Reklama

Chorwacja pokazała, że Walukiewicz nadal ma spore deficyty. Co może go czekać w Torino?

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

09 września 2024, 17:42 • 10 min czytania 23 komentarzy

Sebastian Walukiewicz w ostatnich miesiącach bardzo mocno rozwinął się we Włoszech, co poskutkowało transferem do Torino. To klub znacznie lepszy, niż  Empoli. W końcu mówimy o zespole, który w zeszłym sezonie był czwartą najlepszą defensywą w Serie A. Stoper przez ostatnie miesiące był postrzegany jako ten, któremu należy dać szansę w reprezentacji Polski. Jeśli obrona Biało-Czerwonych przeciekała, wielu natychmiast wymieniało jego nazwisko. Selekcjoner Michał Probierz podczas ostatniego zgrupowania mocno w niego uwierzył, ale można odnieść wrażenie, że piłkarz nie do końca wykorzystał minuty, które otrzymał. Teraz czekają go miesiące prawdy. 

Chorwacja pokazała, że Walukiewicz nadal ma spore deficyty. Co może go czekać w Torino?

Kariera Sebastiana Walukiewicza to wielka sinusoida. W 2020 roku zaczął wyglądać nadspodziewanie dobrze w Cagliari. Sprawiło to, że błyskawicznie pojawiły się plotki na temat jego przejścia do dużo większego klubu, a także otrzymał powołanie do reprezentacji Polski. Podczas pierwszych trzech spotkań udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał i za kilka lat możemy mieć naprawdę klasowego stopera.

Los okazał się jednak wyjątkowo przewrotny. Problemy z kontuzjami, a także regularną grą sprawiły, że na ponowny występ w narodowych barwach musiał czekać niemalże cztery lata. Po świetnej rundzie wiosennej wydawało się, że Walukiewicz może stać się upragnionym liderem formacji obronnej. Okazało się, że dobra postawa w Empoli to za mało i nadal musi poprawić wiele rzeczy w swojej grze.

Reklama

Na zakręcie

Przed rokiem mało kto wierzył w to, że Sebastian Walukiewicz wróci do reprezentacji Polski. Zdecydowanie bardziej można było stawiać na powrót do Ekstraklasy. Mimo młodego wieku czasy, kiedy zachwycał u Eusebio Di Francesco w Cagliari dawno minęły.

Jego problemy rozpoczęły się od zwolnienia tego szkoleniowca w sardyńskim klubie i zatrudnienia Leonardo Sempliciego. Wtedy przegrał rywalizację o pierwszy skład, a także zaczął mieć problemy z kontuzjami. W sezonach 2021/22 i 2022/23 uzbierał zaledwie 903 minuty w Serie A, co wiele wyjaśnia.

Za delikatne światełko w tunelu można uznać zeszłoroczne lato, kiedy mimo przeciętnej postawy Empoli wykupiło go za 4,5 miliona euro. Należy jednak pamiętać, że mówimy o klubie wyjątkowo biednym, który wiedział, że za takie pieniądze trudno będzie pozyskać kogoś sensowniejszego.

Po transferze definitywnym zaczął dostawać więcej szans, nie przełożyło się to jednak na jakość występów. Podczas rundy jesiennej sezonu 2023/24 był jednym z najsłabszych stoperów w Serie A. Zaliczył fatalne występy z Juventusem, Romą oraz Atalantą Bergamo.

Podczas pierwszego z nich miał duże trudności z Dusanem Vlahoviciem, a także dał się objechać Federico Chiesie przy straconej bramce. Starcie z drużyną „Giallorossich” to najprawdopodobniej najgorszy mecz w jego karierze. Wtedy Empoli przegrało 0:7. Słaba postawa Polaka została brutalnie wykorzystana przez Paulo Dybalę oraz Romelu Lukaku. Kolejny raz okazało się, że Walukiewicz ma problem z silnymi napastnikami. Został zmieniony w 45. minucie meczu, a jego zespół przegrywał 0:3. Był to mocny sygnał od trenera i na pewno trudno się po takim czymś pozbierać.

