Reklama

Przegrana siatkarzy z Francją była traumą. „Ktoś musiał zostać kozłem ofiarnym. Padło na mnie”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

27 lipca 2024, 15:15 • 15 min czytania 2 komentarze

Mateuszowi Bieńkowi przed spotkaniem trzęsły się ręce. Bartosz Kurek zaczął płakać tuż po ostatniej piłce. Aleksander Śliwka po powrocie do Polski przez tydzień praktycznie nie wychodził z łóżka. Fabianowi Drzyzdze siatkówka przestała sprawiać przyjemność. Na poprzednich igrzyskach polscy siatkarze , choć wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą, przegrali 2:3 w ćwierćfinale z Francją. To był wielki cios. Polakom nie pomogła wtedy pewna nagła i kontrowersyjna decyzja. Po meczu w mediach krytykowano Drzyzgę, za ciągłe wystawianie piłek do Leona i Kurka. Ale jeżeli ktoś uważnie obejrzy to spotkanie, będzie widział, dlaczego były rozgrywający reprezentacji to robił. – To nie rozegranie zdecydowało o naszej porażce – mówi dziś Drzyzga w rozmowie z Weszło.

Przegrana siatkarzy z Francją była traumą. „Ktoś musiał zostać kozłem ofiarnym. Padło na mnie”

To piąty i ostatni tekst z cyklu „Klątwa Ćwierćfinału”, które przed startem siatkarskiego turnieju na IO w Paryżu pojawiły się na naszych łamach

***

Fabian Drzyzga płacze i łamie mu się głos. Zresztą, głos Sary Kalisz z TVP, która przeprowadza z nim wywiad, też jest pełen emocji. – My robimy wszystko, żeby tutaj zasuwać, żeby tutaj grać. I zawiedliśmy sami siebie, nasze rodziny. Mam szacunek do was wszystkich, dziennikarzy, dlatego tutaj stoję i udzielam wywiadów. Oczywiście najchętniej bym poszedł do szatni i zadzwonił do żony – mówi rozgrywający reprezentacji Polski.

W tym momencie musi zrobić przerwę, zaczyna płakać, ociera łzy. – Każdy przeżywa. Jest mi przykro, jest nam przykro. Każdy z tych facetów, którzy tutaj są w sztabie – trenerzy, lekarze, masażyści – zrobili wszystko, a my przegraliśmy – dodaje.

Reklama

A gdy zostaje zapytany o przyszłość, odpowiada: – Na razie myślałem tylko o dzisiejszym meczu. Gra dla kraju jest dla mnie największym zaszczytem. W tej chwili jednak odpadliśmy z igrzysk i to jest dla nas, prywatnie, delikatnie mówiąc, słaba rzecz.

Rozmowa miała miejsce kilkanaście minut po zakończeniu ćwierćfinału igrzysk olimpijskich w Tokio, w którym Polacy, choć spotkanie przez długi czas układało się im nieźle, przegrali 2:3 z późniejszym mistrzem, Francją.

– Nie chcę używać dużych słów, bo to tylko sport, ale po igrzyskach w Tokio przez jakiś czas nie chciało mi się grać w siatkówkę. Ona przestała mi sprawiać przyjemność, po prostu. Bez wsparcia rodziny, przede wszystkim żony, pewnie dłużej tkwiłbym w takim stanie. Na szczęście ocknąłem się dość szybko. Czas leczy rany, choć tamten mecz z Francją to moja największa sportowa porażka i nic już tego nie zmieni – mówi dziś Drzyzga w rozmowie z Weszło.

Fabian Drzyzga, podczas przygotowań do igrzysk w Tokio 

„Nie obchodziły mnie te głosy”

Był jednym z tych, którym po tamtej przegranej oberwało się trochę w mediach. Niektórzy zarzucali Drzyzdze, że grał w tym spotkaniu schematycznie i przewidywalnie: piłka do Wilfredo Leona, piłka do Bartosza Kurka, później znów Leon, Kurek i tak w kółko. Pisano, że nie ufał innym kolegom. Liczby w pewnym sensie to potwierdzają: Leon i Kurek wykonali w tym meczu łącznie aż 80 (!) ataków. W reprezentacji Polski w ostatnich latach takie coś zdarzało się wyjątkowo rzadko. Obaj byli niesamowicie skuteczni w ataku (kapitalne 68% Leona i niewiele gorsze 64% Kurka), zdobyli w meczu z Francją kolejno 29 i 26 punktów. Wszyscy pozostali Polacy razem – 23 punkty.

