Reklama

Odwet za Tokio. Czwórka podwójna w Paryżu popłynie po medal?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

21 lipca 2024, 17:44 • 11 min czytania 2 komentarze

Podczas poprzednich igrzysk olimpijskich czwórka podwójna mężczyzn w wioślarstwie była jedną z największych polskich nadziei medalowych. Do ich spełnienia podopiecznym Aleksandra Wojciechowskiego zabrakło zaledwie trzy dziesiąte sekundy. Jednak tym razem Polacy – Fabian Barański, Mirosław Ziętarski, Mateusz Biskup i Dominik Czaja – są jeszcze mocniejsi, niż trzy lata temu. – Sytuacja z Tokio nas napędza. Każdy z obecnej osady był już czwarty na igrzyskach, bo Mateusz z Mirkiem zajęli to miejsce pływając w czwórce w Rio de Janeiro, więc wszyscy mają coś do udowodnienia – mówi nam ostatni z wymienionych. W sobotę nasi reprezentanci awansowali do finału swojej konkurencji, a dziś o godzinie 12:26 powalczą o medale.

Odwet za Tokio. Czwórka podwójna w Paryżu popłynie po medal?

TRZY DZIESIĄTE DO SZCZĘŚCIA

Przed Tokio Biało-Czerwoni byli mocni. Może wówczas nieco przykleiło się do nich czwarte miejsce, będące chyba zwiastunem tego, co może czekać ich w Kraju Kwitnącej Wiśni. Czwórka podwójna w składzie Fabian Barański, Szymon Pośnik, Wiktor Chabel i Dominik Czaja, zajmowała lokatę tuż za podium podczas mistrzostw Europy, a także na dwóch zawodach z cyklu Pucharu Świata: w Sabaudii i Lucernie. Za to PŚ w Zagrzebiu Polakom udało się ukończyć na drugim miejscu. Mało tego, Biało-Czerwoni byli wówczas aktualnymi wicemistrzami świata. Choć w tym miejscu warto zaznaczyć, że tytuł ten wywalczyli dwa lata wcześniej, w 2019 roku w austriackim Ottensheim.

Mimo wszystko, w pierwszym wyścigu na regatach olimpijskich zawodnicy Aleksandra Wojciechowskiego pokazali moc. Biało-Czerwoni wygrali swój bieg w czasie 5:39.25, co było najlepszym rezultatem eliminacji. Niestety w finale szybsze od nich okazały się osady z Holandii, Wielkiej Brytanii i Australii. Do ostatniej z wymienionych, która ukończyła wyścig w czasie 5:33.97, naszym reprezentantom zabrakło… zaledwie 0.3 sekundy. W wioślarstwie, gdzie rywalizacja toczy się na dystansie 2000 metrów, taka różnica to jak przegrana dosłownie o włos.

Kiedy zapytaliśmy Dominika Czaję, czy ta bolesna porażka sprzed trzech lat wciąż im ciąży, wioślarz odpowiedział:- Zadra po Tokio na pewno była, ale nie wiem czy w nas jeszcze jest. Już rok później pokazaliśmy, jak bardzo wartościowymi zawodnikami jesteśmy. W 2022 roku zdobyliśmy mistrzostwo świata, później w kolejnym roku brązowy medal mistrzostw świata. Sytuacja z Tokio nas napędza. Każdy z obecnej osady był już czwarty na igrzyskach, bo Mateusz z Mirkiem zajęli to miejsce pływając w czwórce w Rio de Janeiro, więc wszyscy mają coś do udowodnienia.

Reklama

WSZYSTKO NA CZWÓRKĘ

Czaja wspomniał o Mateuszu Kupcu i Mirosławie Ziętarskim, których można nazwać nowymi-starymi twarzami czwórki podwójnej. Obaj pływali w tej osadzie właśnie w Rio de Janeiro. Byli obecni także w Tokio, lecz tam rywalizowali w dwójce podwójnej. Ostatecznie skończyli tak jak ich rodacy z czwórki, na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu.

Czaja:- W Tokio trener Wojciechowski zadecydował, że wystawimy dwie mocne osady. Zarówno nasza czwórka podwójna, jak i Mateusz i Mirek, to były osady, które zdobyły medale mistrzostw świata – zawodów będących równocześnie kwalifikacjami olimpijskimi. Zmiana w składzie czwórki podwójnej pojawiła się rok po igrzyskach, kiedy w 2022 roku na ostatnim Pucharze Świata trener chciał sprawdzić możliwie najmocniejszy skład. Wtedy wygraliśmy ten trzeci, finałowy Puchar Świata w Lucernie. Później pojechaliśmy na Mistrzostwa Europy, gdzie zajęliśmy drugie miejsce, a sezon zakończyliśmy mistrzostwem świata w czeskich Racicach.