Rywalizacja z Atalantą również nie należała do udanych. Polak nie mógł sobie poradzić z napastnikiem (a jakże inaczej) Gianlucą Scamaccą, który sprawił, że po minimalnie lepszych tygodniach przypomniały się rzymskie koszmary.

Reklama

Jedynym plusem podczas rundy jesiennej Walukiewicza był fakt, że grał. Większość tych występów wyglądała jednak słabo, więc trudno było mówić powrocie do reprezentacji Polski. Nic wtedy nie wskazywało na to, że lada moment nadejdą lepsze chwile.

Przebudzenie

W połowie stycznia nowym trenerem Empoli został Davide Nicola. Toskański klub znajdował się wówczas w fatalnej sytuacji i wydawało się, że spadek jest nieubłagany. Niestety postawa Walukiewicza w pewnym stopniu również przyczyniła się do takiego stanu rzeczy. Nicola to jednak ktoś, kto we Włoszech uchodzi za cudotwórcę. W przeszłości potrafił wyciągać z beznadziejnych sytuacji Crotone i Salernitanę.

Przemianom tych zespołów towarzyszyło zbudowanie pewności siebie w formacji obronnej. Podczas pracy z tym szkoleniowcem kibice mogli mieć problem, aby rozpoznać kilku obrońców po przemianie, która dokonała się w najmniej spodziewanym momencie. Po przyjściu do „Azzurrich” błyskawicznie okazało się, to wymarzony trener dla polskiego stopera i potrafi wyciągnąć z niego to, co najlepsze.

Już podczas pierwszego spotkania (z Monzą) Walukiewicz wyglądał zupełnie inaczej niż za kadencji Aurelio Andrazzoliego oraz Paolo Zanettiego. Stoper złapał pewność siebie, dobrze czytał zamiary rywala, a także inicjował ataki Empoli. Prawdziwym meczem założycielskim okazała się jednak rywalizacja z Juventusem. Wtedy bardzo dobrze poradził sobie z wcześniej wspomnianym Vlahoviciem. Polak wyglądał najlepiej w całej formacji defensywnej, która zneutralizowała atuty „Starej Damy”. Toskańczycy zasłużenie wywalczyli remis 1:1 i przerwali dobrą passę przeciwnika, który w poprzednich tygodniach znajdował się w wybornej formie.

W kolejnych miesiącach Polak kontynuował dobrą passę. Tak naprawdę po przyjściu Nicoli wyglądał gorzej tylko podczas spotkań z Lecce oraz Milanem. Biorąc pod uwagę drobny uraz, którego nabawił się pod koniec sezonu, śmiało można stwierdzić, że po zmianie szkoleniowca zaliczył 12 udanych występów, co jest bardzo dobrym wynikiem. Mocno rzuca się w oczy fakt, że w przeciwieństwie do pierwszych kolejek, przestały sprawiać mu problemy najsilniejsze zespoły. Walukiewicz podczas rywalizacji z Napoli skutecznie wyłączył z gry Victora Osimhena, a w starciu z Interem przyzwoicie radził sobie z Lautaro Martinezem.

Jakość polskiego stopera została potwierdzona w statystykach. W lidze włoskiej wybijał piłkę średnio 5,3 razy na mecz i lepszy pod tym względem był tylko Jaka Bijol. Polak nie miał sobie równych jeśli chodzi o liczbę zablokowanych strzałów na 90 minut.

Gorzej zdecydowanie było z przechwytami, gdzie znacznie korzystniej wyglądali obrońcy powszechnie uważani za jednych z najlepszych w lidze. To najważniejsza statystyka, która jest w stanie potwierdzić umiejętność czytania gry, a także myślenia dwa kroki do przodu. W przeciwieństwie do Polaka świetnie pod tym względem wyglądali m.in. Alessandro Buongiorno oraz Gleison Bremer, którzy cieszą się znakomitą reputacją w lidze włoskiej.

W dwóch poprzednich klasyfikacjach Walukiewicz wyglądał korzystnie również ze względu na defensywne usposobienie Empoli, w takich klubach obrońcy często znajdują się „pod prądem”.

