Reklama

Zrewolucjonizowali futbol, poszli na wojnę. Historia Szkotów z Queen’s Park

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

05 września 2024, 11:05 • 12 min czytania 14 komentarzy

Wspomnienie z pogranicza legendy uznawane jest za faktyczny moment narodzin współczesnego futbolu w Szkocji i zarazem powstanie najstarszego w tartanowym kraju klubu piłkarskiego — Queen’s Park FC. Zespołu ze wszech miar wyjątkowego, choć dziś już nieco zapomnianego. A wspominać go warto nie tylko dlatego, że najprawdopodobniej The Spiders zawdzięczamy aktualny kształt bramki, wiele zasad współczesnej piłki nożnej i oparty na podaniach styl gry. Historia Queen’s Park to także wielkie poświęcenie piłkarzy, trenerów, działaczy i pracowników, którzy w momencie próby porzucili ukochaną drużynę i ruszyli na wielką wojnę. W imię walki o ojczyznę gotowi byli pozwolić, by na włosku zawisł los całego projektu spod znaku tajemniczej pajęczyny na rogu Victoria Road i Prince Edward Street w Glasgow.

Zrewolucjonizowali futbol, poszli na wojnę. Historia Szkotów z Queen’s Park
9 lipca 1867 roku napisano:

Dzisiaj wieczorem, o godzinie wpół do dziewiątej, grupa dżentelmenów spotkała się pod numerem 3 przy Eglinton Terrace w celu założenia klubu piłkarskiego.

Tak prawdę powiedziawszy, nikt do końca nie wie, z jakiego powodu założeni w pewien lipcowy wieczór Queen’s Park noszą przydomek Pająki. Ciekawą wydaje się jednak teoria niestrudzonego historyka Richarda Younga, choć on sam często załamuje ręce nad swoim skomplikowanym śledztwem dotyczącym początków futbolu w Szkocji:

— Pierwsze spotkanie ojców założycieli odbyło się pod adresem Eglinton Terrace 3 w Queen’s Park i dotyczyło głównie osób walczących z alkoholizmem i sposobów pomagania im z nałogiem. Przybyli goście byli przedstawicielami Young Man’s Christian Association — zdradza w rozmowie z The Herald i od razu dodaje, że poza faktem założenia wówczas klubu piłkarskiego, niczego nie jest w tej sprawie całkowicie pewny: – Wszelkie zapisy na temat istnienia takiego adresu zniknęły z oficjalnych kronik gdzieś na początku XX wieku. Nie umiem ustalić z całą stanowczością, gdzie to dokładnie było. Za powszechnie przyjętą lokalizację uznaje się 404 Victoria Road, ale ja nie jestem przekonany.

Jak zauważa sam historyk, budynek pod takim adresem został zbudowany dopiero w 1882 roku. A nikt przecież nie zakładałby klubu piłkarskiego gdzieś pod chmurką…

Reklama

Pewnego razu, przechadzający się po okolicy Young i towarzyszący mu kolega po fachu — Graeme Brown — zauważyli charakterystyczny wzór na ścianie gmachu Bank of Scotland. Pajęczynę. Właśnie na rogu Victoria Road i Prince Edward Street. To był początek życia dla nowej, nadal nie do końca potwierdzonej teorii, która zakładała, że do nadania drużynie przydomku mógł zainspirować uczestników wiekopomnego spotkania jakiś widok zza okna i może rysunkowa pajęczyna znajdowała się w tym miejscu nie bez przyczyny. Może symbolizowała coś sprzed ponad stu pięćdziesięciu lat. Idąc po nitce do kłębka, badacze ustalili całkiem nową lokalizację.

Prince Edward Street 26.

