Reklama

Niedźwiedź o szerokim uśmiechu. Teddy Riner, najlepszy judoka w historii

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

08 sierpnia 2024, 12:04 • 13 min czytania 4 komentarze

W dzieciństwie garnął się do wielu sportów, od pływania, po tenis, piłkę nożną czy koszykówkę. Te drużynowe jednak były dla niego o tyle problematyczne, że sam nie miał wpływu na wynik rywalizacji. Za to stosunkowo szybko, bo już w wieku pięciu lat, dzięki starszemu bratu odkrył judo. Z piłką jednak nie zerwał. Jest zagorzałym kibicem PSG, w którym zakochał się jeszcze za czasów, kiedy w barwach paryżan grał Ronaldinho. I tak samo jak Brazylijczyk, ważący ponad 140 kilogramów Teddy Riner demoluje swoich rywali z ogromnym uśmiechem na ustach pokazując, że jest najlepszym judoką, jakiego ten świat stworzył.

Niedźwiedź o szerokim uśmiechu. Teddy Riner, najlepszy judoka w historii

LEGENDA

Podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, w swoim kraju, a nawet swoim mieście, w którym się wychował Teddy Bear – jak nazywają go kibice – zgarnął kolejne złota olimpijskie. W swojej długiej i bogatej karierze ma już pięć, ale trzy indywidualne. Na najwyższym stopniu mistrzostw świata stawał z kolei aż 12 razy. A kiedy po raz pierwszy zostawał najlepszym na planecie zawodnikiem w kategorii +100 kilogramów, ustanowił historyczny rekord. Liczył sobie wtedy 18 lat i 159 dni. Żaden inny judoka w historii nie zdobył tytułu czempiona globu w młodszym wieku.

W 2024 roku, po 17 latach od tamtego sukcesu, Riner posiada już status absolutnej legendy. Boga judo. Wielkiego idola kraju, który jest absolutnie zakochany w tym sporcie. Nie na darmo wybrano go wraz ze słynną sprinterką Marie-José Pérec do tego, by czynił honory odpalenia znicza olimpijskiego.

O francuskim mistrzu porozmawialiśmy z Waldemarem Legieniem. Dwukrotny mistrz olimpijski w tym sporcie od lat mieszka we Francji i jest związany z tamtejszym środowiskiem judo: – Bardzo dobrze znam Teddy’ego, bo go jakiś czas go prowadziłem, bił się w drużynie z moim synem. Riner bardzo fajnie wychodzi w mediach, natomiast prywatnie jest specyficzny. Każdy ma swój swój charakter, a on bardzo dba o swój image i to ma pozytywne skutki. Jednak rzadkością jest, by któryś z czynnych zawodników zapalał znicz olimpijski. Teddy to zrobił, a to jest naprawdę duże wyróżnienie. Teraz zdobycie dwóch złotych medali, przede wszystkim w starcie indywidualnym, daje mu we Francji naprawdę dużą pozycję. Zresztą tak samo jak i na świecie, bo w judo to jest potężna gwiazda.

Reklama

Marie-Jose Perec i Teddy Riner rozpalający znicz olimpijski

W samej Francji też chyba nie będzie większej gwiazdy igrzysk. Francuzi w każdym sporcie zdobywają medale. Wprawdzie mają Leona Marchanda w pływaniu, który w Paryżu zdobył cztery złota, pływa jak rekin. Ale pływacy mają więcej szans na tytuły. Oni mogą występować w wielu konkurencjach na jednych igrzyskach. W judo długo nie było takiej możliwości, bo to dopiero drugie igrzyska, gdzie mamy zawody drużynowe. Także teraz była szansa, żeby niektórzy zdobyli dwa medale – kontynuuje Legień.