Reklama

Tyle że jeśli obejrzy się jeszcze raz, uważnie, tamten mecz, widać, że Drzyzga próbował grać inaczej, ale po kolei odpadały mu kolejne opcje. W pierwszym secie, wygranym przez Polaków 25:21, dość mocnym punktem drużyny był też Michał Kubiak. Ale ówczesny kapitan kadry, który w Tokio nie był w pełni zdrowy, w drugim secie zgasł. Vital Heynen kombinował, wpuścił za niego Aleksandra Śliwkę, ale jemu zupełnie nie wyszedł ten mecz (tylko jeden skończony atak na dziewięć). W miejsce Śliwki pojawiał się Kamil Semeniuk, ale grał niewiele lepiej. Kubiak nie wrócił już do gry. Dlatego Drzyzga miał problem, który rozwiązywał, koncentrując się na dwóch pewniakach.

Krytyczne głosy kompletnie mnie nie obchodziły. Ktoś musiał zostać kozłem ofiarnym i padło na mnie. Nie mam z tym problemu. Wiem, jak zagrałem w tym spotkaniu i wiem też, jak wyglądał każdy z moich kolegów. Mieliśmy mankamenty w swojej grze. W siatkówce gra się czasami tak, jak boisko, ale też przeciwnik ci pozwalają. Bartek i Wilfredo byli wtedy w niesamowitym gazie. Gdybym, powiedzmy, 10 piłek z rzędu wystawił do kogoś innego, też byłyby jakieś pomyje pod moim adresem – ocenia Drzyzga.

Regularnie sięgali po medale

Polacy polecieli do stolicy Japonii jako mistrzowie świata z 2018 roku. Później, przed igrzyskami, był brąz (2019) oraz srebro (2021) Ligi Narodów, a także brąz mistrzostw Europy w 2019 roku. W tym ostatnim turnieju Biało-Czerwoni przegrali tylko jedno z dziewięciu spotkań, ale padło na półfinał, w którym w Lublanie, przy niesamowitym tumulcie miejscowych kibiców, ulegli 1:3 Słoweńcom. Ciągle byliśmy w światowej czołówce, czego dowodem regularne medale, ale nie wygrywaliśmy każdej imprezy, choć do zespołu dołączył Leon, w teorii najlepszy wówczas siatkarz świata. Medal w Tokio, nieważne jakiego koloru, wydawał się jednak w stolicy Japonii bardzo prawdopodobny.

Polscy siatkarze, lecący do Tokio 

W 2016 na igrzyska w Rio lecieliśmy z chęcią wygrania turnieju, ale podświadomie wiedzieliśmy, jak ciężko szło nam przed igrzyskami. Przed Tokio było inaczej. Czuliśmy, że jesteśmy jednym z głównych kandydatów do złota – mówi Drzyzga.

Gdy Polacy wygrali swoją grupę (jedyna taka sytuacja podczas pięciu ostatnich igrzysk) i stało się jasne, że wpadną w ćwierćfinale na Francuzów, w opinii publicznej zapanował spory optymizm.

Zapomniano jednak o kilku kwestiach. Pierwsza – Francuzi to zespół nieobliczalny, drużyna zżytych ze sobą bon vivantów, imprezowiczów, która w każdej chwili mogła odpalić. Druga – oni przyjmują zagrywkę prawdopodobnie najlepiej na świecie. Trzecia – Francuzi w swoim pierwszym spotkaniu w Tokio nie mieli szans z Amerykanami, awansowali do fazy pucharowej rzutem na taśmę i byli szczęśliwi, że już tam są. To sprawiło, że do kolejnych spotkań podchodzili na luzie, a Polacy przed ćwierćfinałem mieli w głowach, że w końcu muszą go wygrać. I jeszcze jedno – nasi rywale byli w Japonii w dużo trudniejszej grupie, więc, jak ująłby to Nikola Grbić, „zdążyli nabyć odpowiednie przeciwciała”, które przydały się bardzo w fazie pucharowej.

Nie czuliśmy przed tym meczem jakiejś olbrzymiej presji. Dobrze nam było ze świadomością, że to Polacy uchodzą za faworyta. Widziałem jednocześnie, że forma moich siatkarzy rośnie – tłumaczy Laurent Tillie, trener, który poprowadził na tamtej imprezie Francuzów do złota.

