marcu. Efekt jest taki, że ze Szkocją Frankowski był obok Kiwiora najsłabszym piłkarzem naszej drużyny. W starciu z Chorwacją już nie wystąpił. W klubie dał się wygryźć ze składu 31-letniemu Rubenowi Aguilarowi. Dodatkowo po odpadnięciu z Lens z europejskich pucharów nowy trener Will Still będzie miał mniej okazji do rotacji składem.

Nie wykluczamy tego, że za moment Frankowski wróci do wyjściowego jedenastki Lens. Dodatkowo w przeszłości oglądaliśmy reprezentantów, którzy w klubie grali jeszcze mniej niż 46% wszystkich możliwych minut. Ale 29-latek we wrześniu tylko nam potwierdził swoją (nie)przydatność w kadrze. Może ją osiągnąć tylko wtedy, gdy fizycznie będzie przygotowany na najwyższy możliwy wysiłek. Nie jest to bowiem żaden wirtuoz techniki, skała w defensywie, czy wahadłowy z niesamowitym ciągiem na bramkę. Ot, solidny piłkarz, bazujący na powtarzalności, systematyczności, schematyczności i odpowiedzialności za grę, które można tylko osiągnąć, gdy gra się regularnie na najwyższym poziomie.

Nad pozostałymi przypadkami nie ma się co przesadnie rozczulać. Tymoteusz Puchacz to postać piłarsko drugoplanowa. Jest jednak dobrym duchem szatni i możliwe, że na kadrze będzie się zjawiał, utrzymując podobny poziom rozegranych minut, jak dotychczas, choć patrząc na jego pierwsze występy w Holstein Kiel, można mieć wątpliwości. Mateusza Wieteskę również zweryfikowało wrześniowe zgrupowanie, choć w jego przypadku można powiedzieć o wycieczce krajoznawczej do Polski, bo środkowy obrońcy w obu meczach nie załapał się nawet do kadry meczowej.

Pięciu na jedenastu

W całym tym zestawieniu najbardziej martwi fakt, że problemy w klubie ma aż pięciu zawodników z wyjściowej jedenastki reprezentacji z ostatniego spotkania Euro 2024 z Francją. Jeśli Michał Probierz nie rzucał słów na wiatr i będzie wyciągał konsekwencje w postaci braku powołań dla niegrających piłkarzy, już w październiku będzie musiał na nowo wymyślać podstawowy skład Polski. Wiadomo, że rotacje i tak się pojawią, bo Liga Narodów ma też temu służyć, by przetestować nowych zawodników. I tacy się pojawili, jak choćby Mateusz Bogusz, ale jak pokazuje zestawienie, potrzeb nowych poszukiwań jest więcej.

W samym środku pola mamy trzech zawodników, przy których stoi znak zapytania. Wrześniowe mecze dały nam jednak kierunek, w którym powinna podążać ta reprezentacja, a mianowicie rezygnacja z klasycznej “szóstki”. Nie oczekujemy zatem powołań dla piłkarzy pokroju Tarasa Romanczuka. Wiemy natomiast, jakie ograniczenia – mecze ze Szkocją oraz Chorwacją to pokazały –  mają obecni pomocnicy kadry jak Jakub Piotrowski czy Bartosz Slisz, dlatego liczymy, że selekcjoner spróbuje odkryć nowe twarze i testy nie zakończą się jedynie na powołaniach, jak w przypadku Mateusza Kowalczyka, a realnej weryfikacji jak stało się to z Boguszem.

Ta kadra będzie rodziła się w bólach, bo na jednego Urbańskiego przypada kilku Łęgowskich, Struskich, czy Dziczków. Nie jest jednak tak, że Probierz nie ma w kim wybierać. Krzysztof Mączyński w reprezentacji Adama Nawałki też nie był oczywistym wyborem. I na tego rodzaju spryt oraz zręczność, a przede wszystkim konsekwencję w ogłaszaniu powołań liczymy od selekcjonera.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. FotoPyk

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

27 komentarzy

Loading...