To pod ten adres należy zdaniem dwóch historyków kierować pielgrzymki kibiców, szukających źródeł szkockiej piłki nożnej. Panowie nie wykluczają, że się mylą, ale utrzymują, że dowodów na ich rację jest więcej i zdają się one zdecydowanie mocniejsze. Young i Brown skorzystali ze starej mapy tras tramwajowych z roku 1871, aktu własności zakupu ziemi określonej jako Eglinton Terrace z 1863 i mapy kolejowej z 1879. Pierwszą nałożyli na drugi, drugi na trzecią, potem jeszcze pierwszą na trzecią i eureka!

Prince Edward Street 26. Obrysy budynków i układ ulic zgadzały się niemal całkowicie.

To trochę jak w filmach o przygodach Indiany Jonesa — śmieje się Young. Ale też przyznaje, że nie spocznie, póki nie znajdzie kolejnych dowodów na to, że ma rację. Nadal mu mało.

Reklama
Schemat na bazie którego Young i Brown ustalili lokalizację historycznego Eglinton Terrace 3.

Uparci i skrupulatni historycy są nieocenieni w dochodzeniu do prawdy. Dzięki nim przetrwała pamięć o powstaniu Queen’s Park, wielkich sukcesach klubu z pierwszych lat istnienia, wyjątkowym na tamte czasy stylu gry drużyny i zasadach, które Pająki przyjęły jeszcze w czasach wiktoriańskich. Te dotyczyły przede wszystkim kwestii wynagrodzenia dla grających w zespole piłkarzy, a właściwie jego braku. Zawodnicy Queen’s Park mieli grać w piłkę dla przyjemności oraz utrzymania dobrej formy fizycznej i psychicznej.

9 lipca 1867 roku napisano również:

Ludere causa Ludendi

Łacińska sentencja oznacza w wolnym tłumaczeniu „grę dla samej gry”. Od początku zakładano, że klub będzie strukturą stricte amatorską i żaden z Pająków nie dostanie za swoje boiskowe popisy ani grosza. Regułę tę utrzymano długo po śmierci pierwszych założycieli Queen’s Park FC, lecz do dziś nie zdołała ona przetrwać w zakładanym na początku wymiarze.

Choć nieopłacani, piłkarze pierwszego w Szkocji klubu piłkarskiego naturalnie stali się z miejsca najlepszymi w kraju. To oni jako pierwsi wystąpili w roli reprezentacji narodowej w zremisowanym bezbramkowo meczu z Anglią. To wokół nich zbudowano całą federację piłkarską, oni wyznaczali trendy i przez kilkadziesiąt lat stanowili o sile szkockiej piłki. Oprócz gry w imieniu całego kraju zaliczyli kilka wielkich sukcesów pod znakiem Queen’s Park — dziesięciokrotnie wygrywali Puchar Szkocji, wszystkie swoje zwycięstwa odnosząc jeszcze w XIX wieku.

W dodatku styl. Śmiało można powiedzieć, że Queen’s Park FC to prekursorzy nowoczesnej piłki nożnej. Jako pierwsza ze znanych nam drużyn mieli grać w tę grę… po prostu inaczej. Anglicy nie byli gotowi na to, że ktoś stosuje taktykę jakkolwiek odbiegającą od znanej im bieganiny. Kopali mocno, ale głównie w nogi rywali. Gdy już mieli futbolówkę, to zwykle biegli z nią jak najdalej i nikomu jej nie oddawali. A Pająki? Takich kosmitów futbolowy świat do tego czasu nie widział. Podania to była czarna magia. Ale też zalążek współczesnej gry zespołowej.

W 1869 roku H. N. Smith sklecił nawet krótki wierszyk o meczu Queen’s Park, w którym chwalił kopanie piłki, jako alternatywę dla ciągłych dryblingów. Szło to tak:

The men are picked – the ball is kicked,

High in the air it bounds;

O’er many a head the ball is sped…

Poeta trochę odziera z romantyzmu szkocką tiki-takę. Podania Pająków nie wędrowały jak po nitce od nogi do nogi, a raczej przelatywały nad głowami wszystkich obecnych na boisku piłkarzy. Na Anglikach w sławnym meczu taktyka ta zrobiła jednak spore wrażenie. Na tyle duże, że jeszcze w XIX wieku i oni zaczęli się przekonywać do tego szaleństwa. A reszta jest historią.