Innymi słowy, tym razem Biało-Czerwoni stawiają wszystko na jedną osadę. Dlatego szansę na medal ma tylko czterech zawodników. Jednak naszym zdaniem, lepsza jest najmocniejsza czwórka, niż ryzykowanie rozdzieleniem sił na dwie osady, które są „tylko” dobre. Tym sposobem szlakowym osady jest Fabian Barański, środkowe dziury zajmują Mirosław Ziętarski i Mateusz Biskup, a na ostatniej płynie Dominik Czaja. Choć sam zainteresowany nieco inaczej wytłumaczył nam kolejność w czwórce.

– W Polsce akurat nazewnictwo jest odwrotne. Na świecie pozycja w której ja siedzę, jest określana jako pierwsza, bo pierwszy wpływam na metę. U nas w kraju mówi się, że płynę jako czwarty. Znajduję się tam ponieważ jestem zawodnikiem, który charakteryzuje się wysoką dynamiką. Już od wielu lat zajmuję tę pozycję. Z kolei za nasze tempo i rytm odpowiada szlakowy – czyli ten, który siedzi w łodzi plecami do pozostałej trójki. W trakcie wyścigu mamy ustalone, kto odpowiada za kontrolę rywali i daje hasło do przyspieszenia – wyjaśnił Dominik.

Wioślarza zapytaliśmy także o warunki fizyczne, które muszą wyróżniać zawodników w tym sporcie. Trudno bowiem nie zauważyć, że każdy z nich to rosły chłop. Najniższy Dominik mierzy bowiem około 188 centymetrów wzrostu.

Reklama

– Przez lata utarło się, że w wioślarstwie są potrzebni bardzo wysocy ludzie. Może teraz nieco się od tego odeszło, ale my i tak mamy średnią wzrostu osady wynoszącą powyżej 190 centymetrów. Jednak nasze sylwetki są dosyć smukłe, atletyczne, bo wioślarstwo to połączenie wysiłku siłowo-wytrzymałościowego. Spory wzrost się przydaje, ponieważ podjeżdżając na wózkach które są w łodzi, im jesteśmy wyżsi, tym łatwiej łapiemy zasięg pracy wiosła w wodzie, nie wyginając się w żaden inny sposób – tłumaczył Czaja.

TRENER TEN SAM, PRZYGOTOWANIA NIECO INNE

Szkoleniowcem czwórki podwójnej jest Aleksander Wojciechowski. Nie ma co owijać w bawełnę – 74-letni trener to prawdziwa instytucja polskiego wioślarstwa. To poznaniak był odpowiedzialny za utworzenie słynnej czwórki Adam Korol, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński i Konrad Wasielewski, która dzięki komentarzowi Dariusza Szpakowskiego bardziej znana jest kibicom jako „Terminatorzy, Dominatorzy”. Zaiste byli oni prawdziwymi terminatorami, bo w latach 2005-2009 aż cztery razy zdobywali tytuł mistrzów świata, a podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie w cuglach wygrali olimpijskie złoto.

Nie oznacza to jednak, że Wojciechowski pod względem przygotowań zatrzymał się w czasie. Owszem, legendarny szkoleniowiec zbudował solidne fundamenty, na podstawie których kształtuje kolejnych mistrzów. Ale cykl treningowy jest nieustannie korygowany, dostosowywany do nowych potrzeb i poszczególnych zawodników.

– Trener Aleksander Wojciechowski posiada bardzo duże doświadczenie. Nie mówię, że tylko z nami, bo ja trenuję z nim odkąd jestem w seniorach. Ale trener prowadził też wcześniej bardzo dobre osady mistrzów świata i mistrzów olimpijskich, posiada na koncie wiele sukcesów. Charakteryzuje go to, że nie powiela kropka w kropkę utartych schematów. Ćwicząc pod jego okiem rok w rok, prowadzę dzienniczek treningowy, w którym widzę drobne, delikatne zmiany w planach – również w kwestii przygotowania do głównej imprezy– powiedział Dominik Czaja.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Z Wojciechowskim od 2022 roku współpracuje Robert Sycz – wioślarska legenda, która wraz z Tomaszem Kucharskim zdobywała dwa złote medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata w dwójce podwójnej kategorii lekkiej. – Robert Sycz jest trenerem asystującym. Na ten moment jest z nami i przygotowuje Piotra Płomińskiego, który jest rezerwą do naszej czwórki i trenuje na jedynce. Piotr to bardzo utalentowany zawodnik, zeszłoroczny mistrz młodzieżowy mistrz świata. Trener Robert pływa z nami głównie, kiedy podczas zgrupowań schodzimy na dwuosobowe łodzie. I oczywiście wspiera trenera Aleksandra w całym procesie przygotowań – mówił Dominik Czaja.

