Wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz. Wiedzieliśmy, że kilku naszych siatkarzy jest pod formą. Ale kompletnie nie spodziewaliśmy się, aż takiego lania, jakie Polacy dostawali przez dwa sety od Włochów. Biało-Czerwoni zdołali co prawda podnieść się z kolan, kradnąc niespodziewanie trzecią partią. Ale ostatecznie i tak przegrali gładko. I jak tu być wielkim optymistą przed nadchodzącym ćwierćfinałem?
To od początku nie wyglądało dobrze. Po paru ładnych momentach (punkty z zagrywki Norberta Hubera czy ataki Wilfredo Leona) włoscy siatkarze zaczęli nam kompletnie odjeżdżać w pierwszym secie. Zanim się obejrzeliśmy nie mieli trzech, czterech punktów przewagi, ale prawie dziesięć. My tymczasem graliśmy bez atakującego – bo Bartosz Kurek kompletnie nie mógł wejść w mecz. Skończył tylko jeden z dziewięciu ataków w inaugurującej partii! A jego koledzy też nie błyszczeli. Tym samym Italia wygrała seta do 15.
Trener Grbić wiedział, że coś jest nie tak i nieustannie szukał nowych rozwiązań. Na przestrzeni dwóch pierwszych partii oglądaliśmy na boisku Kamila Semeniuka, Olka Śliwkę czy Tomasza Fornala. Pojawiali się Grzegorz Łomacz i Łukasz Kaczmarek. Ale nic nie przynosiło zamierzonego efektu. Byliśmy nieskuteczni, nie mieliśmy żadnych pewnych rozwiązań w ataku. A Włosi? Rewelacyjnie funkcjonował ich blok, a także gra z kontry. Praktycznie każda dłuższa akcja kończyła się punktami ekipy Ferdinando De Giorgiego.
No i cóż, w drugiej partii Polakom też nie udało się uzbierać nawet dwudziestu punktów. Byliśmy na kolanach. I powoli zaczęliśmy myśleć, że tutaj potrzeba cudu. Grbić postanowił tymczasem wrócić do mniej więcej galowego ustawienia. Na boisku znajdowali się Leon czy Kurek i tylko Fornala zastąpił Semeniuk, a Bieniek Kochanowskiego. Należało liczyć, że wreszcie zażre.
I zażarło, bo Biało-Czerwoni w końcu zaczęli grać z Włochami punkt za punkt. Problem był jednak taki, że w końcówce znowu na prowadzenie wyszli nasi rywale. Mieli przewagę 22:20. Wówczas na zagrywce pojawił się Mateusz Bieniek – i choć byliśmy już niemal pogodzeni z porażką, Polacy w cudowny sposób zdołali doprowadzić do czwartego seta! Cieszyło nas również przełamanie Bartka Kurka, który zakończył partię asem serwisowym.
To trzeba podkreślić: nasz atakujący faktycznie zaczął grać lepiej. Ale niestety, wielki comeback nie był nam dziś pisany. W czwartej partii kiedy zespoły rozgrywały długą, zaciętą akcję, to zazwyczaj kończyła się ona punktem Italii. Tak tego meczu wygrać się nie dało. Włosi triumfowali 25:20, a w całym spotkaniu 3:1.
Co zatem możemy powiedzieć? Nie dostaliśmy dzisiaj pokazu siły Biało-Czerwonych. Z Włochami w ostatnim czasie ekipa Grbicia radziła sobie dobrze, ale na igrzyskach otrzymała lekcję siatkówki. W ćwierćfinale turnieju olimpijskiego w Paryżu Polacy zmierzą się natomiast z Słowenią.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Możemy zatem przełamać dwie klątwy: olimpijską i słoweńską (ci w wielkich turniejach ogrywali nas wielokrotnie). Pozostaje liczyć, że dzisiejszy mecz był tylko wypadkiem przy pracy. I w poniedziałek zobaczymy takich Biało-Czerwonych, jak w poprzednim sezonie. To już ostatni dzwonek, żeby zacząć grać wielką siatkówkę.
Polska – Włochy 1:3 (15:25, 18:25, 26:24 20:25)
Czytaj więcej o siatkówce:
- Wilfredo Leon: Kiedy zdobywałem srebro, wewnętrznie czułem się wściekły [WYWIAD]
- Ciekawy przypadek Ferdinando De Giorgiego. Dlaczego poległ, prowadząc kadrę polskich siatkarzy?
- Ma 20 lat i gra, jakby nie miała układu nerwowego. O dziewczynie, która chciała być jak Wilfredo Leon
- Lider Brazylijczyków i jego trudny moment. „Piję wszystko, zwłaszcza gin. Chcę uciec”
- Chłopiec, który ciągle walił w ścianę. Czy Marcin Janusz może poprowadzić Polskę do złota?
Fot. Newspix.pl