Pozostając przy temacie wielkości Rinera, może być ona traktowana dosłownie i w przenośni. Przydomek Teddy Bear nie wziął się bowiem znikąd. Ten gość jest gigantyczny, mierzy 204 centymetry wzrostu i waży ponad 140 kilogramów. Jego obwód klaty wynosi 120 centymetrów, a rozmiar bicepsa przekracza 50 cm. To prawdziwy Hulk w świecie judo, który nawet w najcięższej kategorii wygląda na monstrum i zmiata swoich rywali siłą. Chociaż i techniki nie można mu odmówić. Sam zainteresowany mówił wielokrotnie, że w judo podoba mu się ciągłe poszukiwanie tego, jak zrobić idealny ippon, czyli właśnie technikę kończącą walkę.

Reklama

UŚMIECH, KTÓRY JEST AŻ ZA SZEROKI

Jeżeli wejdziecie na stronę judoki na Wikipedii, to może rzucić się wam w oczy, że miejscem jego urodzenia jest Gwadelupa. Ale Teddy nie jest żadnym imigrantem, który wraz z rodziną przybył do Europy w poszukiwaniu lepszego życia. Miejsce urodzenia Rinera wynika stąd, że postanowił przyjść na świat akurat w momencie, kiedy jego rodzicie, Moïse Riner i Marie Pierre Melgard, byli na wakacjach.

Riner całe życie spędził więc w Paryżu. Tutaj w młodości próbował różnych sportów – pływania, tenisa, ale też piłki nożnej czy koszykówki. Do dyscyplin drużynowych jednak zniechęcało go to, że wynik rywalizacji nie zależał tylko od niego. Dlatego, choć niezmiennie kibicuje PSG, w którego barwach imponował mu jeszcze Ronaldinho, a od 2017 sam reprezentuje ten klub w sekcji judo, to właśnie rzucanie rywala na matę w dzieciństwie zaczęło sprawiać mu najwięcej frajdy.

Prędko okazało się, że Teddy ma do tego ogromny talent. Dodatkowo wyróżniał się warunkami fizycznymi oraz… podejściem do życia.

– To jest bardzo sympatyczny chłopak, śmieszny, wyluzowany, ale czasami z tym przesadza. Nie trenował tak ciężko jak inni, bo w ciężkiej wadze trening wygląda nieco inaczej. I to był dla trenerów problem z prowadzeniem Teddy’ego, że on sobie mógł pozwolić na to, by luźniej trenować. Pozostali zawodnicy chcieliby robić to samo, co Teddy, ale niestety w tych niższych wagach trzeba zasuwać bardziej. No i Teddy mimo wszystko robił wynik – opisuje mistrza Waldemar Legień: – Ogólnie judo to sport indywidualny, w którym trzeba być specyficznym. Trzeba być po prostu trochę innym od wszystkich, ale ta inność powoduje, że jesteśmy lepsi. W tym sporcie nie można mieć w grupie samych baranków. Trzeba mieć ludzi z charakterem, bo on cechuje wielkich mistrzów.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Kto wie, czy tego luzu i sportowej bezczelności nie nauczył się właśnie od jednego ze swoich sportowych idoli? Wspomnianego Ronaldinho, który z dużą dozą uśmiechu, ale też bezczelności potrafił ośmieszyć na boisku niejednego rywala. Riner także był bezczelny na macie. W trakcie kariery wielu zawodników zarzucało mu, że zbyt ekspresyjnie wyraża swoją radość po wygranej. Może się to wydawać błahostką, ale w świecie judo zbudowanym na szacunku do rywala, powściągliwości i kontrolowaniu emocji, przesadne celebrowanie sukcesów nie jest mile widziane. Riner miał to jednak gdzieś. No i miał też wiele okazji, by to pokazać.

Ale swój zawzięty charakter ujawniał też po porażkach, z którymi nie mógł się pogodzić. Tak było chociażby w 2010 roku, kiedy podczas mistrzostw świata w Tokio zdobył złoto w kategorii +100 kg, ale już w kategorii open przegrał na punkty 1:2 z Daikim Kamikawą. Werdykt wywołał w nim taką frustrację, że po pojedynku odmówił rywalowi podania ręki oraz tradycyjnego ukłonu, a po wszystkim po prostu się popłakał.

