Reklama

Bije rekord za rekordem, śpiewał hity Justina Biebera. Świat tyczki według Armanda Duplantisa 

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

05 sierpnia 2024, 17:26 • 11 min czytania 7 komentarzy

Nazywany geniuszem tyczki, zdetronizował legendarnego Siergieja Bubkę. W wieku niespełna 21 lat pobił jego rekord świata, który przez ponad ćwierć wieku był dla zawodników nieosiągalny. Zanim to zrobił, założył się z kierownikiem kadry narodowej o to, czy skoczy powyżej 6 metrów i zdobędzie złoty medal. Przegrany musiał… zjeść własną bieliznę. Życie Armanda Duplantisa to determinacja i profesjonalizm wymieszane z szaleństwem oraz nietuzinkowym poczuciem humoru. Oto człowiek, który właśnie przeskoczył poprzeczkę zawieszoną na wysokości 6,25 m! 

Bije rekord za rekordem, śpiewał hity Justina Biebera. Świat tyczki według Armanda Duplantisa 

Armand Duplantis – geniusz skoku o tyczce 

Tyczka w rękach trzylatka 

Stany Zjednoczone, południowo-zachodnia Luizjana, średniej wielkości miasto Lafayette. To właśnie tam na początku listopada 1999 roku urodził się Armand Duplantis, czyli popularny Mondo. I od razu miał wszelkie argumenty ku temu, by zostać zawodowym sportowcem, a nawet i ponadprzeciętnym lekkoatletą. Jego ojciec, Greg, świetnie radził sobie w skoku o tyczce, gdzie jego rekord życiowy wynosił 5,80 m. Był też wielokrotnym reprezentantem kraju. Z kolei matka, Helena, była szwedzką wieloboistką i niegdyś również siatkarką. 

Ale to dyscyplina uprawiana przez tatę bardziej spodobała się młodemu Armandowi. Gdy miał zaledwie trzy lata, chwytał w ręce tyczkę i próbował swoich sił na specjalnie przygotowanym stanowisku w przydomowym ogrodzie. A zaledwie rok później mały Mondo ogłosił całej rodzinie, że zostanie mistrzem świata, przynajmniej tak twierdzi po latach Greg Duplantis. 

Nigdy jednak nie wymuszał na swoim synu, by ten skakał o tyczce. No, ale jak to, spytacie – przecież sam postawił na działce skrzynię, materac i stojaki z poprzeczką. Tak, z tą różnicą, że dla młodego Armanda było to powszechne jak obręcz do koszykówki będąca nieodłącznym elementem większości amerykańskich domów (w tym również zresztą i tego zamieszkiwanego przez rodzinę Duplantisów). I przede wszystkim Mondo mógł jeszcze w ogródku grać w baseball, wspinać się po linach, robić deskorolkowe akrobacje na specjalnej rampie czy skakać na trampolinie. Ten szalony plac zabaw przygotował ojciec, który po prostu chciał zapewnić swoim dzieciom niezapomniane dzieciństwo. 

Reklama

Armand, jak sam przyznawał wielokrotnie w wywiadach, nie miał żadnej presji ze strony rodziców. Nie naciskali oni też na jego dwóch starszych braci, którzy zresztą obrali inne kierunki. Urodzony w 1993 roku Andreas, choć przez pewien czas skakał o tyczce, wybrał zarządzanie markami modowymi dla sportowców. A 3 lata młodszy od niego Antoine został solidnym baseballistą. Sam Mondo nigdy nie był przymuszany do trenowania, raczej po prostu dobrze się bawił. Nie traktował także tego nazbyt poważnie, bo przygotowanie siłowe pod kątem wyczynowego uprawiania sportu rozpoczął dopiero w wieku 16 lat. 