ZDECYDUJE SIŁA MIĘŚNI… I TOR

Wspomnieliśmy o tym, jak to do Biało-Czerwonych przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio trochę przyczepiło się czwarte miejsce – jak się okazało, będące nieco złym omenem. W tym sezonie Polscy wioślarze radzą sobie jednak lepiej, niż trzy lata temu. Uczestniczyli oni bowiem w dwóch zawodach Pucharu Świata, a także mistrzostwach Europy, które rozegrano w kwietniu w węgierskim Szegedzie. Każde z tych zawodów Barański, Ziętarski, Biskup i Czaja kończyli na podium… ale nie wszystkie wyniki zadowoliły ich ambicje.

– Trzecie miejsce podczas tegorocznych mistrzostw Europy mocno nas podrażniło, ponieważ warunki panujące na torze w węgierskim Szegedzie nie były do końca sprawiedliwe – mówi Dominik Czaja. – Później na Pucharze Świata byliśmy już drudzy, ze stratą trochę ponad sekundy za mistrzami świata, więc uważam, że to był dobry sprawdzian przed igrzyskami. Następnie wygraliśmy Puchar Świata w Poznaniu, ale tam nie było pełnej stawki, więc był to mocno kontrolny start, do którego właściwie się nie przygotowywaliśmy. Jesteśmy na dobrej drodze do igrzysk. O wszystko dba trener Aleksander Wojciechowski. Pracujemy też z fizjoterapeutą i dietetykiem, którzy dbają o nas również poza treningami.

Na tym etapie chyba zgodzimy się, że trudno w tym wszystkim nie doszukiwać się sporych nadziei na medal w Paryżu. Jest doświadczony szkoleniowiec. Jest zgrana ekipa, która od dwóch lat pływa w tym samym składzie i w każdym roku znajduje się na pudle, albo je wygrywa. Oczywiście, poza Polakami w czwórce podwójnej występuje kilka świetnych ekip, jak Holandia, Włochy (odpowiednio mistrzowie i wicemistrzowie świata) czy Wielka Brytania.

Czwórka podwójna podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy. Od lewej: Dominik Czaja, Mateusz Biskup, Mirosław Ziętarski i Fabian Barański.

Z tego względu, w obliczu tak wyrównanej stawki, o medalu mogą zaważyć… czynniki zewnętrzne. Wioślarstwo nie zawsze jest bowiem dyscypliną sprawiedliwą. Czasami do ostatecznego sukcesu przyczynia się występ na odpowiednim polu startowym. Bo każda osada płynie po tym samym akwenie, lecz chociażby z powodu ułożenia trybun, niektóre tory są bardziej narażone na powiewy wiatru i fale. Wydawać by się mogło, że to szczegóły. Lecz przy tak wyrównanej stawce mogą one wpływać na układ podium.

Tak było w tym roku w podczas mistrzostw Europy w Szegedzie. Polska osada wygrała tam swój bieg eliminacyjny, a do finału dostała się z najlepszym czasem spośród wszystkich ekip. Tam jednak sędziowie podjęli decyzję o relokacji osad. Relokacja polega na tym, że arbitrzy oceniają, jakie warunki panują na akwenie i zgodnie ze swoim osądem przyznają najlepsze tory tym osadom, które w eliminacjach popłynęły najszybciej. Jednak na Węgrzech dokonano złej oceny sytuacji na wodzie – Polaków ulokowano na najgorszym torze, stąd zamiast o zwycięstwo, walczyli oni o trzecie miejsce z Brytyjczykami.

– Nikt z nas osobiście nie był na torze we Francji – mówi Dominik Czaja. – Z tego co słyszeliśmy od osób które tam były, tor jest wyjątkowy pod względem warunków. Te niestety są na nim ciężkie i trzeba będzie być na to gotowym. W niektórych miejscach tor jest nieosłonięty, przez co potrafi zawiać bardzo mocny boczny wiatr i robi się na nim fala.