Gdyby nie COVID, igrzyska zostałyby rozegrane zgodnie z planem, w 2020 roku, a Polacy najprawdopodobniej pojechaliby na nie w nieco innym składzie. W sezonie 2020/21 Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w świetnym stylu wygrała Ligę Mistrzów i w składzie na Tokio, oprócz Pawła Zatorskiego, znaleźli się Śliwka, Łukasz Kaczmarek, Jakub Kochanowski i Semeniuk. Każdy z nich to nieco inny przypadek. Zwłaszcza kariera tego ostatniego nagle nabrała sporego rozpędu, o czym Semeniuk tak opowiedział w niedawnym wywiadzie na naszych łamach:

– To był trochę szalony czas. Przyszła pierwsza selekcja i znalazłem się w grupie na Ligę Narodów. Gdy dostałem pierwsze powołania, usłyszałem od taty: «Synek, choćbyś miał tam tylko ręczniki czy bidony podawać, to jedź i walcz o swoje. Ale może się załapiesz». Na Lidze Narodów zaczęły się indywidualne spotkania z trenerem Heynenem, podczas których przedstawiał nam nasze szanse na wyjazd na igrzyska. Miał specjalny wykres, wyglądający trochę jak licznik samochodowy. Na początku był zielony, później, po przekroczeniu pewnej wartości, stawał się czerwony. Siadam, a tu się okazuje, że urządzenie wskazuje w moim przypadku około 90% szans na igrzyska. Zdziwiłem się.

Świetny wynik ZAKS-y nie przełożył się na wsparcie reprezentacji w najważniejszym momencie. W meczu z Francją Kaczmarek, Śliwka, Kochanowski i Semeniuk łącznie zdobyli tylko sześć punktów. Choć zaznaczmy – powołanie każdego z tej czwórki na igrzyska nie było kontrowersją.

Motywacja N’Gapetha

Każdy siatkarski mecz, zwłaszcza te wyrównane, ma kilka piłek, które są kluczowe dla jego wyniku. Ten też miał. Tie-break, Francja prowadzi w nim 2:1. Na zagrywce pojawia się największy gwiazdor rywali, Earvin N’Gapeth. Geniusz, ale też enfant terrible światowej siatkówki, znany z licznych afer. Potrafił np. pobić konduktora w pociągu. N’Gapeth serwuje z wyskoku – zaskakuje Polaków nie tylko dobrą zagrywką, ale i tym, że jednocześnie wydaje z siebie głośny krzyk. Przyjmujemy, Drzyzga wystawia do Leona, który uderza potężnie, ale piłkę jakimś cudem podbija świetny francuski libero, Jenia Grebennikov. Piłka zmierza w stronę N’Gapetha. 90% siatkarzy nie zdecydowałoby się z tej pozycji na atak, ale on wyskakuje i uderza piłkę, która przelatuje między rękami Piotra Nowakowskiego, dotykając ich, i wylatuje na aut. 3:1 dla przeciwników. „Niebywałe!” – krzyczy z podniecenia komentator francuskiego Eurosportu.

N’Gapethowi ten mecz na początku nie wychodził, wskoczył na wyższy poziom mniej więcej w połowie spotkania. Francuz miał coś do udowodnienia, mierząc się z Polską z Leonem w składzie. W marcu 2019 roku udzielił mi wywiadu, jeszcze dla „Przeglądu Sportowego”, w którym stwierdził, że Leon nie powinien móc grać dla reprezentacji Polski. Fragment wypowiedzi N’Gapetha:

– On jest Kubańczykiem. Urodził się tam, występował w reprezentacji Kuby podczas ważnych turniejów i teraz nagle ma grać dla innego kraju? Nie rozumiem tego i myślę, że podobnie myśli zdecydowana większość osób. Ale widzę też, że robią to inni. Kilka lat temu udzielałem dużego wywiadu włoskim mediom i zapytano mnie: «Co myślisz o tym, że pochodzący z Kuby Osmany Juantorena będzie grał dla Italii?». Odpowiedziałem: «Jestem Francuzem. Przez całe życie gram tylko dla tej reprezentacji. Gdyby nagle w mojej drużynie narodowej pojawił się przybysz z zewnątrz i przez to trafiłbym na ławkę, byłbym wściekły». Nie cofam tych słów, wciąż tak uważam. Artur Szalpuk został w młodym wieku mistrzem świata, rozegrał wiele bardzo dobrych spotkań. Podejrzewam, że waszą dwójkę przyjmujących będą stanowili Leon i Michał Kubiak, więc Szalpuk stanie się rezerwowym. I jak zareaguje? Powie: «Ok, nie mam z tym żadnego problemu?». Czy raczej: «Co to, do cholery, ma być?!». Ja bym na pewno zareagował w ten drugi sposób”.