 

Braki fizyczne ujawniły się dwa lata wcześniej, kiedy Armand został awaryjnie dowołany do sztafety 4 × 400 metrów na stanowych mistrzostwach. Swoją zmianę, może w niezbyt imponującym tempie, ale ukończył. Przypłacił za to pierwszymi w życiu skurczami – te były na tyle silne, że Duplantis następnego dnia ledwo mógł chodzić. 

Sam skok o tyczce nie jest w Stanach Zjednoczonych popularnym kierunkiem, jeśli chodzi o sport wśród najmłodszych. Zdecydowanie częściej wybierane są takie dyscypliny, jak np. wspomniany baseball, hokej, futbol amerykański czy koszykówka. Szybko jednak okazało się, że to właśnie pokonywanie coraz wyżej zawieszonej poprzeczki jest dla młodego Armanda Duplantisa najlepszym wyborem. W wieku zaledwie 10 lat Mondo przy bardzo dobrej technice przeskakiwał już poprzeczkę zawieszoną na wysokości niespełna 4 metrów. I tak zaczęła się jego dominacja. 

Reklama

Dyscyplina dla szaleńców 

Mówi się, że bramkarz w piłce nożnej musi mieć w sobie coś z ekscentryka. Takie samo zdanie mają o sobie tyczkarze, którzy uważani są zresztą za dość charakterystyczną grupę sportowców. Dobrze się ze sobą rozumieją, często określając swój zawód jako dziwaczny i szalony. Mówił o tym sam Armand Duplantis, a wtóruje mu jeden z najlepszych polskich zawodników w skoku o tyczce, mistrz świata z Daegu 2011, Paweł Wojciechowski. Ale zaznacza przy tym, że już od najmłodszych lat Mondo był jednocześnie zawodnikiem skoncentrowanym na swoim celu – biciu rekordu świata. 

Sam fakt bycia tyczkarzem świadczy, że jest ciekawym człowiekiem. Zdarzyło nam się mieszkać w jednym pokoju na zawodach, mam nawet filmiki, na których śpiewa piosenki Justina Biebera (śmiech). Poznałem go jako młodego chłopaka i od zawsze cechowała go też skromność. Byłem zresztą świadkiem, gdy pierwszy raz udało mu się zrobić rekord świata. Poszedłem do niego i powiedziałem: Mondo, jesteś gotowy, żeby dzisiaj skoczyć 6,30 m. Odpowiedział mi, że nie chce nawet o tym myśleć, bo na ten moment to było jego marzenie i będzie się koncentrował na kolejnym rekordzie, ale wyższym o centymetr. To świadczy, że nie buja w obłokach, twardo stąpa po ziemi i nie skupia się na rzeczach nieosiągalnych. Potwierdzają to również jego wyniki, bo przecież z roku na rok wciąż utrzymuje niesamowity poziom – opowiada o Duplantisie Wojciechowski. 

Mondo udowadnia jednak, że ma w sobie sporo rzeczonego szaleństwa. W 2018 roku założył się z kierownikiem kadry, który zresztą wcześniej jako trener szwedzkiej reprezentacji odegrał kluczową rolę w sprowadzeniu Armanda właśnie do drużyny Trzech Koron, o… zjedzenie własnej bielizny. Tak dziwaczna stawka wynikała z faktu, że Jonas Anshelm powątpiewał w zdobycie złota i jednoczesne przekroczenie bariery 6 metrów, a Duplantis chciał mu utrzeć nosa. Na mistrzostwach Europy rozgrywanych w Berlinie nie strącił poprzeczki zawieszonej na wysokości 6,05 m, co dało mu dość niespodziewanie złoty medal i zwycięstwo w zakładzie. 

Armand Duplantis

Armand Duplantis cieszący się z kolejnego rekordu świata. Fot. Newspix

Duplantis, mimo skromności, o której wspomina Paweł Wojciechowski, bywa niekiedy bardzo ekspresyjny. Było to w szczególności widać po pobiciu rekordu świata w Eugene w 2022 roku. Kiedy Mondo zorientował się, że jego próba została zaliczona, wpadł w ogromną euforię, zbiegł na bieżnię stadionu i zaprezentował kibicom… salto w przód. 