Czy z wiekiem dojrzał? Oczywiście, że tak, na co wpływ miały zmiany w jego życiu prywatnym. Od lat związany jest z kochającą partnerką Luthną Plocus, z którą ma dwójkę dzieci. Nie jest wielkim skandalistą, choć nie boi się wygłosić swojego zdania. Jak wtedy, kiedy otwarcie sprzeciwiał się wprowadzeniu we Francji horrendalnego podatku wynoszącego 70% dla osób, których przychód przekroczy milion euro. Ale wokół walk wciąż próbował różnych sztuczek by się wyróżnić, lub wyprowadzić rywala z równowagi.

Tak było chociażby w ćwierćfinałowej walce w Paryżu z Guramem Tusziszwilim. Riner po nieco ponad dwóch minutach zrobił ippon i powalił Gruzina na plecy. Ten jednak nie mógł się pogodzić z porażką i zaczął przepychać się z Francuzem. Teddy Winner – to nie literówka w nazwisku, lecz jego kolejny przydomek – nie pozostawał jednak dłużny i wyraźnie podjudzał przeciwnika. Ostatecznie jednak tylko Gruzina zdyskwalifikowano za niesportowe zachowanie. Może dlatego, że de facto całe zdarzenie miało miejsce po tym, jak Riner doprowadził do skutku technikę kończącą. A może zadziałała presja potencjalnej dyskwalifikacji wielkiej gwiazdy gospodarzy?

– Trzeba przyznać, że Riner bardzo ładnie się bił w całym turnieju. Poza pierwszą walką, w której wygrał punktami, resztę już zwyciężał porzucając rywali. Choć należy pamiętać o pojedynku, gdzie doszło do nieporozumienia pomiędzy nim i zawodnikiem z Gruzji. Myślę, że tam wina była z obu stron, a tylko Gruzin otrzymał karę, choć Teddy też się nie zachował fair play. Francuzi to tłumaczą w inny sposób, ale uważam, że jak mieli kogoś ukarać, to obu albo nikogo. Tak to powinno się skończyć. Tylko wiem, że coś tam się działo jeszcze później na zapleczu, jeśli chodzi o zachowanie Gruzina – mówi nam Legień, po czym dodaje:

Ale to cały Teddy. Zupełnie mnie nie dziwi, że złapał się z Gruzinem, bo on jest taki, że prowokuje rywali. Ale w sporcie niestety to też jest część działań strategicznych. To samo widzieliśmy w meczu Igi Świątek z Amerykanką Danielle Collins, gdzie obie panie też miały swoje różne psychologiczne zagrywki.

Bo taki właśnie jest Teddy Riner. Może prowokujący. Może wiecznie uśmiechnięty. Ale w gruncie rzeczy nigdy nie lekceważący rywala. Tę bolesną lekcję odrobił już dawno temu, jeszcze w dzieciństwie, kiedy w finale jednego z juniorskich turniejów klubowych miał okazję zmierzyć się ze swoim bratem. Starszym, ale zarazem już wtedy mniejszym, którego matka natura nie obdarzyła tak znakomitymi warunkami fizycznymi. Teddy górował na tyle, że zaczął się popisywać. Skupiał bardziej na machaniu do zgromadzonej na trybunach rodziny, niż na walce.

– To było pięć sekund. Zaledwie pięć sekund, w czasie których mój starszy brat zaatakował bardzo szybko i przegrałem tę walkę. Nie doceniłem go podczas tego finału. Po tej walce nigdy więcej nie lekceważyłem żadnego przeciwnika – wspominał w artykule dla CNN.

IDOL FRANCJI

W Polsce, pomimo że dawniej mieliśmy w judo wiele sukcesów, ten sport wciąż należy do niszy. We Francji to jedna z najbardziej poważanych form sztuk walki, stąd nie może dziwić, że nad Sekwaną Teddy Riner jest wielką gwiazdą. Jego pojedynki w Paryżu na żywo oglądały inne gwiazdy – te znane ze świata muzyki czy kina. Na finałowym starciu kategorii +100 kg obecny był Emmanuel Macron, który po sukcesie nie omieszkał wyściskać się z mistrzem.