N’Gapeth skrytykował w tej rozmowie przepis, pozwalający zawodnikom typu Leon czy Juantorena na granie po latach dla innej dorosłej reprezentacji. O samym Wilfredo w tym samym wywiadzie wypowiadał się pochlebnie, mówiąc o jego największych atutach. Ale wiadomo, jak działa duża część dzisiejszych mediów – bezrefleksyjnie, szukając sensacji. Polskie, ale też zagraniczne serwisy zaczęły krzyczeć w nagłówkach, że N’Gapeth w ostrych słowach uderzył w Leona. Francuz stwierdził, że Leon nie powinien móc grać dla Polski, a wszyscy cytowali to na zasadzie: „Leon nie powinien grać dla Polski”. Niby jeden wyraz, ale jednak pewna różnica, prawda? Pojawił się nawet felieton, wypominający N’Gapethowi, że jego ojciec, Eric, urodził się w Douali, stolicy Kamerunu i to dla tego kraju grał w latach 1977-1980, a później, w latach 1982-1990, reprezentował Francję. Wymowa miała być mniej więcej taka: „Zapomniałeś, Earvin, co robił twój tata”. Ale czy dziecko ma jakikolwiek wpływ na wybory ojca, tym bardziej, że, gdy ten zaczął grać dla Francji, nie było go jeszcze na świecie?

Earvin N’Gapeth, lider reprezentacji Francji 

Wiem z kilku źródeł, że tak przekazywane dalej słowa N’Gapetha nie spodobały się Leonowi. Wrogość byłaby na pewno za dużym słowem, ale obaj zaczęli się wzajemnie traktować trochę tak, jakby chcieli sobie coś udowodnić. Mecze między nimi stały się dla obu ważniejsze. Właśnie dlatego N’Gapeth czuł w Tokio taką satysfakcję, gdy widział, że mimo znakomitej gry Leona, drużyna z nim w składzie jest coraz bliższa porażki.

Było 2:1 w setach i 7:4 w czwartym

Kilka chwil po akcji N’Gapetha Trevor Clevenot, drugi z francuskich przyjmujących, który rozkręcał się wraz z trwaniem spotkania, dostaje piłkę na lewym skrzydle. Polacy z tej strefy mieli problem. Clevenot, mimo potrójnego bloku, który wydaje się dobrze ustawiony, uderza po skosie i kapitalnie trafia w boisko. 5:2 dla Francji.

Kolejna akcja – Śliwka źle przejmuje zagrywkę, piłka leci na drugą stronę, w bok, ale Drzyzga jakimś cudem ją podbija. Śliwka teoretycznie mógłby próbować ataku, choć nie jest to łatwa sytuacja, ale przebija piłkę oburącz, tuż nad siatką, a blokiem popisuje się rozgrywający znakomite spotkanie francuski atakujący Jean Patry. W tym momencie Polacy sprawiają wrażenie godzących się z losem. Gdy niedługo później robi się 9:4 w tie-breaku, trener Francuzów mówi swoim zawodnikom: „Jest bardzo dobrze, ale zachowajcie spokój”. Chwilę później kamera pokazuje stojącego w kwadracie Kubiaka. Jego mina raczej nie wyraża nadziei, że koledzy odwrócą losy spotkania. Obok niego Śliwka, który został już zdjęty z boiska. Nie jest w stanie stać, ciągle nerwowo spaceruje w różne strony.

Polska przegrała z Francją, mimo że prowadziła 2:1 w setach, a w czwartej partii było 7:4 dla Biało-Czerwonych. Później świetnie grał N’Gapeth, ciągle znakomity poziom utrzymywał Patry, do tego Francuzi skończyli kilka ataków środkiem, co było problemem po naszej stronie. Rywale zdominowali też nas w bloku, zdobywając w ten sposób przez cały mecz aż 16 punktów, podczas gdy Polacy jedynie sześć.

Jakiś czas temu obejrzałem sobie jeszcze raz to spotkanie. Uważam, że to było dobre widowisko z obu stron, a my nieco gorzej zagraliśmy w końcówce. Przegraliśmy to spotkanie sportowo, a nie dlatego, że ktoś bał się grać, czy miał muchy w nosie. Na pewno też to nie rozegranie zadecydowało o naszej porażce – komentuje Drzyzga.