Drużyna Queen’s Park z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku.

Historią, w której z czasem przestawało być wystarczająco dużo miejsca dla ekipy Queen’s Park. Kryzys rozpoczął się już na początku nowego stulecia, kiedy w samej Szkocji pojawiły się lepsze drużyny, a lepsi piłkarze zaczęli opuszczać kraj i kontynuowali swoje kariery w Anglii. Tam łatwiej było przejść na zawodowstwo, a Pająki nadal nie zamierzały porzucać swojej amatorskiej doktryny.

Najbardziej dotkliwą była chyba strata Roberta Smytha McColla, jednego z asów drużyny, który przeszedł do Newcastle United. Toffee Bob, nazywany tak z powodu prowadzonej wraz z bratem sieci małych sklepików, na przełomie wieków poczuł, że Queen’s Park to klub za mały na jego ambicje. Od jego odejścia Pająki nie osiągnęły już żadnego znaczącego sukcesu — o Pucharze Szkocji można było tylko pomarzyć, wszelkie inne oficjalne rozgrywki to były zdecydowanie za wysokie progi. Pozostawały turnieje towarzyskie.

Odejście McColla miało też niebagatelny wymiar symboliczny. Wyróżniający się na tle kolegów zawodnicy Queen’s Park dostali sygnał, że ich umiejętności są coś warte i nie ma sensu kisić się dalej w ekipie The Spiders. Moment ten uznawać należy za początek końca ponad trzydziestoletniej złotej ery klubu.

Podczas gdy McColl przeprowadzał w nowym zespole rewolucję i uczył nowych kolegów gry opartej na posiadaniu piłki i wymianie podań, Queen’s Park popadali w marazm. Tak dobrze rozumiejących grę zawodników było w szatni coraz mniej, a gdy już ktoś faktycznie kumał czaczę, to jego umiejętności nijak nie przystawały do jakości prezentowanej przez McColla i innych liderów. Piłkarz po siedmiu latach wrócił do swojego matecznika, ale miał wtedy ponad trzydzieści wiosen na karku i choć znów się wyróżniał, to nie było już to samo.

Rok 1901. Robert Smyth McColl, znany także jako Toffee Bob.

W 1912 roku doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. McColl ostatecznie zakończył karierę, a poważnej kontuzji doznał Peter McWilliam. Drugi z panów, skrzydłowy, zawodnik równie wyjątkowy, co Toffee Bob, nie mógł już grać w piłkę. Nie było mowy o powrocie na boisko. Postanowił więc pójść drogą niosącego kaganek oświaty i został trenerem angielskiego Tottenhamu, a Queen’s Park porzucił.

Dwa lata później nikt już jednak o nim nie pamiętał. Piłka zeszła na dalszy plan, gdy świat opanowała wielka wojna, w której Wyspiarze mieli wziąć czynny udział. I na której Pająki zostawiły życie, zdrowie i swoją młodość.

W klubie nie było nawet jednego maleńkiego momentu zawahania — każdy, kto mógł, zaciągał się do wojska na ochotnika. Wierzcie albo nie, ale Queen’s Park wystawili na pola I wojny światowej drużynę składającą się aż z 226 żołnierzy.

21 grudnia 1914 roku napisano:

To jest jedyne w swoim rodzaju i jedynie właściwe, że choć najstarszy klub amatorski gra obecnie futbol „pierwszej klasy” i jest najważniejszym klubem Szkocji, to może pochwalić się rekordem nieporównywalnym z jakimkolwiek innym klubem.