Jak mówi ojciec Armanda, tyczkarze to ryzykanci, którzy lubią dobrą zabawę. Sprawdza się to w przypadku jego najmłodszego syna. Kiedy wraca do Luizjany, wciąż wykorzystuje znajdujące się w ogrodzie rodzinnego domu stanowisko do skoków. Z tą różnicą, że nie ma tam zbytnio warunków, by podnosić poprzeczkę na wysokości choćby zbliżonej do najlepszych wyników Duplantisa. Mondo postanowił więc, że urozmaici swoje próby. Na jednej z nich, zamiast klasycznego rozbiegu, wykorzystał… dwukołową deskorolkę elektryczną. I w taki sposób przeskoczył ponad 3 metry. 

To szaleństwo Greg Duplantis widział w Armandzie od najmłodszych lat. Nie ingerował w nie, a jedynie dbał o to, by Mondo się nie zabił”. Z kolei jego matka, Helena, która obecnie jest również dietetyczką sportowca, musiała się sporo napracować, by zmienić nawyki żywieniowe syna. Ten, niczym typowy mieszkaniec Luizjany, kochał zajadać się smażonym w głębokim tłuszczu kurczakiem, a przed samymi startami stawiał na słodycze. Od małego nie znosił za to warzyw. 

Amerykański styl życia zmienił się wraz z nadejściem wyników znacznie przybliżających go do sukcesów w seniorskim etapie kariery. Wtedy też Mondo stał się reprezentantem Szwecji. 

Amerykański Szwed 

Mimo że Armand Duplantis urodził się i wychował w Stanach Zjednoczonych, największe sukcesy zdobywa już dla kadry Trzech Koron. Do takiego ruchu namawiała go przede wszystkim matka, która jest Szwedką. W zmianie barw narodowych pomogła też zawziętość wspomnianego trenera, Jonasa Anshelma. Po latach wspominał w wywiadach, że Mondo w wieku 14 lat skakał wyżej od praktycznie wszystkich seniorskich zawodników w Szwecji. Szkoleniowiec sprytnie wykorzystał fakt reprezentowania kraju leżącego na Półwyspie Skandynawskim przez starszego brata Armanda, Andreasa. Skontaktował się z nim, a następnie z ojcem tyczkarzy. 

I to właśnie Greg Duplantis początkowo był największą przeszkodą w realizacji misternego planu. Nie wyrażał bowiem zgody na to, by Mondo trenował w Szwecji i był jej zawodnikiem na międzynarodowych turniejach. Co więc zrobił przebiegły Anshelm? Zaproponował ojcu Armanda posadę w kadrze, gwarantując mu możliwość dołączenia do sztabu szkoleniowego przygotowującego jego syna w nowej reprezentacji. Taki argument najwyraźniej trafił do seniora rodu Duplantisów, bo zgodził się na oferowane warunki. 

W ten sposób Szwecja pozyskała nowego, narodowego boga sportu. 

Armand Duplantis

Armand Duplantis na tle szwedzkiej flagi. Fot. Newspix

Oczywiste jest bowiem, że w USA Armand nigdy nie byłby tak rozpoznawalny, jak w Europie. Zresztą, gdyby przeprowadzić sondę uliczną w różnych stanach, pytając napotkanych ludzi o to, czy poznają Mondo, pewnie w dalszym ciągu więcej osób zamiast niego jako gwiazdę wskazałoby jego brata, Antoine’a. Bo to przecież baseball jest jedną z kluczowych dyscyplin w amerykańskim sporcie. 