Fabian Drzyzga, z Michałem Kubiakiem 

Ciekawa sytuacja miała miejsce w tie-breaku, przy stanie 12:7 dla Francji: atakuje Leon, piłka odbija się od bloku i leci poza boisko. W tym momencie paradę obronną wykonuje… szkoleniowiec rywali. Tillie uśmiecha się, gdy pytamy go o tamtą sytuację. – No co? Po prostu odezwała się we mnie dusza byłego zawodnika. Nie mogłem pozwolić, by piłka, będąc koło mnie, najpierw odbiła się od boiska – tłumaczy.

„Najlepszy zawodnik świata jest Francuzem”

Mecz z Polską był też w pewnym sensie przełomowy dla Antoine’a Brizarda. W 2017 roku opuścił Spacer de Toulouse i przeniósł się do Warszawy, gdzie został zawodnikiem ONICO. Miły, grzeczny, na początku trochę onieśmielony zainteresowaniem siatkówką i atmosferą na polskich halach. Wtedy był jednym z wielu obcokrajowców w naszej lidze, ale szybko zaczął pokazywać swoje atuty. W rozegraniu może czasami zbyt schematyczny, ale potrafi dołożyć do tego świetną zagrywkę i bardzo dobry blok. W Tokio to on już w pierwszym secie zmienił na pozycji wystawiacza Benjamina Toniuttiego. Wszedł na parkiet i raz zaserwował świetnie, a chwilę później drugi raz, robiąc asa na Kubiaku. Brizard rozkręcił się i do końca spotkania znakomicie dyrygował grą Francuzów, wykorzystując coraz lepszą dyspozycję swojego dobrego kolegi, N’Gapetha. Obaj pochodzą z Poitiers i znają się świetnie od lat.

Miałem świadomość, że sposób gry Antoine’a może być bardzo skuteczny przeciwko Polakom. Widzieliśmy też, że wasz zespół nie radził sobie na lewym skrzydle. Wykorzystywaliśmy to – mówi Tillie.

Widać było, że wygrana z Polską bardzo podbudowała Brizarda – kilka dni później Francja rozgrywa wielki finał igrzysk. Po drugiej stronie siatki Rosjanie, grający jako Rosyjski Komitet Olimpijki. Jest piąty set, a w nim 13:12 dla Francji. Kluczowy moment, gigantyczna presja. Potężnie zagrywa Jegor Kliuka, świetnie przyjmuje N’Gapeth. Piłka leci do Brizarda, Rosjanie są przekonani, że zaraz komuś wystawi, a on kiwa i zdobywa czternasty punkt. Kompletne zaskoczenie i piłka meczowa dla Francji. Dziś Brizard jest powszechnie uznawany za jednego z najlepszych rozgrywających świata. Miesiąc temu we Francji powstał film, zatytułowany „Antoine Brizard – najlepszy zawodnik świata jest Francuzem”. Wypowiadają się w nim koledzy z boiska, ale i rodzice. Obejrzało go już 150 tys. ludzi.

„Ból. Wielki ból”

Jest jeszcze jeden ważny wątek, który miał wpływ na porażkę z Francją. Przed igrzyskami w Tokio było postanowione, że zwycięzca polskiej grupy swój ćwierćfinał rozegra o 9.00 rano japońskiego czasu, czyli o 2.00 w Polsce. Dlatego Polacy często ćwiczyli o 7.00, żeby ich organizmy były na to gotowe.

Trener Heynen wierzył, że będziemy najlepsi w grupie. Ja też w to wierzyłem, dlatego regularnie wstawałem o 6.00 rano. Tymczasem niedługo przed meczem zostało to zmienione. Nagle dowiedzieliśmy się, że jednak będziemy grać o 21.30 [14.30 w Polsce – przyp. red.]. Kwestia pieniędzy, rynku telewizyjnego. Pamiętam, że tamtego dnia ciągle się kręciłem. Tu jakaś drzemka, tu gdzieś poszukałem sobie szczęścia. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Na pewno miało to jakiś wpływ na naszą dyspozycję – wspomina Drzyzga.