The Spiders napawali swój kraj dumą. Kilkudziesięciu dumnie oddało na wojnie życie, ale wielu wróciło do domu z tarczą i z miejsca stało się wielkimi bohaterami. Wyróżniony został choćby Fred Mackie, bramkarz trzeciego zespołu Queen’s Park, którego odznaczono Medalem Wojskowym za niezwykłą odwagę na polu bitwy. Zawodnik służył w armii jako saper, ale najbardziej doceniono jego poświęcenie dla kolegi z kompanii. W uzasadnieniu nadania wyróżnienia czytamy:

W nocy, 10 lipca, gdy kompania wracała do obozu i przemierzała otwarty teren, żołnierze nasi dostali się pod ostrzał artyleryjski. Jeden z towarzyszy sapera Mackiego został ciężko ranny. Saper Mackie wykazał się wyraźną walecznością, ponieważ pod ciężkim ostrzałem artyleryjskim pozostał przy rannym i ostatecznie odegrał kluczową rolę w doprowadzeniu go w bezpieczne miejsce.

Na Order Wybitnej Służby (DSO) zapracował sobie inny niezbyt znany piłkarz Queen’s Park. Peter Moodie zagrał dla pierwszego zespołu Pająków tylko raz — w meczu charytatywnym w październiku 1914 roku. Podczas spotkania zbierano fundusze na pomoc ofiarom wojny, których z każdym kolejnym miesiącem miało przybywać. Niewiele brakło, a jedną z nich byłby Moodie, który do wojska trafił jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia.

Podczas jednej z frontowych operacji w okolicach belgijskiego Passchendale piłkarz dowodził niewielkim pododdziałem. Jego żołnierze byli ranni i wycieńczeni, on sam zresztą też, a na domiar złego wróg cały czas napierał na ich pozycje. Nie do pozazdroszczenia było też położenie innych grup brytyjskich żołnierzy — Moodie miał świadomość, że sytuacja jest naprawdę beznadziejna. Widząc jednak szansę dla siebie i swoich ludzi, najpierw ruszył ze swoją wojskową drużyną na pomoc ostrzeliwanym kolegom kilkaset metrów dalej, a później w sprawnym manewrze zdołał wycofać kilkudziesięciu żołnierzy do bezpiecznej lokalizacji. Sam poniósł ciężkie rany, ale przeżył i z czasem wrócił do zdrowia.

Po wojnie zainteresował się przemysłem tekstylnym i prowadził firmę farbującą tkaniny. Jego dzieło kontynuowali syn i wnuk.

Peter Moodie wracający do zdrowia (na zdjęciu z siostrą).

Najbardziej zasłużonym dla państwa i klubu członkiem Queen’s Park był bez wątpienia Ralph Risk. Dwukrotnie odznaczany przez samego króla Jerzego V żołnierz, piłkarz i działacz był niezwykle oddany swojej wojennej misji. Dokładnie udokumentowano liczne dowody jego bohaterstwa pod intensywnym ostrzałem wrogich wojsk. Trudno jednak zliczyć, jak wielu towarzyszom wojennej niedoli Risk uratował życie, więc w jednym z raportów dotyczących jego postawy na polu bitwy napisano po prostu:

Jego zapał i niezmordowana energia są wręcz trudne do opisania.

Risk to jeden z tych, którzy po powrocie z pola bitwy próbowali pozostać bardzo blisko klubu. Porucznik kilkanaście lat później został nawet prezesem Queen’s Park, ale jego dwuletnie rządy nie obfitowały w sukcesy — Riska ciągnęło do wojny, nie był w stanie powrócić do swojego dawnego życia i cały czas nosił w sobie zadry przyniesione z frontu. Ten niegasnący ogień wykorzystano jeszcze podczas II wojny światowej, kiedy były piłkarz pomagał w szkoleniu nowych rekrutów.

