Reklama

Reprezentacja zrodzona w bólach. Jak tworzyła się brązowa kadra szpadzistek?

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

30 lipca 2024, 20:51 • 7 min czytania 8 komentarzy

Nasze szpadzistki zdobyły brązowy medal na igrzyskach w Paryżu i zapisały się w historii zarówno polskiej szermierki, jak i olimpizmu. To trzechsetny krążek dla Biało-Czerwonych, a zarazem pierwszy dla kobiecej szpady. I ma wymiar symboliczny, bo w samej końcówce zapewniła go Polsce zawodniczka, która z początku nie była uwzględniana w kadrze mającej pojawić się w stolicy Francji. Jak formowała się ta wyjątkowa reprezentacja? 

Reprezentacja zrodzona w bólach. Jak tworzyła się brązowa kadra szpadzistek?

Kadra wyważona idealnie 

Każda z nich jest inna, ale łączy je miłość do szermierki. I wielki talent we władaniu bronią białą, który udowadniały już wielokrotnie – zarówno w turniejach indywidualnych, jak i drużynowych. W reprezentacji łączą doświadczenie z młodzieńczą werwą. Polskie szpadzistki, które dziś zachwyciły na igrzyskach w Paryżu i z pewnością zyskały wielu nowych fanów, są z osobna materiałem na książkę. A razem? Razem ich historie stworzyłyby film z pogranicza gatunków: thrillerów, sensacyjnych, dramatów i komedii. A czasem może i science-fiction. 

Najstarsza w biało-czerwonej ekipie jest Renata Knapik-Miazga. Nie musimy o niej pisać zbyt wiele, bo sama bardzo dużo opowiedziała o sobie w wywiadzie z Kubą Radomskim. Urodzona w 1988 roku zawodniczka jest weteranką, która indywidualnie pięć razy sięgała po mistrzostwo Polski w szpadzie. A zdetronizowała ją Alicja Klasik, choć w porównaniu do Knapik-Miazgi znajduje się ona na drugim biegunie, jeśli chodzi o wiek i rozpiętość kariery. Przyszła na świat w lutym 2004 roku, ale już jest aktualną mistrzynią Polski. Dziś na planszy olimpijskiej w Paryżu – choć walczyła krótko – nie dała po sobie poznać, że brakuje jej doświadczenia czy obycia również na międzynarodowych imprezach. Wręcz przeciwnie. 

CZYTAJ TEŻ: POLSKA W KLUBIE TRZYSTU. SZPADZISTKI ZDOBIŁY NAS TRZECHSETNY MEDAL NA LETNICH IO

Reklama

Reprezentacja to także Martyna Swatowska-Wenglarczyk i Aleksandra Jarecka, urodzone kolejno w 1994 i 1995 roku. Obie spinają kadrę Polski i występują w niej jako zawodniczki już z ugruntowaną pozycją i wieloma sukcesami, ale też z chęcią na więcej. I to więcej miało nadejść właśnie na igrzyskach w stolicy Francji, choć dla ostatniej z wymienionych szpadzistek nie było to wcale takie oczywiste.

Zamieszanie ze składem 

Na tegoroczny drużynowy turniej olimpijski nasze szpadzistki ruszały jako mistrzynie świata z 2023. Zrobiły tam fenomenalną robotę, o co zresztą nie było wcale łatwo. Co prawda droga do półfinału nie była zbyt wyboista, ale o awans do pojedynku o złoto Polki musiały walczyć z liderkami rankingu, Koreankami. I wygrały… 33:32. A w wielkim finale pokonały Włoszki, które również są piekielnie silne i na dodatek grały przed własną publicznością. Biało-Czerwone przegrywały już 10:14, potem 20:23, po czym na kosmiczny poziom weszła Swatowska-Wenglarczyk. Swój pojedynek wygrała aż 9:3, dając reprezentacji Polski szpadzistek drużynowe mistrzostwo świata w 2023 roku z wynikiem 32:28. 

W Mediolanie Polki okazały się najlepsze, choć ich skład różnił się nieco od tego, który kibice mogli zobaczyć w Paryżu. Oprócz Renaty Knapik-Miazgi i Martyny Swatowskiej-Wenglarczyk kadrę uzupełniały wtedy bowiem Magdalena Pawłowska i Ewa Trzebińska. I to właśnie o miejsce z tą ostatnią walczyła Aleksandra Jarecka, co zresztą wywołało małą aferę w środowisku. 

Składało się na to kilka czynników. Przede wszystkim Trzebińska, mimo zdobycia złotego medalu na mistrzostwach świata w Mediolanie, wciąż nie miała minimum kwalifikacyjnego na igrzyska. Ponadto na liście punktowej była na piątej lokacie, czyli za Jarecką. Ta z kolei wracała po przerwie macierzyńskiej, co być może wpłynęło na pierwotną decyzję o jej niepowołaniu do reprezentacji. Rozwścieczyło to przede wszystkim klub szpadzistki, czyli AZS AWF Kraków. Złożony protest przyniósł… dogrywkę wyborów zarządzoną przez Polski Związek Szermierczy. 

To natomiast dość dziwne, bo cały etap kwalifikacyjny w tamtym momencie był już zakończony. O brak zdecydowania obwiniano wówczas trenera kadry, Bartłomieja Języka, a także dyrektora sportowego związku, Łukasza Mandesa. I finalnie podjęto decyzję, że to jednak Aleksandra Jarecka, która zresztą w tabelach była o wiele wyżej punktowana od Ewy Trzebińskiej, pojedzie na igrzyska w Paryżu. Miało to pełne uzasadnienie sportowe, bo Jarecka przed ciążą odnosiła wiele sukcesów zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Z drugiej strony, można w pewnym sensie zrozumieć wątpliwości trenera, które przyniosło rzeczone złoto na mistrzostwach świata i występ Trzebińskiej w Mediolanie. 