– Jeżeli chodzi o sport francuski, a zwłaszcza te sporty, w których jest ograniczona możliwość zdobycia złotych medali, Teddy jest jedną z największych postaci. Jak wspomniałem, on zapalał znicz olimpijski jako czynny zawodnik, to jest naprawdę bardzo duża rzecz – mówi Waldemar Legień.

W słowach naszej legendy judo nie ma krzty przesady. Chcecie dowód? To zobaczcie, jak tysiące fanów zareagowało, kiedy Teddy Winner pokonał we wspomnianym finale Koreańczyka Kim Min-jonga przez ippon.

Ale na tym nie zakończył się popis 35-latka na igrzyskach organizowanych w jego rodzinnym mieście. Dzień później rozegrano bowiem rywalizację drużynową. Jak wspomniał nasz rozmówca, to nowy twór, który na igrzyskach występuje od poprzedniej edycji. Na marginesie, federacja judo miała nosa, by przeforsować go akurat wtedy, kiedy pierwsze dwie edycje odbywają się w krajach uwielbiających ten sport. Ale powróćmy do tematu bohatera tego tekstu. Owszem, wykonał on zadanie w bardziej prestiżowej rywalizacji indywidualnej, ale nie mogło go zabraknąć także w zmaganiach drużynowych. Polegają one na tym, że każdy kraj wystawia sześciu swoich reprezentantów. Kobiety w kategoriach wagowych 57, 70 i +70 kilogramów, oraz mężczyzn w wagach 73, 90 i +90 kg. Rinner występował oczywiście w najcięższej wadze.

Ale w świecie mediów społecznościowych, to właśnie jedno z jego starć w drużynówce stało się równie słynne, co walka o złoto z ubiegłego dnia. W drugim meczu tego turnieju Francja spotkała się z Koreą Południową. Wydawało się zatem, że fanów czeka powtórka z finału kat. +100 kg, czyli ponowna walka Rinera z Min-jongiem. Jednak do tego momentu – a dodajmy, że kolejność starć dobierana jest losowo – judocy z Francji prowadzili już 3:1 w pojedynkach. Z tego względu trener Koreańczyków zdecydował się oszczędzić srebrnego medalistę igrzysk na ważny pojedynek o brąz z Niemcami. I tak na Rinnera wystawił Lee Joon-hwana, który w Paryżu wywalczył brązowy medal… ale w kategorii do 81 kilogramów! Ciekawe, co przed tym starciem powiedział Joon-hwanowi jego szkoleniowiec. Zakładamy, że wskazówki dotyczące walki z francuskim niedźwiedziem mogły ograniczać się do brzęczkowego „Lee, próbuj…”.

Starcie trwało około półtorej minuty. Zakładamy, że to mogło być najdłuższe dziewięćdziesiąt sekund w życiu Joon-hwana. Opis pod poniższym tweetem brzmi „Rzadki widok Teddy’ego Rinera myjącego podłogę”.

W finale reprezentacja gospodarzy zmierzyła się z zawodnikami Japonii, więc bez wątpienia był to mecz na szczycie judo. Spotkanie było bardzo emocjonujące. Francuzi w końcu bronili mistrzowskiego tytułu, wywalczonego w Tokio. Japończycy chcieli odwdzięczyć się rywalom tym samym i zgarnąć złoto na ich terenie.

Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni triumfowali w pierwszych dwóch walkach. Jako trzeci na tatami pojawił się Riner, który pokonał przez ippon Tatsuru Saito, ale dał mu radę dopiero po upływie regulaminowego czasu walki. Kolejnym starciem był pojedynek Hifumiego Abe z Joanem-Benjaminem Gabą. Abe to prawdziwy kozak, który przed tym pojedynkiem nie zaznał smaku porażki od pięciu (!) lat. Problem polegał na tym, że Hifumi występuje w kategorii do 66 kilogramów, a walczono w limicie 73, czyli takim, w którym występuje Gaba. Japończycy liczyli na to, że ogromne umiejętności Abe zniwelują przewagę fizyczną Francuza, ale się przeliczyli i ich przewaga stopniała do wyniku 3:2. W ostatniej walce triumfowała z kolei Clarisse Agbegnenou, więc stało się jasne, że o olimpijskim złocie zdecyduje pojedynek dodatkowy.