Trzeba przyznać, że w minionym sezonie Polak zaliczył jedną z ciekawszych przemian w Serie A. Po niezwykle trudnych latach w końcu pojawiła się nadzieja na lepsze jutro. Udowodnił, że może być ciekawą i tanią opcją dla drużyn, które szukają stopera.

Nad Empoli nie ma za bardzo co się rozwodzić. To klub, który posiada wyjątkowo skromny, jak na warunki Serie A budżet. Samo miasto ma tylko 44 tysiące mieszkańców. Wszystkie te aspekty sprawiają, że każdy sezon spędzony w Serie A jest dla nich świętem. W „Azzurrich” obrońca nie mógł liczyć na więcej, to zawsze będzie zespół, który walczy co najwyżej o ligowy byt. Za plus można uznać niewielką presję, ponieważ Stadio Carlo Castellani uchodzi za jeden ze spokojniejszych we Włoszech. Ze zdecydowanie większymi oczekiwaniami, a także elektryzującą atmosferą musiał mierzyć się w Caglari.

Słodko-gorzki powrót do kadry

Kiedy Sebastian Walukiewicz wracał do reprezentacji Polski, wielu kibiców miało spore nadzieje co do jego występów. Od jakiegoś czasu nasza linia obrony wygląda fatalnie, co sprawia, że najlepszymi są ci, których w niej nie ma. Jego powrót do kadry wyglądał obiecująco. Na początku czerwca zdobył bramkę, a także zagrał dobry mecz w obronie przeciwko Ukrainie. Z perspektywy czasu wiemy jednak, że nasi wschodni sąsiedzi nie byli wtedy w najlepszej dyspozycji, a spotkania towarzyskie rządzą się swoimi prawami.

Prawdziwy test nadszedł podczas obecnego zgrupowania. Michał Probierz wprowadził go na boisko po pierwszej połowie meczu ze Szkocją. Przyczyną wejścia Sebastiana była fatalna dyspozycja Jakuba Kiwiora. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zagrał znacznie lepiej od zawodnika Arsenalu, trudno jednak mówić o występie idealnym. O ile w grze do przodu Walukiewicz miał bardzo dużo do zaoferowania, o tyle w obronie wyglądało to gorzej. Jego błędy nie wyglądały tak spektakularne, jak te Kiwiora, jednakże nie mogliśmy mówić o spokoju pod bramką.

Po fatalnej dyspozycji Kiwiora stało się oczywiste, że Walukiewicz jest faworytem do wyjścia w podstawowym składzie na mecz z Chorwacją. Jego obecność wywołała powszechne zadowolenie. Na boisku otrzymaliśmy jednak bardziej wyostrzoną wersję tego, co zobaczyliśmy w czwartek na Hampdon Park w Glagow. 24-letni obrońca zaliczył 88 kontaktów z piłką, pięciokrotnie odzyskał futbolówkę i pod względem statystycznym wyglądał naprawdę solidnie. Kibicom po raz kolejny mogło podobać się to, jak buduje akcje od tyłu, a także dogrywa dalekie piłki. Problem stanowiły pojedynki z rywalem i praca w defensywie. Miał ogromne problemy z Igorem Matanoviciem, który nie jest takim tuzem jak Romelu Lukaku, Dusan Vlahović czy Gianluca Scamacca, a mimo to Polak przegrywał z nim sporo starć.

Obecność Walukiewicza nie sprawiła, że defensywa reprezentacji Polski zaczęła wyglądać lepiej. Po jego faulu Chorwacja otrzymała rzut wolny blisko pola karnego, co w przepiękny sposób zamienił na gola Luka Modrić. Ta akcja sprawiła, że choćby 24-latek grał nie wiadomo jak efektownie, to i tak zostanie zapamiętany głównie tamten moment jego występu.

Mimo porażki przez ten błąd, nie trafił do grona największych przegranych ostatniego zgrupowania. Podopieczni Zlatko Dalicia mieli tak wiele sytuacji, że spokojnie w innych momentach mogliśmy stracić bramkę. Krótko mówiąc: znów mieliśmy furę szczęścia. Całkowicie zasłużenie znacznie więcej uwagi poświęca się kiepskiej dyspozycji Jakuba Kiwiora, a także Jakuba Modera niż Sebastiana Walukiewicza.