Proces naturalizacji sportowców często przebiega, mówiąc w bardzo łagodny sposób, różnie. Znamy przecież piłkarzy choćby naszej reprezentacji, którzy mimo występów z orzełkiem na piersi, nie potrafią do dziś sklecić poprawnie zdania po polsku. Zupełnie inaczej do sprawy podszedł Armand Duplantis, rozpoczynając intensywną naukę języka szwedzkiego. Co więcej, przeprowadził się do Uppsali, kupił Volvo i zaczął pochłaniać skandynawską kulturę. A że jest człowiekiem ambitnym, pracowitym i inteligentnym, szybko udało mu się osiągnąć zamierzony cel. 

Według Pawła Wojciechowskiego Mondo na początku bardzo obawiał się wywiadów przeprowadzanych już po szwedzku. Tyczkarz z Bydgoszczy zdradził nam również, że kiedyś rodzice Duplantisa kupili mu na święta… słownik polsko-angielski, by lepiej dogadywał się z Biało-Czerwonymi. Dziś natomiast Armand praktycznie biegle posługuje się językiem kraju Trzech Koron. Występuje w lokalnych programach telewizyjnych, a w nauce i czasem jeszcze tłumaczeniu poszczególnych zwrotów pomaga mu jego partnerka, Desiré Inglander – modelka ze Szwecji. 

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Obecnie Duplantisa stawia się w tym państwie mniej więcej na równi ze Zlatanem Ibrahimoviciem. To ogromne wyróżnienie, o którym Mondo mógłby raczej pomarzyć, zostając tyczkarzem reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Doprowadziły jednak do tego także przede wszystkim jego wyniki sportowe. A te są przecież kosmiczne. 

Midas skoku o tyczce 

Można mówić o tym, że dyscyplinę miał w genach, że przygotowywał go ojciec i starsi bracia. Wreszcie, że dysponował świetnym zapleczem we własnym domu, które pozwoliło mu rozwinąć skrzydła jako tyczkarzowi. Ale to wszystko nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie ogromny talent Armanda Duplantisa. Aby to zrozumieć, należy nieco szerzej spojrzeć na całą dyscyplinę. Królował w niej przez długi czas Serhij Bubka, który aż 35 razy poprawiał rekord świata. 

Choć oczywiście osiągnięcia ukraińskiego mistrza są imponujące, to obecnie nie znaczą już zbyt wiele w kontekście tego, co na zawodach robi Mondo. Mowa przede wszystkim o startach na stadionach, gdzie zresztą Duplantis czuje się lepiej niż na hali. 31-letni Bubka na otwartym obiekcie we włoskim Sestriere nie strącił poprzeczki zawieszonej na wysokości 6,14 m. Dziś Armand dzierży rekord świata, który od wyczynu Ukraińca jest lepszy już o 11 centymetrów. 

Jeśli rozmiar ma gdzieś znaczenie, to właśnie w skoku o tyczce. A najlepsze rezultaty bije się najczęściej latami, centymetr po centymetrze. Mondo do tej pory poprawiał swoje rekordy dziewięciokrotnie, zatrzymując się na 6,22 m na hali i wspomnianym 6,25 m na stadionie. Ostatni rezultat uzyskał na igrzyskach w Paryżu, poprawiając wynik z tegorocznego mityngu Diamentowej Ligi w chińskim Xiamen pod koniec kwietnia. Zawody oczywiście wygrał, podobnie jak większość poprzednich w swojej seniorskiej karierze. 

Armand Duplantis to bowiem prawdziwy Midas skoku o tyczce. Od startów na mistrzostwach świata juniorów młodszych w 2015 roku, najważniejsze imprezy międzynarodowe Mondo przeważnie kończył ze złotym medalem zawieszonym na szyi. Mało imponujące? Wymieńmy więc po kolei wszystkie najważniejsze sukcesy w jego seniorskiej karierze: w 2018, 2022 i 2024 został mistrzem Europy, a w 2022 i 2023 mistrzem świata. Igrzyska? Pierwsze miejsce w Tokio, imponujące zwycięstwo w Paryżu. Diamentowa Liga? Wygrana przez trzy lata z rzędu (2021, 2022, 2023). Może zatem Duplantis jest jedynie tyczkarzem stadionowym? Nic bardziej mylnego. W jego dorobku są też tytuły halowego czempiona globu (2022 i 2024), a także Starego Kontynentu (2021). 