Mimo wszystko, chociaż czasami sędziowie podejmują kontrowersyjne decyzje w kwestii przyznawania bądź nieprzyznawania torów, potencjalne zwycięstwo wyścigu eliminacyjnym przybliży Polaków do walki o medale.

Czaja:– Jeśli wygramy nasz wyścig eliminacyjny , to w razie gdyby na torze panowały niesprawiedliwe warunki, sędziowie mogliby podjąć decyzję o relokowaniu. Wtedy płynęlibyśmy na torze faworyzowanym według arbitrów, którzy wybierają, jaki jest najlepszy. Ale nie zawsze sędziowie decydują się na taki ruch. Na przykład na igrzyskach w Tokio wygraliśmy swoje eliminacje – i to z bardzo dobrym czasem. Niestety tam nie podjęto tej decyzji, co moim zdaniem miało wpływ na niektóre wyścigi. Mimo wszystko najlepiej jest wygrać eliminacje, bo wtedy ma się tę szansę, że będziesz na uprzywilejowanym torze, kiedy taka decyzja o relokacji zapadnie.

Pozostaje zatem liczyć na to, że tor na akwenie Vaires-sur-Marne Nautical będzie równy dla wszystkich. A jeśli nie, to że tym razem arbitrzy w kluczowym momencie podejmą dobrą decyzję i wystawią najlepsze osady na dobrych torach. Bo o siłę i wytrzymałość naszych zawodników jesteśmy spokojni.

PO MEDAL. ALE JAKIEGO KOLORU?

W sobotnich kwalifikacjach bezpośrednio do finału awansowały: z pierwszego wyścigu osady Holandii (czas 5:41.69) i Wielkiej Brytanii (5:44.82), zaś z drugiego Włosi (5:43.31) oraz Polacy (5:44.39). To właśnie te reprezentacje powinny rozstrzygnąć pomiędzy sobą kolejność na podium. A to oznacza, że dla jednej z nich najzwyczajniej w świecie zabraknie tam miejsca i będzie musiała poznać gorycz zakończenia rywalizacji na najboleśniejszej dla sportowca, czwartej pozycji. Mamy nadzieję na to, że wszystko nie rozstrzygnie się tak, jak trzy lata temu, kiedy tę pozycję zajęli Polacy.

Wyraźnymi faworytami do zwycięstwa są wioślarze z Holandii, startujący w składzie Lennart van Lierop, Finn Florijn, Tone Wieten, Koen Metsemakers. Holandia będzie bronić złotego medalu z Tokio, gdzie pobiła nawet rekord świata. Wprawdzie od tamtej pory wymienili dwóch członków osady, ale ubiegłoroczne mistrzostwa globu, a także sobotnie kwalifikacje na znajdującym się nieopodal Disneylandu akwenie pokazały, że to wciąż najlepsza załoga wioślarska na świecie. Oglądając ich poczynania w łódce ma się wręcz wrażenie, jakby byli jakimiś klonami, bo prezentują tak idealnie zsynchronizowane ruchy.

Zdobycie złota wydaje się być dla Polaków bardzo trudnym zadaniem do zrealizowania, ale Barański, Ziętarski, Biskup i Czaja naszym zdaniem mają bardzo duże szanse na wywalczenie srebrnych medali. Owszem, w biegu eliminacyjnym Polacy dopłynęli za aktualnymi wicemistrzami świata z Włoch, jednak pomiędzy oboma osadami nie było zbyt dużej różnicy. Poza tym nasza osada zapewne sama zdaje sobie sprawę z tego, że wynikami z eliminacji w finale nie należy się sugerować. W końcu w Tokio to oni wykręcili najlepszy czas w pierwszym starcie, a finał potoczył się inaczej, niż sami zainteresowani by tego chcieli. Eliminacje dla najlepszych ekip są trochę startem na przetarcie. Takim, który trzeba zaliczyć i skupić się na finale.

Tak naprawdę więc, dopiero dziś poznamy realną siłę najlepszych osad, kiedy każdy jej członek będzie musiał dać z siebie wszystko, doprowadzając swoje mięśnie do granicy wytrzymałości. Finał konkurencji czwórki podwójnej zaplanowano na godzinę 12:26.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o igrzyskach olimpijskich:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
0
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Igrzyska

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
0
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej
Ekstraklasa

Ponad Śląskiem 715 klubów w Europie, czyli WKS najgorszy na kontynencie

AbsurDB
12
Ponad Śląskiem 715 klubów w Europie, czyli WKS najgorszy na kontynencie

Komentarze

2 komentarze

Loading...