Jego założenie jest proste: spośród wspomnianych już sześciu kategorii wagowych, sędziowie losują jedną, i to ci judocy (lub judoczki) rozstrzygają losy medalu dla drużyny. To jeden z najbardziej emocjonujących momentów, bo daje przewagę jednej lub drugiej nacji. W końcu gdyby na przykład wylosowano, że o złoto powalczą zawodniczki w kategorii do 57 kilogramów, to Japonia do boju posłałaby Natsumi Tsunodę – trzykrotną mistrzynię świata, która w Paryżu została mistrzynią olimpijską.

Ale w losowaniu padł taki wynik, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby Japończycy próbowali zwietrzyć w nim spisek. Maszyna losująca wskazała bowiem na dywizję +90 kilogramów. W ten oto sposób na tatami ponownie pojawili się Tatsuru Saito i bohater Francji – Teddy Riner. Obaj walczyli spokojnie, starali się nie popełnić głupiego błędu, który przekreśliłby wysiłek całej drużyny. Rinerowi taki układ pasował. Widać było, że chce zamęczyć przeciwnika. Na początku szóstej minuty, już w dogrywce, Francuz otrzymał drugie upomnienie za pasywną postawę, czym zrównał się z Japończykiem. Chwilę później jednak chwycił rywala, podniósł hakiem jego lewą nogę i zakończył walkę rzucając go na plecy. Ippon, złoto dla Francji i drugie dla samego Rinera stały na tych igrzyskach się faktem!

Po tej akcji zmęczony Teddy tylko uniósł do góry ramię, po czym padł na tatami z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Pokazał bowiem, że jest największy. Nie tylko we Francji, ale w całej historii zawodowego judo.

Waldemar Legień: – Dawniej Francuzi mieli Davida Douillet, który wywalczył dwa tytuły mistrza olimpijskiego. Z obecnej kadry Clarisse Agbegnenou ma sześć indywidualnych tytułów mistrza świata, ale niestety teraz nie zdobyła drugiego złota, tylko brąz. W przypadku Teddy’ego możemy mówić o najlepszym zawodniku w historii. Indywidualnie posiada trzy medale olimpijskie. O drużynówce nie chcę mówić, bo to jest po prostu nowa konkurencja, więc starsi mistrzowie nie mieli szans w niej zdobyć tytułu. Indywidualnie trzy medale złote ma Tadahiro Nomura – Japończyk, który walczył w wadze do 60 kilogramów. Ale Teddy startował na pięciu olimpiadach, poza tymi złotymi medalami wywalczył też dwa brązowe. Jak dołożymy jedenaście indywidualnych tytułów mistrza świata, to nie ma i długo nie będzie następnego takiego zawodnika. Chyba nigdy nie doczekamy takiego judoki jak Teddy.

I trudno się z naszym rozmówcą nie zgodzić. Zwłaszcza, że najbardziej utytułowany judoka w historii igrzysk olimpijskich nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na tych turniejach.

– Mam nadzieję, że pojadę do Los Angeles w 2028 roku, ale najpierw muszę odpocząć, spojrzeć na ten medal, spędzić czas z rodziną. Dopiero potem wrócę do treningu, aby przygotować się do tego, by uczynić następny krok – powiedział Teddy Bear po swoim indywidualnym triumfie.

Wspomniany „następny krok” nie będzie nawet krokiem Rinera do wielkości. Tę Francuz osiągnął już dawno. Teraz rywalizuje wyłącznie o to by upewnić się, że żaden inny judoka w historii już nie przegoni go pod względem sukcesów.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o igrzyskach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Ekstraklasa

Trener Radomiaka: „Myślę, że Rocha z nami zostanie. Mamy plan”. Ważą się losy Tavaresa

Szymon Janczyk
4
Trener Radomiaka: „Myślę, że Rocha z nami zostanie. Mamy plan”. Ważą się losy Tavaresa

Komentarze

4 komentarze

Loading...