Trudno też powiedzieć, że po wczorajszym występie przestał zasługiwać na grę w reprezentacji Polski. Wczorajszy mecz sprawił jednak, że straciliśmy nadzieję co do tego, że wychowanek Legii Warszawa z miejsca odmieni oblicze naszej obrony. Być może kilka miesięcy  gry na wysokim poziomie w Empoli to zbyt mało, aby przenieść jakość na reprezentację Polski, w której trzeba radzić sobie z dużo większą presją.

Moment prawdy

Sebastian Walukiewicz 30 sierpnia został kupiony przez Torino. Polski obrońca kosztował pięć milionów euro i związał się kontraktem ważnym do 2027 roku. To przejście do klubu o znacznie większej renomie, oczekiwania w „Granacie” również są znacznie wyższe aniżeli w Empoli. Turyński zespół w ostatnich latach może kojarzyć się z miejscem, które potrafi jak mało kto rozwijać stoperów. Za doskonałe przykłady mogą służyć wcześniej wspomniani Gleison Bremer oraz Alessandro Buongiorno. To gracze, którzy w barwach Torino stali się jednymi z najlepszych obrońców w Serie A i zostali wytransferowani za naprawdę pokaźne kwoty. Kiedy Polak w sierpniu zmieniał klub, liczono na to, że zacznie podążać podobną drogą. Nie będzie to jednak łatwe wyzwanie.

Torino zakończyło zeszły sezon na 9. miejscu w Serie A. Warto jednak podkreślić, że „Granata” straciła zaledwie 36 bramek i lepszym wynikiem mogły pochwalić się tylko Inter, Juventus oraz Bologna. To klub, który w głównej mierze bazuje na szczelnej defensywie, neutralizowaniu atutów rywala, a także kontratakach. Jeśli Walukiewicz będzie popełniał podobne błędy, co w reprezentacji Polski, to nie ma co liczyć na regularne występy.

Klub w przerwie między sezonami zmienił trenera, wiele rzeczy się jednak nie zmieniło. Paolo Vanoli to szkoleniowiec, który preferuje podobny system gry, co jego poprzednik Ivan Jurić. Możemy więc spodziewać się formacji 3-5-2. W tym momencie Walukiewicz nie ma wielkiej konkurencji na swojej pozycji, nie oznacza to jednak, że dostanie pierwszy skład za darmo. Na korzyść polskiego stopera działa fakt, że najlepszy obrońca Torino jest kontuzjowany. Peter Schuurs pod koniec października 2023 roku zerwał więzadła krzyżowe i ma wrócić na boisko dopiero w listopadzie. Rywale Walukiewicza, czyli Mergim Vojvoda, Adam Masina nie są wielkimi tuzami, więc w teorii Polak powinien szybko przekonać do siebie Vanoliego.

Tego lata klub ze stolicy Piemontu sprowadził również Saula Coco z Las Palmas, który kosztował nieco więcej od Polaka i z miejsca wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce. Poza nominalnymi stoperami trener Vanoli lubi również umieszczać w linii obrony pomocnika Adriena Tameze, który całkiem nieźle wywiązuje się z powierzanych mu zadań.

Walukiewicz wchodząc do Torino musi mieć na uwadze fakt, że błędy w tym miejscu będą traktowane znacznie mniej pobłażliwie, niż w Empoli. Kluczowym elementem do wywalczenia sobie miejsca w wyjściowej jedenastce jest dyscyplina taktyczna. Wymienieni zawodnicy może i nie są wybitni, ale potrafią dobrze się ustawiać, o czym przekonał się w tym sezonie AC Milan.

W pierwszym spotkaniu po transferze Walukiewicz wszedł na boisko chwilę przed rozpoczęciem doliczonego składu gry. Rywalem turyńczyków była Venezia, czyli beniaminek z przeciętnym składem. Jeśli reprezentant Polski będzie grał regularnie i na wysokim poziomie w Torino, to być może przełoży się to na jakość występów w reprezentacji Polski. Miejmy nadzieję, że mimo uwidocznionych w ostatnim czasie deficytów, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: 

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

23 komentarzy

Loading...