Nie wszyscy mogli jednak doświadczyć życia po wojnie. Wielu kolegów Riska nie wróciło do Szkocji, a wśród nich był choćby towarzyszący przyszłemu porucznikowi podczas letniego tournée po Danii i Szwecji Eddie Garvie. W czerwcu 1914 roku Queen’s Park na specjalne zaproszenie udali się zagranicę. Pająki miały zagrać w pokazowych spotkaniach propagujących grę w piłkę nożną, choć świat stał wtedy u progu wielkiego konfliktu. Letnia aura sprzyjała jednak szampańskiej zabawie — piłkarze czerpali ogromną radość z wyjazdu w wyjątkową delegację, a dwudziestodwuletni Garvie i Risk przednio bawili się na pokładzie statku zmierzającego do Goteborga.

Eddie Garvie w drodze do Szwecji.

A później obaj trafili na front, gdzie jeden został bohaterem, a drugi zmarł śmiertelnie ranny w niewoli.

5 listopada 1915 roku napisano:

Wielki żal niech zapanuje w Szkocji po wiadomości o śmierci kaprala E. S. Garviego, który zmarł w Niemczech w wyniku ran odniesionych we Francji. Najbardziej wszechstronny zawodnik Queen’s Park znany był wszystkim od wielu lat. Niby lewy obrońca, a potrafił zagrać na każdej pozycji. Skrupulatny, uczciwy i niezwykle mądry, doskonały we wszystkim, czego spróbował. Choć kuszony przez lata profesjonalnym kontraktem, nigdy nie opuścił Pająków.

Ilu walczących, tyle różnych opowieści. Z pierwszego zespołu Queen’s Park, oprócz Garviego i Riska, do wojska zaciągnęło się jeszcze dziesięciu innych piłkarzy. Oprócz nich na front poszli zawodnicy drugiej, trzeciej i czwartej drużyny, trenerzy, pracownicy. Nawet będący nadal członkiem struktur klub Toffee Bob ruszył w bój i szczęśliwie wrócił w pełni zdrowia do domu. Brakłoby pewnie miejsca na naszym serwerze, by opowiedzieć wszystkie 226 historii. Pamięć o swoich bohaterach kultywuje jednak klub, który w obszernych opracowaniach przypomina o każdym z żołnierzy spod znaku pajęczyny na rogu Victoria Road i Prince Edward Street. Albo jakiejś innej, bo Richard Young nadal nie jest pewny lokalizacji historycznego Eglinton Terrace 3.

***

Epilog

Queen’s Park FC od lat jest symbolem narodzin szkockiej piłki, ale klub już od dawna nie jest w stanie nawiązać do sukcesów z końca XIX wieku. Tuła się po niższych ligach, raz wygra, raz przegra. Sposobem na odmienienie tego przykrego losu legendarnej marki miała być kontrowersyjna decyzja o porzuceniu myśli przewodniej towarzyszącej ojcom założycielom The Spiders. W Queen’s Park nie gra się już tylko dla samej gry.

14 listopada 2019 roku napisano:

Niniejszym Queen’s Park FC staje się klubem zawodowym.

Wprowadzenie nowego ładu w klubie o tak bogatej historii nie było łatwe, ale zdecydowana większość członków Walnego Zgromadzenia była zgodna — reformy są konieczne, jeśli zespół ma funkcjonować choćby na drugim poziomie rozgrywkowym. Tym bardziej że teraz trudniej podebrać Pająkom największe talenty, które, tak jak kiedyś Robert Smyth McColl, jeszcze kilka lat temu wyjeżdżały do Anglii i szybko zapominały o jakimś małym, amatorskim klubie z Glasgow.

Nawet jeśli tak naprawdę to wielki i wyjątkowy klub.

POZNAJ WIĘCEJ CIEKAWYCH HISTORII:

Fot. Queen’s Park FC / Glasgow Life

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Ekstraklasa

„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Jakub Radomski
10
„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Komentarze

14 komentarzy

Loading...