Dla Mateusza Bieńka Tokio to były drugie igrzyska. Środkowy, obecnie występujący w Aluronie CMC Warcie Zawiercie, ma opinię zawodnika, który nigdy na boisku nie odczuwa większego stresu. Ale przed spotkaniem z Francją było inaczej. Słowa Bieńka z wywiadu, który dwa miesiące temu opublikowaliśmy na Weszło: „Jakąś godzinę czy półtorej przed wyjazdem z hotelu czułem się dziwnie. Pamiętam, że zaczęły mi się trząść ręce. Nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego i nie za bardzo wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Miałem pokój jednoosobowy i tak naprawdę zostałem z tym wszystkim sam. Nie było się do kogo odezwać, bo większość chłopaków zrobiła sobie popołudniową drzemkę. Ja raczej nie mam tego w zwyczaju. Gdy jechaliśmy na halę, ten strach wciąż we mnie był, ale na szczęście przeszedł, gdy zaczęliśmy rozgrzewkę. Nagle poczułem się mega naładowany, potrafiłem zmienić go w coś pozytywnego. Szkoda tylko, że przegraliśmy tamten mecz”.

Bieniek mówi wprost, że po porażce z Francuzami uronił wiele łez, bo miał w głowie, jak blisko był awans do półfinału. Ale nie on jeden. Chwilę po ostatniej akcji kamery pokazały Kurka, który od razu zaczął płakać. Pocieszał go m. in. Paweł Zatorski. Gdy słuchało się pomeczowych wywiadów, widać było, w jak dużym szoku po spotkaniu byli Biało-Czerwoni, którzy wtedy, ale też dzisiaj opowiadają o różnych stanach oraz momentach.

Kamil Semeniuk, tuż po meczu: – Na razie nie dociera do mnie, że te igrzyska już się dla nas kończą.

Leon, teraz: – Byłem bardzo zdenerwowany i smutny. Włożyłem w ten turniej czas, serce, myśli, marzenia, wszystko razem, i nic z tego nie wyszło. To był ból, wielki ból.

Śliwka w rozmowie z Weszło, która ukazała się w kwietniu tego roku: – To moment, do którego nie lubię wracać, ale pamiętam, że po powrocie z Japonii przez tydzień czułem się, jakbym był chory. Praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Bolał mnie brzuch. Podnosiłem się, coś jadłem i znowu się kładłem. Nie mogłem funkcjonować. Czułem wielki żal, wciąż wielki stres i ogromne poczucie winy oraz smutku. Trzeba było przepracować to w głowie. To był najbardziej dołujący moment w mojej przygodzie z siatkówką, który gdzieś tam odbił się na zdrowiu psychicznym, ale pomoc mojej żony (Jagody Gruszczyńskiej, czołowej siatkarki plażowej w Polsce – przyp. red.), najbliższej rodziny i wsparcie ze strony innych osób pozwoliły mi stanąć szybciej na nogi i skupić się na pracy.

Heynen tuż po meczu był ewidentnie zdołowany. Mówił o tym, że jego zespół zaczął mecz bardzo dobrze, ale później za bardzo chciał zamknąć spotkanie i w pewnym momencie zbyt szybko tracił ważne punkty. Gdy teraz chciałem porozmawiać z nim do tego tekstu, Belg, prowadzący obecnie męską reprezentację Chin, odpisał: „Pozwólmy chłopakom skupić się na przyszłości i zdobyć medal. Wracanie do spotkania z Francuzami im nie pomoże”.

Heynen przed wylotem na igrzyska do Tokio 

Heynen w 2021 roku doprowadził jeszcze Polaków do brązowego medalu mistrzostw Europy, po czym pożegnał się z naszą kadrą. Jego następca, Nikola Grbić, zdecydował się mocno zmienić skład. Serb od początku kadencji nie powołuje Drzyzgi, natomiast kariery reprezentacyjne oficjalnie zakończyli Kubiak, Nowakowski oraz libero Damian Wojtaszek.

Drzyzga: – Chłopaki mają teraz swoje małe problemy, ale każda drużyna z jakimiś się boryka. Życzę im medalu w Paryżu, obojętnie jakiego. Stanowczo zbyt długo czekamy w Polsce na taki sukces.

Polska – Francja 2:3 (25:21, 22:25, 25:21, 21:25, 9:15)

Fot. Newspix.pl 

TU ZNAJDZIESZ POPRZEDNIE CZĘŚCI “KLĄTWY ĆWIERĆFINAŁU”: 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
14
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Igrzyska

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
14
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
56
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

2 komentarze

Loading...