Problem rozwiązany, czas na igrzyska 

Ostateczny skład na igrzyska w Paryżu wyglądał następująco: Renata Knapik-Miazga, Martyna Swatowska-Wenglarczyk, Alicja Klasik i Aleksandra Jarecka. Polki rozpoczęły swoje zmagania na planszach olimpijskich od występów indywidualnych. I, niestety, żadna z nich na pewno nie tak wyobrażała sobie tę rywalizację. Najdalej, bo do trzeciej rundy, dotarła najmłodsza ze szpadzistek, czyli Klasik. 

Reklama

Ale nie miało to aż tak wielkiego znaczenia, bo konkurs drużynowy zawsze rządzi się swoimi prawami. Potrzebne są trzy szpadzistki utrzymujące równy, wysoki poziom. A tak właśnie wygląda reprezentacja Polski kobiet we wspomnianym składzie. 

Polskie szpadzistki w Paryżu. Fot. Newspix

Zmagania rozpoczęły się od ćwierćfinału, w którym Biało-Czerwone walczyły z Amerykankami. Kadra USA to mocny przeciwnik, choć absolutnie w zasięgu naszych zawodniczek. I jeśli szermierka nie była w gronie zainteresowań wielu kibiców oglądających igrzyska w Paryżu, to po tym występie Polek na pewno zyskała uznanie wśród sporej grupy fanów widowiskowego sportu. Emocji nie brakowało, a przebieg starcia ze szpadzistkami ze Stanów Zjednoczonych przez długi czas był niekorzystny dla Renaty Knapik-Miazgi i spółki. 

Ale drużyna z Polski jest znana z walki do samego końca. Tak też było tym razem i znów – podobnie jak na mistrzostwach świata w Mediolanie – świetnie w ostatnim pojedynku pokazała się Swatowska-Wenglarczyk. Kolejny raz nie tylko wytrzymała presję, ale i odważnie zaatakowała, umiejętnie broniła, dzięki czemu Amerykanki ostatecznie zostały wyrzucone za burtę drużynowego turnieju olimpijskiego w stolicy Francji. 

I to właśnie reprezentantki tego kraju czekały na Biało-Czerwone w półfinale. Sprawdziło się niestety stare powiedzenie, które mówi, że ściany pomagają gospodarzom. Przed własną publicznością Francuzki, choć nasze szpadzistki utrzymywały z nimi kontakt przez długi czas, pokonały Polki 45:39. Ale nie oznaczało to przecież odpadnięcia z igrzysk. Medal wciąż był w zasięgu – było jednak wiadomo, że będzie on maksymalnie brązowy. 

Mecz o brąz 

O trzecie miejsce na olimpijskim podium w drużynowym konkursie szpady kobiet Biało-Czerwonym przyszło walczyć z Chinkami. Zostały one odprawione w dość brutalny sposób przez Włoszki, które zwyciężyły z nimi 45:24. Rywalki Polek o brązowy krążek igrzysk w Paryżu mogły zatem czuć się niezbyt pewnie po takiej demolce. 

I faktycznie, trema wkradła się na początku w ich występ. Świetnie zaprezentowała się Jarecka, która wygrała swój pojedynek, a punkty dołożyła też Swatowska-Wenglarczyk i po chwili było już 5:2 dla naszych szpadzistek. Chwilę później ta sama zawodniczka nieco zawiodła, popełniła kilka błędów, a na tablicy wyników widniał remis 11:11. A potem zaczął się koszmar reprezentacji Polski. 

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Zwycięstwo 7:2 Chinki Sun oznaczało sporą przewagę dla jej zespołu. 14:11 dla rywalek? Żaden problem dla ekipy Knapik-Miazgi. Kiedy polscy kibice zaczynali już powątpiewać w możliwość zdobycia brązowego i zarazem trzechsetnego w historii olimpizmu medalu dla Biało-Czerwonych, nasze szpadzistki znów zagwarantowały fanom ogromne emocje. Wróciły do gry, odrabiając punkt po punkcie, wreszcie osiągnęły remis 25:25. Z takim wynikiem Aleksandra Jarecka wyszła na planszę w ostatnim pojedynku starcia o brązowy medal igrzysk w Paryżu.

Na początku dwa punkty zdobyła Chinka i wiadomo było, że o krążek będzie piekielnie trudno. Ale po chwili Jarecka doprowadziła do wyrównania. Na minutę przed końcem emocje sięgnęły zenitu, a podsycało je jeszcze zamieszanie z wynikiem. Raz na tabeli pojawiało się 31:30 dla Polski, raz 30:30, a po chwili 30:31 dla Chin. Na cztery sekundy to jednak nasza kadra przegrywała. Jarecka rzuciła się do rozpaczliwego ataku, zdobyła punkt, a potem w dogrywce kolejny, pieczętując pierwszy w historii medal dla kobiecej szpady.

I niezwykle symboliczne jest to, że zrobiła to właśnie Aleksandra Jarecka, która w ogóle na tych igrzyskach pierwotnie nie miała się znaleźć.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix.pl

CZYTAJ WIĘCEJ O IGRZYSKACH:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Ekstraklasa

„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Jakub Radomski
10
„Jeśli dobrze mu podasz, będzie skuteczny”. Czy Nsame da wiele Legii Warszawa?

Komentarze

8 komentarzy

Loading...