Mówimy zarazem o zawodniku, który w listopadzie tego roku skończy… 25 lat. 

O ogromnym potencjale i umiejętnościach Armanda wspomniał też Paweł Wojciechowski. Według niego Mondo jest w stanie wyśrubować rekord świata w skoku o tyczce na długo, osiągając nawet niewyobrażalne 6,40 m: 

Czekaliśmy na następcę Bubki przez wiele, wiele lat. Pobił go co prawda Renaud Lavillenie [6,16 m w 2014 roku na halowych zawodach w Doniecku – red.], ale był to jednorazowy wyczyn. A Duplantis pokazał, że jest w tym konsekwentny i będzie dalej przesuwał tę granicę. Moim zdaniem przyszłość stoi przed nim otworem. Musi sobie to wszystko teraz poukładać i dobrze zaplanować. Jeśli chodzi o jego potencjał, to rozsądnie można mówić o wysokości 6,40 m. Wspominał też o takim celu tata Armanda – ocenia Wojciechowski. 

Armand Duplantis

Duplantis w konkursie skoku o tyczce na mistrzostwach Europy w Rzymie, 2024. Fot. Newspix

Kluczową kwestię w całym procesie ustanawiania kolejnych rekordów świata w skoku o tyczce stanowi czas. Do tego dochodzi motywacja, na którą uwagę zwraca również Paweł Wojciechowski:  

Pytanie, czy wystarczy mu czasu, jeśli ma zamiar śrubować rekord centymetr po centymetrze. Poza tym dziś patrzymy na jego występy pod kątem bicia tych rezultatów. Nie zastanawiamy się za bardzo, czy Mondo wygra, bo to stało się oczywiste. Jemu do zwycięstwa w większości zawodów wystarczy 5,90 czy 6 metrów, które on często osiąga w pierwszych próbach. I myślę, że każdemu sportowcowi w takiej sytuacji byłoby trudno znaleźć motywację do dalszego skakania w konkursie, w którym szybko jest już po rywalizacji – startujemy przecież po to, by wygrywać. Zresztą ta różnica między rekordem świata a wynikiem zapewniającym triumf na imprezach międzynarodowych, to przecież na ten moment 25 cm. A taka zmiana wysokości – niezależnie od tego, jak dobry zawodnik ma dzień – jest naprawdę sporym przeskokiem. To zresztą również kwestia dopasowania tyczki, stojaków, odpowiedni dobór odległości – tłumaczy Wojciechowski. 

Na horyzoncie trudno faktycznie znaleźć tyczkarza, który mógłby zagrozić Duplantisowi. I tak też było na igrzyskach w Paryżu. Tu Mondo był murowanym kandydatem do złota, ale, jak sam mówił, walka o olimpijski medal jest dla niego nieco bardziej stresująca. Wynika to głównie z faktu, że w takiej imprezie nie ma za bardzo miejsca na pomyłki, bo odbywa się ona przecież co cztery lata. I przez to tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy ta jedna szansa nie będzie zarazem tą ostatnią. 

Kibicom lekkoatletyki pozostaje wierzyć, że Armand Duplantis wystąpi też w Los Angeles w 2028 roku. Igrzyska w USA z pewnością byłyby dla wychowanego w Lafayette tyczkarza wyjątkowym wydarzeniem. Na tę chwilę rozkoszujmy się jednak kolejnym rekordem świata w wykonaniu Mondo, czyli 6,25 m w Paryżu.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix.pl

Czytaj więcej o lekkoatletyce:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
19
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

7 komentarzy

Loading...